Część 75


Następnego dnia

Alex

Budzę się o świcie z nieznośnym bólem głowy. Wczorajszy dzień był straszny, a dzisiejszy zapowiada się jeszcze gorszy. Wychodzę z pokoju i zauważam śpiącego Sadara na kanapie w salonie. Nie musiał zostawać, nie prosiłam go o to, ale jestem mu wdzięczna za to. Jest dla mnie wsparciem, choć mojego bólu nikt nie jest w stanie usunąć. Tylko pozostający Carter w Edenie, może przywołać harmonię w moim życiu. Dzisiaj go wyrzucą, dzisiaj muszę się z nim pożegnać i nie mam pojęcia jak mam to zrobić. Moje serce pęknie, gdy tylko zamkną za nim bramę.

– Jak się czujesz? – pyta zaspanym głosem Sadar. Przeciera palcami oczy, po czym siada na kanapie i przeciąga dłonią po swoich dłuższych włosach.

– Fatalnie – odpowiadam szczerze, na co Sadar patrzy na mnie ze smutkiem.

Następnie wstaje z kanapy, podchodzi do mnie i umieszcza dłonie na moich pliczkach.

– Musisz być dzielna Adams. Wszystko w końcu się ułoży – oznajmia, po czym składa pocałunek na moim czole. W innym przypadku odepchnęłabym go, ale wiem, że jego intencje są niewinne. Nie chodzi mu o zbliżenie się do mnie, Sadar nie wykorzystałby zaistniałej sytuacji, aby mnie zdobyć. To przyjacielski gest, nic więcej, a raczej aż tyle. W końcu odsuwa się ode mnie, po czym rusza w stronę wyjścia. – Na chwilę pójdę do siebie, muszę spakować plecak dla Carter.

– Co?

– Nie możemy go wypuścić bez niczego. Spakuję noże, naczynia, jedzenie...

Sadar przestaje mówić, gdy widzi moją minę. Muszę wyglądać jak największe nieszczęście na świecie. Nie wgłębia się w kolejne szczegóły, tylko przytakuje i z opuszczoną na dół głową, wychodzi z domu.

Idę do kuchni, aby napić się wody. Po kilku łykach, znów odczuwam silne konwulsje w żołądku. Biegiem pędzę do łazienki. Ledwo trafiam do muszli klozetowej. Nie jadałam przez prawie cały wczorajszy dzień, więc niewiele mogłam wydalić, ale i tak czuję się paskudnie. Odruchowo kładę dłoń na brzuchu. Nie widać po nim oznak ciąży, to zbyt wcześnie, a jednak czuję, jak maleństwo, które rośnie we mnie wszystko zmienia.

Po opłukaniu ust i twarzy, wracam do salonu. Moje spojrzenie pada na kurtkę Sadara, którą zostawił na fotelu. Chwytam za odzienie, aby móc zanieść je przyjacielowi i wtedy coś wypada z wewnętrznej kieszeni. Podnoszę zwitek papieru, odkładam kurtkę na kanapę i rozkładam papier. Przed moimi oczami ukazuje się mapa, a na niej zaznaczone miejsca. Poznaje sygnaturę Edenu. Sygnaturę, która powtarza się kilka razy, ale w innych miejscach z inną przypisaną liczbą. Wtedy zdaje sobie sprawę na co patrzę.

– Jest ich więcej...

Od razu w mojej głowie pojawia się rozwiązanie. Skoro znaleźliśmy ten Eden, to dlaczego nie mielibyśmy odnaleźć innego? Nie będą znać naszej historii, będziemy przybyszami, którzy szukają schronienia. Wiem, że to ryzyko. Taka podróż znów zajmie nam sporo czasu i wysiłku, ale przynajmniej będziemy razem.

Pierwszy raz od zobaczenia Cartera w kajdankach, czuję nadzieję. Nadzieję, która z każdą sekundą rośnie w moim sercu. Z uśmiechem na twarzy idę w stronę drzwi wejściowych, a gdy je otwieram, momentalnie zamieram widząc kto stoi przed nimi.

– Elizabeth?

– Możemy porozmawiać? – pyta cicho, wręcz drążącym głosem. Patrzę na sąsiadujący dom, w którym znajduje się Sadara. Chciałam się z nim rozmówić na temat mapy i moje planu, ale nie mogę zignorować teraz Elizabeth. Nie, kiedy mój ukochany zakończył żywot jej ojca. Należą się jej wyjaśnienia.

– Wejdź – mówię równie cicho. Nie spodziewałem się jej przyjścia, nie pomyślałam o tym, jak ona musi się czuć w tej sytuacji. Jak bardzo musi być zrozpaczona i zmieszana. Nawet jeśli Noah okazał się draniem, wręcz bestią, ona nie jest niczemu winna. – Jak się czujesz Elizabeth?

– Źle, sama nie wiem, co mam myśleć. Już dawno nie miałam takiego mętliku w głowie.

– A ja nie wiem co mam ci powiedzieć.

– To nie twoja wina Alex.

– Ani twoja.

Dziewczyna wygląda na równie wyczerpaną emocjonalnie. Nasze życia wywróciły się do góry nogami. Z dnia na dzień wszystko się posypało.

– To prawda, że jesteś w ciąży? – pyta i choć jestem zaskoczona, że o tym wie, nie chcę wchodzić w dyskusję, więc przytakuję. – Zostaniesz mamą.

– Mamą... – powtarzam po niej i wtedy dociera do mnie, jaka odpowiedzialność na mnie spoczywa. Sadar tłumaczył mi, jak bardzo moje postrzeganie na świat się zmieni, gdy będę już trzymałą w ramionach dziecko. Mylił się. Poczułam to teraz, gdy na głos ktoś nazwał mnie mamą. Zerkam na zwiniętą mapę w mojej prawej dłoni i nachodzą mnie wątpliwości. A jak nie uda nam się odnaleźć kolejnego przyczółku? A jeśli coś się stanie naszemu dziecku?

Nagle czuję dotyk na moich ramionach. Elizabeth patrzy na mnie zmartwiona i nagle zdaję sobie sprawę, że łzy powróciły. Spływają po moich pliczkach i nie potrafię tego kontrolować. Elizabeth przytula mnie mocno do siebie. Nie powinna okazywać mi współczucia czy też wsparcia. Powinna być wściekła na mnie i na Cartera. Powinna nas nienawidzić.

Biorę głęboki oddech, aby uspokoić swoje emocje, następnie odsuwam się powoli od Elizabeth. Ta nadal przygląda mi się ze smutkiem w oczach. Nie wiem kogo bardziej żałuje, siebie czy mnie. Ona straciła ojca, a ja stracę mężczyznę, którego kocham. Dziecko, które noszę pod sercem również straci tatę.

– Chciałaś porozmawiać – mówię już spokojniejszym głosem. Ścieram mokre ślady po łzach na policzkach i czekam na jej odpowiedź.

Gdy już ma się odezwać, słyszę pukanie do drzwi. Elizabeth znów wygląda na stłamszoną.

– Oczekujesz kogoś?

– To pewnie Sadar, zostawił tu swoje rzeczy.

– Rozmawiałam z nim wczoraj.

– Z Sadarem? – pytam zaskoczona.

– Tak, chciał zapytać o mojego...ojca. Szukał dowodów na jego...

Dziewczyna nie kończy zdania, ta cała sytuacja nie tylko jest dla niej trudna i przytłaczająca, ale także krępująca.

– Dlatego do mnie przyszłaś? Chciałaś porozmawiać o komendancie? – pytam kolejny raz, ale ponownie rozlega pukanie do drzwi. Wkrótce Sadar bez oczekiwania na otwarcie, sam wchodzi do domu.

– Alex? – woła moje imię, a gdy wkracza do korytarza, tuż obok salonu i zauważa Elizabeth, zatrzymuje swoje kroki. – Elizabeth? Co tutaj robisz? – pyta spokojnie, choć wyczuwam w jego głosie nutkę optymizmu. Jakby czekał, aż dziewczyna pojawi się z rewelacjami na temat Noah.

– Chciałam zobaczyć, jak się miewa Alex. Kiedy powiedziałeś, że może być w ciąży, martwiłam się o nią i o to jak znosi całą tą sytuację.

Sadar spogląda na mnie współczująco. Momentami zadziwia mnie jego postawa. Już znamy się jakiś czas, wiele razem przeszliśmy, ale nadal potrafi mnie zaskakiwać.

– Przemyślałaś naszą wczorajszą rozmowę? – pyta, po czym kieruje swój wzrok na Elizabeth.

– Nie mam dowodów na to, że miał coś wspólnego ze śmiercią Brie. Przykro mi.

– To nie twoja wina Elizabeth – dodaję od siebie, gdy widzę, że Sadar nie chciał kończyć tego tematu. – Sadar, zostawiłeś swoją kurtkę i to – mówię, po czym wysuwam w jego stronę dłoń, w której trzymam mapę. Teraz to na mnie skupia swoją uwagę. Dobrze wie co trzymam. Pytanie tylko, dlaczego mi o tym nie powiedział. – Elizabeth, czy mogę cię przeprosić na chwilę? Muszę zamienić słowo z przyjacielem – oznajmiam spokojnie, choć w duchu, aż cała się trzęsę. Dziewczyna przytakuje, po czym wchodzę do salonu. Sadar podąża za mną. Kiedy odwracam się w jego stronę sięga po kurtkę, po czym zakłada ją na siebie.

– Jesteś zła – oznajmia.

– Tak, dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś? To nie jest jedyny Eden. Uznałeś, że nie powinnam o tym wiedzieć?

– Nie wiedzieliśmy co zrobić z tą informacją. Nie ma nawet pewności, że te placówki nadal istnieją. To może być stara mapa.

– Nie wiedzieliśmy? Chcesz powiedzieć, że Carter też widział tę mapę?

– Nie będę cię oszukiwać, skoro mleko i tak już się rozlało. Tak, wie o innych placówkach.

– Czy wyście zwariowali? Przecież to rozwiązuje nasze problemy.

– Niby w jaki sposób?

– Mogę opuścić Eden razem z Carterem. Możemy znaleźć inne miejsce do życie. Już raz nam się udało.

– Ledwo uszliście z życiem, gdy tutaj zmierzaliście. Myślisz, że odszukanie kolejnego Edenu będzie łatwiejsze? A może twój obecny stan ułatwi wszystko? Przypomnij sobie Midland i o tym jakich ludzi tam spotkałaś.

– Przestań....

– Dlaczego? Chciałaś szczerości, to ją masz. Nadal jesteś dla wielu zbirów atrakcyjnym towarem...

– Nie jestem przedmiotem.

– Dla nich taką wartość będziesz miała. A potem twoje dziecko stanie się czyjąś własnością. Oby tylko nie była to dziewczynka, bo czeka ją marny los.

– Nie mów tak, nie chcę nawet myśleć w takich kategoriach.

– A powinnaś, bo poza murami tego miejsca, każdą opcję musisz brać pod uwagę. Tę, w której Carter zostaje zabity i ty wraz z dzieckiem jesteś na czyjeś łasce także. Przykro mi, ale takie mamy realia i wasza miłość nie zmieni tego. – Sadar podchodzi do mnie i zabiera z mojej ręki mapę. Chowa ją do wewnętrznej kieszeni, po czym patrzy mi prosto w oczy. Włożę mapę do plecaka wraz z potrzebnymi rzeczami.

Sadar nie musi nic więcej tłumaczyć, wiem dla kogo szykuje ekwipunek. Szukam w głowie lepszych argumentów dla podjęcia trudnej decyzji w sprawie opuszczenia Edenu wraz z Carterem, ale ich nie odnajduję. Sadar wychodzi z salonu i nagle zatrzymuje się na korytarzu, jakby w coś się wpatrywał. Następnie słyszę, jak wymawia imię mojego gościa.

– Elizabeth? Co się dzieje?

Wychodzę także z pomieszczenia i również przyglądam się dziewczynie, która wpatruje się w portrety namalowane przeze mnie.

– Elizabeth? – pytam tym razem ja, po czym zbliżam się do niej. Gdy dotykam jej ramienia, jej ciało najpierw drży, a potem wiotczeje jakby miała zaraz upaść. – Sadar, pomóż mi! – wołam, po czym oboje podtrzymując ją, prowadzimy do sypialni. Ostrożnie pomagamy jej usiąść na łóżku, po czym Sadar cofa się do tyłu, a ja kucam tuż przed nią. – Sadar, przynieś szklankę wody. – Kiedy zostajemy same, dotykam jej policzka i z przerażeniem patrzę na jej bladą twarz. – Co się dzieje Elizabeth, źle się czujesz? Zakręciło ci się w głowie?

– Rysunek...ten mężczyzna z brodą... – mówi nieskładnie, po czym kolejny raz jej uwaga skupia się na czymś innym. Jestem zaskoczona, gdy chwyta do ręki misia, którego położyłam na szafce nocnej.

– Elizabeth? Co się dzieje?

– Znam tego misia.

– Co takiego? Znasz Pana...

– Pana Śmieszka.

– Elizabeth...

– To była moja zabawka.

Kiedy wypowiada te słowa, wszystkie części układanki składają się w całość w mojej głowie. Rozpoznała Franka na szkicu, rozpoznała rudego misia, którego mi wręczył.

– Ty jesteś Maddie. Mój Boże, ty jesteś zaginioną córką Franka – mówię cicho, a dziewczyna patrzy na mnie ze łzami w oczach.

– Myślałam, że to wszystko..., że sobie to wyobraziłam. Byłam mała, ale...mówili, że to przez stres, że uciekałam w świat fantazji.

– Noah to ci wmówił?

– On i...ludzie, którzy rządzili przed Rebeką. Tłumaczyłam, ale nie słuchali. W końcu uwierzyłam im. Mój ojciec...o Boże, to nie był mój ociec... – mówi łamiącym się głosem, po czym znów zalewa się łzami.

Ja również jestem oszołomiona, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Gdybym nie narysowała szkicu, gdyby Frank nie podarował mi tego misia, prawda nigdy nie wyszłaby na jaw. Elizabeth do końca życia tkwiła by w kłamstwie, które wmówiono jej, gdy była maleńkim dzieckiem. Dzieckiem, które nie potrafiło się obronić, nie potrafiło dotrzeć do dorosłych.

Do pokoju powraca Sadar, więc wstaję i kieruję na niego swój wzrok. Zdezorientowany patrzy na Elizabeth, którą pochłonęła rozpacz.

– Co się dzieje? – pyta ostrożnie, zerkając na mnie.

– Chciałeś dowodów na to, że Noah był sukinsynem? Masz go przed sobą.


Tytuł "Ukryta tożsamość" nie tyczył się tylko Alex, która udawała chłopaka przez większość książki. Chodziło także o innych bohaterów. Noah, który był tak naprawdę przestępcą. Sadar, który jest dobrym człowiekiem, ale nie chce tego okazywać. I Elizabeth, a raczej zaginiona przed laty Maddie. Mam nadzieję, że taki obrót sprawy Wam się spodobał :-)

W weekend pojawią się dwa ostatnie rozdziały...:-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top