Część 64


Alex

Gdy Carter udał się na trening, ja postanowiłam zajrzeć do ośrodka medycznego. Długo zastanawiałam się nad propozycją Rebeki, która dotyczyła pomagania kadrze lekarskiej. Nigdy nie leczyłam ludzi, to zajęcie należało do mojego dziadka. Ja byłam jego uczennicą podczas przyrządzania lekarstw na bazie naturalnych składników, które można było znaleźć w lesie. A to zdecydowanie nie to samo, co przyjmowanie pacjentów i diagnozowanie chorób. Miałam zamiar porozmawiać o tym z Carterem, ale chyba wiem, jaka byłaby jego odpowiedź. Z pewnością zachęcałby mnie do podjęcia tego zadania. Bardzo we mnie wierzy i chce, bym czuła się tutaj dobrze. A nic nie poprawia tak humoru, jak posiadania w życiu celu, poczucia, że robi się coś ważnego i pożytecznego.

Zatem postanowiłam sprawdzić, jak wygląda praca w ośrodku. Dopiero później podejmę decyzję, czy widzę się w tym miejscu, czy też będę musiała poszukać dla siebie innego zajęcia. Zdenerwowana i pełna obaw, żegnam się z Batmanem, który chyba na dobre zagościł w naszym domu i wychodzę.

Stojąc na chodniku, spoglądam na przechodniów i zastanawiam się, czy kiedyś przestaną mi się tak przyglądać. Nagle słyszę znajomy głos. Odwracam się w stronę Sadara, który także postanowił opuścić swoje lokum.

– Jak się miewasz? – pyta.

– Dobrze, ale to chyba ja powinnam zadać to pytanie.

– O mnie się nie martw. Pobyt na dołku nie jest dla mnie żadną traumą. To raczej kolejne doświadczenie.

– Dużo takich doświadczeń planujesz?

Sadar śmieje się w głos, słysząc moje pytanie, po czym bardziej zbliża się do mnie i zarzuca ramię na mój kark.

– Czasami brzmisz jak Prescott. Ma na ciebie zły wpływ.

– To nieprawda.

– Nieprawda, że brzmisz jak Prescott, czy że ma zły wpływ?

– I jedno, i drugie – mówię nieco obrażona, na co on nadal szeroko się uśmiecha. Odsuwam się od niego z naburmuszoną miną i tym samym jego ramię opada.

– Nie gniewaj się już Alex, przecież tylko się z tobą droczę.

– Nie gniewam się, ale w tej chwili nie mam ochoty na żarty.

– Coś się stało? – pyta z natychmiastową zmianą nastroju. Teraz jest poważny, jakby czekał na złe wieści.

– Nic się nie stało, po prostu zastanawiam się nad propozycją, którą otrzymałam od Rebeki. Powiedziałam jej, że mój dziadek był lekarzem i nauczył mnie przyrządzania lekarstw, a ona uznała, że mogłabym pracować w ośrodku zdrowia.

– To ma sens. Skoro umiesz robić te wszystkie syropki Stanleya, które miałem okazje kiedyś zażywać, to powinnaś się tym zająć i tutaj.

– Mój dziadek cię leczył?

– Jednej zimy dopadło mnie silne przeziębienie i nie potrafiłem sobie z nim poradzić. Wtedy poprosiłem twojego dziadka o lekarstwa. Nazajutrz przyniósł mi buteleczkę syropu z imbiru, malin i czosnku. Było niezbyt dobre, ale po dwóch dniach byłem jak nowonarodzony.

– Ja przyrządzałam od kilku lat ten syrop...

– Poważnie? – pyta zaskoczony, po czym szeroko się uśmiecha. – W takim razie to tobie powinienem podziękować.

– Nie ma za co. Podobało mi się robienie syropów.

– Więc wróć do tego. Idź do ośrodka i zaproponuj swoją pomoc. Może będziesz naszym drugim Stanleyem.

– Wątpię, on studiował na prawdziwej uczelni i...

– Tutaj też studiują. Alex, posłuchaj, może i otaczają nas mury, jesteśmy trochę jak w zamknięciu, ale to nie znaczy, że jesteś ograniczona. Trochę więcej wiary w siebie i zobaczysz, że nie masz czym się tak stresować. Idziesz teraz do ośrodka?

– Tak – mówię z ciężkim oddechem.

– W takim razie odprowadzę cię i trochę zmotywuję. Jestem w tym dobry, zobaczysz – oznajmia z serdecznym uśmiechem, którego nie sposób nie odwzajemnić. Następnie rusza chodnikiem w stronę ośrodka, więc szybko zrównuję z nim krok.

***

Kilka godzin w ośrodku sprawił, że nabrałam nowych sił. Margot, jak i pozostały medyczny personel byli bardzo życzliwi i chętni na wzięcie mnie pod swoje skrzydła. Było kilku pacjentów, dzieciaki z drobnymi otarciami, których nabawiły się podczas zabawy, mężczyzna z bólem brzucha i starsza kobieta, która potrzebowała nowych okularów. Gdy słuchałam ich objaw, miałam ochotę się odezwać i zaproponować jakieś rozwiązanie, ale postanowiłam pierwszego dnia się nie wychylać. Najpierw chcę popatrzeć na pracę i doświadczenia innych. Nabrać pewności siebie.

Jednak po powrocie do domu czułam się lekko, jakbym nabrała nowego wiatru w skrzydłach. I bardzo podoba mi się to uczucie. Dlatego jutro także wybiorę się do ośrodka.

Sprawdzam miękkość gotujących się ziemniaków, gdy słyszę jak drzwi wejściowe się otwierają. Chwilę później, Carter zagląda do kuchni.

– Już jestem. Wykąpię się i zaraz przyjdę.

Carter już ma odejść, gdy go zatrzymuję.

– Co ci się stało? – pytam, gdy zauważam podbite oko.

– Miałem trening ze strażnikami.

– Ale co z twoim okiem? Ktoś cię uderzył?

Carter

Zmartwiona moim siniakiem Alex podchodzi do mnie i dotyka delikatnie mojego policzka, ale tak by nie sprawić mi bólu.

– To nic takiego, nie martw się.

– Kto cię uderzył i za co?

– Kochanie, to nie tak jak myślisz. To nie siniak po burdzie, tylko po małym sparingu.

– Sparingu?

– Powiedziałem chłopakom, że boksowałem i mi nie uwierzyli.

– Dlaczego?

– Bo to małe chujki. Pokazałem im kilka skutecznych ruchów.

– I oberwałeś?

– Alex, nie oberwałem – mówię z małą obrazą. – Ale nie unikniesz niektórych ciosów, co nie znaczy, że przegrałem. Spokojnie, to była pokojowa walka. Nikt na nikogo nie jest obrażony.

– Na pewno?

– Tak, obiecuję. Strażnik Edenu nie tylko powinien umieć obsługiwać broń i wykonywać rozkazy. Musi także dobrze walczyć. Może ktoś się czegoś dobrego nauczy ode mnie – mówię z uśmiechem, ale ona nadal nie wygląda na spokojną. Dlatego całuję szybko jej usta – Wykapię się, zaraz wracam.

W końcu Alex raczy mnie małym uśmiechem, więc jeszcze raz sięgam po jej słodkie wargi. Następnie idę korytarzem w stronę łazienki. Wtedy zatrzymuję się, zauważając nowe szkice na ścianie. Na jednym z nich są Mizu i Hateya. Ale to drugi portret zmusza mnie do zatrzymania się na dłużą chwilę.

– Czy dobrze zapamiętałam Lori? – pyta Alex, która spogląda na mnie z oddali.

– Tak... jestem zaskoczony.

– Tym, że ją narysowałam.

– Tak, nie spodziewałem się tego.

– Może nie znałam jej dobrze, ale to twoja przyjaciółka. Czy źle zrobiłam wieszając jej portret? Jeśli jest chcesz...

– Nie, bardzo podoba mi się ten szkic – mówię szybko, przerywając jej wypowiedź. – Dziękuję, że o niej pomyślałaś. Mam nadzieję, że wszystko u niej w porządku...

– Na pewno.

– Ale miałaby ubaw ze mnie teraz.

– Dlaczego miałaby się z ciebie śmiać?

– Gdyby wiedziała, że jesteś dziewczyną, a ja niczego nie zauważyłem, miałaby powód do wielu żartów na mój temat – oznajmiam i na samą myśl o ciętym języku Lori sam zaczynam się śmiać. Patrzę na szkic i nie mogę uwierzyć, że Alex tak dobrze ją zapamiętała. Dziewczyna ma naprawdę talent. Nagle czuję, jak kładzie dłoń na moich plecach. Odwracam głowę w jej stronę i widzę, że patrzy na mnie ostrożnie. – O co chodzi?

– Bo widzisz... możliwe, że...

– Co się stało?

– Sęk w tym, że o czymś nie wiesz. O czymś, o czym sama zapomniałam. Tyle się działo i po prostu... nie chciałam tego ukrywać, czy coś takiego...

– Alex, powiedz to w końcu.

Dziewczyna bierze głęboki oddech, potem uśmiecha się do mnie i mówi cicho.

– Lori wie, że jestem dziewczyną.

– Co takiego? Ale jak? Co? – pytam zaskoczony i nieco oburzony rewelacjami.

– Kiedy zostawiłeś mnie samą z Lori, poszłam się wykąpać i ona wkroczyła do łazienki, gdy nie byłam...zakryta.

– Wiedziała, że jesteś kobietą? I nic mi nie powiedziała?

– Nie denerwuj się. Poprosiłam ją o milczenie. Nie znałam cię wtedy dobrze, nie mogłam w pełni zaufać.

– Ale...przyjaźniliśmy się i ukryła coś takiego przede mną.

– Po prostu dała mi możliwość, aby podjąć samodzielnie decyzję o ujawnieniu się. Jednak przekonywała mnie o tym, że jesteś porządnym facetem i nie mam czego się obawiać. Nie złość się na nią, chciała dobrze.

– Nie złoszczę się, ale powinna była mi coś powiedzieć, zasugerować. W końcu to ja się z nią przyjaźniłem całe życie...

– Carter, ona cię nie zdradziła, może dzięki jej milczeniu jesteśmy tutaj razem.

– Co masz na myśli?

– Co byś zrobił, gdybyś wtedy dowiedział się o mnie?

Pytanie Alex daje mi do myślenia, więc nie udzielam od razu odpowiedzi. Prawda jest taka, że nie mam pojęcia co bym zrobił i jakbym zareagował. Czy pomógłbym jej dostać się do Edenu, gdyby jej kłamstwa wyszły wcześniej na jaw?

– Nie wiem Alex, ale pamiętam, jak się czułem, gdy dowiedziałem się, jak długo skrywałaś prawdę o sobie.

– Wiem, że byłeś zawiedziony i zły.

– Byłem i to cholernie.

– I mimo to, pomogłeś mi. Jesteś dobrym człowiekiem Carter, więc wybacz Lori jej milczenie.

Alex ponownie uśmiecha się do mnie czule, a gdy przesuwa swoją rękę z pleców na miejsce, gdzie bije moje serce, wiem, że moja złość jest nieuzasadniona.

– Masz rację, po prostu zaskoczyłaś mnie.

– Więc portret Lori nadal będzie wisieć na ścianie?

– Tak – mówię niskim głosem.

– Ależ z ciebie jest gbur czasami.

– No wiesz co? Najpierw mi słodzisz, a potem zadajesz taki cios – oznajmiam z udawanym oburzeniem, co dziewczynę rozwesela. Nie jestem w stanie się powstrzymać i także się uśmiecham.

– A teraz idź się wykąpać w końcu, bo kolacja zaraz będzie gotowa. I mam ci coś do powiedzenia.

– Boże, jest coś jeszcze? Ile nie wiem?

– Spokojnie, to świeża sprawa.

– Powiedz teraz, o co chodzi.

– Taki niecierpliwy – stwierdza z uśmieszkiem. – To nic złego, wręcz przeciwnie. Byłam w ośrodku i chyba tam mogę podjąć pracę.

– Będziesz lekarzem.

– Nie, nie mam wykształcenia, ale mogę zostać pielęgniarką albo pomagać przy produkcji lekarstw.

– No tak, kolejny Adams.

– To samo powiedział Sadar...

Kiedy wypowiada jego imię, rzednie jej mina, jakby przyłapała siebie na powiedzeniu zbyt dużo.

– Sadar? Rozmawiałaś z nim?

– Tak, spotkaliśmy się, gdy szłam do ośrodka.

– I najpierw powiedziałaś jemu o swoich planach?

– Carter, błagam nie zaczynaj. Nie miałam zamiaru mówić mu pierwszemu, po prostu się spotkaliśmy. Nawet nie byłam pewna, czy dobrze robię, idąc do ośrodka z ofertą swojej pomocy.

Patrzę na Alex przenikliwym wzrokiem i choć nie podoba mi się to, że Sadar zawsze jest w jej pobliżu, serce podpowiada mi jedno – odpuść stary, bo robisz się niedorzeczny.

– Przepraszam Alex, źle to zabrzmiało. Więc podoba ci się praca w ośrodku?

– Tak i to bardzo. Denerwowałam się, ale okazało się, że nie było ku temu powodu.

– Cieszę się razem z tobą, naprawdę – mówię szczerze, po czym okrywam swoją dłonią dłoń Alex, która nadal spoczywa na mojej klacie. Następnie pochylam się, by ją pocałować. Dziewczyna odwzajemnia pocałunek i gdy zaczyna robić się między nami gorąco, nagle coś spada z hukiem na podłogę. Oboje odsuwamy się jednocześnie od siebie, by spojrzeć na portret Stanleya.

– O nie! – mówi Alex, po czym podnosi na szczęście nie uszkodzoną ramkę ze szkicem Stanleya.

– Doktorek z zaświatów nas blokuje.

– To nie jest zabawne Carter.

– A tak przy okazji. Powiedz, myślisz, że dałby nam swoje błogosławieństwo?

– Nie wiem, lubił cię, ale bez przesady – mówi spokojnie, a ja aż marszczę brwi z zaskoczenia, słysząc jej nonszalancką wypowiedź.

– Mówisz poważnie? Według niego byłbym...niegodny jego wnuczki?

– Był bardzo opiekuńczy.

– Ja też jestem opiekuńczy.

– Martwił się o mnie i o to, aby nikt mnie nie wykorzystał.

– Nie wykorzystuję cię.

– Z pewnością, miałby wielkie wymagania co do mojego wybranka.

– Spełniłbym je wszystkie, z uśmiechem na twarzy.

– Musiałby ci zaufać.

– Zaufałby mi w stu procentach.

– I do tego...

– Dużo masz jeszcze tych argumentów przeciwko mnie? – pytam lekko zirytowany, na co dziewczyna po chwili zaczyna się śmiać. Umieszcza swoje dłonie na moich policzkach i patrząc mi w oczy, zapewnia o swoich uczuciach.

– Kocham cię złośniku, nawet nie wiesz jak bardzo.

– Ja też cię kocham, choć czasami bywasz okrutna.

– Nieprawda. Przecież nic byś we mnie nie zmienił.

– Akurat z tym się zgadzam.

Tym razem to Alex unosi się na palcach i to ona inicjuje kolejny pocałunek. 


Alex lubi się droczyć z Carterem, a ten tak ławo się daje...:-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top