Część 63


Carter

Kiedy Alex jest zajęta dekorowaniem domu ramkami z jej szkicami, ja postanowiłem dokończyć zadanie w ogrodzie. Właśnie wkopuję sadzonki pomidorów, gdy słyszę głos Sadara.

– Gdzie Alex? – pyta bezceremonialnie. Wstaję zatem i podchodzę do dzielącego nas ogrodzenia z siatki.

– W końcu cię wypuścili? Jak było na dołku? Przemyślałeś sobie pijackie zachowanie?

– Tak, już nigdy nie napiję się alkoholu tatku. A tak na poważnie, gdzie Alex?

– W domu, jest zajęta.

– Dobrze, w takim razie możemy porozmawiać na osobności.

– Nigdy nie przeszkadzała ci obecność Alex, aby wdawać się ze mną w dyskusję. Wręcz przeciwnie, odnosiłem wrażenie, że tylko czekasz, aż się pojawi, by zacząć rozmowę na poważne tematy.

– Możemy na chwilę odłożyć nasze spory? To ważne.

Sadar faktycznie wydaje się być poważny, więc zaprzestaję swoich dziecinnych odzywek.

– Dobra, co się dzieje? O czym chcesz porozmawiać?

– Dowiedziałem się w areszcie kilku rzeczy o komendancie, gdy ty bratałeś się z mieszkańcami. Tak jak myślałem, przetrzymują tam faceta, który zaatakował White'a.

– Więc po to wszcząłeś tę bójkę? Aby dostać się do tego faceta?

– Tak.

– Ciekawe i przyznaję sprytne. Ja miałem inny plan, chciałem wkręcić się w pracę na posterunku...

– Poważnie?

– Dlaczego jesteś tym taki zaskoczony?

– Wydawało mi się, że nie bierzesz tej historii na poważnie i nie masz zamiaru nic z tym zrobić.

– To, że działamy inaczej, nie oznacza, że nie mamy wspólnego celu. Ja chcę to rozegrać na spokojnie, bez żadnych podejrzeń, a ty...

– A ja działam impulsywnie.

– Dokładnie.

– Ale skutecznie.

– W pewnym zakresie. Może i czegoś się dowiedziałeś, ale po tej akcji będą cię mieć na oku, a uwierz mi, że czasami warto pozostawać w cieniu, nie budzić podejrzeń.

– Hmm, z tym muszę się zgodzić. Teraz ludzie White'a nie pałają do mnie sympatią.

– No dobra, to czego się dowiedziałeś? – Sadar w końcu się uśmiecha, po czym opowiada mi o Clarku, który zaatakował White'a. Jego relacja jest niekompletna, brakuje faktów i znaczących informacji, ale muszę przyznać, że coś jest na rzeczy. – Więc myślisz, że Clark stracił bliską osobę z winy komendanta?

– Jestem o tym przekonany, a facet topi żale w butelce i dlatego nikt mu nie wierzy.

– White ma mocną pozycję w Edenie. Ludzie go szanują.

– Albo się boją.

– Może jedno i drugie.

– Clark wdał się w dyskusję z Millerem. Można było z niej wywnioskować, że stracił ukochaną osobę nie tutaj, nie w Edenie, tylko poza jego murami. Zgadnij co od razu przyszło mi na myśl? – pyta, a gdy nie odpowiadam, ponieważ nie mam pojęcia o czym mówi, ten kontynuuje swój detektywistyczny wywód. – Tylko o jednym takim przypadku słyszeliśmy od Rebeki, gdy chciała nas, a raczej Alex przestrzec przed samotnymi wędrówkami poza miastem.

– Mówisz o tej martwej dziewczynie, którą znaleźli na plaży?

– Bingo.

– Ale sam powiedziałeś, że usłyszeliśmy tylko o jednym incydencie. Jednak to nie oznacza, że nie było ich więcej w przeszłości. Nie raz bronili murów miasta, wiesz o tym.

– Ale...

– A jeśli stracił kogoś, może syna w trakcie walki z niebezpiecznymi najeźdźcami? Może stracił przyjaciela? Może nie uratowali jego żony, gdy zachorowała?

– A może ta dziewczyna z plaży była jego córką. Córką, którą ktoś brutalnie zgwałcił i zamordował.

– A pamiętasz co mówiła Rebeka o sprawcy tego zdarzenia? Znaleźli go, przyznał się i go osądzili.

– Czyli zabili.

– Żal ci gwałciciela i mordercy? Bo mnie nie.

– Mnie też nie, sam bym pociągnął za spust, gdyby tylko dali mi taką możliwość.

– Więc sprawa dziewczyny jest rozwiązana.

– A jeśli White miał z tym coś wspólnego?

– Przecież to on go złapał, on i jego ludzie.

– I on wydał wyrok zapewne.

– Facet się przyznał do zbrodni.

– Był obcy, wiedział, że podejrzenie padnie na niego. Może wcale nie było przyznania się do winy, tylko White tak przekazał Rebece.

– Rebeka rządzi, więc z pewnością była podczas przesłuchania.

– Tego nie wiemy, za to Clark chciał zabić White'a z powodu straty bliskiej osoby. Teraz czeka na wyrok.

– Myślisz, że go zabiją?

– Clarka? Nie, podobno grozi mu banicja. Wywalą go z Edenu bez szansy na powrót.

– Groził mu nożem, może facet naprawdę jest niebezpieczny. Gdyby ktoś zaatakował po pijaku tak Alex...

– Też wyrzuciłbym gnoja z tego miejsca, a na do widzenia dostałby niezłe manto.

– Chociaż w jednym się zgadzamy.

– Nie tylko w jednym. Teraz podajesz kontrargumenty wobec mojej teorii, ale ty także chciałeś porozmawiać z Clarkiem i dowiedzieć się, co takie zrobił mu White.

– To prawda, ale dobrze, gdy ktoś podważa czyjąś teorię. Wtedy rozważasz wszystkie opcje, a nie kurczowo trzymasz się jednego szlaku. Kiedy uprzesz się na coś, przestajesz widzieć wszystko dookoła. Zrobisz wszystko, by fakty pasowały do twojej teorii, która od początku może być błędna.

Sadar marszczy ze zdziwienia brwi, gdy słucha mojej wypowiedzi. Następnie parska śmiechem i jednocześnie kolejny raz wkurwia mnie na maksa.

– Chryste, skąd ci się to wzięło Prescott?

– Z życia. Kilka razy źle oceniłem ludzi, zbyt pochopnie.

– Czy teraz wyznasz mi, że źle także oceniłeś mnie? Czyżbyś mnie polubił? – pyta z irytującym uśmieszkiem.

Nie mam zamiaru odpowiadać na jego bezsensowne zaczepki, dlatego wracam do tematu, zanim Alex nas usłyszy.

– Od teraz ja zajmę się zdobywaniem informacji na temat White'a. Poznałem się z kilkoma rekrutami i strażnikami, może pociągnę ich za język.

– Odsuwasz mnie od sprawy, którą ja rozpocząłem? Poważnie, myślisz, że na to przystanę?

– Tak, zgodzisz się, bo swoimi wybrykami spaliłeś sobie mosty. Chyba nie myślisz, że pozwolą ci nadal starać się o stanowisko strażnika Edenu? – pytam, a gdy Sadar traci dobry humor i ciężko wzdycha, wiem, że zgadza się ze mną. – Nie wychylaj się, nie sprawiaj problemów, a ja w tym czasie spróbuję się dowiedzieć czegoś na temat zajścia z Clarkiem.

– Zapytaj Brada.

– Kto to?

– Strażnik, ma blond włosy i bliznę nad prawą brwią. Poznasz go, jako jedyny z ludzi White'a nie zachowuje się jak dupek. I co więcej, zna się dobrze z Clarkiem i współczuje mu.

– Dobra, to już coś – mówię, po czym odwracam się od niego i ruszam w stronę domu. Jednak Sadar jeszcze postanawia zadać mi pytanie.

– A ty co myślisz o komendancie? Jest winny?

– Czegoś na pewno.

Po tych słowach wchodzę do domu i od razu ruszam w stronę łazienki, aby obmyć ręce z ziemi. Następnie wchodzę do kuchni, gdzie czeka na mnie gorąca herbata różana oraz rozprzestrzeniający się po całym pomieszczeniu zapach smażonych naleśników. Od razu w moim brzuchu rozbrzmiewa głośny burczenie.

– Mam nadzieję, że jesteś głodny.

– Nawet nie wiesz jak.

Kilka minut później oboje zasiadamy do stołu, aby zjeść ciepły i smaczny posiłek.

– Usmażę dla Sadara, gdy wróci do domu – mówi, gdy kończy swoją porcję.

– Już go wypuścili, rozmawiałem z nim w ogrodzie. Obiecał, że się uspokoi.

– I nie zaprosiłeś go do nas? Mógł zjeść z nami.

– Alex, to dorosły facet, poradzi sobie. On także dostał potrzebne artykuły, ma co jeść.

– Wiem, że ma co jeść i że umie gotować, ale nie o to chodzi. Jesteśmy drużyną...

– Jesteśmy w Edenie, już nie musimy liczyć tylko na siebie.

– Dlaczego ciągle próbujesz go odciąć od nas.

– Nie od nas...

Alex

Odpowiedź Cartera jest dla mnie zaskakująca i choć mogłabym odpuścić, by nie psuć nam humoru, nie mogę się powstrzymać i pytam.

– A od kogo? – Carter odrywa wzrok od talerza, by spojrzeć mi prosto w oczy. Przytakuje lekko głową ze znaczącym spojrzeniem. Chyba mam już swoją odpowiedź. – Chcesz go odsunąć ode mnie?

– Chcę, byś myślała o sobie, a nie o tym co on robi.

– Nie, ty chcesz, bym myślała tylko o tobie, a przyjaciela odsunęła na bok, bo jesteś o niego zazdrosny.

– Naprawdę uważasz, że jest twoim przyjacielem? Bo co? Bo podróżował z nami od dłuższego czasu? Już nie pamiętasz, że to przed nim uciekaliśmy w obawie, że nas zabije? Że spalił twój dom? Co zrobił takiego, że mu wybaczyłaś? – pyta coraz bardziej wzburzony Carter.

– Uratował ci życie. – Tymi słowami zamykam buzię Carterowi. Nie zapomniał o akcji na moście, wie, że mam rację. – Spadłbyś Carter. Gdyby nie on, straciłabym cię na zawsze. Kiedy myślał, że przetrzymują nas w rezerwacie, wparował z bronią i chciał nas uwolnić. Ryzykował życie po raz kolejny, choć nie musiał. Mógł się wycofać, zniknąć, zostawić nas.

Po tych słowach, wstaję z krzesła i zbieram talerze po posiłku. Następnie podchodzę do zlewy i umieszczam w nim brudne naczynia.

– On jest w tobie zakochany Alex.

Carter mówi to spokojnie, ale wiem, że boli go ten fakt. Przez chwilę boję się odwrócić i spojrzeć na niego. Nie chcę widzieć smutku w jego oczach. Ale nie mogę nie zareagować i tym samym dawać powodu do wątpienia w moją miłość do niego. Biorę głęboki wdech, po czym obracam się w jego stronę. Nadal siedzi przy stole i patrzy na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Ale ja jestem zakochana w tobie.

– Wiem, nie podważam tego Alex. Ale musisz mnie też zrozumieć. Gdybym był idealny, skupiłbym się tylko na tym co jest między nami, okazałbym dojrzałość, ale uczucia to uczucia. Ciężko mi z myślą, że obok jest facet, który darzy cię miłością i którego szczerze lubisz.

– Więc to moja wina? Bo go polubiłam?

– Nie, oczywiście, że nie.

– Naprawdę cię kocham Carter...

– Wiem, ja ciebie też kocham Alex.

– Więc czemu się zadręczasz Sadarem?

– Gdyby coś mi się stało, gdyby mnie zabrakło...Wiem, że starałby się o twoje serce.

– Nie możesz argumentować swojej niechęci w stylu „a co by było, gdyby".

– Zastanawiam się, czy ty też byś go pokochała.

– Carter, co ty wyprawiasz? – pytam coraz bardziej zmartwiona. Podchodzę do niego i kładę dłoń na jego głowie. Unosi ją, by spojrzeć na mnie. – Nie wmawiaj sobie rzeczy, których nie ma i nie będzie. Jesteśmy razem, kochamy się i nic nas nie rozdzieli. Proszę przestań traktować Sadara jak konkurenta, ponieważ ty nie masz konkurencji. Nie zakochałam się w tobie, bo nie miałam innych opcji. Nie zakochałam się w tobie z wdzięczności. Zakochałam się w tobie, bo jesteś dobrym człowiekiem. Bo przy tobie czuję się wspaniale. Gdy mnie dotykasz mam motylki w brzuchu, nie myślę racjonalnie, poddaję się uczuciu. Żadna sympatia do innego faceta tego nie przebije. To niemożliwe.

Carter w końcu delikatnie uśmiecha się do mnie. Następnie owija ramię wokół mojej talii i zmusza bym usiadła na jego kolanach. Przyciąga mnie blisko swojego ciała, jednocześnie zatapiając twarz w mojej szyi.

– Przepraszam – mówi cicho. – Pierwszy raz mam wiele do stracenia.

– Ja też Carter. Ja też mam wiele do stracenia, ale nie mam zamiaru tego robić.

Carter odsuwa się nieco ode mnie, by na mnie spojrzeć.

– Dobrze, że jesteś bardziej opanowana ode mnie i gasisz moje głupie myśli.

– Dobrze, że pozwalasz mi na to.

Pochylam się i składam pocałunek na jego nosi. To sprawia, że uśmiech Cartera poszerza się chyba do granic możliwości.

– Powiesiłaś już wszystkie szkice?

– Narysowałam nowy, ale to nie wszystko.

– Kto na nim jest?

Wstaję z kolan Cartera, który niechętnie mnie puszcza. Następnie ujmuję jego dłoń i zmuszam, by również ruszył się z siedziska. Prowadzę go do korytarza, tuż przy sypialniach. To tam powiesiłam pamiątki po ludziach, których spotkaliśmy i którzy okazali nam wsparcie. Jest Rosalyn z Harrym, bliźniaczki z Midland, mój dziadek Stanley, moja mama na prawdziwej fotografii i ostatni człowiek, którego nigdy nie zapomnę.

– To Frank – mówi Carter, wskazując na nowy szkic.

– Myślisz, że dobrze go odtworzyłam?

– Zdecydowanie tak.

– Mam nadzieję, że z nim wszystko w porządku.

– Na pewno tak jest. Może postradał zmysły w pewnym sensie, ale potrafi o siebie zadbać. Nie martw się o niego.

Uśmiecham się nieznacznie, aby Carter nie martwił się o mnie. Prawda jest taka, że myślę o nich wszystkich, myślę o tym jak bardzo bym chciała, aby i oni tutaj byli. Bezpieczni w Edenie...


No to kochani mamy dwóch detektywów :-) Columbo i Kojak :-)

Do następnego! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top