Część 55


Carter

Wysoki mur odgradzający Eden od reszty świata nie był jedyną przeszkodą dla najeźdźców. Za bramą okazało się, że istnieje jeszcze jeden mur. Niższy, ale i tak przesłaniający całą miejscowość. I tak znaleźliśmy się w czymś na kształcie korytarza, gdzie jesteśmy w potrzasku. Co więcej, gdy tylko zamknęli za nami bramę, postanowili rozdzielić nas z Alex. W asyście Rebeki, strażnicy zaprowadzili ją w głąb korytarza, a nas zatrzymali na miejscu.

Wkurwiłem się, prawie rozpętałem awanturę, ale błagające spojrzenie Alex, zmusiło mnie do zachowania resztek rozsądku. Nie potrafiła ukryć strachu, widziałem je w jej oczach, ale chciała podjąć ryzyko. Dotarcie tutaj wiele nas kosztowało i teraz z pewnością nie chciałabym, abym zaprzepaścił naszą jedyną szansę na zamieszkanie w Edenie.

Kiedy Rebeka zgodziła się nas przyjąć, nie wiem co bardziej się we mnie kiełkowało. Ulga? Nadzieja? Czy może strach, że to miejsce będzie naszym największym błędem.

– Nie podoba mi się to Prescott – mówi Sadar, który stoi tuz obok mnie.

– Podzielam twoje zdanie.

– Co zrobimy, jeśli przygarną tylko Alex? Co, jeśli będzie zależało im tylko na kobiecie? – pyta tym razem ciszej, aby strażnicy, którzy stoją niedaleko, nie usłyszeli naszej rozmowy.

– Wtedy ją odbijemy.

– Jak? Mają broń, a moją zabrali. Zabrali wszystko, co mieliśmy przy sobie.

– Coś wymyślimy.

– Może nas zabiją...

– Gdyby chcieli nas zabić, nie otworzyli by dla nas bramy. Siłą zabraliby Alex, a nas rozstrzelali za murami Edenu.

– Może chcą ją przekonać, że są cudowni i nie skrzywdzą nas. Gdy tylko im zaufa, wymyślą historyjkę, że się stawialiśmy i musieli się przed nami bronić. Albo że zostawiliśmy ją.

– Co ty opowiadasz?

– Ja bym tak zrobił, gdybym chciał zatrzymać tylko dziewczynę. Po co im dwa muskularne problemy?

– Alex nie dałaby się na to nabrać. Wie, że nigdy bym ją nie zostawił.

– Oni jednak o tym nie wiedzą Carter. Jak na razie nie są przyjaźnie nastwieni.

– A czego oczekiwałeś? Że rozłożą nam czerwony dywan na powitanie? Są zorganizowani i wyszkoleni. Zakładam, że to nie pierwszy raz, gdy podejmują decyzję by kogoś wpuścić.

– Pytanie, ilu osobom się to udało. A zwłaszcza ilu nowym mężczyznom – mówi, a gdy na niego zerkam, widzę jego wymowne spojrzenie. – Daj spokój, przecież to oczywiste. Kobieta zawsze będzie dla wszystkich wartościowa, my? Niekoniecznie. Tym razem to ona może czuć się bardziej bezpiecznie niż my.

Nie odzywam się, ale w duchu zgadzam się z obawami Sadara. Sam o tym myślałem. Alex prawdopodobnie zostanie przyjęta, ale co z nami się stanie, nie mam pojęcia. Równie dobrze, mogą to być ostatnie chwile naszego życia.

***

Każdy kolejny krok, który oddalał mnie od chłopaków, sprawiał, że narastało we mnie przerażenie. Rebeka nic nie powiedziała, nic nie wytłumaczyła, tylko poprosiła mnie o zaufanie, dokładnie tak samo, jak ja prosiłam ją, gdy jeszcze byliśmy poza murami Edenu.

Tak właśnie znalazłam się w pomieszczeniu, które przypomina salę szpitalną. Tak, to musi być jakiś punkt medyczny. Są tutaj szafki ze szklanymi szybkami, za którymi dostrzegam różne buteleczki i przyrządy medyczne. Rebeka poprosiła, abym usiadła na krześle, po czym zostawiła mnie samą. Po kilku minutach powróciła z kolejną kobietą u swego boku. Miała na sobie biały kitel i uśmiech na twarzy. Była starsza, nie tylko ode mnie, ale także od Rebeki. Przypominała mi Rosalyn, kochaną kobietę, która wraz z mężem okazała nam swą dobroć.

– Nazywam się Margot, jestem lekarzem.

– Alex.

– Więc Alex, Rebeka powiedziała mi, że przeżyłaś trudną i długą drogę, aby się tutaj dostać.

– To prawda. Od kilku miesięcy jesteśmy w podróży.

– Musisz być wyczerpana i zapewne niedożywiona. Czy oprócz tego coś ci dolega?

– Nie, czuję się dobrze.

– Czy wcześniej miałaś jakieś symptomy choroby?

– Symptomy?

– Czy występowała u ciebie gorączka, przemożne i permanentne zmęczenie?

Jej pytania nie są dla mnie niezrozumiałe, doskonale wiem o co pyta. W obliczy wyniszczającego wirusa, który atakował kobiety, to normalne, że zadała mi takie pytania. Tylko czy mam się przyznać do tego, że byłam zarażona? Czy uwierzą mi, że zostałam wyleczona w rezerwacie? Czy właśnie moja odpowiedź nie stawia na szali nasze być albo nie być w Edenie?

Patrzę na Rebeccę, która przygląda mi się uważnie. Musi widzieć moje zwątpienie, ponieważ zamyka na chwilę oczy, a potem delikatnie się uśmiecha.

– Byłam chora Alex. Jednak stoję tu przed tobą w pełni sił. Nie zarażam, już nie. Musimy wiedzieć, czy to samo spotkało ciebie. Kiedy wyjdziesz z tego budynku poznasz naszą społeczność. Nie tylko strażników. Oni mają rodziny, żony, córki. Rozumiesz, jak ważne jest to, abyś była z nami szczera.

– Ja także...byłam zarażona. Teraz jestem zdrowa. W porę mnie uleczono – mówię prawdę. Kolejne kłamstwo nie powinno się wydarzyć. Tym bardziej, że nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym zaraziła inną kobietę czy też małe dziecko.

– Kto cię uleczył? – Tego pytania najbardziej się obawiałam. Obiecałam milczeć, trzymać w tajemnicy sekret plemienia Pima. Nie mogę, nie mogę ich zdradzić. Uratowali mi życie, a to liczy się dla mnie najbardziej. – Widzę, że nie chcesz udzielić nam informacji. Rozumiem, że masz ku temu powody.

– Mam, proszę mi uwierzyć, nie jestem zagrożeniem.

Patrzę prosto w oczy Rebece, która ciężko wzdycha.

– Margot, proszę podaj azen.

– Jesteś pewna?

– Tak. Jeśli ona nam zaufała na tyle, by do nas przyjść, my też musimy zaufać. Inaczej Eden nie miałby sensu.

Kiedy lekarka podchodzi do szafki i wyciąga z niego plastikowe opakowanie z tabletkami, zaczynam się denerwować. Nalewa także wodę do szklanki, po czym podchodzi do mnie.

– Co to jest azen?

– To lek przeciwwirusowy. Został stworzony, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa zen.

– Wirus zen?

– Tak nazwano najgorszą i najbardziej niszczycielską chorobę, która przyczynia się do wymarcia ludzkości. Azen uchroni nie tylko ciebie, ale i inne kobiety, które będą mieć z tobą styczność.

– Ale wy miałyście ze mną styczność, a jeszcze nie przyjęłam tego...azenu.

– My także go zażywamy, nie jesteś dla nas teraz zagrożeniem – dodaje lekarka.

– Więc skoro wszystkie mieszkanki to przyjmują, nie muszą się mnie obawiać prawda?

– Wszystkie dorosłe, małych dziewczynek nie poddajemy kuracji ze względu na ich aktualny rozwój. Poza tym wirusy lubią mutować, zmieniać się, wzmacniać. Ten lek uchroni nas wszystkich. Jeśli go nie przyjmiesz, nie wpuszczę cię Alex. To mój warunek, pierwszy z wielu.

– Jaki są jeszcze warunki?

– Dowiesz się o nich, gdy przejdziemy przez ten etap. Nie bój się, nie wymagamy niczego nikczemnego, aby do nas dołączyć. To tylko kwestie bezpieczeństwa. – Margot podaje mi jedną, małą, żółtą tabletkę oraz wodę. Trzymając w dłoni lek, zastanawiam się, czy faktycznie powinnam go łykać. Jednak jakie mam wyjście? Rebeka otwarcie przyznała, że jeśli tego nie zażyję, mogę zapomnieć o zamieszkaniu w Edenie. Skażę siebie, jak i Cartera oraz Sadara na kolejną tułaczkę. – Za Eden – dodaje z uśmiechem.

– Za Eden – powtarzam, po czym łykam tabletkę.

– Dziękuję Alex, że nam zaufałaś. To wiele o tobie świadczy.

– Czy wy nam także zaufacie?

– Musisz zrozumieć, że jesteście w naszym domu. Pozwolimy wam zostać, ale panują tutaj pewne zasady. Zanim jednak do nich przejdziemy, chcę cię o coś jeszcze zapytać. To ważne Alex byś była ze mną szczera.

– O co chce pani zapytać?

– Proszę, mów mi po imieniu.

– Dobrze, więc o co chodzi Rebecco?

– Mężczyźni, z którymi podróżujesz...

– Można im zaufać, przysięgam... – nie kończę zdania, ponieważ Rebeka unosi dłoń, na znak abym się powstrzymała.

– Zakładam, że byli dla ciebie oparciem, ale czasami... mylimy przyjaźń z uzależnieniem.

– Nie rozumiem o co ci chodzi.

– Jesteś młodą, piękną kobietą i przez to nie możesz czuć się bezpiecznie. Widzę, że dbasz o nich, ale czy nie jest to wynik wdzięczności.

– Nawet jeśli jestem im wdzięczna, czy to coś złego?

– Nie, oczywiście, że nie. Jednak nie chciałabym, abyś była od kogoś zależna. Abyś czuła się w obowiązku spełniać ich prośby.

– Nie spełniam żadnych próśb.

– Tutaj jesteś bezpieczna, możesz być także samodzielna. Nie jesteś już zależna od żadnego mężczyzny. Możesz być wolna.

– Wolna od czego? A raczej od kogo? Od Cartera? Nie, to nie tak Rebecco. Rozumiem, co próbujesz mi powiedzieć, ale nikt do niczego mnie nie zmusza. Jestem z nim, bo tego chcę, a nie dlatego, że muszę.

– Więc jesteś z Carterem. A co z Sadarem? Co cię łączy z nim?

– Jest moim...przyjacielem – mówię z chwilą zwątpienia. Jednak po krótkim zastanowieniu, faktycznie tak o nim myślę. Może nie ze wszystkim się z nim zgadzam, a z pewnością mamy nieciekawą przeszłość, ale stał się mi bliski. Nie tylko dlatego, że miał okazję pomóc zarówno mnie jak i Carterowi, ale także dlatego, że szanuje mnie jako człowieka. Oprócz niespodziewanego przeze mnie pocałunku, nie zrobił nic, abym czuła się przy nim niekomfortowo. A flirt, który czasami pojawia się podczas naszych rozmów zaczęłam traktować jak niegroźną rozrywkę.

– Masz u swego boku dwóch, przystojnych mężczyzn. To może w przyszłości skutkować problemami.

– Nic takiego się nie wydarzy. Kocham Cartera, a Sadar o tym wie.

– Mam nadzieję, że się nie mylisz co do tego drugiego. Odrzucenie potrafi sprawić, że człowiek zaczyna czuć gorycz, a z niej nigdy nie wynika nic dobrego. Wybacz moją dociekliwość, ale jako przywódca muszę się nią kierować. Przede wszystkim mam na względzie dobro naszej społeczności.

– Nie gniewam się. Nie znacie nas i to oczywiste, że może kierować wami wątpliwość.

– Cieszę się, że to rozumiesz. Będzie nam łatwiej w przyszłości współpracować.

– Co się teraz z nimi dzieje? Czy oni także są przepytywani?

– Na rozmowę z nim jeszcze przyjdzie czas. Najpierw chciałam się upewnić, że chcesz zostać w Edenie wraz z nimi. Jedno twoje słowo i odeślemy ich.

– Nie, nie chcę byś ich odsyłała – mówię szybko, a gdy widzi moje szczere zaangażowanie, aby chłopacy zostali ze mną, uśmiecha się ponownie delikatnie, po czym przytakuje na zgodę.

– W takim razie, witam w Edenie. Mam nadzieję, że to miejsce okaże się tak dobre, jak sobie to wyobrażałaś.

– Ja też mam taką nadzieję Rebecco. Dziękuję, za wszystko.

***

Sadar oparty o ścianę patrzy na strażników, którzy stoją nieopodal. Carter natomiast chodzi z kąta w kąt, a jego pięści są zaciśnięte. Jego wykrzywiona mina także sugeruje, że jest spięty i zdenerwowany. Dopiero gdy słyszy nasze kroki, odwraca się i gdy tylko mnie widzi, prędkim krokiem podchodzi. Umieszcza swoje dłonie na moich ramionach, po czym patrzy mi prosto w oczy.

– Wszystko w porządku?

– Tak.

– Mów prawdę Alex. Nic ci nie zrobili? Gdzie byłaś? Dlaczego nas rozdzielili?

– Spokojnie panie Prescott. Alex jest cała i zdrowa. Musiałyśmy porozmawiać na osobności, prawda? – pyta Rebeka, zerkając na mnie, abym potwierdziła.

– Tak, Rebeka chciała się upewnić, że można nam zaufać.

– I upewniła się pani? – pyta Carter, jednocześnie splatając nasze dłonie.

– Tak, myślę, że dojdziemy do porozumienia. Z całą waszą trójką. I proszę, mów mi po imieniu.

– Więc ty tutaj rządzisz, czy ten Noah? – pyta tym razem Sadar, który również zbliża się do nas.

– Każde z nas jest odpowiedzialne za inne sfery.

– Niech zgadnę, ty zarządzasz, a on pilnuje czy te zarządzenia są wykonywane?

– Można tak powiedzieć.

– Więc Noah jest... szeryfem? – pyta z uśmieszkiem, a ja mam ochotę go szturchnąć, aby przestał podpuszczać osobę, od której zależy nas los.

– Jest komendantem.

– A czy ten komendant jest upoważniony, by nas rozstrzelać, gdyby coś mu się nie spodobało?

– Sadar!

– Spokojnie, rozumiem, dlaczego padło to pytanie – mówi Rebeka. – Pytasz, czy w Edenie mamy wymiar sprawiedliwości? Oczywiście, bez tego panowałby chaos, ludzie czuliby się bezkarni. Ale nie mamy kary śmierci, jeśli to cię szczególnie interesuje. Każde przestępstwo jest sądzone według zasad, więc jeśli zrobisz coś wbrew naszym ustaleniom, to spotka cię adekwatne kara.

– I jakie kary mi grożą?

– Zanim przejdziemy do pewnych szczegółów, może najpierw chcielibyście zobaczyć nasze miasto, poznać naszą społeczność i zobaczyć na własne oczy, jak żyjemy. Po tym zdecydujecie, czy na pewno widzicie się w tym miejscu. 


Sadar i postępowanie według reguł? Hmm ciekawe, a Wy jak myślicie, jest zdolny do takiej zmiany? :-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top