Część 45
Alex
Ranek należał do niezwykle milczących. Tylko do mnie Carter się zwracała z pytaniami o jedzenie, picie czy gotowość do dalszej podróży. Sadar nie odezwał się ani słowem. Między mężczyznami było czuć napięcie i bałam się jego eskalacji. Cały czas zastanawiałam się nad tym, czy za chwilę nie dojdzie do ich kolejnego słownego starcia, a potem pójdą w ruch pięści. Jestem przekonana, że gdyby Carter wiedział o pocałunku, który zainicjował Sadar zeszłej nocy, nie byłby delikatnie mówiąc zadowolony.
Jak przypuszczałam wyrzuty sumienia bardzo szybko mnie dopadły. Patrzyłam na Cartera, który podczas pakowania naszych manatków uśmiechał się do mnie i czułam dosłownie ból w sercu, że ukrywam coś przed nim. Chciałam mu powiedzieć, mieć czystą kartę, tym bardziej że nie jest mi obojętny. Jednak kolejny raz kierował mną strach, a raczej obawa przed konsekwencjami. Nawet jeśli gniewałby się na mnie, że nie wyznałam prawdy od razu, gdy wróciłam do naszego obozowiska, to znam już go na tyle, by wiedzieć, że nie trwałoby to długo i nie skutkowało tym, że by mnie zostawił. To konkretny facet i zrozumiałby to, że nie chciałam tego pocałunku i nie ja jestem winna tej sytuacji. Martwię się o coś innego. Carter i Sadar choć teraz współpracują, nigdy nie będą przyjaciółmi. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że cały czas są wrogami.
Dlatego przez cały dzień milczę. Odpowiadam tylko na pytania Cartera i choć przygląda mi czasami się z zaciekawieniem, nie drąży tematu.
Jestem szczerze wyczerpana wielogodzinnym spacerem, a krótkie przerwy wcale nie regenerują nowych pokładów energii. Gdy tylko się zatrzymywaliśmy i mogłam usiąść na parę minut, miałam wrażenie, że zaraz zasnę. Nie mogłam sobie na to pozwolić, najważniejsze było, aby dotrzeć do jakiejkolwiek miejscowości, gdzie będziemy mogli spędzić noc. Kolejną z Sadarem u boku.
***
Razem z Carterem czekamy przed małym kościołem, gdy w tym czasie Sadar przeszukuje budynek, by upewnić się, że nie czeka tam na nas żadna niespodzianka. Sam zgłosił się do tego zadania, argumentując tym, że ma broń, która w razie potrzeby będzie niezawodna. To był pierwszy raz, gdy się odezwał. Ku memu zaskoczeniu Carter nie miał nic przeciwko, oboje przystaliśmy na jego propozycję. Zakładam, że jego postawa ma wiele wspólnego z moją osobą. Nie chce, abym zostawała sama z Sadarem, tego jestem pewna. Ja także mam pewne obawy przed rozmową na osobności z człowiekiem, który zeszłej nocy przekroczył granicę.
Jesteśmy w małej miejscowości, a kościół wydawał się najmniej zniszczony. Nie widać żadnych śladów wskazujących na to, aby ktoś zamieszkiwał to miejsce, ale z Frankiem było podobnie. Nie spodziewaliśmy się jego obecności w tak doszczętnie zniszczonym mieście. Tym razem także możemy się mylić i nigdy nie wiadomo, jak zostaniemy przyjęci. Nasz fart do dobrych ludzi mógł się właśnie skończyć.
Sadar w końcu wychodzi z kościoła i z uśmiechem na twarzy oznajmia, że teren jest czysty. Carter podnosi worek, zarzuca go sobie na ramię, po czym rusza na przód. Idę tuż za nim, a gdy przekraczam próg świątyni, odsuwam na dalszy plan moje wszystkie obawy związane z podróżą. Pierwszy raz jestem w kościele, gdzie ludzie modlili się do Boga i odnajdywali ukojenie swoich strapionych dusz. Malowidła na ścianach przedstawiają biblijne wydarzenia i choć są dotknięte czasem, a tynk gdzieniegdzie odpadł, nadal są piękne. Ołtarz także swego czasu musiał być imponujący. Jednak złoty krzyż spadł na podłogę, tuż za stołem ofiarnym.
Carter
Odkładam worek na długiej ławce i zerkam na Sadara. On także położył swój bagaż na drewnianym siedzisku, ale po przeciwnej stronie. Przez całą drogę był cholernie milczący, co jest podejrzane. Zawsze miał tyle do powiedzenia, a teraz tak po prostu postanowił się nie odzywać? Bo uraziłem go? Nawet myślałem o tym, by go przeprosić za moje wcześniejsze słowa. Nie wiedziałem, że jego przeszłość jest tak mroczna, ale coś mi tuta nie gra. Mam wrażenie, jakby coś mi umykało, jakbym nie widział całego obrazka. Alex także zachowuje się dziwnie. Nie sądzę, by miała do mnie pretensje o to, że ponownie pokłóciłem się z tym gangusem, ale coś jest na rzeczy. Patrzę na dziewczynę, która kładzie dłoń na oparciu pierwszej ławki przed ołtarzem. Następnie siada na niej i przygląda się całemu otoczeniu.
Jest wierząca, a wiedząc jak do tej pory żyła, czyli w ukryciu, zakładam, że przebywanie w kościele jest dla niej wielkim wydarzeniem. Postanawiam zatem nie przeszkadzać jej w poznawaniu tego miejsca. Może to jedyna okazja, aby mogła poznać dom Boży. Tak naprawdę nie wiemy nic o Edenie, a nazwa wcale nie musi wiązać się z tym, że będą mieszkać tam ludzie o równie głębokiej wierze, którzy postanowili zbudować kościół. Dlatego to czas dla Alex, dla jej przemyśleń, czy też modlitw. I faktycznie, po chwili widzę, jak unosi złączone dłonie i pochyla głowę na dół.
Podchodzę do Sadara.
– Chodź ze mną, jesteś mi potrzebny – mówię, po czym ruszam w stronę ołtarza. Mijam stół z ubrudzonym obrusem, który niegdyś musiał być biały jak śnieg, po czym chwytam za krzyż. Jest cholernie ciężki, sam nie dam rady, to misja niemożliwa. Jednak po chwili u mego boku pojawia się Sadar i najpierw patrzy to raz na mnie, to raz na Alex. Ja również spoglądam w jej kierunku. Jak tylko weszliśmy do kościoła, ścignęła kominiarkę i teraz doskonale widać wyraz jej twarzy. Jest zaskoczona moimi poczynaniami. – Pomóż mi, sam nie uniosę krzyża.
Sadar przytakuje, po czym razem wkładamy wszystkie pokłady naszych sił w podniesienie krzyża. Udaje nam się postawić go prosto i oprzeć o złote kolumny. Nie uda nam się go ponownie wznieść nad ołtarzem, ale przynajmniej tak wygląda lepiej. Na myśl przychodzi mi jedno słowo – słusznie.
Zdyszany odsuwam się od ołtarza i wracam do miejsca przeznaczonego dla wiernych. Kiedy zbliżam się do Alex, obdarowuje mnie delikatnym uśmiechem. Następnie dotyka mojej dłoni i patrząc mi w oczy mówi:
– Dziękuję.
– Nie ma za co – odpowiadam nieco zawstydzony. Dziewczyna jeszcze raz uśmiecha się do mnie, a ja pierwszy raz w życiu, czuję, że zrobiłem coś dobrego, coś tak naprawdę bezinteresownego.
Siadam kilka ławek za nią. Nadal uważam, że potrzebuje chwili dla siebie. Jeśli chce porozmawiać z Bogiem, to to miejsce jest idealne.
Sadar także siada, aby odpocząć. Zajmuje jednak miejsce w przeciwległym rzędzie. Widzę, jak patrzy na Alex, jakby dopadła go jakaś forma nostalgii. Czuję dokładnie to samo. Chyba i dla nas przyszedł czas na rozmyślania o naszym dalszym życiu.
***
Alex
Pozbieraliśmy świece, które leżały za stołem ofiarnym i postawiliśmy je na środku pomiędzy dwoma rzędami ławek. Ich światło było znikome w tak wielkim i wysokim pomieszczeniu, więc Carter postanowił poszukać więcej świec. Udał się zatem na zakrystię, a ja w tym czasie usiadłam i jadłam jabłka, byłam niesamowicie głodna. Sadar chwilę wcześniej wyszedł na zewnątrz chcąc zapalić papierosa. Byłam zaskoczona widząc paczkę z fajkami, ale zakładam, że w swojej torbie ma jeszcze wiele niespodzianek.
Wkrótce okazuje się, że poszukiwania Cartera zajmują więcej czasu niż spalenie papierosa. Sadar wraca do kościoła i siada naprzeciwko mnie. Pochyla się, po czym opiera łokcie o swoje kolana.
– Gniewasz się na mnie? – pyta, patrząc mi prosto w oczy.
– Nie.
– Ale nie chcesz ze mną rozmawiać.
– Nie chcę, aby powtórzyło się to co się wydarzyło ostatnio.
– Ten pocałunek był aż taki zły?
– Był niechciany – odpowiadam stanowczo, aby w końcu to do niego dotarło. Jednak szybko żałuję nieco uniesionego głosu i od razu patrzę na przejście przy ołtarzu, za którym zniknął Carter kilka minut temu.
– Nie chcesz by się dowiedział – stwierdza spokojnie, a po chwili uśmiecha się delikatnie.
– To tobie powinno zależeć, aby się nie dowiedział.
– Bo mnie zaatakuje? – pyta tym razem rozbawiony.
– Tak, myślę, że tak właśnie mogłoby się to skończyć.
– Martwisz się o mnie, czy o niego?
– O niego. Ty masz broń – mówię, wskazując palcem na pistolet wsunięty za paskiem spodni.
– I bez gnata potrafię się bronić. Nie muszę oszukiwać.
– Nie wiem, nie znam cię Sadar.
– I w tym sedno sprawy.
– O co ci chodzi? Dlaczego mnie dręczysz?
– Nie dręczę cię Alex, a próbuję coś wyjaśnić. Opierasz swoją opinię o mnie, tylko na podstawie tego co Carter ci powiedział.
– Nieprawda.
– Prawda. On także mnie nie zna, tylko słyszał pogłoski, a moje życie nie składa się z samych haniebnych czynów. A tak właśnie wmawia ci Prescott. Na każdym kroku daje ci do zrozumienia, że nie można mi zaufać, że chcę tylko cię wykorzystać i skrzywdzić.
– Jak już powiedziałam, nie znam cię i nie mogę zaufać.
– To rozumiem, ale chciałbym, abyś sama wyrobiła o mnie zdanie, a nie kierowała się opinią Cartera. Przez niego przemawia zazdrość i dlatego próbuje mnie zdyskredytować w twoich oczach.
– Zdyskredytować?
– Oczernić. Sprawić, żebyś się mnie bała. Abyś mnie nie polubiła i co najważniejsze nie zbliżyła się do mnie. Tu nie chodzi o mnie, tylko o to, że pojawił się kolejny facet w twoim życiu. Chce cię tylko dla siebie.
– Carter nie jest taki, nie zmusza mnie do niczego.
– Oczywiście, że jawnie cię nie będzie zmuszać. Już wie, że nie może ci rozkazywać. Ale sugeruje ci rzeczy, które nigdy nie nastąpią.
– Czyli jakie?
– Nie skrzywdzę cię Alex, wręcz przeciwnie. Chcę cię chronić.
– Bo ty też mnie chcesz? Zarzucasz coś Carterowi, a sam kierujesz się podobnymi pobudkami.
– Polubiłem cię. Czy to coś złego? Czy to oznacza, że mam niecne zamiary? Nie można po prostu...kogoś obdarzyć uczuciem? Nawet jeśli nie jest odwzajemnione?
– Ty także mnie nie znasz. Twoje nastawienie się zmieniło, gdy dowiedziałeś się, że jestem kobietą. Gdybym nią nie była, nie wiem, czy oszczędziłbyś nasze życie w szpitalu.
– Pamiętasz, jak wpadłaś na Rafe 'a? Tuż przed tym jak zjawił się ten...jak mu było? Shiva?
– Pamiętam. Twój kolega chciał mnie pobić dla przykładu.
– Czy przyzwoliłem na to?
– Nie, ale...
– Dlaczego to mnie zawsze tyczy się to „ale"? Czy nie postąpiłem zwyczajnie...dobrze? Słusznie? – pyta, a ja mogę tylko przytaknąć. Faktycznie nie pozwolił mnie pobić, wytłumaczył kumplowi, że to mu nic nie da i ten zostawił mnie w spokoju. – O to mi chodzi Alex. Może w końcu zrozumiesz, że nie jestem zły do szpiku kości.
– Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
– Bo nikt nie lubi być ocenianym z góry. I to jeszcze niesłusznie.
Nie wiem jak na to odpowiedzieć, a raczej nie chcę. Boję się, że każda moja zgoda z jego zdaniem, będzie dla Sadara znakiem, że zbliżam się do niego. Wiem, że mu się podobam, teraz wyznał, że mnie lubi i martwię się, że będzie oczekiwać czegoś więcej. Czegoś, czego nie mogę mu dać. To Carter jest w mojej głowie i to jego pragnę poznawać. To on powoli podbija moje serce. Zaczął robić to już wtedy, gdy nadal był przekonany, że pod kominiarką chowa się oszpecony nastolatek. To jego intencje są szczere i niepodważalne. A człowiek, który teraz siedzi naprzeciwko i próbuje mnie przekonać do własnej osoby, nadal jest dla mnie zagadką, nadal jest obcy, a co za tym idzie? Jest niebezpieczny.
Odkładam ogryzek do paczki ze śmieciami, po czym wstaję. Zabieram jedną świeczkę i bez słowa zostawiam Sadara samego. Idę na zakrystię, gdzie nadal powinien przebywać Carter. W małym pomieszczeniu odnajduję go podczas przeszukiwania drewnianego regału, który sięga aż do samego sufitu. Świeca, którą zabrał ze sobą stoi na małym stoliku, a obok niej leży kilka cienkich i podłużnych świec.
– Widzę, że udało ci się znaleźć świece – mówię, a moja obecność zdecydowanie go zaskakuje, bo z prędkością światła odwraca się w moją stronę z zaskoczoną miną. – Wybacz, nie chciałam cię przestraszyć – dodaję z uśmieszkiem, na co mężczyzna prycha.
– Wcale się nie przestraszyłem. Po prostu mnie zaskoczyłaś.
Podchodzę bliżej i również umieszczam świecę na stoliku. Carter zdobywa się na mały uśmiech, po czym wraca do przeglądania małych wysuwanych szafek.
– Tak ciężko przyznać się facetowi, że się wystraszył? – pyta rozbawiona. Carter ponownie zwraca na mnie swoją uwagę i znów się uśmiecha, tym razem łagodnie.
– Nie mam problemu z przyznaniem się, że czegoś się boję Alex. Boję się wielu rzeczy. Każdy się boi, a gdy ktoś ci zaprzeczy, to uznaj to za kłamstwo.
– A czego ty się boisz?
– Pomyślmy – mówi, po czym zbliża się do mnie. – Boję się, gdy nie mamy nic do jedzenia i nie wiem, kiedy zdobędziemy pokarm. Boję się, gdy ktoś celuje do mnie. Gdy ktoś celuje do ciebie. Boję się, że przez moją błędną decyzję, oboje ucierpimy.
– O nic bym cię nie obwiniała Carter. Wiem, że robisz wszystko co w twojej mocy, abyśmy bezpiecznie dotarli do celu.
– Tego celu także się obawiam.
– Dlaczego? – pytam zaskoczona.
– Bo nie wiem co tam zastaniemy. Jacy będą ludzie żyjący w Edenie. Już nie będziemy sami, wszystko może się zmienić.
– Między nami także?
– To możliwe. Poznasz nowych ludzi i może się okazać, że uznasz mnie za mało fajnego człowieka – oznajmia z uśmieszkiem, jakby próbował żartować, ale ja odbieram jego słowa bardzo poważnie.
– Nie zmienię o tobie zdania. I nikt nie wypłynie na moją ocenę – stwierdzam stanowczo, aby czuł pewność bijącą ode mnie. Tak uważam, nic nie zmieni mojego nastawienia wobec Cartera. Tylko on może to zepsuć, ale nie sądzę by tak miało się stać. Zawsze kieruje się moim dobrem i choć nie zawsze od razu to do mnie dociera, finalnie i tak dochodzę do takich wniosków.
Carter robi kolejny krok na przód, tym samym bardzo zbliżając się do mnie. Umieszcza dłoń na moim policzku i kciukiem delikatnie pociera moją skórę.
– To chciałem usłyszeć – mówi szeptem, jednocześnie patrząc mi w oczy. Przekonana, że zaraz mnie pocałuje, jestem zaskoczona, gdy nie podejmuje kolejnego kroku. Odsuwa dłoń, a ja momentalnie żałuję, że tak właśnie się stało. Odchodzi ode mnie i ponownie zagląda do szafek.
– Czego szukasz? – pytam, nadal czując zawód spowodowany przerwaniem naszego kontaktu.
– Może znajdę coś, co przyda nam się do dalszej podróży.
– I jak ci idzie to zadanie?
– Kiepsko, są tu same papiery i bibeloty. Ale mam coś, co tobie się przyda. – Carter wyciąga coś z kieszeni swoich spodni, a potem znów do mnie podchodzi, by mi wręczyć przedmiot. W moje dłoni ląduje czarny różaniec. – Proszę, to dla ciebie.
– Dziękuję.
– Pomyślałem, że chciałabyś mieć coś do modlitwy.
– Naprawdę jestem ci wdzięczna. Za to, że o mnie pomyślałeś, nawet jeśli sam nie przywiązujesz uwagi do takich przedmiotów.
– To, że sam nie jestem wierzący, nie oznacza, że nie szanuję twojego stanowiska – oznajmia, a ja odrywam spojrzenie od różańca i skupiam uwagę na nim. – Poza tym ciężko mi nie myśleć o tobie – dodaje, a ja nie wiem jak na to odpowiedzieć. Carter jednak nie sprawia wrażenia, aby oczekiwał odpowiedzi. Jakby nie oczekiwał wzajemności. Po prostu wraca do swoich czynności.
Tym także mnie zaskakuje. Powiedział jakiś czas temu, że nie będzie na mnie napierać i faktycznie nie robi tego. Z jednej strony jestem mu za to wdzięczna, z drugiej – czuję jakby czegoś mi brakowało, jakbym za czymś tęskniła. Jakbym miała coś w zasięgu ręki, ale i tak nie mogła tego dostać.
Odkładam zatem różaniec obok świec i tym razem to ja zbliżam się do Cartera. Chwytam go za ramię, przez co obraca się w moją stronę i znów widzę zaskoczenie wypisane na jego twarzy. Zanim zdąży coś powiedzieć, drugą dłoń umieszczam na jego karku, unoszę się na pacach i przyciągam go do pocałunku. Już raz zainicjowałam pocałunek, tuż przed jego wyprawą przez zniszczony fragment mostu, ale tym razem jest inaczej. Jest namiętniej, jest goręcej, jest zdecydowanie nieokiełznanie. Jego usta są miękkie i władcze, a zarost pociera się o moją brodę i okolice ust. Carter po chwili obejmuje mnie w pasie ramieniem, a drugą dłoń umieszcza także na moim karku. Całkowicie przejmuje kontrolę. Nie tylko nad pocałunkiem, ale także nad mną. Cofamy się do tyłu, aż mój tyłek styka się ze stołem. Nagle Carter odrywa ode mnie swoje usta oraz dłonie. Jednak jego ręce szybko wracają do mojego ciała. Unosi mnie do góry i stawia na stolik. Kilka świec spada na podłogę, a te które się palą na szczęście pozostały na swoim miejscu. Ponownie mnie obejmuje w pasie, a sam staje pomiędzy moimi nogami. Całujemy się z niezwykłą pasją. Nigdy nie czułam się tak lekko, a zarazem tak obezwładniająco. Przywiera do mnie całym ciałem i choć jest ode mnie znacznie większy, przez co nie miałabym z nim żadnych szans podczas walki, czuję się niesamowicie bezpiecznie w jego ramionach. Dociera do mnie pewna prawda. Chciałabym, aby zawsze mnie tak obejmował. Abym mogła zawsze go czuć.
Carter
Nie sposób opisać słowami tego, co teraz czuję. Alex totalnie zawładnęła moim umysłem, a gdy tylko ją dotykam, gdy mam ją w ramionach i gdy mogę smakować jej usta, zapominam o całym świcie. O całym spustoszeni i nędzy, która nas otacza. Jakby nic innego nie miało znaczenia. Liczymy się tylko my, tylko ona i to co się dzieje między nami.
Pocałunek jest intensywny, inny od poprzednich, choć nie brakowało im szczerej namiętności. Przyciśnięty do jej ciała, czuję jak moich spodniach robi się ciasno. Ocieram się o nią w niestosowany sposób, ale pewnych rekcji ciężko zapobiec. Moje ciało wie jedno i tym się kieruje – chce Alex, całą dla siebie.
Dziewczyna się nie opiera, poddaje się takiej samej namiętności, która i mną kieruje. Jednak wiem, że nie mogę posunąć się dalej z kilku ważnych powodów. Dlatego przerywam pocałunek i od razu tęsknie za jej miękkimi wargami. Kładę dłonie na jej policzkach i z ciężkim oddechem opieram czoło o jej czoło. Zamykam oczy i staram się wyrównać oddech, odsunąć na bok narastające podniecenie wywołane bliskością z tą niesamowitą kobietą. Gdy to nie pomaga, postanawiam odsunąć się jeszcze bardziej. Robię zatem kilka kroków wstecz, tym samym przerywając nasz kontakt. Nasze ciała już nie są złączone, nie czujemy swojego dotyku. Alex także ma przyspieszony oddech, ale moja reakcja ją zdecydowanie zdezorientowana. Jej następne słowa to potwierdzają.
– Zrobiłam coś nie tak?
– Nie, absolutnie nie zrobiłaś nic złego Alex.
– Więc dlaczego...
Nie kończy pytania, jakby momentalnie dopadło ją zażenowanie.
– Jest kilka powodów, dla których przerwałem najwspanialszy moment w moim życiu – mówię, na co oczy Alex jeszcze bardziej się powiększają ze zdziwienia. – Po pierwsze jesteśmy w kościele i nie chcę, abyś później miała wyrzuty sumienia, że nasz pocałunek był niestosowany. Wiem, ile znaczy dla ciebie to miejsce. – Kiedy wypowiadam te słowa, Alex wygląda jakby faktycznie zapomniała, gdzie się znajdujemy. Teraz ma zażenowanie wypisane na twarzy, ale nie o to mi chodziło, dlatego szybko kontynuuję. - Dla jasności, nie zrobiliśmy nic złego. Po drugie, Sadar jest w pobliżu, a nie potrzebujemy widowni. I najważniejszy powód... – urywam wypowiedź, po czym znów się do niej zbliżam i ujmuję w dłonie jej dłonie. – Nie jesteś na to gotowa. Nie będę udawać, że nie jestem tego świadomy.
– Prawdę mówiąc, kiedy się całowaliśmy nie myślałam o niczym. Nie myślałam o tym, czy jestem gotowa czy nie, więc może...
– Nie Alex. To, że dałaś się ponieść chwili namiętności, nie oznacza, że jesteś gotowa.
– Skąd możesz o tym widzieć? – pyta, ale nie wyczuwam w jej głosie pretensje. Wręcz przeciwnie. Sprawia wrażenie po prostu zaciekawionej, a to kolejny dowód na to, że nie wszystkiego jeszcze jest pewna.
– Wiele razem przeszliśmy, musieliśmy stawić czoła wielu niebezpieczeństw. To nas zbliżyło do siebie, poznaliśmy się lepiej, ale to co się dzieje między nami, a chodzi mi tutaj o bliskość cielesną, jest dla ciebie nowe. Nie chcę nic przyspieszać. Nie chcę, byś żałowała po fakcie. Chcę byś czuła się komfortowo, a do tego potrzebny jest czas i...inne miejsce – mówię i na koniec uśmiecham się do nadal nieco zawstydzonej dziewczyny. – Nie ma pośpiechu, mamy czas.
Te słowa są przejawem mojego zdrowego rozsądku i sumienia, które chce pozostać czyste. Prawda o moich uczuciach jednak nie jest tak altruistyczna i krystaliczna. Pragnę jej do bólu, myślę o niej nie tylko jak o osobie, na której mi zależy coraz bardziej, ale także jak o kobiecie, do której niesamowicie mnie ciągnie. Chcę poznać jej ciało, móc je pieścić i zadowalać. Chcę, by i ona mnie dotykała. Chcę wszystkiego, co się nią wiąże. Jej duszy, jej ciała, jej serca.
Chcę móc powiedzieć, że jest moja. Chcę móc usłyszeć, że jestem jej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top