Część 27
Alex
Czuję się o niebo lepiej, gdy mam na sobie ubrania Glorii. Sukienka, którą kazała mi ubrać Elena przypominała mi tylko o tym, do czego chcieli mnie zmusić. Było to obrzydliwe, paskudne i nieludzkie. Oby spotkała ich kara za tak podłe postępowanie.
Buty, które dostałam są nieco za duże, ale nie mam zamiaru narzekać. O wiele trudniej byłoby wcisnąć stopy w zbyt małe obuwie. Tak przynajmniej mam więcej miejsca na grube, wełniane skarpety, które także otrzymałam od sióstr.
Nie wiem, ile razy już im dziękowałam, ale prawda jest taka, że zrobiły dla nas niesamowicie odważną i piękną rzecz. Pomogły nieznajomym, choć nie musiały. Ryzykując własnym bezpieczeństwem ukryły nas w swoim domu, nakarmiły i znalazły drogę ucieczki z miasta, nie prosząc o nic w zamian. Ich bezinteresowność od razu przypomniała mi o Rosalyn i Harrym. Oni także okazali się dobrymi duszami, które zostały postawione na naszej drodze.
Jest jeszcze jedna dusza, równie dobra, równie szlachetna i odważna, która wkroczyła w moje życie. Carter jest zupełnie inny niż z początku myślałam. I choć nadal się na mnie gniewa, nie winię go o nic. Jest rozżalony, rozumiem to doskonale. To ja kłamałam, to ja coś ukrywałam. On był szczery ze mną od początku i zapłacił za to wysoką cenę. To, że kierował się chęcią uzyskania receptury dziadka nie zmienia faktu, iż to ja jestem powodem naszego rozłamu.
Gloria jeszcze raz tłumaczy nam drogę do studzienki.
– Dlaczego nie możemy wejść przez studzienkę bliżej waszej kamienicy? Dlaczego musimy przejść dwie przecznice dalej? – pyta Carter.
– Bo jesteś szeroki w barach i w pobliskiej studzience zwyczajnie utkniesz przystojniaku – oznajmia Penny, a jej słowa mnie rozbawiają. Carter wygląda na zmieszanego, a gdy zerka na mnie od razu przywołuję się do porządku i z mojej twarzy znika uśmiech.
– Weel Street to najniżej położone miejsce w Midland. Po wielkich ulewach postanowiono poszerzyć studzienki, aby woda zalegająca na ulicach szybciej zlatywała do kanałów. Uratuje cię system przeciwpowodziowy – tłumaczy Gloria.
– Na pewno się zmieszczę?
–Najwyżej wciągniesz brzuch – dodaje Penny z kamienną miną, zupełnie jakby nie powiedziała nic śmiesznego. Ponownie się uśmiecham.
Tak naprawdę Carter jest szczupły i nie podejrzewam go o posiadania choć grama tkanki tłuszczowej. Fakt, jego bary są szerokie, ale nadal jest smukły.
Nadchodzi czas pożegnania. Niebawem nastanie świt, a łatwiej będzie nam przemknąć niezauważonym pod osłoną nocy. Najedzeni, względnie wypoczęci, możemy ruszać w dalszą podróż, a raczej ucieczkę. Nie mogę się powstrzymać i przytulam mocno Glorię. Kobieta odwzajemnia mój uścisk, życząc nam powodzenia. Następnie podchodzę do Penny. Wydaje się bardziej stonowana od siostry, ale i ona otwiera dla mnie swoje ramiona.
– Uważaj na siebie dziewczyno. Zrób wszystko, aby znaleźć dla siebie bezpieczne miejsce.
– Dziękuję Penny. Za wszystko. Nigdy was nie zapomnę.
Odsuwam się od kobiety i gdy już jestem gotowa by stanąć u boku Cartera, wyciąga jakiś materiał, który miała schowany w wózku.
– To dla ciebie – mówi, po czym wręcza mi rzecz. Rozpoznaję granatową wełnę, z której dziergała coś wcześniej. Nie pytałam co szyje, a teraz już wiem. Penny zrobiła dla mnie kominiarkę. – Mówiłaś, że straciłaś swoją w teatrze.
Widząc tak dobrze znany mi przedmiot, ogarniają mną mieszane uczucia. Z jednej strony kominiarka dawała mi względne poczucie bezpieczeństwa, chroniła przed ujawnieniem mojej tożsamości przed obcymi, ale z drugiej strony odbierała mi wolność. Przez ostatnie kilka godzin w końcu czułam, że mogę oddychać pełną piersią. To dziwne uczucie ponownie trzymać w dłoniach maskę.
– Powinnaś ją założyć.
Carter po raz pierwszy od dłuższego czasu odezwał się bezpośrednio do mnie. Nie wiem, czy powinnam się z tego cieszyć. Nie tak wyobrażałam sobie naszą rozmowę po moim ujawnieniu.
Zakładam zatem nową kominiarkę. Ponownie widzę świat przez dwie okrągłe szpary dla oczu.
Carter przez chwilę mi się przygląda, jakby się nad czymś zastanawiał. Następnie potrząsa lekko głową i spogląda na bliźniaczki.
– Ja również chciałem wam podziękować. Bardzo doceniam waszą pomoc.
– Opiekujcie się nawzajem. Razem będziecie silniejszy, a coś mi się wydaje, że jeszcze wiele przeszkód was czeka – mówi Gloria, na co Penny przytakuje, jakby chciała potwierdzić słuszność założenia swojej siostry.
Carter wychodzi pierwszy, a ja zanim zniknę za metalowymi drzwiami, jeszcze raz patrzę na dwie kobiety. Za sprawą kominiarki nie widzą mojego uśmiechu, a jednak go odwzajemniają.
***
Gdy tylko wyłaniamy się z uliczki, od razu zauważamy jakiegoś mężczyznę, który pospiesznie idzie chodnikiem z torbą w ręku. Czekamy, aż zniknie z naszego pola widzenia, po czym zmierzamy zgodnie ze wskazówkami bliźniaczek.
– Będziemy biec, ale jak ktoś się pojawi, musimy zachowywać się naturalnie. Wtedy idziemy spokojnie, zrozumiałaś Alex?
– Tak.
Carter ma na sobie swoją kurtkę, więc bez problemy zasłania głowę kapturem, by nikt go nie rozpoznał. Ja mam kominiarkę, ale ona z pewnością się odznacza. Tylko czy jak bym poruszała się po mieście z odsłoniętą twarzą, czy mniej bym ryzykowała? Nie sądzę. Być może nie wszyscy byli w teatrze, nie każdy wie, kim jesteśmy. Z taką nadzieją przemierzamy ulice Midland.
***
Docieramy do Weel Street. Na szczęście nikogo nie widać w pobliżu. Oboje zaczynamy rozglądać się po ulicy, aż w końcu Carter odnajduje odpowiednią studzienkę.
– Tutaj Alex. – Podbiegam do niego, po czym patrzę, jak siłuje się ze studzienką. Kucam i pomagam mu podnieść ciężki właz. – Schodź pierwsza.
Ponownie kucam i spoglądam w ciemność.
– Jak głęboki może być ten kanał?
– Przytrzymam cię, ale pewnie i tak będziesz musiała skoczyć.
– A jak się połamiemy?
– Alex nie mamy czasu. Za chwilę ktoś może nas nakryć. Złaź na dół – mówi nieco uniesionym głosem. Nie podoba mi się jego ton, ale ciężko nie zgodzić się z jego argumentami. Ustawiam się przy otworze. Najpierw zsuwam nogi na dół, po czym Carter chwyta za moje dłonie. – Będę cię trzymać mocno, nie bój się.
Carter
Trzymam jej dłonie, które nie są już okryte rękawicami. Dopiero teraz widzę, jakie są drobne i delikatne. Po prostu kobiece. Alex także przez chwilę zawiesza swój wzrok na nasze złączone dłonie. Ciekawe co teraz myśli? Czy też zastanawia się nad tym małym kontaktem.
Otrząsam się z rozmyślań, na które nie mamy czasu. Jeszcze raz popędzam Alex, która także powraca do rzeczywistości. Zsuwa tyłek na dół, a ja utrzymuję jej cały ciężar. Opuszczam ją najdalej jak mogę, po czym słyszę, jak mówi, że wyczuwa dno.
– Uwaga, puszczam cię – mówię i po chwili tak właśnie robię. – Wszystko w porządku?
– Tak. Możesz schodzić.
Zanim zacznę się przeciskać, ściągam z siebie kurtkę. Muszę zmieścić się we włazie, więc każda warstwa dodatkowego ubioru może mi w tym przeszkodzić.
– Łap moją kurtkę.
Zrzucam na dół rzecz, po czym ustawiam się przy studzience. Bez problemy moja dolna część ciała przedostaje się przez właz. Problemy zaczynają się przy ramionach. Unoszę ręce do góry, aby wysmuklić ciało. Najwyżej spadnę na dupę, jednak inaczej nie dam rady zejść na dół.
Gdy już myślę, że utknąłem tutaj na dobre, czuję, jak Alex chwyta za moje nogi i ciągnie w swoją stronę. Nagle słyszę coś w oddali. Kolejny raz dociera do mnie dźwięk motocyklu. Cholera, ktoś się zbliża! Jeszcze bardziej próbuję skurczyć ramiona, aż w końcu przeciskam się przez studzienkę. Z impetem spadam na mokre podłoże. W kanale panują egipskie ciemności i nic dosłownie nie widzę.
– Alex? Gdzie jesteś? Nic ci się nie stało? – pytam szeptem, a w odpowiedzi pojawia się strumień światła z latarki, którą dała nam Gloria. Najpierw zostaję oślepiony, ale dziewczyna szybko kieruje światło na nasze nogi. Widzę, że również upadła, po tym jak zleciałem na dół. – Zrobiłem ci krzywdę?
– Nie, nic mi nie jest.
Słyszę coraz wyraźniej dźwięk motocyklu, więc bez żadnego tłumaczenia odbieram Alex latarkę i ją gaszę. Jeśli ktoś przejedzie ulicą, istnieje szansa, że nie zauważy odsuniętego włazu. Noc jest w końcu naszym sprzymierzeńcem. Jednak światło docierające z głębin może nas zdemaskować.
– Co się dzieje? – pyta, chyba nieświadoma zbliżającego się zagrożenia.
– Ktoś się zbliża – odpowiadam szeptem.
Nie poruszamy się, nie wstajemy, czekamy w totalnej ciszy, aż niebezpieczeństwo minie. Kilka sekund później słyszymy głośny warkot maszyny. Jak na szpilkach oczekuję co się za moment wydarzy. Czy zatrzyma się i zauważy odsunięty właz? A może odjedzie nieświadomy dwójki ludzi ukrywających się pod ulicą.
Alex kładzie rękę na moim ramieniu i lekko ściska, jakby nie mogła wytrzymać napięcia. Jakby próbowała jakoś go rozładować.
Dźwięk motocykla słabnie, a to oznacza jedno. Ominął właz, nasza kryjówka jest tymczasowo skuteczna. Nie odpalam jeszcze latarki, tylko ujmuję dłoń Alex, która leżała na moim ramieniu i razem wstajemy.
– Ruszamy na północ, przejdziemy kilka metrów i włączymy latarkę – mówię nadal cicho, nie będąc pewny czy ktoś faktycznie nie zwróci uwagę na studzienkę.
Poruszamy się bardzo powoli, aby się nie potknąć. Na szczęście kałuże są płytkie, jak sugerowały bliźniaczki.
Alex
Z początku nie wiedziałam, dlaczego Carter tak szybko wyłączył latarkę. Dopiero dźwięk zbliżającego się motoru sprawił, że zrozumiałam jak blisko jesteśmy ujawnienia. Już myślałam, że nas znaleźli, moje serce waliło jak szalone, a oddech stał się ciężki.
Nie inaczej jest teraz, gdy przemierzamy w ciemnościach kanał. Czuć wilgoć i stęchliznę, ale to najbezpieczniejsza droga do metra. Carter idzie przodem, a ja tuż za nim. Mocno trzyma moją rękę co jest dla mnie nowym doświadczeniem. Fakt, przed chwilą pomagał mi zsunąć się tutaj, ale to zupełnie co innego. Tak naprawę nie musi mnie prowadzić, a jednak to robi. Może obawia się, że jestem totalną fajtłapą i kilka metrów w egipskich ciemnościach sprawi, że wywalę się na kłoda. Tak czy inaczej, czerpię dziwną przyjemność z tej małej oznaki opiekuńczości względem mojej osoby.
Niepostrzeżenie Carter się zatrzymuje, a ja wpadam wprost na jego plecy. Nie upadam, ale mało brakowało, by tak właśnie się stało. Zanim zdążę się zapytać, co się stało, mężczyzna włącza latarkę.
– Myślę, że jesteśmy wystarczająco daleko od otwartej studzienki – oznajmia, po czym rusza naprzód nie czekając na moją reakcję. Co jest zaskakujące, nie uwolnił z uścisku mojej dłoni.
Nie odzywam się, nie zwracam mu uwagi. Nie robię nic, by przerwać ten kontakt.
***
Nie wiem, ile czasu zajęło nam dotarcie do włazu, ale jestem już zmęczona. Oboje patrzymy na zaryglowane metalowe otwarcie, które ma prowadzić do miejsca socjalnego w metrze. Nasz pierwszy etap podziemnej ucieczki musi zakończyć się sukcesem.
– Mam nadzieję, że uda nam się to otworzyć – oznajmia Carter, po czym zerka na nasze złączone dłonie. W końcu chyba zdaje sobie sprawę, że przez cały czas mnie trzymał. Puszcza moją dłoń bez słowa. Jakby nie chciał w ogóle poruszać tego tematu. Jakby to się nie wydarzyło. Podaje mi latarkę i przysuwa się do włazu. – Przyświecaj mi.
Wykonuję jego polecenie i patrząc na jego zmagania, modlę się w duchu, aby udało mu się otworzyć przejście. Carter siłuje się przez dłuższy czas z metalową wajchą, ale w końcu udaje mu się ją przesunąć. Po chwili otwiera śluzę i od razu kieruję tam strumień światła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top