Część 23
Carter
Nie wierzę własnym oczom, to musi być sen. Alex...Alex jest kobietą...
Czuję, jakbym nagle opadł z sił, jakby wszystkie emocje ze mnie uleciały. Legioniści puszczają mnie, ale nawet nie myślę o ucieczce. Jestem otępiały, podobnie jak wszyscy, którzy znajdują się w budynku.
Jak to możliwe? Jak Alex może być dziewczyną? Przecież coś bym zauważył! Dlaczego się nie zorientowałem? Jak on to ukrył przede mną? Co ja mówię, jak ona to ukryła?!
– Cóż za niespodziewany obrót sprawy. Nasz chory chłopaczek jest piękną dziewczyną – mówi Marcus. Następnie spogląda na mnie. – Kolejne wasze kłamstwo. Chciałeś uchronić swoją panienkę?
Nie odpowiadam, bo nie jestem w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Nadal wpatruję się w Alex z niedowierzaniem.
– Nic nie wiedział, ukrywałam to przed nim.
Kolejny szok trawi moje ciało, gdy słyszę delikatny głos, należący do osoby, z którą od tygodni podróżuję. Mam totalny rozpierdol w głowie, nie wiem już co jest prawdą a kłamstwem.
Alex
Carter nie porusza się, tylko wlepia swe oczy we mnie, jakby próbował to wszystko zrozumieć. Łzy spływają mi po policzkach, ale ich nie ścieram. Nie mam na to sił. Od tak dawana się ukrywam, że teraz czuję się nago bez kominiarki. Odsłonięta na widok wszystkich zebranych. Mój głos brzmiał tak nieszczęśliwie, tak słabo. Tyle razy miałam ochotę się odezwać, przerwać to kłamstwo, ale strach zawsze mnie wstrzymywał. Teraz boję się tylko jednego. Śmierci Cartera.
Marcus chwyta mnie za prawe ramię i zmusza do wstania. Przyciąga mnie blisko do swojego ciała, po czym z uśmiechem wypowiada słowa, które wzbudzają we mnie grozę.
– Już wiem, co z tobą zrobię.
Następnie ciągnie mnie w stronę wejścia, którym wkroczyliśmy na scenę. Mimo mocnego uścisku, udaje mi się nieco odwrócić w stronę Cartera, który odprowadza mnie wzrokiem.
– Przepraszam Carter, wybacz mi.
***
Marcus ciągnie mnie do kamienicy, która z zewnątrz nie wygląda najlepiej. Obdrapane ściany i sypiący się tynk, jednak nie oddają tego, jak jest w środku. Panuje tutaj względny porządek. Przez całą drogę myślę o Carterze i o tym, co się teraz z nim stanie. Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli zginie z mojego powodu. To zbyt wielkie brzemię, którego już teraz wiem, że nie udźwignę.
Zostaję wprowadzona do jednego z mieszkań. Tutaj także jest czysto i schludnie, a gdy dostrzegam na środku salonu kobietę, która zajada się owocami na wielkiej kanapie w skąpym odzieniu, zaczynam rozumieć, co Marcus ma zamiar ze mną zrobić. Wchodzimy w głąb pomieszczenia i wtedy rozpoznaję kobietę. To ta sama, która była zrozpaczona rzucając zapałkę na stos, do którego był przywiązany jej ukochany. Teraz ze smakiem wcina winogrono, a kiedy nas dostrzega, zaczyna się śmiać.
– Marcus! Te owoce są nieziemskie! Takie słodkie, takie cudowne, takie wspaniałe...
– To dobrze mała, to dobrze – odpowiada z uśmieszkiem, po czym patrzy na mnie. – Iluzja pomaga na wszelkie zło. Oczywiście mówię o działce z plecaka. Ta, którą robiłaś nie wprawiała w tak dobry nastrój, a szkoda. Powiedz? Znasz tę recepturę czy to kolejne oszustwo?
– Nie znam receptury.
Marcus śmieje się, co mnie totalnie zaskakuje.
– Kłamstwa, kłamstwa i jeszcze raz kłamstwa. Co za czasy. Dobrze, że chociaż z ciebie będę miał pożytek. Odegrasz bardzo ważną rolę i lepiej żebyś się w niej sprawdziła. – Drzwi, do których zmierzamy otwierają się, a w nich pojawia się kobieta, którą już widziałam.
– Eleno, proszę poznaj Alex. Zostanie z nami. Proszę uszykuj ją na wieczór. Ma wyglądać zjawiskowo, ale nie wulgarnie.
– Oczywiście mój panie – oznajamia z delikatnym uśmiechem, po czym podchodzi do nas i dotyka opuszkami palców mojego policzka. Następnie zostaję wprowadzona do kolejnego pomieszczenia.
Marcus uwalnia mnie ze swojego uścisku. Rozglądam się dookoła i przyznaję, że nigdy nie byłam w takim miejscu. Wszędzie są szafki, a na kilku poręczach wiszą ubrania. Moje spojrzenie pada na ogromne lustro. Patrzę na swoje odbicie, a u mego boku pojawia się Marcus.
– Wiedział, że jesteś kobietą? – pyta, na co szybko kiwam przecząco. – Nie wiem dlaczego, ale ci wierzę. Twój znajomy w końcu wyglądał na wstrząśniętego, gdy cię ujrzał. Jesteś piękna i młoda, więc dobrze, że się ukrywałaś. Żaden zdrowy mężczyzna nie przepuściłby takiej okazji. Wy, kobiety, jesteście w tej chwili najcenniejsze na świecie. Musimy o was walczyć, ale także i dbać. Jeśli będziesz grzeczna, nie stanie ci się krzywda. Obiecuję. – Nie reaguję w żaden sposób na jego zapewnienia. I tak mu nie wierzę. – Powiedz mi jeszcze jedno. Skoro tak umiejętnie się ukrywałaś, czy to oznacza, że jesteś czysta? – pyta, a ja nie do końca rozumiem o co mu chodzi. Marszczę brwi, co wywołuje w nim szeroki uśmiech. – Jesteś czysta, jesteś dziewicą. Bardzo dobrze. Szukałem kogoś jak ty, kogoś nieskazitelnego.
Marcus staje za mną, po czym pochyla się w moją stronę. Jego nos trąca moje prawe ucho, a potem czuję na nim usta. Zamykam oczy, jakbym próbowała odgonić zły sen. W pewnym sensie udaje mi się to. Marcus przerywa kontakt fizyczny. Kiedy słyszę za sobą trzask zamknięcia drzwi, otwieram oczy.
W pomieszczeniu zostałam tylko ja i Elena, która z zachwytem przygląda się całej mojej postaci.
– Już wiem, co założysz. Będziesz wyglądać jak anioł – oznajmia, po czym klaszcze w dłonie i zaczyna przesuwać stos wieszaków z sukienkami. Podchodzę do kobiety i dotykam jej ramienia. Gdy tylko obraca się w moją stronę, zaczynam mówić, a raczej błagać.
– Proszę, pomóż mi się stąd wydostać. Pomóż mi uciec, błagam cię.
– Nie bądź głuptaskiem. Nie musisz uciekać.
– Nie mogę tutaj zostać. Muszę uratować Cartera, musimy stąd zniknąć...
– To jest twój nowy dom – mówi, jednocześnie przerywając moją wypowiedź. Jej mina wyraża szczęście i łagodność. Czy ona nie widzi co się tutaj dzieje? W jakim piekle żyje? A może i ona jest faszerowana narkotykami.
– Dali ci coś do zażycia? Brałaś tabletkę?
– Nic nie brałam, wszystko jest w porządku – oznajmia nadal się uśmiechając. Wniosek nasuwa się sam. Ta kobieta zwariowała, nie ma innego wytłumaczenia.
– Wiesz, co on mi zrobi? Wiesz, czego chce ode mnie Marcus? Chce mnie zniewolić, traktować jak swoją zabawkę. Nie chcę takiego życia, błagam, pomóż mi.
– Alex, tak? Posłuchaj mnie, nie musisz się bać, wszystk...
– Prędzej umrę, niż pozwolę, żeby mnie dotknął! – krzyczę prosto jej twarz, po czym załamuję się totalnie. Siadam na podłodze i płaczę nad swoim losem, ale także nad losem Cartera. Czy właśnie go zabijają? Czy płonie już na stosie? Boże, proszę, pomóż nam.
– Znalazłam dla ciebie idealną sukienkę. Spójrz Alex, spójrz jak piękna ona jest.
Unoszę głowę i przez łzy, które ciągle napływają mi do oczu, patrzę na białą tkaninę, którą trzyma Elena. Po chwili odwiesza ubranie, przygląda mi się uważnie, po czym ujmuje moją dłoń i ciągnie do góry, abym wstała.
– Musisz się wykąpać skarbie, zanim się przebierzesz. Nie możesz być brudna. Słyszałaś Marcusa, masz być nieskazitelna.
Elena wyprowadza mnie z pomieszczenia pełnego ubrań przez kolejne drzwi. Za nimi kryje się łazienka. Tutaj także nie znajdzie się brudu. Przychodzi mi głupia myśl do głowy, która sprawia, że uśmiecham się. Jak takie dzikie bestie mogą dbać o porządek? Szorują podłogi, kafelki a potem idą kogoś mordować? Nie przeszkadza im krew na rękach i zapach palącego się ciała, ale nie tolerują kurzu? Mój śmiech rozbrzmiewa w małym pomieszczeniu. Elena patrzy na mnie, jakbym to ja tutaj była wariatką, a nie ona. Chociaż kto wie? Może zwariowałam z nieszczęścia. Może postradałam zmysły z cierpienia. Wszystko jedno, tracę ostatnie namiastki nadziei na lepsze jutro. Nie ma jutra, jest tylko Midland.
***
Do łazienki przyniesiono dwa garnki z wrzącą wodą, po czym Elena przygotowała dla mnie kąpiel w wannie. Zostawiła dla mnie także maszynkę do golenia. Kilka razy miałam okazję z tego przyrządu korzystać i zawsze się cieszyłam, gdy udało się dziadkowi zdobyć dla mnie przybory higieniczne, ale teraz do głowy przychodzą mi inne pomysły jak mogę wykorzystać ostrze w maszynce. Za moją prośbą Elena pozwoliła mi samej się wykąpać. Wiedziałam, że czeka tuż za drzwiami, ale przynajmniej miałam chwilę prywatności. Od tak dawana marzyłam o kąpieli, o zmyciu brudu kilku ostatnich bardzo trudnych dni. Jednak nie potrafiłam się cieszyć z tej czynności, kiedy w końcu nastała. Nawet kostka mydła i szampon do włosów nie pomogły mi odnaleźć w sercu odrobinę przyjemności z zaistniałej sytuacji. Zużyty tampon wyrzuciłam do kosza na śmieci i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Umyłam dokładnie całe ciało, po czym sięgnęłam po maszynkę, która leżała na krawędzi białej wanny.
Cały czas rozmyślam o tym, co mnie czeka tej nocy. I co czeka Cartera.
Nie mogę znieść myśli, że Marcus będzie mnie dotykać, całować, posiadać. Że będę czuć jego oddech, że przygniecie mnie swoim ciałem. Że nie będę mogła nic zrobić, a on będzie z tego czerpać przyjemność. Boże, ja nawet nigdy się nie pocałowałam z mężczyzną, a mam z kimś się kochać? Co ja mówię, to nie będzie kochanie! To będzie gwałt! W taki sposób stanę się kobietą, przez przymus. Już zawsze tak będzie. Nie pozwolą mi odejść, nie tacy mężczyźni, jakich spotkałam w Midland. Przysuwam ostrze do prawego nadgarstka. Wystarczy przejechać nim kilka razy, aby rozciąć żyły. Już pawie napieram ostrzem na delikatną i cienką skórę, ale w ostatniej chwili odkładam maszynkę i znów zaczynam płakać. Zrezygnowanie z życia jest trudniejsze niż sądziłam. Na scenie w teatrze byłam gotowa na śmierć, ale to nie ja miałam ją zadać. Nie potrafię sama wykonać wyrok, po prostu nie potrafię.
***
Wychodzę z łazienki owinięta ręcznikiem. Elena ponownie się uśmiecha, jakby to była miła dla nas obu chwila. Kolejny raz ściąga z wieszaka sukienkę, którą dla mnie wybrała. Zabieram od niej odzienie, po czym zdaję sobie sprawę, że nie mam jeszcze jednej ważnej rzeczy.
– Nie mam bielizny. Kazałaś mi wszystkie rzeczy zostawić w koszu.
– Nie potrzebujesz bielizny – oznajmia z wiecznie trwającym optymizmem. No tak, w gruncie rzeczy przecież ma rację. Po co mi majtki, po co utrudniać Marcusowi. Elena tym razem nie wychodzi z pomieszczenia, a gdy chcę wrócić do łazienki, by ubrać sukienkę, zagradza mi przejście do drzwi. – Nie musisz się krępować.
– Nie chcę się przy tobie rozbierać. Wstydzę się.
– Niepotrzebnie. Poza tym jesteś piękna, twoje ciało jest piękne i gotowe.
– Gotowe na co? Na przemoc? Na gwałt? Może być gotowe na coś tak okrutnego?
– Gotowe na wielbienie. Na nowe doświadczenia. Po prostu poddaj się temu, co nieuniknione.
– Mam poddać się Marcusowi, o to chodzi. Nie ma w tym nic pięknego, nigdy nie będzie. Eleno, jesteś kobietą, jak możesz na to przyzwalać? Czy nie widzisz, jak strasznie traktują tutaj kobiety?
– Absurd, jak nie Marcus to zjawi się ktoś inny. Wszystko zależy od twojego nastawienia. Będzie złe, to źle wszystko zniesiesz, a z dobrym nastawieniem, sprawy mogą wydać ci się nie takie straszne, jakie są na pierwszy rzut oka. Trochę wiary Alex.
– Wiary? Mam w sobie wiele wiary, ale to miasto nie ma z nią nic wspólnego. Jesteście potworami. Nie ma w was nic pięknego ani wspaniałego! I moje nastawienie nic nie zmieni!
Elena nagle zmienia front i policzkuje mnie dotkliwie. Odruchowo przykładam dłoń na podrażnioną skórę. Patrzę zszokowana na kobietę, która do tej pory przejawiała tylko niezdrowy optymizm. Przez chwilę jest śmiertelnie poważna, jakby bezsłownie chciała jeszcze bardziej umocnić swój czyn. Jednak szybko wraca do pierwotnej formy. Obdarza mnie uśmiechem, po czym prosi, abym w końcu się ubrała. Oprócz sukienki wręcza mi także jasne obuwie, przypominające lakierki. Jakby stroiła mnie na lalkę.
Odsuwam się od kobiety tak daleko jak tylko jestem w stanie. Odwracam się do niej plecami. Nakładam sukienkę przez ramiona, po czym ostrożnie wysuwam ręcznik spod delikatnego materiału. Staram się szczelnie zakryć, a gdy zerkam na moją nową strażniczkę, przekonuję się o tym, że bacznie mnie obserwuje.
Ręcznik zostawiam na podłodze. Jeśli Elenie się to nie spodoba, niech sama posprząta. Nie będę z nią współpracować, nie muszę potulnie wykonywać jej rozkazy, a jeśli jeszcze raz mnie uderzy, oddam jej z nawiązką. To spoliczkowanie coś we mnie uruchomiło, coś zaiskrzyło, jakbym odkryła nowe pokłady energii. Byłam już tak zrezygnowana, a teraz ponownie czuję, że nie mogę tak po prostu się poddać. Choćby Marcus miał mnie bić, nie oddam mu się bez walki. Nie dam mu satysfakcji z posiadania cichej i niewinnej dziewicy.
Modlę się o możliwość zabicia Marcusa. Nigdy nikomu nie życzyłam śmierci, ale w jego przypadku tak właśnie się dziej. W końcu, dlaczego miałabym żałować mordercy, sadystę i gwałciciela pod jedną postacią?
– Teraz zaprowadzę cię do sypialni. Tam spełni się twoje przeznaczenie – mówi melodyjnym głosem. Kiedy rusza w stronę wyjścia, zerkam na drzwi od łazienki. Wpadam na pewien pomysł.
– Muszę jeszcze skorzystać z toalety. Nie zajmie mi to dużo czasu.
Elena przez chwilę przygląda mi się uważnie, nadal z wypisanym na twarzy tym nieznośnym uśmiechem. W końcu przytakuje, a ja staram się zbytnio nie okazywać przypływu energii czy też motywacji. Ze spuszczoną na dół głową idę powoli do wyznaczonego miejsca. Kiedy jestem w środku, zamykam drzwi za sobą. Podwijam sukienkę i siadam na ubikacji w razie, gdyby Elena jednak nie chciała mnie sprawdzić. Chwytam maszynkę do golenia, którą pozostawiłam na obręczy wanny. Przez następną minutę mocuję się z plastikową obudową. Pomagam sobie zębami, aż kaleczę wargę. W końcu udaje mi się ściągnąć otoczkę i ostrożnie wysuwam jedno ostrze. Teraz pozostaje tylko schować żyletkę. Myślę o buzi, ale co, jeśli będę musiała się odezwać. Wtedy pokaleczę się jeszcze bardziej, a co najważniejsze, zdradzę posiadania broni. Ba, broń to o wiele za dużo do powiedzenia, ale mam tylko to i musi wystarczyć.
Wstaje i zaczynam oglądać białą, haftowaną sukienkę na grubych ramiączkach. Materiał jest zwiewny i sięga do moich kostek. Gdybym tylko miał kieszenie albo bieliznę...
Wtedy patrzę na moje nowe buty. Prawie upuszczam żyletkę, gdy Elena puka do drzwi.
– Pospiesz się Alex, Marcus już na ciebie czeka.
– Już wychodzę – mówię wystarczająco głośno, aby mnie usłyszała, po czym wsuwam ostrze do buta. Cienki metal przylega do mojej stopy, pozwalając mi poczuć się nieco bezpieczniej. Jeśli wyceluję dobrze w szyję, w miejsce, gdzie sam przykładał mi nóż na scenie, może uda mi się go powalić.
Już mam wychodzić z łazienki, gdy moje spojrzenie pada na moje brudne rzeczy. Sięgam po kurtkę i wyciągam z kieszeni mój największy skarb. Zdjęcie mamy, moja jedyna pamiątka po niej. Małą fotografię również chowam w bucie. Tylko tak będę mieć pewność, że nie zostanie wyrzucona, gdy Marcus... Boże, to nie może być prawda, to się nie dzieje!
Biorę głęboki oddech i wychodzę z pomieszczenia. Elena stoi z nieodgadniętym wyrazem twarzy, jakby coś podejrzewała, aczkolwiek nie wypowiada żadnego słowa. Wyciąga w moją stronę rękę. Nie mam ochoty jej dotykać, ale w tej chwili nie mam innego wyboru, więc ujmuję jej dłoń i pozwalam, aby wyprowadziła mnie z garderoby, jak to wcześniej nazwała owe pomieszczenie.
Ponownie widzę odurzoną kobietę w salonie. Tym razem nie siedzi na kanapie i nie zjada się owocami. Teraz tańczy na środku i nuci coś pod nosem. Nawet nas nie zauważa, tkwi w swoim otumanionym umyśle, nie zdając sobie sprawy, jak wielka krzywda ją spotkała tak całkiem niedawno.
Zmierzamy długim korytarzem, oświetlonym lampami naftowymi umocowanymi na ścianach. Pod stopami czuję miękki dywan, a w powietrzu wyczuwam jakąś nieznaną mi woń. Coś słodkiego, jak kwiaty, choć nie widzę ich w pobliżu.
Elena zatrzymuje się przy ostatnich drzwiach. Puka dwa razy, a po chwili otwiera nam Marcus. Kobieta puszcza moją dłoń i odsuwa się na bok, dając tym samym Marcusowi dobry widok na mnie. Mierzy mnie od góry do dołu, po czym uśmiecha się zdawkowo i odsuwa się od przejścia.
– Idź Alex i pamiętaj co ci mówiłam o dobrym nastawieniu. Wszystko zależy tylko od ciebie.
Słysząc jej słowa otuchy mam ochotę zrobić tylko jedno, a mianowicie wypróbować na niej żyletkę, którą schowałam ze względu na Marcusa.
Ruszam naprzód, starając się wyrównać swój oddech. Muszę się uspokoić, odsunąć strach, inaczej spanikuję i nie będę miała żadnych szans z moim przeciwnikiem.
Marcus jest postawny, wysoki i zakładam, że pod warstwą ciemnych ubrań nie kryje się tłuszcz, tylko masa mięśni. Jest starszy ode mnie, czy też od Cartera. Nie potrafię dokładnie ocenić jego wieku, nie mam zbyt dużego porównania. Nie określiłam bym go także jako brzydkiego, ale gdy ujmuje moją dłoń i tak czuję obrzydzenie. Kiedy znajduję się w środku, zamyka za nami drzwi. Oglądam się za siebie i przez ułamek sekundy widzę jeszcze Elenę, która wygląda na wzruszoną. Co za wariatka, co za chora kobieta.
– Nie denerwuj się. Czeka cię ważne zadanie i mam nadzieję, że wykonasz je bez żadnych przeszkód – mówi, po czym ustawia mnie naprzeciwko siebie, uwalnia moją dłoń i chwyta za moje ramiona. – Jesteś cudem Alex, zawsze tak o sobie myśl.
Składa pocałunek na moim czole, ale nieco dłużej przytrzymuje wargi na mojej skórze. Jakby delektował się tym dotykiem. Mdłości ponownie mnie dopadają.
Ku memu zaskoczeniu odsuwa się, po czym podchodzi do kolejnych drzwi. Przez stres nawet się nie rozejrzałam po pomieszczeniu. Nie ma nigdzie łóżka, są tutaj tylko dwa fotele, mały stolik i meblościanka przy ścianie.
Otwiera przejście do kolejnego pomieszczenia, po czym płynnym ruchem ręki zaprasza mnie do środka. Stawiam kroki na przód, a gdy przekraczam próg, od razu zauważam ogromne łóżko z mnóstwem poukładanych równo poduszek. Ponownie czuję pod stopami miękki dywan i znów ten słodki zapach.
Wszędzie są poukładane świece, mniejsze bądź większe, nadając w pomieszczeniu ciepłe oświetlenie. Moją uwagę przykuwa okno, które jest lekko uchylone. Firanka powiewa pod wpływem przeciągu i moje myśli zaczynają krążyć wokół drogi ucieczki, tuż po tym jak zabiję Marcusa. Moje kalkulacje przerywa jednak rozbrzmiewający w pokoju głos, który nie należy do mojego oprawcy.
– Tato?
Od razu się odwracam w danym kierunku. Głos należy do młodego chłopaka, który z pewnością nie jest jeszcze pełnoletni. Boże, to jeszcze dziecko i to dziecko Marcusa.
Wygląda na równie zestresowanego co ja. Przebiera nogami, a w dłoniach trzyma poły swojej koszuli, jakby nie wiedział co z nimi począć. Jego wzrok jest rozbiegany, zdecydowanie unika spojrzenia na mnie.
– To jest Alex. Alex, to mój syn, Harlan.
– Tato, możemy jeszcze o tym porozmawiać?
– Już czas chłopcze – mówi Marcus, po czym podchodzi do niego i ujmuje w dłonie jego twarz. – Jest coraz mniej kobiet, a Alex jest idealna. Jest czysta, piękna i młoda. To mój prezent dla ciebie. Nie zmarnuj go Harlan, nie przynoś mi wstydu.
Marcus odsuwa się od syna, po czym podchodzi do mnie. Stawiam odruchowo krok w tył, aby zwiększyć między nami dystans.
– Rozumiesz co macie tutaj zrobić, prawda? – pyta surowym głosem.
– To jeszcze dziecko.
– Ma już czternaście lat.
– To nadal dziecko – mówię cicho, nadal tkwiąc w szoku po takim obrocie sprawy. Czyli nie chciał mnie dla siebie, tylko dla swojego małoletniego syna.
Boże drogi, co ja mam zrobić? Moim oprawcą miał być Marcus, a nie to dziecko! Jak mam zabić niewinnego czternastolatka?!
Do jutra kochani :-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top