Nigdy mnie nie opuszczaj ~ Odcinek 14 [EPILOG]
I tak jeszcze przez dłuższą chwilę, żyłam w niepewności i strachu, co się właśnie ze mną stało. Jednak nagle znów odzyskałam całkowitą władze nad swoim ciałem, przez co poczułam wielką ulgę. Już zaczęłam otwierać powieki, gdy mocne światło znów walnęło mi po oczach.
Nie słyszałam prawie nic, czułam jakby moje ciało na nowo budziło się do życia małymi kroczkami.
- Czy wy to widzicie?! - usłyszałam daleki mi głos.
- Niemożliwe - usłyszałam znów.
Wtedy ujrzałam bardzo bliskie mi twarze, które należały do moich przyjaciół.
- Mizumi! - zaczęli rozradowani krzyczeć, a ja zdezorientowana nadal leżałam nieświadoma niczego.
Nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa, ale wtedy do pomieszczenia wszedł lekarz, czym jeszcze bardziej się przeraziłam.
- Mizumi? Słyszysz mnie? - rzekł mężczyzna schylając się nade mną, a ja tylko pokiwałam głową.
Potem wykonał jeszcze kilka czynności sprawdzając mój ogólny stan i zaczął wyjmować jakąś rurkę z mojego gardła, co było bardzo nieprzyjemnym uczuciem, choć teraz już wiedziałam czemu nie moglam się odezwać.
- Myślę, że już ci to nie będzie potrzebne. Zaraz powiadomię twoich rodziców, ja też niedługo znów cię odwiedzę, bo czeka cię dużo badań, a teraz was zostawiam, tylko jej nie przemęczajcie proszę.
- Dobrze - odpowiedział Kagura, po czym lekarz opuścił salę.
- C-co się stało? - wydusiłam z wielką trudnością, po czym zaczęłam kaszleć.
- Nic nie pamiętasz? - spytała Yuki z pobłażliwą miną, a ja zaprzeczyłam machając głową - w sumie nic dziwnego...
- Miałaś wypadek i zapadłaś w śpiączkę - odrzekł Kagura, a ja momentalnie wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia.
- Jaki wy...wypadek? Kiedy? - mówiłam zachrypłym głosem.
- 15 lutego, potrącił cię samochód jak wracałaś ze szkoły - odpowiedział Kakeru.
Słucham? 15 lutego? Przecież za oknem jest już zielono. Ile ja byłam w tej śpiączce? Co się wydarzyło? - myślałam, lecz wtedy przypomniałam sobie o najważniejszym.
- A Mei? - wypaliłam nagle.
- Kto? - spytała Yuki spoglądając jeszcze pytająco na chłopaków.
- Kim jest Mei? - spytał Kagura.
- No co wy... Nasza przyjaciółka, poznaliśmy ją w klubie szkol...
NIE! NIE! NIE! To nie może być prawda!
- Ile ja byłam w śpiączce? - spytałam zmartwiona.
- Dwa miesiące. Coś się dzieje? Zawołać lekarza? - pytał przerażony moim stanem Kagura.
- Nie... nie trzeba... - mruknęłam pod nosem załamana, uświadamiając sobie co się właśnie wydarzyło. Musiałam sobie to wszystko ułożyć w głowie - jeśli nie znacie Mei, to to wszystko się nigdy nie wydarzyło?
- Wszystko, czyli co? - spytał Kakeru.
- Dołączyliśmy do szkolnego kółka podróżniczego, poznaliśmy tam dziewczynę, która stała się naszą przyjaciółką. Wyjeżdżaliśmy razem pod namioty. Potem jednak zaczęło być coraz gorzej, chcieliśmy jej jakoś pomóc, więc poszliśmy wszyscy do wesołego miasteczka, tam poszłam z Kagurą na diabelski młyn do wagonika w kształcie serca. Potem nagle Mei zaginęła, popadliśmy w rozpacz i desperacko jej szukaliśmy, poznaliśmy staruszkę, która nam w tym pomagała, gdyż ją znała. Byliśmy nawet w domu Mei, ale jej tata okazał się być alkoholikiem bez serca, która od razu nas stamtąd wypędził. Dostaliśmy listy pożegnalne od Mei, w których się z nami żegnała, a potem dowiedzieliśmy się... - mówiłam z pośpiechem, lecz na końcu nie wytrzymałam i znów rozryczałam się jak dziecko.
- Czego się dowiedzieliśmy?
- Że popełniła samobójstwo... - dokończyłam jeszcze bardziej wpadając w histerie.
- Mizumi, uspokój się. Nic takiego nigdy nie miało miejsca, więc nie płacz. Nikt nie umarł, wszyscy tu jesteśmy z tobą - powiedziała Yuki, która po chwili wzięła mnie w ramiona, a zaraz potem nawet chłopcy dołączyli się do grupowego uścisku.
Nie mogło do mnie to wszystko dotrzeć. Czy to miałoby oznaczać, że cała ta historia to był jeden wielki sen? Czy to możliwe, żeby był aż tak realistyczny, że zmieszał mi się z rzeczywistością? W takim razie, co było z tego prawdziwe? W którym momencie się zaczął?
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy. Widzieliśmy to całe zajście po przyjeździe karetki, jak cię reanimowali. To była najstraszniejsza rzecz w moim życiu, a najgorsze było to, że nie mogliśmy nic zrobić.
- Baliśmy się, że już nigdy cię nie zobaczymy. Każdy był tym wstrząśnięty.
- Dziękuje, że ze mną tutaj jesteście - oznajmiłam wzruszona ich słowami - mimo że nadal nie jestem do końca pewna co się właściwie stało, to wywnioskowałam z tego snu jedną najważniejszą rzecz.
- Jaką?
- Że nasza przyjaźń potrafi przejść przez najgorsze chwile, że musimy sobie ufać nawzajem i mówić o każdym, chociażby najmniejszym problemie jaki napotkamy na swojej drodze. Jesteśmy razem po to, aby wzajemnie się wspierać i nigdy, ale to przenigdy nie chcę stracić nikogo z was, bo nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia! Kocham was jak rodzinę, naprawdę...
- Mizumi - powiedziała drżącym głosem Yuki - to było przepiękne!
Wtedy dało się usłyszeć czyjeś szlochanie, ale wcale nie należało one do mnie, ani do Yuki. Kiedy wszyscy spojrzeliśmy na Kakeru, ten był w totalnej rozsypce emocjonalnej.
- KAKERU? Wszystko dobrze? - pytał Kagura, zdziwiony jego nagłym „wybuchem".
- Pierwszy raz usłyszałem coś takiego. Mimo że staram się nie pokazywać moich emocji na zewnątrz, to teraz po prostu nie wytrzymałem! - odrzekł, po czym już kompletnie wybuchnął płaczem.
- No tego, to ja się nie spodziewałam! - wykrzyknęła Yuki.
Wtedy nasza trójka zaczęła wesoło się śmiać, podczas gdy biedny Kakeru wciąż zalewał się łzami.
***********
Przez jeszcze długi czas rozmyślałam, o tym wszystkim co mi się przytrafiło. Nadal nie chce mi się wierzyć, że to wszystko to był po prostu sen. Chociaż z jednej strony cieszyłam się, że wcale nie miało to miejsca, to z drugiej wciąż czułam w sercu, że poznałam osobę o imieniu Tsuitachi Mei. Czasem nadal widuję w myślach jej uśmiechniętą i rozpogodzoną twarz, a jednak boli mnie to, że w tych ostatnich chwilach ją opuściłam... Może to wszystko wydarzyło się po to, abym coś zrozumiała i w pewnym sensie poczuła na własnej skórze. Żebym dbała o ludzi których kocham i zauważała najmniejszy szczegół, gdy coś wydaje się być nie w porządku.
- A więc Mei, to wiadomość do ciebie. Może i nie istniejesz i nie żyjesz tu razem z nami, lecz wiedz, że w moim sercu zostaniesz na zawsze. Pokochałam cię, jesteś moją przyjaciółką i nic tego nie zmieni. Wszystkie nasze wspólne wspomnienia zachowam w pamięci, a ty... nigdy mnie już nie opuszczaj.
legolas_myluv
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top