Dzień czekoladek ~ Odcinek 14 [Koniec cz. 1]

Tak. Zbliżały się Walentynki. Dzień, którego obawiałam się chyba najbardziej. Oczywiście chciałam zrobić domowej roboty czekoladki dla Kagury, ale nie to jest problemem...

*****

- Dobra, skończone - rzekłam do siebie, kończąc pakować czekoladki - mam nadzieję, że mu sie spodobają, ale... Chwila... Czy one nie są zbyt... O nie! Ja mu ich nie dam! Czemu wszystkie są w kształcie serca i na opakowaniu są ozdoby, również w serduszka?! Co on sobie pomyśli? - kontynuowałam swój monolog wariując w kuchni.

- Uuu... A dla kogo te piękne czekoladki? - rzekła moja mama wysuwając się nagle znikąd.

- Mamo!

- Czyżby to dla tego Kagury? Hm?

- MAMO!

- No co? Chyba możesz mi czasem coś powiedzieć, w końcu jestem twoją MAMĄ.

- Nie mam ochoty z tobą o tym rozmawiać - odparłam, po czym wzięłam moje rzeczy, odwróciłam się na pięcie i poszłam do pokoju.

- Niemiła ta moja córeczka - oznajmiła robiąc przy tym dziwną minę.

Usiadłam na łóżku i zaczęłam ponownie wpatrywać się w opakowanie z czekoladkami. Coraz bardziej wątpiłam w to, że dam radę mu je wręczyć. To takie stresujące. Czy to są w ogóle obowiązkowe czekoladki? Emm... Hehe... Może powinnam zadzwonić do Yuki i spytać ją o radę? Hmm...

- O wilku mowa - rzekłam, spoglądając na wibrujący telefon - Halo?

- MIZUMI - CHAN! - wrzasnęła tak głośno swoim przybitym głosem, że miałam wrażenie, iż fale dźwiękowe odepchnęły mnie wręcz od telefonu.

- Nie musisz mi krzyczeć do ucha! Głucha nie jestem!

- Przepraszam, przepraszam, ale musisz mi doradzić - mówiła wielce zrozpaczona, lecz w komediowy sposób.

- W czym?

- A no... Bo wiesz... Postanowiłam, że hehe dam czekoladki Kakeru... I TO WCALE NIE JEST TAK JAK MYŚLISZ!

- Tak, tak...

- Tylko, że jest jeden problem. Ja nie umiem gotować, a jest już późno wszystkie cukiernie są zamknięte. Dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałam?! Co ja mam teraz zrobić? Pomóż miiii...

- Zostało mi jeszcze trochę czekola... - przerwała mi nagle swoim szyderczym śmiechem.

- Ah, rozumiem, rozumiem. Czyżby czekoladki dla...

- NO CO TY! TAK PO PROSTU MIAŁAM OCHOTĘ NA CZEKOLADKI... - tłumaczyłam się głupio, po czym ona znowu się tak zaśmiała.

-  No i co z tym nadmiarem?

- Gdybyś mi nie przerwała, to byś wiedziała.

- Oj... Mi-zu-mi-chaan - powiedziała słodkim głosikiem.

- Mogę ci je przynieść.

- AAA! Kocham cię! Kocham cię!

- Tak, tak.

- Odwdzięczę się! To do zobaczenia w szkole!

Ona to jednak jest szurnięta - pomyślałam, po czym zaśmiałam się wesoło.

Położyłam się na plecach z rozłożonymi rękami i patrzyłam bez celu w sufit. Nadal zastanawiałam się jak, gdzie i kiedy mam mu je dać. Jednak nie dałam rady spytać się o to Yuki, to dla mnie zbyt krępujący temat. Chyba więc pójdę jutro na żywioł, to będzie czysta improwizacja!

[NASTĘPNEGO DNIA]

Od początku lekcji siedzę w ławce cała podenerwowana. Na przerwach trzymam mocno moją torbę, jakbym ukrywała tam jakiś skarb. Nie mogłam wyczuć żadnej dobrej okazji, by podarować mu te czekoladki. Coraz bardziej traciłam wiarę na powodzenie.

W końcu nastała przerwa na lunch. Tutaj pojawił się dla mnie cień szansy, ale gdy wyszłam na korytarz z daleka dostrzegłam Kagurę z jakimiś pięcioma torebkami czekoladek.

- O nie... Chyba jednak podziękuję.

Po tym wyszłam na dwór usiąść przy stoliku na terenie naszej szkoły, rzecz jasna. Miałam teraz ochotę jedynie zjeść śniadanie w spokoju i samotności. Na szczęście nikt mi w tym nie przeszkodził, więc zadowolona zaczęłam iść w stronę najbliższego wejścia. Niestety tam musiałam spotkać osobę, którą w tym momencie nie chciałam spotkać najbardziej.

- O, Mizumi. Co robiłaś sama na dworze? Jest zimno.

- Ah, tak? Mi tam ciepło - odpowiedziałam przerywanym głosem, po czym bacznie mu się przyjrzałam.

Hmm... Nie ma przy sobie już tych wszystkich czekoladek - pomyślałam.

- Pewnie schował je do szafki - burknęłam pod nosem odwracając głowę jak najmocniej w bok, żeby mnie nie usłyszał.

- Coś mówiłaś?

- Nie, nie.

- Ah, no dobra. Idziesz na górę?

Czy to nie jest idealna okazja? Powinnam mu je teraz dać, ale tak bardzo się boję! Dlaczego innym dziewczynom przychodzi to tak łatwo? Bhu...

- Emm... A no... - próbowałam coś z siebie wydusić - bo ja...

- O co chodzi?

- Bo ja... Widziałam bezdomnego kota w drodze do szkoły - wypaliłam szybko pierwsze co przyszło mi na myśl.

Głupia! Głu-pia! - karciłam się w myślach.

- Aha... ?

- Nie no... Tak naprawdę to chciałam ci powiedzieć, że... Mam dla ciebie...
Dasz radę! Powiedz to w końcu!
- mam dla ciebie czekoladki - powiedziałam gwałtownie, po czym wyciągnęłam ręce zza pleców mając w dłoniach podarunek.

Ścisnęłam mocno powieki, obawiając się jego reakcji i czekałam, aż chwyci prezent ode mnie.

- Tak bardzo się cieszę - odparł, a ja momentalnie otworzyłam oczy, kiedy zobaczyłam na jego twarzy tak szeroki uśmiech jak nigdy dotąd - zastanawiałem się, czy dostanę je od ciebie. Twoje cieszą mnie najbardziej. Dziękuję.

- Dlaczego moje cię tak cieszą?

- Ponieważ jesteś dla mnie ważna i wyjątkowa już ci o tym mówiłem, nie?

Wyjątkowa? - powtórzyłam w myślach.

- Od dłuższego czasu chciałem ci to już powiedzieć - zaczął, po czym ze zmieszaną miną, myślał nad dalszym ciągiem wypowiedzi, a na jego twarzy pojawiły się rumieńce. Próbował je ukryć zakrywając się lekko dłonią, a po chwili kontynuował - nie wiem, czy czujesz do mnie to samo, ale... Kocham cię.

Zamarłam w bezruchu. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. To wszystko stało się tak nagle.

- Kagura - kun... - zdołałam wydusić.

- Przepraszam, nie musisz mi odpowiadać.

- Kagura! - powtórzyłam - ja też... Ja też cię kocham! - powiedziałam stanowczo, po czym nastała cisza.

Oboje patrzyliśmy na siebie, widząc swoje czerwone i zawstydzone twarze, ale nie zważałam na to. Nie byłam w stanie o niczym myśleć. Miałam w głowie totalną pustkę.

- Tak się cieszę - powiedział nagle, a na jego twarzy ponownie pojawił się szeroki uśmiech.

W tym momencie wyciągnął dłoń w moją stronę, chcąc abym ją chwyciła, co wykonałam bez chwili zastanowienia. On przyciągnął mnie szybkim ruchem do siebie i poocałoował...Pocałował! Czułam jak moja twarz robi się purpurowa, ale po chwili wszystkie nerwy jakby ustały. To był mój pierwszy pocałunek. Był niesamowity i byłam bardzo, ale to bardzo szczęśliwa. Czułam jego oddech na swojej twarzy, jego wargi na moich. Czułam motylki w brzuchu, czego nigdy wcześniej nie doznałam. To było odczucie niedoopisania. Nigdy nie sądziłam, że to może się tak skończyć, ale ten obrót akcji wcale mi nie przeszkadzał. Te słowa, te wyznania i ten pocałunek. To wszystko chyba oznacza, że ja i Kagura jesteśmy oficjalnie parą.

- Kocham cię - powtórzył to z większą pewnością, kiedy byliśmy tak blisko swoimi twarzami.

- Kocham cię - wyszeptałam z uśmiechem.

legolas_myluv

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top