Dobra wiadomość i... ~ Odcinek 4

Może jeszcze o tym nie wspomniałam, ale pomyślałam, że w jakiś sposób może to być ważna informacja. Dotyczy się ona Mei. Jest ona o rok od nas młodsza. Trochę już się z nią zapoznaliśmy i mogę stwierdzić, że przypomina mi dawną mnie. Również jest cicha i nieśmiała. Nie ma żadnych przyjaciół z równoległych klas. Ja przynajmniej miałam Yuki, lecz ona nie ma nikogo. Nie wiem nic więcej o jej rodzinie, gdyż nie wypowiada się nigdy na ten temat. Mimo to, dosyć szybko się przed nami otworzyła. Przy nas wcale nie jest już taka cicha, można nawet powiedzieć, że jest wtedy dość gadatliwa, co dało się zauważyć na naszym pierwszym spotkaniu. Zawsze jednak kiedy ją widzę, jest sama. Na przerwach śniadaniowych siedzi w samotności w szkolnym ogrodzie. A na krótszych przerwach przesiaduje w klasie, najczęściej czytając jakąś książkę lub pisząc coś w notatniku. Nie mogłam tego tak zostawić. Chciałam, aby poznała jakichś przyjaciół i doznała czegoś nowego, tak jak ja rok temu. Nie robiłam tego jednak z litości, sądzę po prostu, że jest dobrą i sympatyczną osobą, która na to zasługuje. Według mnie, nikt nie wyciągnął do jej ręki, bo nawet nie próbował jej poznać, lecz mogę się mylić.

*****

[PRZERWA NA LUNCH]

Kiedy wyszliśmy we czwórkę z klasy, skierowaliśmy się do schodów, aby zejść do stołówki. Wtedy zauważyłam jak Mei idzie ze swoim bento w stronę wyjścia na ogród.

- Mei - chan! - zawołałam.

- Mizumi - senpai? - stanęła nagle w miejscu i odwróciła się do nas z lekko zdezorientowaną miną.

- Może zjesz z nami drugie śniadanie? - spytałam sympatycznie.

Widać było po jej wyrazie twarzy, że lekko się waha, lecz po chwili skinęła głową z uśmiechem.
Siedzieliśmy, śmialiśmy się i rozmawialiśmy przy naszym stoliku. Było jak zawsze, jedynie z nieznacznie powiększonym gronem osób.

- Idę do automatu po picie - stwierdził Kakeru wstając od stołu.

- Oj, Kakeru! Mi też weź! Poproszę kawę mrożoną - zadeklarowała się Yuki.

- Mi też coś weź! - dodał Kagura - Mizumi, chcesz coś?

- Może być sok pomarańczowy, a ty Mei?

- Butelka wody wystarczy.

- He? Niby dlaczego ja mam to wszytko nieść? - wzburzył się Kakeru.

- To zagrajmy w papier, kamień nożyce - zaproponowała ucieszona brunetka.

- Papier, kamień, nożyce - powiedzieliśmy wszyscy wystawiając którąś z tych kombinacji.

- Oh, szlag by to! Czemu ja zawsze przegrywam?! - marudził chłopak w okularach.

- Najwyraźniej nie umiesz w to grać - zaśmiała się Yuki.

- Cicho! - odparł stanowczo, po czym odszedł.

- Ej, Yuki. Za bardzo mu chyba dogryzasz - zauważył Kagura.

- He? Gdybyś ty słyszał co on mi czasem mówi! Przy was tego nie powie, ale gdy jestem z nim sama... To znaczy... Nie, że się ze sobą umawiamy... NIC Z TYCH RZECZY!

- Tak, tak - mówił niedowierzając.

- Nawet o tym nie myśl Kagura! - próbowała się wywinąć, ale wtedy cała nasza trójka się zaśmiała.

- Mei - chan.

- Tak?

- Wiesz coś więcej o naszym wyjeździe?

- Myślałam, że wszyscy tam pójdziemy.

- W sumie racja. W takim razie chodźmy się spytać na następnej przerwie - mówiła Yuki szczerząc swe zęby.

- Dobra.

******

- Dzień dobry, Takahashi sensei! - powiedziała Yuki wchodząc do pokoju nauczycielskiego.

- Oj, co wy znowu ode mnie chcecie? - odparł widząc naszą piątkę.

- A no bo tak sobie pomyśleliśmy, czy może dałoby się załatwić wyjazd dla naszego kółka w ten weekend?

- Muszę mieć do tego zgodę dyrektora - oznajmił krótko.

- A porozmawia z nim pan?

- Zobaczę co da się zrobić. To wszystko? Mam dużo pracy.

- Em... Chcielibyśmy zobaczyć jeszcze te namioty.

- Namioty? Ehh... Niech wam będzie. Tam wisi klucz do schowka, tylko nie nabagałancie tam i uważajcie, żeby przypadkiem wam coś nie spadło na głowę. Nikt tam nie zagląda, więc niewiadomo co tam się znajduje.

- To już prawie koniec przerwy... Możemy przyjść po lekcjach?

- Tak, tak. Róbcie co chcecie.

- Dziękujemy! Do widzenia! - powiedziała Yuki, po czym wszyscy stamtąd wyszliśmy - dobra, coś już mamy załatwione. Teraz tylko czekać na decyzję dyrektora.

- Myślisz, że się zgodzi? - spytałam.

- Jak nie, to sami do niego pójdziemy.

- Jesteś pewna?

- No jasne!

[NASTĘPNEGO DNIA - GODZINA WYCHOWAWCZA]

- To tyle co miałem wam do powiedzenia. Zaraz będzie dzwonek, więc możecie chwilę sobie porozmawiać. Natomiast nasza sławna czwórka na końcu, proszę zostać u mnie po lekcji - rzekł pan Takahashi.

- Jak myślicie, powie nam coś na temat tego wyjazdu? - szepnęła do nas Yuki.

- Tak sądzę - odparł Kagura.

Po dzwonku tak, jak było w planach podeszliśmy do biurka naszego wychowawcy.

- Sprawa wygląda następująco. Rozmawiałem z dyrektorem i udało mi się go przekonać do tego wyjazdu w teren.

- TAK! - wszyscy się ucieszyliśmy.

- ALE... To jeszcze nie wszystko co miałem wam do powiedzenia. Są pewne warunki, do których musicie się dostosować, a mianowicie - mówił, po czym położył na blat biurka jakieś papiery - musicie je wszyscy wypełnić. To są wszystkie ważne dla nas informacje, przekażcie je też swojej młodszej koleżance. Do jutra macie mi donieść do pokoju.

- Tak jest, Takahashi sensei!

- To wszystko. Możecie już iść.

- Dziękujemy bardzo! - odparliśmy wszyscy, po czym cali ucieszeni wybiegliśmy z klasy.

- Pójdę powiedzieć o tym Mei! Na pewno się ucieszy - oznajmiłam reszcie, a zaraz potem byłam już pod jej klasą.

Lekko wychyliłam się poza próg ściany, aby zajrzeć do wnętrza klasy, gdzie zauważyłam siedzącą w ławce Yuki. Nie była jednak sama...

- Panno dziwadło! Łap! - krzyknął do niej jeden z chłopaków, po czym rzucił jej w twarz kulką z papieru.

- Hahahah, zaraz się paniusia popłacze! - zaśmiał się drugi.

Nagle całe moje szczęście odeszło. Nie miałam pojęcia o tym, że Mei jest przez innych nękana i znęcają się nad nią. Nie mogłam tak po prostu stać i się na to patrzeć. Nie ma szans.

- Ej, wy! - krzyknęłam, po czym wtargnęłam nagle do klasy.

- He? A ty to niby kto? Jej wielka obrończyni od siedmiu boleści? Hahahah!

- Czym ona wam niby zawiniła?! Znęcacie się nad nią dla własnej przyjemności?

- A co ci do tego?

- To, że Mei jest moją przyjaciółką! - powiedziałam stanowczo.

W tej chwili rudowłosa dziewczyna spojrzała się na mnie błagalnie mając łzy w oczach. Jak widać nie sądziła, że usłyszy takie słowa z moich ust, czy że ktoś stanie kiedyś w ogóle w jej obronie.

- Mizumi - senpai... - wyjąkała cicho.

- Przyjaciółką? Tego czegoś? - drwił dalej.

- Nie mów o niej jak o jakiejś rzeczy! To człowiek, tak samo jak ty czy ja. Choć ciebie nazwałabym bardziej potworem nie człowiekiem. I ona ma też imię! Nazywa się Tsuitachi Mei, jakbyś nie wiedział - oznajmiłam, po czym chwyciłam mocno rękę dziewczyny i wybiegłam z nią z klasy.

- Obie jak dziwadła... - powiedział chłopak pod nosem, kiedy przekroczyłyśmy już próg drzwi.

- Mizumi - senpai... - powiedziała, a z jej oczy zaczęły wypływać łzy.

- Mei - chan... Dlaczego mam o niczym nie powiedziałaś? Dobrze wiesz, że byśmy ci pomogli.

- Ale...

- Żadnych ale - przerwałam jej - jesteśmy twoimi przyjaciółmi. A od tego są przyjaciele, żeby sobie nawzajem pomagać.

- Dziękuję - mówiła przez łzy - tak bardzo ci dziękuję...

- Nie masz za co - powiedziałam z uśmiechem i wzięłam ją w swoje objęcia - od teraz masz mówić nam wszystko co cię trapi, jasne?

- Mhm - powiedziała ocierając swoje mokre, blade policzki.

- Przyszłam do ciebie, żeby ci o czymś powiedzieć, ale jak widać przyszłam w idealnym momencie.

- O czym powiedzieć? - nagle się ożywiła.

- Rozmawialiśmy z panem Takahashi.

- I?

- I... Powiedział nam, że dyrektor wydał zgodę na nasz wyjazd!

- Naprawdę?!

- Naprawdę. Wystarczy tylko, że wypełnimy jakieś papiery i doniesiemy mu je do jutra.

- A co dokładnie mamy wypełnić?

- A czy to teraz ważne?

- Bardzo.

- Hmm... Niech pomyślę... Trzeba podać swój adres, kontakt do rodziców, miejsce naszego pobytu na wyjeździe, jakieś dane osobowe i zgode opiekunów. To chyba nie problem.

- A no...

- Co jest?

- Z tym może być jednak problem - zmartwiła się.

- Dlaczego?

- Można powiedzieć, że mieszkam sama...

- Ale ktoś chyba opłaca ci te wszystkie wydatki, nie?

- Mój tata, ale go nigdy nie ma.

- Ah, rozumiem... 😟 A babcia? Dziadek? Ciocia? Wujek? Mama? - pytałam, jednak ona ciągle kiwała przecząco głową.

I co teraz? - myślałam zmartwiona.

legolas_myluv

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top