Chłodne wspomnienia ~ Odcinek 11
- Haru? Dlaczego za mną biegniesz?
- Nie chcę, żebyś wracała sama, gdy jest już ciemno.
Nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, żebym szła z nim sam na sam. Co jeśli Kagura nas zobaczy? Nie no pewnie nic by sobie z tego nie zrobił, ale zawsze wydaje się jakiś dziwny, gdy zauważy mnie z Haru.
- Rozumiem. Dziękuję - odpowiedziałam w końcu.
- To w którą stronę się kierujemy? - mówił cały w skowronkach.
- Mieszkam niedaleko stacji Harumi.
- A no to w sumie niedaleko stąd - rzekł, po czym zaczęliśmy iść.
Denerwowałam się będąc z nim. Nie znałam go zbyt dobrze i nie wiem, czemu tak nagle zaczęło mu zależeć na znajomości ze mną. Chyba za dużo o tym myślę, pewnie po prostu chce się zakolegować.
- Mizumi... - zaczął cicho.
- Hm?
- Może chciałabyś któregoś dnia spotkać się ze mną? Pójść do jakiejś restauracji, kina, gdziekolwiek byś chciała - zaproponował mi bardziej nieśmiale.
- To miłe z twojej strony, ale nie mogę - odpowiedziałam równie cicho.
- Dlaczego? - spytał lekko podłamanym głosem.
- Jest już ktoś... - nie zdążyłam dokończyć, a w tym momencie poczułam czyjeś dłonie na moich obu ramionach.
- Przykro mi, ale Mizumi jest ze mną - powiedział głos zza moich pleców.
Moja twarz zastygła nieruchomo i dopiero po jakimś czasie udało mi się zdobyć na przekręcenie głowy w bok, gdzie stał... Kagura?
- Oh, Kagura jesteś z Mizumi? - powiedział Haru przerywając niezręczną ciszę.
- Tak - odpowiedział niewzruszony Kagura, podczas gdy ja nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
- Rozumiem - odrzekł lekko speszony i podłamany.
- Mizumi, idziemy - powiedział szorstkim głosem Kagura, po czym chwycił mnie mocno za rękę i pociągnął za sobą.
- Ałć - powiedziałam po chwili czując jego mocny ucisk na nadgarstku.
- Przepraszam - oznajmił cicho, po czym puścił moją rękę i stanął plecami w moją stronę - ja... zobaczyłem cię jak idziesz z nim sama i zacząłem się martwić o ciebie. Nie znasz go dobrze, jest już ciemno... No rozumiesz... - zaczął się głupio tłumaczyć.
Martwił się? O mnie? - pomyślałam, a na mojej twarzy zaczął pojawiać się uśmiech.
- Cieszę się - powiedziałam do niego wesoło.
- He?
- Cieszę się, że przyszedłeś - dokończyłam, na co on również się uśmiechnął.
W tym momencie zrobiło mi się tak ciepło na sercu.
- Możemy jeszcze na chwilę gdzieś pójść? - spytał niepewnie.
- Tak, ale niedaleko. Niedługo muszę być już w domu.
- Nie ma problemu, odprowadzę cię pod same drzwi.
- Hm, dobrze.
Wtedy skręciliśmy w jakąś uliczkę, nie miałam zielonego pojęcia gdzie on może mnie prowadzić. Ufałam mu jednak. Szliśmy dość szybkim krokiem, chyba naprawdę mu zależało, żeby tam pójść.
Po jakimś czasie omijania gęsto rosnących drzew, w końcu wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Było tam tak cicho. Nie docierały tam żadne miejskie światła, przez co mało było widać, jedynie niewysokie, gęsto zarośnięte trawą wzgórze, które się przed nami znajdywało. Zaczęliśmy wchodzić pod górkę, aż dotarliśmy na sam szczyt. Tam znajdywała się mała, drewniana ławeczka. Nie mam pojęcia, kto mógłby wybudować ławkę w takim miejscu, ale jak widać, na coś się jednak przydała. Usiedliśmy na niej, będąc blisko siebie i spojrzeliśmy się w górę. Widać było ciemne, nocne niebo i tysiące świecących małych punktów. Czasem jeszcze chłodny wiatr zaszumiał w koronach drzew, które z każdym dniem stawały się coraz bardziej puste. Mimo że nie było zbyt ciepło, nie przeszkadzało mi to. Nie zwracałam uwagi na żadne przeszkody, jedynie na to, że znów jestem z nim sama pośród nocnej ciszy, pod gwiaździstym niebem. Jednak dlaczego mnie tu zabrał? Czyżby to było dla niego jakieś wyjątkowe miejsce?
- Pewnie zastanawiasz się dlaczego cię tu przyprowadziłem - zaczął, a ja zaczęłam się obawiać, że czyta mi w myślach - otóż zawsze tu przychodziłem z rodzicami. W nocy, tak jak teraz. Jednak gdy umarła moja mama, ani ja ani tata nie chcieliśmy już tu przychodzić, bo kojarzyło nam się to miejsce z mamą. To dla niej skonstruował tę ławkę, jak spojrzysz od tyłu widnieje na niej napis "K.S.". Teraz jednak postanowiłem, że cię tu zabiorę, bo ci ufam i jesteś dla mnie wyjątkowa.
Byłam oczarowana jego słowami. Wszystko brzmiało tak jakby płynęło prosto z jego serca. Nie sądziłam, że mógłby mi powiedzieć coś tak dla niego ważnego. Jakby oddał mi część siebie w tym co powiedział.
- Przykro mi z powodu mamy.
- Umarła dawno temu, już nawet ciężko mi jest sobie przypomnieć dokładnie jej twarz. Miałem 6 lat, gdy zachorowała na raka i po niedługim czasie zmarła - mówił jednostajnie tym samym tonem, co było aż przyjemne dla uszu. Jego głos był wtedy taki delikatny, że mogłabym przy nim ułożyć się do snu. - Jeśli chcesz możemy zmienić temat, na coś bardziej wesołego, ale możemy nie rozmawiać w ogóle. Po prostu chciałem ci to pokazać i dać ci część moich wspomnień.
- Jesteś taki prawdziwy. Nigdy nie słyszałam czegoś tak pięknego. W twoich słowach dało się wyczuć miłość jaką darzyłeś swoją mamę. Jestem pewna, że była to bardzo silna więź. Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłeś i że mi ufasz. To miłe - powiedziałam kładąc rękę na sercu i próbując zachomawać bez skutku łzy, które zaczęły spływać po moich policzkach.
- Mizumi - rzekł tak czystym głosem i przysunął się do mnie bliżej - nie płacz - dodał po chwili, po czym otarł mi łzy. Miał takie delikatne i ciepłe dłonie. Czułam jego dotyk na swojej twarzy, co sprawiło, że moje serce zabiło mocniej.
Musiało się to jednak skończyć. Kagura po chwili wstał i podał mi swoją dłoń, za którą chwyciłam bez dłuższej chwili zawahania.
- Musimy wracać, twoi rodzice mogą się martwić - oświadczył, a zaraz potem szliśmy już w stronę mojego domu.
To był niezapomniany wieczór. Dał mi dużo do myślenia. Dowiedziałam się dzięki temu więcej o Kagurze, poczułam jakbym znacznie się do niego zbliżyła i zrozumiała to co on czuje i trzyma w sercu. Naprawdę go pokochałam. Czułam, że to uczucie rośnie z każdą sekundą, którą z nim jestem. Ciekawiło mnie jednak, czy on czuł to samo.
legolas_myluv
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top