Rozdział czwarty: Czyli idziemy na randkę?
Jak podoba się nowa okładka?
🥀 Valeria 🥀
— Przepraszam, ale mnie przestraszyłeś — odparłam przerywając niezręczną ciszę.
Vitale stał oparty o komodę nagi od pasa w górę wlepiając we mnie spojrzenie podczas gdy ja wyciągałam pęsetą ostatnie igły z jego barku.
Starałam się nie zwracać uwagi na jego nagość. Bez marynarki i koszuli wyglądał zupełnie tak jak sobie go wyobrażałam — szerokie barki, umięśniony tors, ramiona pokryte do połowy czarnym tuszem.
W innych okolicznościach bezwstydnie przyglądałabym się jego ciału, jednak teraz było mi po prostu zbyt głupio.
— Rzuciłaś, we mnie pieprzonym kaktusem Valerio — wypomniał mi — I to całkiem mocno.
— Przeprosiłam — przewróciłam oczyma odgarniając kosmyk włosów z twarzy — A tak w ogóle czemu zawdzięczam ponowną wizytę? — zerknęłam na niego odkładając pęsetę.
— Zapomniałem telefonu — odparł i przeniósł wzrok na kanapę, w zagięciu której faktycznie leżał jego smartfon.
Przejechałam palcami po jego barku sprawdzając czy nie umknęła mi jakaś igła. Skórę miał twardą i chropowatą.
Dziwnie było go tak dotykać. Sunąc palcami po ramieniu spuściłam wzrok na jego piersi, wprost nad serce, gdzie widniał pochyły tatuaż formując napis zapewne po włosku. Vitale wychwycił moje zaciekawione spojrzenie i zupełnie mnie tym zaskakując złapał za moją dłoń i przyciągając do swojej piersi. Powoli przesunął opuszkami moich palców po napisie, jakby ten był wyczuwalny.
Ten dotyk był elektryzujący i byłam pewna, że on też to wyczuł.
— Słowa przysięgi – odparł patrząc mi uważnie w oczy — Tak jak płonie ten święty, tak spłonie moja dusza. Wkraczam żywy, odejdę w chwili śmierci.
Oczywiście to były tylko słowa, jednak widząc z jakim oddaniem i dumą je wypowiadał nabierały znacznie większej wartości, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Fascynacji?
Wpatrywałam się w jego oczy z jeszcze większą ciekawością. Z daleka wydawały się brązowe, jednak teraz kiedy miałam je tak blisko wychwyciłam odcień zieleni. Vitale przyglądał mi się równie bezwstydnie jak ja jemu. Stałam przy jego boku na tyle blisko, że czułam jak jego ciepły oddech łaskocze mój policzek. Pod jego czujnym spojrzeniem przeniosłam wzrok na jego nagą pierś i tors. Nie mogłam się powstrzymać. Bez dwóch zdań Vitale był przystojnym mężczyzną.
Zapewne też równie niebezpiecznym.
Wysunęłam dłoń z jego uścisku i odsunęłam się zwiększając odległość między nami, mimo że coś w środku mnie krzyczało na przekór.
— Do wesela się zagoi — rzuciłam przerywając ciszę i chwyciłam za jego koszulę, którą wcześniej powiesiłam na oparciu fotela.
— Dziękuję za pomoc — odebrał ode mnie ubranie — Chociaż nie była by ona konieczna, gdybyś nie postanowiła mnie zaatakować.
— Nie zapomnisz mi tego? — spojrzałam na niego próbując zamaskować uśmiech, który pchał mi się na usta.
— Nie szybko — odparł wsuwając na siebie koszulę, a kącik jego ust delikatnie się uniósł.
To było dziwne. Z chłodnego, przerażającego członka mafii przeszedł na tryb normalnego faceta, z którym można porozmawiać. Nie ukrywam, że mogłabym polubić taką jego wersję.
W ciszy przyglądałam się jak zakłada na siebie kaburę z bronią, którą wcześniej położył na komodzie. Nie zaskoczyło mnie, że ją miał jednak widok broni dziwnie na mnie działał. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy chciałam jej dotknąć czy udawać, że nie widziałam.
— Nie powinieneś mieć lepszego refleksu? — zapytałam opierając się o sofę.
Jego twarz nabrała większej powagi, a cień uśmiechu zniknął równie szybko jak się pojawił.
— Powinienem — jego głos stał się bardziej szorstki, a intonacja bardziej grobowa — Pomyśl o lepszym zabezpieczeniu, bardzo łatwo dostać się tutaj.
— Do tej pory nie musiałam o tym myśleć – odparłam obserwując go uważnie.
— Teraz dużo rzeczy się zmieni Valerio i dla własnego dobra bierz moje rady do serca.
Zmarszczyłam jedynie czoło i powstrzymałam się od komentarza. Podobnie jak inne oznaki uczuć, poczucie humoru Vitale również ukrywał.
***
Przez dwa dni po incydencie z kaktusem Vitale się do mnie nie odzywał. Nie wiem, czy miało to związek z moich zamachem na niego czy po prostu miał coś na głowie, ale nie narzekałam.
W Inferno szykował się wieczór panieński i od piątkowego poranka wisiałam na telefonie ze świadkową dopinając na ostatni guzik wszelkie przygotowania. Z teczką przepełnioną papierami o imprezie przeszłam przez wąski korytarz kierując się w stronę swojego pokoju.
Musiałam upewnić się, że zamówiony na wieczór striptizer potwierdził przyjazd – niestety nie miałam okazji sprawdzić jego kompetencji, a mogła to być nawet ciekawą odskocznią od pracy.
Podeszłam do drzwi i pchnęłam je, a gdy tylko stanęłam w progu moje spojrzenie padło na nieproszonego gościa, którym ku mojemu zdziwieniu nie był Vitale.
Nieznajomymi mi brunet siedział lekko przygarbiony na jednym z moich różowych foteli z szeroko rozstawionymi nogami. Skierowany profilem do mnie przez co nie mogłam lepiej przyjrzeć się jego twarzy. Dostrzegłam jedynie ostro zarysowaną żuchwę, prosty nos i lekki zarost.
— Mogę w czymś pomóc? — zacisnęłam dłoń na klamce wlepiając wzrok w intruza.
Na moje pytanie mężczyzna podniósł głowę i wlepił we mnie ciemne tęczówki, które zdawały się dziwnie znajome.
— Federico — rzucił po prostu uśmiechając się szeroko i wyciągnął dłoń w moją stronę nie wstając z fotela — Brat Vitelego.
Zmarszczyłam brew. Nie miałam pojęcia, że miał brata. Szczerze mówiąc miałam na jego temat naprawdę mało wiedzy wychodzącej poza strefę interesów. Ostatnio próbowałam nawet wyszukać coś w Internecie, ale znalazłam jedynie parę artykułów o jego rodzinnej firmie — jak można się domyśleć wszystko było legalne, a jego osoba czysta jak łza. Dowiedziałam się też, że był ode mnie o osiem lat starszy — niezbyt pomocna informacja, ale zawsze coś.
Może to dziwne, ale pierwsze na co zwróciłam uwagę u Federico to jego ubiór, gdybym miała sobie wyobrazić krewnych Vitalego to właśnie w równie eleganckim wydaniu co jego. Jednak brunet siedzący w moim gabinecie ubrany był jak zwykły facet z masą sygnetów na dłoniach.
— A więc jak tam interesy z moim bratem? — zapytał zaskakując mnie lekko. Vitale nigdy nie zacząłby taki błahego tematu — Da się z nim normalnie porozmawiać?
Odłożyłam papiery na biurko i odpięłam marynarkę siadając na przeciw niego. Wydawał się znacznie bardziej rozmowny niż jego brat, co miałam zamiar wykorzystać.
Vitale nie mógł oczekiwać ode mnie, że bez pytań po prostu przystanę na to co powie. Musiałam mieć pewność twardego gruntu pod nogami.
— Mało rozmawiamy o innych rzeczach niż interesy.
— Cały Vitale, wiesz trzeba go czasami trochę przycisnąć — nachylił się lekko w moją stronę. Dopiero teraz zauważyłam, że w rękach trzymał mały nóż, który obracał między palcami podziwiając jak dzieło sztuki.
Dziwne, ale nie przerażające. Nawet ciekawe.
— Jaki on jest? — zapytałam odrywając wzrok od ostrza.
— Dokładnie taki jak się wydaje. Chłodny, zdystansowany, kontrolujący.
Westchnęłam cicho. Trudno mi było uwierzyć, a tym bardziej zaakceptować, że między nami może być dystans, którego nie będę potrafiła skrócić. Oczywiście pod względem współpracy.
— Vitale niedługo zostanie capo.
— Myślałam, że już nim jest — odparłam zgodnie z prawdą.
— Nasz ojciec jeszcze sprawuje władzę, ale Vitale od dłuższego czasu nieoficjalnie przejmuje jego obowiązki.
Skinęłam jedynie głową. Struktury mafii były dla mnie jeszcze nie do końca zrozumiałe, a Sorrentino niezbyt śpieszył się z wyjaśnieniami.
— Ile masz lat Federico?
— Dziewiętnaście.
Był ode mnie młodszy o cztery lata, ale wygląd na to nie wskazywał. Był równie wysoki co Vitale, ale jego postura, mimo że nadal wzbudzająca respekt nie dorównywała bratu.
— Długo jesteś w Las Vegas?
— Przyleciałem razem z Vitalem, ale jakoś nie po drodze mu było nas zapoznać także sam się tym zająłem.
— Nie mogę uwierzyć, że jesteście spokrewnieni — zaśmiałam się krzyżując nogi
— Z naszej czwórki zgarnąłem cały urok — westchnął przeczesując palcami włosy. Kolejne zaskoczenie.
— Czyli jest was więcej?
— Michael i Antonio, poznałaś ich z miesiąc temu. Żona Antonio podobno zrobiła niezłą aferę o jakąś sukienkę.
Przygryzłam wnętrze policzka.
— Coś mi się przypomina — rzuciłam uśmiechając się rozbawiona.
— Dam Ci radę Valerio — spojrzał na mnie ciemnymi tęczówkami. Nie było w nich tego co u Vitalego – kontroli, chęci dominacji, powagi i spokoju, były takie żywe. Wręcz szalone — Vitale nie zna innego życia i ciężko mu się odnaleźć w tej współpracy z tobą — wykrzywił usta w cwanym uśmiechu — Jest przyzwyczajony do wydawania rozkazów i pełnej kontroli nad wszystkim. Jeśli chcesz się przebić przez ten jego mur, a coś czuję, że chcesz musisz naciskać.
Oh, dało się zauważyć, że Vitale lubował się w kontrolowaniu otoczenia. Oraz ludzi w nim.
— Czyli jest w nim coś ludzkiego?
— Tego Ci nie zapewnię — odchylił się na krześle krzyżując ramiona na piersi — Ale jeśli tak, to myślę, że możesz mu o tym przypomnieć.
Rozmowa o nim była taka dziwna. Do tej pory Vitale był po prostu wspólnikiem, kimś kto stracił osobowości na rzecz logiki i rozsądku. Teraz wydawał się względnie normalny. Jak każdy z nas był tylko człowiekiem. Musiał mieć słabości, czułe punkty, w które można było uderzyć. Filary osobowości, podtrzymujące wszystko w ryzach, które można złamać zaledwie pchnięciem.
— Mogę się rozejrzeć po klubie? — zapytał jeszcze zanim zniknął w progu.
— Pewnie — skinęłam głową uśmiechając się szczerze. Dzięki niemu w końcu miałam jakieś informację, a moja ciekawość chwilowo została zaspokojona.
Jednak wiedziałam, że nie na długo.
🥀 Vitale 🥀
Federico wrócił do apartamentu uchachany bardziej niż zwykle, a to nie wróżyło nic dobrego. Niestety po naszym najstarszym bracie odziedziczył porywczość i lekkomyślność, aczkolwiek dalej był młody i można było to jeszcze unormować.
W co głęboko wierzyłem.
Pamiętam, że gdy tylko matka przyjechała z nim do domu po nieudanej próbie odcięcia go od mafii przylepił się mnie jak rzep psiego ogona. Z początku działo mi to na nerwy. Jednak na przestrzeni tych pięciu lat nie mogłem sobie wyobrazić lepszego partnera, nawet mimo dzielącej nas różnicy dwunastu lat.
— Gdzie byłeś? — zapytałem wprost, gdy tylko wszedł.
— W klubie — rzucił szczerząc się jeszcze bardziej.
Zmierzyłem go wzorkiem i posłałem spojrzenie o więcej szczegółów.
— Rozmawiałem z Valerią — odparł patrząc na mnie podejrzliwie. Czekał na moją reakcję, ale nie zamierzałem mu jej dać. Chociaż możliwe, że pozwoliłem sobie na zbyt ostentacyjne zaciśnięcie szczęki. Cholera — Spokojnie nie zmieniłem jej spojrzenia na twoją osobę, dalej w jej oczach jesteś zdystansowanym, kontrolującym dupkiem.
Zmarszczyłem brew.
— To na pewno jej słowa?
— Moja interpretacja — rzucił poprawiając na nadgarstku jakąś złotą błyskotkę. Fede był jak sroka. Uwielbiał wszystko co się błyszczało, mieniło i połyskiwało. Na dłoniach miał tyle różnych sygnetów i bransoletek, że ciężko mi było się połapać, czy któraś była nowym nabytkiem.
— Następnym razem pytaj mnie o takie rzeczy — burknąłem. Nie wiedziałem do końca czy byłem na niego zły, czy może wdzięczny, że nawiązał rozmowę z Valerią.
— Mógłbyś jej trochę opowiedzieć o naszej rodzinie, nabrałaby więcej zaufania i zobaczyła w tobie człowieka, a nie chodzący garnitur — spojrzał na mnie wymownie — Chyba, że chcesz, żeby się ciebie bała.
Oczywiście że tego nie chciałem, ale z drugiej strony, gdyby tak było nasza współpraca była by o wiele prostsza.
— Co jeszcze jej nagadałeś? — zapytałem wzdychając ciężko.
Fede jedynie zaśmiał się i zniknął za drzwiami swojej sypialni nie zdradzając mi już żadnych szczegółów.
***
Kiedy wieczorem pojawiłem się u Valerii bez zapowiedzi informując ją o spotkaniu z Cesarem zostałem zbesztany za to, że mówiłem jej o tym na godzinę przed. Nie przywykłem do informowania ludzi o moich zamiarach. Wydawałem rozkazy, a inni je wykonywali bez mrugnięcia powieką.
Jednak chyba w stosunkach międzyludzkich skuteczniejsza jest prośba niż rozkaz.
— Czyli idziemy na randkę? – zapytała patrząc na mnie przez ramię nakładając na twarz jakiś bezbarwny krem.
— Spotkanie biznesowe — poprawiłem ją.
Stałem oparty o framugę przyglądając się jej poczynaniom. Siedziała tyłem do mnie przed lustrem w otoczeniu przeróżnych kosmetyków. Darowałem sobie komentowanie, a nie daj Boże pośpiesznie, a za to po prostu obserwowałem jej każdy ruch. To było dziwnie hipnotyzujące doznanie, którego wcześniej nie doświadczyłem.
Nie patrzyłem na nią w sposób w jaki większość mężczyzn na moim miejscu w tym momencie by patrzyło.
Starałem się odczytać jej myśl, poprzez gesty, ale nic z tego.
— Poczekam w salonie – rzuciłem w końcu, gdy udało mi się oderwać wzrok od jej osoby.
— Dobrze — skinęła głową i spojrzała na mnie w odbiciu lustra — Przygotuje się na naszą randkę.
— Ja nie chodzę na randki Valerio — rzuciłem kręcąc głową na co ona tylko zaśmiała się perliście.
Jeśli udzieliło jej się hobby Federico to przysięgam, że długo nie wytrzymam z tą dwójką.
***
Byłem cierpliwym z natury człowiekiem, jednak po pół godziny zalegania na kanapie i wpatrywania się w drzwi sypialni Valerii zaczynałem czuć lekkie podirytowanie.
Nie rozumiałem co zajmowało jej tyle czasu, po jaką cholerę tak się szykowała. Myśl o tym, że naprawdę mogła uznać, iż nasze spotkanie wychodziło poza sferę interesów dziwnie na mnie wpływała. Do tej pory wszystko podporządkowywałem budowaniu imperium, kolejnym zyskownym interesom, kontraktom i układom. Nie miałem czasu patrzeć na to wszystko z innej strony.
W końcu wstałem pośpiesznie z kanapy z zamiarem wparowania do pokoju i wyciagnięcia jej stamtąd nawet w cholernym ręczniku. Podminowany czekaniem i własnym żałosnym rozmyślaniem ruszyłem do drzwi, akurat, kiedy te otworzył się na całą szerokość.
A gdy zobaczyłem Valerię w szkarłatnej satynowej sukni jakoś mi przeszło. Pół godziny dla kobiety to ponoć niezbyt dużo.
W ciszy i w towarzystwie ukradkowych spojrzeń dojechaliśmy pod kasyno. Nagle dopadły mnie wątpliwości. Może nie powinien jej aż tak angażować, może to było zbyt wiele. Valeria nie była powiązana z mafią, prowadziła względnie normalne życie amerykańskiej kobiety z klasy średniej. Możliwe, że przecież to zniszczy jej życie.
Dlaczego musiałem być takim egoistycznym chamem i zupełnie się tym nie przejmować?
— Idziemy? — jej głos przedarł się przez moje myśli. Mrugnąłem i sięgnąłem do stacyjki wyciągając kluczyk.
Ruszyliśmy w stronę wejścia. Od razu zauważyłem Cesara z Borisem, swoim consiglierem. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, ten wyprostował się i wypiął dumnie pierś do przodu.
Mimo że był moim krewnym byłem od niego większy posturą, ale zabawnie było patrzeć, jak próbował to zatuszować.
— Cesare, Boris — skinąłem na nich głową co również uczynili.
Zerknąłem na Valerię, której twarz wyrażała spokój i opanowanie. Albo naprawdę nie miała żadnych obaw, albo świetnie, wręcz perfekcyjnie to kryła.
Położyłem dłoń na dole jej pleców. Nie była ani trochę spięta, a na mój dotyk nawet nie zareagowała. Niesamowite. I trochę dziwne.
— Valeria Russo, córka Matteo — przedstawiłem ją.
Blondynka z pokazowym uśmiechem na ustach uścisnęła dłoń Cesara, a następnie Borisa, którzy pożerali ją wzrokiem wcale tego nie ukrywając. Zacisnąłem szczękę piorunując ich wzrokiem. Poczułem dziwną nie do opisania chęć poucinania im łapy, za to, że w ogóle jej dotknęli po tym jak zapewne zabawiali się z jakimiś dziwkami w najbliższym burdelu.
Co się do cholery ze mną działo.
Bez zbędnego zwlekania ruszyliśmy w kierunku głównego wejścia, gdzie czekał na nas kelner. Valeria wysunęła się na przód idąc za nim w stronę naszego stolika. Dzięki czemu miałem niesamowity widok na jej opięte satynowym materiałem pośladki.
— Nie mówiłeś, że jest taką pięknością — rzucił do mnie szczerząc się w taki obleśny sposób.
— Interesy Cesare, zapanuj nad fiutem — burknąłem w jego stronę i ruszyłem za Valerią wiedząc, że te słowa kierowałem również do siebie.
Że też musiała tak dobrze wyglądać w tej sukience.
XX
Widzimy się niedługo ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top