ROZDZIAŁ 6

Wszedł do przedsionku, potem ściągnął niedbale buty i ruszył w stronę kuchni, skąd dochodziły przytłumione głosy. Im bliżej pomieszczenia był, tym słyszał donośniejszy śmiech. Mimowolnie jego spięte oblicze przybrało pogodniejszy wyraz. Usta natomiast uformowały się w półuśmiech.

Zapukał we futrynę, nim przekroczył próg. Karin natychmiast podskoczyła i zerknęła na przybyłego męża w zaskoczeniu. Czteroletnia Sarada także odwróciła się do niego, zaprzestając mieszania w misce. Jej duże oczy zabłysnęły uradowane, co niezwykle rozczuliło Suigetsu.

Ruszył do środka, poczochrał małą po głowie i podszedł do rudowłosej kobiety. Karin ściągnęła w tym czasie rękawice kuchenne z dłoni i poprawiła fartuch. Sui na ten widok miał ochotę parsknąć śmiechem, ponieważ Karin nawet w domu starała się zachować swój nienaganny, profesjonalny wygląd, który zawsze utrzymywała, gdy pracowała jeszcze dla Uchiha Company. Teraz jednak posiadała przekrzywione okulary oraz smugę jakieś mazi na poliku, co zapewne było dziełem Sarady. Ponadto fartuszek w misie był czymś niezapomnianym. Przy nim nigdy go nie zakładała, chociaż może nie widział go wcześniej z powodu tego, że rzadko przebywał w kuchni. Wolał obcować zdecydowanie bardziej w salonie lub swoim biurze na górnym piętrze.

— Jesteś tak szybko? — zapytała, marszcząc brwi. — Coś się stało?

— Nie, wróciłem tylko po aktówkę. Zapomniałem zabrać papiery, które potrzebuje Uchiha — poinformował, sięgając za ramię Karin, gdzie stał różowy talerz z mufinkami. Nie mógł się oprzeć i chwycił jedną.

— Ja też chcę! — powiedziała Sarada nieoczekiwanie, kiedy Sui już zamierzał ugryź wypiek. Dziewczynka podbiegła do niego i pociągnęła za spodnie. Hozuki znał na tyle swoją córkę, żeby wiedzieć, iż nie chodziło jej o byle jaką babeczkę, a dokładnie o tę, którą planował zjeść. Z westchnieniem podał młodej mufinkę.

— Robi to specjalnie — szepnął do żony ze zrezygnowaniem. Karin parsknęła śmiechem.

— Czasami się zastanawiam, kto jest większym dzieckiem. Moja córka czy mąż, który pozornie udaje służbistę — powiedziała uszczypliwie. Sui wywrócił na to oczami, a Karin wyciągnęła ręce w jego stronę, żeby poprawić mu przekrzywiony krawat.

— Pozornie? — sarknął. — Moim zdaniem jestem wybitnym biznesmanem. Poza tym pamiętaj, że twój mąż — zaakcentował Sui — ma czterdzieści procent udziałów w Uchiha Company. A to już coś oznacza.

— Hmm — przytaknęła Karin, chwytając jeszcze za kołnierzyk, który się podniósł. Zawinęła go porządnie, a nie tak niechlujnie jak zrobił to Hozuki z rana. — Oznacza, że jesteś manipulatorem, intrygantem i uwielbiasz pieniądze.

— Zdecydowanie ta zgryźliwość ci nie wyszła. Czuję się doceniony. — Sui mrugnął do niej zawadiacko, wcale nie kryjąc, że to mu schlebiło. — W każdym razie widziałaś gdzieś może czerwoną teczkę?

Srebrnowłosy odsunął się od żony i zerknął na zegarek na nadgarstku. Wbrew pozorom naprawdę się spieszył, niedawno dostał smsa, że odbędzie się dzisiaj nagłe zebranie zarządu. Szczerze mówiąc, zaniepokoiło go to, bo zwykle wszystkie takie spotkania wcześniej były zaplanowane. Musiało się więc coś stać, a intuicja podpowiadała mu, iż może mieć to związek z grą, nad którą pracowali w ostatnich miesiącach, a którą za cztery dni wreszcie zamierzali wypuścić na rynek.

— Czerwoną? — powtórzyła z zastanowieniem. — Chyba widziałam ją na szafie w twoim gabinecie.

— Na szafie? — Hozuki wydawał się zdumiony, choć rzucanie rzeczy gdzie popadnie nie było w jego przypadkiem niczym zaskakującym.

— Yhm, ale teraz znajdziesz ją na biurku. I tak, w końcu posprzątałam w tym twoim burdelu.

— Jesteś niezawodna — zawyrokował Suigetsu, kierując już kroki do salonu, a potem na kręcone schody. Minął się ze sprzątaczką, która czyściła wazę na korytarzu, na górze.

— Dzień dobry, panie Hozuki — przywitała się z nim, po chwili wracając do przerwanej czynności.

— Witaj, Mary — odparł, przelotnie zerkając na czterdziestoletnią kobietę. Mary uśmiechnęła się szczerze do niego, tak jak miała w zwyczaju, gdy widywała go w sobotę. Nie wydawała się też zdumiona, iż jest w domu w tygodniu, choć takie rzeczy należały do niecodziennych.

Korytarz był niezwykle szeroki i długi, więc zanim trafił do gabinetu minęło parę chwil. W końcu jednak znalazł się przed sterylnie białymi drzwiami i wkroczył do środka. Jego prywatne biuro było duże, ładnie urządzone. Znajdowało się tutaj skandynawskie biurko, trzy komputery, szafka oraz półka z segregatorami. Na sporej wielkości oknie stała wyrośnięta roślinka, na stoliczku w rogu wazon z dwoma, czerwonymi tulipanami. Tutaj też była biel, ale pomieszana z brązowymi elementami. Hozuki w tym miejscu najbardziej się odprężał, więc nic dziwnego, iż najwięcej pieniędzy i czasu włożył w dopracowaniu swej własnej przestrzeni. Budowali się trzy lata temu i początkowy projekt gabinetu był mniejszy. Potem jednak Sui przedyskutował to i owo z architektem i wspólnie nanieśli poprawki. Dlatego też po prawej znajdowały się dodatkowo drugie drzwi do luksusowej łazienki z wanną. Choć na samym dole miał jacuzzi, wolał skromniejsze klimaty. A przynajmniej w niektórych przypadkach.

Karin nie kłamała. Chaos z rana zniknął. Teczki znów stały równie poukładane na blacie, a to samo tyczyło się sterty papierzysk. Kosz na ziemi został opróżniony, kurze pościerane. Przypuszczał, że to ostatnie wykonała Mary, jak i odkurzenie dywanu było jej zasługą, ale nie umniejszało to dzieła Karin. Ona jako jedyna potrafiła naprawdę posprzątać profesjonalnie te wszystkie służbowe papiery, nie czyniąc w tym żadnych szkód. Wiedziała jak to się robi, ponieważ sama pracowała dla Uchiha Company.

Sui nigdy nie sądził, że życie rodzinne go zadowoli. Nie sądził także, że znajdzie kogoś, komu uda się go zatrzymać na dłużej, nie irytując tym samym do takiego stopnia, iż chciałby zamordować tę osobę gołymi palcami. Kobiety go naprawdę drażniły, a przynajmniej tak sądził te pięć lat temu. Lubił z nimi tylko seks. Ale ostatecznie musiał zmieć swoją percepcję myślenia. Ożenił się bowiem z Karin, która, owszem, czasami go niezwykle drażniła, sprawiała, że żyłka na czole pulsowała częściej niż mógłby zliczyć, aczkolwiek tym sposobem jego życie nie stało się mdłe. Okazała się być jedyną kobietą, która potrafiła go okiełznać. Która rozumiała, że praca była jego nieodłączną częścią, że lubił posiadać informacje, lubił szperać, zwodzić. Lubił to, co dotychczas robił. Karin z kolei to akceptowała, a nawet dopełniała w jakieś mierze ten cały świat, w którym tkwił. Jako była sekretarka Uchihy wiedziała jak działa cały ten biznes i była zaznajomiona ze wszystkimi jego aspektami, więc Suigetsu nie tylko miał żonę, kochankę w jednym, ale także dobrego współpracownika. Czasami mówił jej o danym projekcie, a ona mu pomagała, stając się na powrót profesjonalną pracownicą.

Były dni, gdzie nie szukał seksu, czułości, żadnego dotyku. Gdy pracował nad czymś dużym, przemieniał się w oschłego biznesmana i Karin wcale nie miała mu tego za złe. Wręcz przeciwnie, wkraczała do jego oazy, także zachowując dystans i pracując wraz z nim. To mu się głównie podobało. Ta relacja, którą nie stracili nawet po dziecku, po małżeństwie, po zamieszkaniu razem.

Dodatkowo dochodziła do tego Sarada. Początkowo był przerażony tą całą ciążą, ale gdy już córka się urodziła, a on w końcu zjawił się w szpitalu, ze znacznym spóźnieniem i chwycił to nowonarodzone dziecko w dłonie... cóż, bycie ojcem okazało się całkiem znośne. Nie było, rzecz jasna cukierkowo, pierwsze dni do dzisiaj wyraźnie pamiętał, gdy dziecko miało kolki i darło się w niebogłosy o trzeciej w nocy, a żona już nie dawała rady i całą bezsilność przelewała na niego, krzycząc i płacząc jednocześnie, ale, Suigetsu wiedział, że takie właśnie było życie. Dzieci zdawały się cudne, z daleka, ale w rzeczywistości wszystko miało i zalety, i wady. I trzeba było to zaakceptować.

Ostatecznie chwycił teczkę, a wtedy jego telefon zawibrował. Wyciągnął go z tylnej kieszeni spodni, zerkając na wyświetlacz. Sasuke Uchiha.

— Czekałem, aż zadzwonisz — powiedział na wstępie Suigetsu, odbierając połączenie.

— Rozumiem, że Janet cię poinformowała — rzekł ochrypłym, jakoś dziwnie zadowolonym głosem. Sui raczej sądził, że prezes Uchiha Company będzie dla niego mniej przyjazny, a wręcz wściekły. 

— Tak, dostałem smsa. Już zaraz jadę do firmy, musiałem wpaść po teczkę do domu, bo zapomniałem o niej — wyjaśnił Hozuki. — Dlaczego jednak zwołujesz zarząd? Coś się stało?

— Dużo się stało — przyznał Sasuke, a jego głos przybrał oschlejszą barwę. Widocznie Hozuki miał rację i jednak Uchiha nie miał tak dobrego humoru, jak najpierw Sui przypuszczał. — Pieprzony Norton zrezygnował z projektu.

— Wycofał się? — zdziwił się Hozuki. Zmarszczył brwi, bo to nie oznaczało dla firmy nic dobrego. — Cholera.

— Tak, cztery dni przed, sukinsyn — mruknął zimno Sasuke. Sui domyślił się, że teraz jego oczy wyrażały czystą nienawiść. Zawsze uważał, że gdyby wzrok partnera potrafił zabić, zapewne wszyscy ich kontrahenci padliby trupem. W szczególności ci, którzy nadepnęli Sasuke na odcisk. Norton teraz był na czele tej jakże zaszczytnej listy.

— Dobra, porozmawiamy na spotkaniu zarządu. Muszę jeszcze przejrzeć pliki od działu zewnętrznego — powiadomił.

— Ok, więc do potem — odpowiedział Sui i się rozłączył.

***

Przyjaciel Naruto nie wydawał się zaskoczony, że ten stanął tuż przed jego drzwiami bez wcześniejszej zapowiedzi. Otworzył tylko szerzej drzwi, w zaproszeniu i ewidentnie obserwował go, zauważając zapewne niecodzienny, służbowy uniform. Nic dziwnego, ponieważ Naruto wyglądał jak biznesman, który przed chwilą uciekł ze spotkania firmowego. Ta teczka, trzymana w dłoni, potęgowała to wrażenie.

— Ktoś przyszedł?! — Krzyk dobiegł do korytarza, zaraz potem jak Kiba zatrzasnął za blondynem drzwi.

— Naruto wpadł! — odkrzyknął Kiba mimochodem, bardziej skupiając się na zadyszanym przyjacielu. Zdawało się, że ostatnie stopnie do kawalerki młody mężczyzna przemierzał biegiem. Jakby naprawdę nie mógł doczekać się aż tutaj się znajdzie. Co go jednak doprowadziło do tego stanu?

Kiba zaplątał dłonie na koszulce, czekając w spokoju na jakiekolwiek odpowiedzi.

— Hej, Naruto. — Z pokoju wychylił się Shino w swojej czarnej, za dużej bluzie. W facecie najdziwniejsze było to, do czego doszedł Naruto zaraz po pierwszym z nim spotkaniu, że nawet w mieszkaniu zakładał kaptur na włosy. Czasami przez to po ciemności wyglądał niczym Lord Vader ze Star Warsów. Zresztą miał też podobny głos do głównego antagonisty z tej serii, może wprawdzie nie dyszał jak on, ale jakaś mroczna nuta pobrzmiewała w każdym wypowiedzianym słowie. Dodatkowo, nawet jak krzyczał, robił to przyciszonym tonem.

— Cześć — odparł Naruto. Właściwie sądził, że Shino jakoś skomentuje jego ubiór lub otaksuje wzrokiem jak Kiba, ale ten nie mrugnął nawet okiem.

— Zaparzę kawę — rzucił tylko, przechodząc do drugiego pomieszczenia. Oczywiście to nie było pytanie i Naruto jakoś nie miał ochoty tego komentować.

— No, to jakieś wyjaśnienia? — przerwał tę nagłą ciszę Inuzuka, wciąż wpatrując się w zdenerwowanego blondyna. Ten pod tym natarczywym, nieufnym spojrzeniem odchrząknął.

— Byłem na spotkaniu kwalifikacyjnym — powiedział głucho.

— Aha — skwitował Kiba, jakby nie było to niczym zaskakującym. A było, bo Naruto wcześniej się tym nie chwalił, a powinien. Poza tym Kiba właśnie miał milion pytań, dotyczących tego gdzie składał papiery, kiedy je złożył, o jakie stanowisko się starał, ale postanowił na razie oszczędzić blondyna.

— Wiesz, że rzuciłem studia, więc wiadomo, trudno jest mi znaleźć pracę... — kontynuował Uzumaki.

— Wspominałeś — przyznał niewzruszenie Kiba.

— Dlatego ojciec się nade mną zlitował i odnowił pewne kontakty... No i takim sposobem wylądowałem w Uchiha Company. Oczywiście, dowiedziałem się, że to ta firma, gdy było za późno.

Kiba zmarszczył brwi. Szczerze mówiąc, nie tego się spodziewał.

— Właśnie stamtąd wracasz — stwierdził oczywistość.

— Tak — potaknął Naruto. — I muszę się czegoś mocniejszego napić, bo go, kurwa, spotkałem w pieprzonej windzie!

Meritum sprawy wcale Kibę nie zadowoliło. Zdecydowanie sprawiło odwrotny efekt, poczuł mdłości.

— Shino, nie parz tej cholernej kawy! Trzeba nam wódki! — wydarł się Kiba w korytarzu, mając w dupie fakt, że zapewne sąsiadka, stara suka, właśnie dostała wylewu. Tyle razy przecież powtarzała, że jej ściany są cienkie i nie życzy sobie ani krzyków, ani imprez. Kiba, po prawdzie, nie bardzo przejmował się tymi uwagami. Ba! nawet po tym oświadczeniu częściej wyprawiał ogniste domówki.

— Za późno, już zaparzyłem — powiadomił Shino, znów wychylając głowę, tym razem z niewielkiej kuchni.

— Trudno — machnął ręką Kiba. — Najwyżej będzie na popitkę.

Odkąd Naruto wparował do mieszkania przyjaciela, po raz pierwszy spięte mięśnie trochę się poluźniły. A rozbawienie na licu okazało się na tyle intensywne, że już po chwili parsknął śmiechem.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top