Rozdział 2

          Gotowanie przestało być tylko moją pasją, stało się częścią życia. Pomogło mi stanąć na nogi, oderwać się od wspomnień, dało wiarę, że jeszcze da się coś osiągnąć, pomimo wielkiej straty.

— Mmm, czuję coś dobrego... — Z rozmyślań wyrwał mnie dobrze znany mi głos mojego przyjaciela Nicka. — Co tam pichcisz? — Zamoczył palec w bitej śmietanie.

— Zostaw! — Zaśmiałam się i klepnęłam go po rękach — Robię bezę pavlova z owocami. — Wywrócił oczami na wypowiedzianą przeze mnie nazwę.

— Bezę... pav..pal— próbował powtórzyć, co było naprawdę komiczne — Dobra to może być nawet szczur w zalewie octowej, ważne by było dobre. — wzruszył ramionami.

— Jesteś obrzydliwy! — Na mojej twarzy pojawił się wyraz niesmaku. — A zresztą, kto cię wpuścił, przecież dziadka nie ma? — Zastanawiałam się.

— Dostałem przyzwolenie od twojego staruszka, ale chyba się nie gniewasz?— Uśmiechnął się — Dziadzio, pozwolił mi wpadać, kiedy mam ochotę.

Nick stał się moim najlepszym kumplem w chwili, gdy zamieszkałam z dziadkiem. Chodziliśmy do jednej szkoły, a potem okazało się, że jesteśmy dalszymi sąsiadami i tak już prawie osiem lat odwiedzamy się nawzajem. Jest dla mnie jak brat, pojawia się zawsze wtedy, kiedy go potrzebuje, no i wtedy, gdy czuje jedzenie. Walker jest najlepszym krytykiem kulinarnym, jakiego dotąd poznałam, zawsze wszystko mu smakuje, po prostu ideał, jeżeli chodzi o jego wilczy apetyt.

— Dziadek nadal przekonuje cię do studiów medycznych? — spytał.

— Tak, ale niedosłownie. Pozostał przy sugerowaniu, ale nie robi tego tak dosadnie, jak przedtem. — stwierdziłam i wyciągnęłam upieczoną bezę z piekarnika. — Z jednej strony rozumiem go. On jest lekarzem, moja mama też była, więc teoretycznie przyszła kolej na mnie, tyle tylko, że to totalnie nie dla mnie.

— Choć muszę ci przyznać, że posiadasz chirurgiczną precyzję. Twój ostatni ludzik z masy cukrowej był bajeczny... — zaczął.

— Odgryzłeś mu głowę, zanim trafił na tort! — prychnęłam ze śmiechu.

— Och, daj spokój! — westchnął i kiedy tylko odwróciłam wzrok, zakosił kilka truskawek.

— Zobaczysz pewnego dnia, będziesz tak gruby, że nie przejdziesz przez futrynę! — Śmiałam się jak opętana.

— Dopóki mnie karmisz, będzie na kogo zwalić winę. — odparł.

Uwielbiałam nasze "sprzeczki", były naprawdę komiczne. Nigdy nie kłóciliśmy się na poważnie, a wszystko, o czym była mowa w większości przypadków sprowadzało się do obżarstwa Nicka, które zauważyłby nawet niewidomy.

— W sumie to mam coś dla ciebie. — zaintrygował mnie.

— Ty dla mnie? Niby, co takiego?

— Nie licz na prezent! — oświadczył — To po prostu informacja, która może ci się spodobać, a mianowicie przechodziłem wczoraj obok Roast Restaurant i moje wszystko widzące oko zauważyło kartkę na drzwiach. Poszukują młodych, utalentowanych pracowników, najlepiej, jeśli byliby po szkole, ale nie jest to konieczne i tak sobie pomyślałem o tobie. — Uniósł brwi — Czy nie sądzisz, że to idealna praca, w której możesz zdobyć wiele nowych umiejętności i trochę się rozwinąć? — Namawiał mnie.

Od zawsze chciałam pracować w renomowanej restauracji, u boku najlepszych z najlepszych. To mogło być jak spełnienie najskrytszych marzeń. 

— No nie wiem, Nick. — Byłam strasznie niepewna. — Roast Restaurant jest świetna, a ja jestem zwykłym samoukiem.

— Może i tak, ale masz niezwykły talent, ja nawet nie umiem zrobić dobrej herbaty. — Walker chciał udowodnić mi, że jestem naprawdę dobra w tym, co robię. — Spróbuj, chociaż zanieść CV, może nóż, widelec się uda.

Muszę przyznać, że dało mi to do myślenia. Znałam siebie i wiedziałam, że jeśli nawet nie spróbuję, będę tego żałować przez długi czas.

— Przekonałeś mnie, w końcu nie zaszkodzi spróbować — odparłam. — A teraz zabieraj łapy od torciku, bo cię pokroję! — Pogroziłam kumplowi, trzymając nóż w ręku.

— Tylko mały kawałeczek. — Zrobił te swoje oczy, a palcami zademonstrował ilość o którą prosił.

— Nie ma takiej opcji. W końcu muszę się zaprezentować z dobrej strony. 

...

         Następnego dnia, poszłam zanieść papiery. Właściciel od razu poprosił mnie na krótką rozmowę.

— Pracowałaś już gdzieś? — Mężczyzna wydawał się bardzo sympatyczny.

— Byłaby to moja pierwsza praca, muszę też wspomnieć o tym, że nadal uczęszczam do szkoły, więc w grę wchodziłyby tylko popołudniówki i weekendy. — Wyprzedziłam odpowiedź na pytanie, które na pewno by mi zadał.

— Rozumiem. — pokręcił głową — Mam nadzieję, że zrozumiesz, ale muszę sprawdzić twoje umiejętności kulinarne. — uśmiechnął się szeroko.

— Właściwie to przygotowałam bezę pavlova. — mówiłam nieco onieśmielona, kładąc ciasto na biurku. — Proszę spróbować.

Mężczyzna wziął widelczyk do ręki i wziął pierwszy kęs. Myślałam, że zejdę na zawał, gdyż przez dłuższy czas panowała niczym niezmącona cisza. Serce biło mi ja oszalałe. Naprawdę jeszcze bardziej zaczęło mi zależeć na tej pracy.

— Nie będę cię trzymał w niepewności. — Spojrzał na mnie dyskretnie — Bardzo dobre, idealne! Podobasz mi się. Co powiesz na dwa tygodnie okresu próbnego? — zaproponował.

— Naprawdę? — Szeroko otworzyłam oczy. — Oczywiście, że tak! — Zaczęłam skakać z radości. — Mogę pana przytulić? — Kiwnął głową, a ja rzuciłam mu się w ramiona, pewnie w tamtym momencie uznał mnie za wariatkę. — Dziękuję, na pewno się pan na mnie nie zawiedzie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top