"Nie gryź ręki, która cię karmi"

— Ta, wszystko okey — zbyłem go i wziąłem łyk nadal cholernie gorącej herbaty, ale po prostu musiałem. Co z tego, że mój język aktualnie umierał. Duma to robiła bardziej.

— Nie wydaje mi się — stwierdził poważniej, krzywiąc się lekko, bo dla niego było oczywiste, że kłamałem.

Dopiero wtedy spojrzałem na niego kątem oka i niemo zapytałem, o co mu chodzi, nadal dmuchajac na kubek.

— Widzę, że siedzisz spięty, a nie pewny siebie i rozwalony jak wcześniej — zaśmiał się słabo pod nosem, choć ja usłyszałem w tym nutę arogancji, na co wywróciłem oczami.

Czy on miał jakiś skaner w oczach? Nikt normalny by tego nie zauważył. Nikt.

Chyba nadal nie doceniałem jego umiejętności obserwowania innych, albo nadal nie dotarło do mnie, że nie był debilem.

— Mógłbyś zrobić jakieś kanapki? Po prostu nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłem — przyznałem od razu, choć mój ton głosu nadal wyrażał moje zmęczenie, za którym kryła się irytacja z powodu poczucia niższości.

— Jak jesteś głodny, to trzeba było mówić — rzekł niedowierzając najwyraźniej, że tak trudno było mi prosić kogoś o cokolwiek.

Prychnąłem jedynie, podczas gdy on wstał i wrócił do oddalonej o parę metrów otwartej kuchni. Patrzyłem za nim kątem oka. Poczułem kolejną falę ścisku w żołądku z powodu głodu, któremu towarzyszyła suchość w gardle, na co się skrzywiłem.

Matt wyjął chleb, po czym otworzył lodówkę, lecz nagle się wyprostował, jakby doznając olśnienia.

— Aaa... Czyżby to przez moją wzmiankę o krwi? — rzekł pewny siebie, jednocześnie lekko rozbawiony i spojrzał na mnie.

— A idź w cholerę... — skomentowałem jedynie i odwróciłem wzrok, powracając do kubka.

— Czyli tak — zaśmiał się szczerze, biorąc szynkę z lodówki, którą następnie zamknął. — W sumie... Powiedz mi, jak to jest?

Typie... daj umierać mojej godności w spokoju.

Kogo ja oszukuję, już dawno została spalona, jej prochy zakopane pod ziemią, a następnie zmiażdżone.

Westchnąłem jedynie, już się poddając. Byłem na to wszystko już i tak zbyt bardzo wyczerpany po tygodniu ciężkiej pracy. Odłożyłem kubek na stół i spojrzałem na chłopaka.

— Co chcesz wiedzieć? — mruknąłem od niechcenia.

Ten cieć oczywiście to zauważył, ale najwyraźniej miał to gdzieś, bo jego ciekawość wzięła w górę.

— Bo normalne wampiry raczej nie jedzą przecież ludzkiego jedzenia, nie? — zaczął mówić, przerywając czynności i opierając się tyłem o blat, nie spuszczajac ze mnie wzroku. — To ich wymysł, czy przymus?

Uniosłem brew na to pytanie. W sumie patrząc w przeszłość to w oczach wilkołaków byliśmy bezdusznymi bestiami, żywiącymi sie krwią niewinnych ludzi. Natomiast dla nas, byli oni dzikusami z lasu, którzy z łatwością oddają swoją kontrolę instynktom. Nic dziwnego, że praktycznie nic o sobie nie wiemy, jak każde spotkanie lub rozmowa kończyła się walką.

— Przymus — odparłem, rozluźniając się i opierając plecy o oparcie fotela.

— Ale... — zaczął lekko zbity z tropu, co wyraźnie było widać. — Ty jakoś możesz jeść ludzkie jedzenie. Wtedy, w Maku, na przykład.

— Bo jestem w połowie człowiekiem — oparłem wzruszając ramionami. — Muszę pić krew, ale też i mogę normalnie jeść, żyję krócej niż reszta... Mówię ci, gówniana sprawa. — Westchnąłem i odwróciłem wzrok.

— Czemu? — Uniósł brew, patrząc na mnie z zainteresowaniem. — Twoja klasa nie ma nic w zamian?

— Ile właściwie o niej wiesz? — zapytałem bez większych emocji. Jak już miałem mu tłumaczyć, to niech przynajmniej dowiem się jak bardzo musiałem się wysilać.

— Tyle, że bardzo trudno odróżnić ją od zwykłych ludzi i że jest najsłabsza. — Podrapał się z tyłu głowy.

Ech... Czyli praktycznie nic.

— Niby przez to, że jestem w połowie wampirem, mam bardziej wyostrzone zmysły, ale nie tak bardzo jak reszta. Ponad to tylko jakieś małe zadrapania lub rany goją się o połowę szybciej niż u zwykłego człowieka.

Matt zainteresował się tym bardziej i w trakcie gdy mówiłem podszedł do kanapy obok i usiadł.

— Mollex to zazwyczaj były kobiety, z racji i tak już słabszego ciała. — Wziąłem łyk herbaty, ignorując to, że było mi bardziej widać kły. — U wampirów jest coś takiego, że silniejsza klasa może zmusić niższe do podlegania jej, a z racji tego, że jestem ostatni w kolejce teoretycznie gdyby ktokolwiek z wyższego stanowiska wydał mi rozkaz, używając przy tym tej mocy, to bym musiał to wykonać. Jednak i to da się ominąć. — Poprawiłem się w siadzie, opuszczając nogę.

— Jak? — Alfa podparł głowę na dłoni, słuchając z zainteresowaniem.

— Siłą woli — odparłem prosto z mostu. — Nauczyłem się opierać większości, lecz gdyby lord lub jedna klasa niżej mi coś w odpowiedni sposób rozkazała, to bym musiał to wykonać — westchnąłem kończąc swój jakże interesujący wykład.

Miałem gdzieś co zrobi z tą informacją. Bo co miał z nią zrobić? Porwać lorda lub kogoś wyższego, aby rozkazał reszcie poddania się? Powodzenia życzę.

— To podobnie jak w przypadku wilkołaków — przyznał opierając się i zakładając rękę za kanapę. — Podobnie działa w przypadku naszych czterech klas.

Kiwnąłem głową i znów poczułem kolejną falę głodu, na co znieruchomiałem i lekko się skuliłem, przymykając oczy.

— Nie chcę przerywać, ale w końcu mogę coś dostać do jedzenia? — Zapytałem szybko, a w moim głosie dało się słyszeć zniecierpliwienie.

Czułem się już tak poniżony, że to zdanie przeszło mi przez gardło. Losie, obiecuję, że jak umrę, to się na tobie zemszczę. Nie wiem jak, ale coś wymyślę.

— Hmmm... — Zaczął się zastanawiać, a mnie szlag na to jasny trafiał, że jestem zdany na jego łaskę. — A jak smakuje krew wilkołaków?

Co.

Nie.

No chyba nie.

Jeśli myślę o tym, o czym on myśli, to on jest pojebany.

— Nie wiem — rzuciłem ostrzej, patrząc na niego. — Myślisz, że banki krwi mają jakiś podpis "Krew do ratowania zwierząt"?

— Chciałeś powiedzieć "piesków". — Uśmiechnął się sztucznie.

A mogłem się powstrzymać ostatnim razem. Mogłem.

Nie no, spójrzmy prawdzie w oczy: nie mogłem, więc teraz miałem skutki.

— Nie chciałbyś sprawdzić? — mówił arogancko, kompletnie świadomy swojej obecnej pozycji, że to on ma władzę, co mnie tak cholernie irytowało.

W tym przypadku zmęczenie schodziło na drugi plan. Zmarszczyłem brwi gromiąc go wzrokiem.

— Nie — oznajmiłem twardo i usmiechnalem się równie wymuszenie jak on przed chwilą.

— Nawet troszeczkę? — jawnie udawał uprzejmy i słodki ton, co mnie jeszcze bardziej wkurzało.

Ale nie, mój drogi. Nie ze mną te numery.

— Nawet — odparłem przedrzeźniając go. — Tylko debil dobrowolnie oferuje własną krew wampirom — dodałem już poważniej.

— Oj, daj spokój. — Wywrócił oczami. — Przecież nie idę w pokłonach do lorda - bezmózga i nie wypruwam sobie przed nim żył, krzycząc "Bierz mnie, o panie, bo wygrałeś!"

— To akurat byłoby bardzo zabawne. Mam cię z nim umówić? — zapytałem udając beztroskę.

— Nie — odpowiedział stanowczo, przestając grać, na co ja zaśmiałem się tym rozbawiony. — To co próbuje powiedzieć, to że nie daje ręki byle komu.

— Wiesz, zazwyczaj się jej byle komu nie daje. — Nie mogłem się powstrzymać od zgryźliwej uwagi i uśmiechnąłem się złośliwie.

Alfa zmrużył oczy, patrząc na mnie. Z tym wzrokiem mówiącym "nie pyskuj", który przez cały czas spoczywał na mnie, wydłużył nagle pazury na palcach u jednej dłoni i naciął nimi nadgarstek.

Zacisnąłem usta w wąską linię, a widząc, że mój uśmieszek zszedł mi z twarzy, Matt uniósł złośliwie kąciki ust.

A to szuja jedna. Co, kompleks niższości? Wilczek zaznaczał, że jestem na jego terytorium?

A najgorsze było to, że faktycznie byłem na jego łasce...

Kurwa.

Spojrzałem na krew, po czym na niego. Brunet wystawił rękę bardziej w moim kierunku, ewidentnie dobrze się przy tym bawiąc. Zmarszczyłem brwi i wstałem, bo jednak pieczenie od środka sprawiało, że pogrzebane duma i godność zostały dodatkowo przykryte cementem. Usiadłem koło niego i zgromiłem wzrokiem patrząc w te cholerne, zaintrygowane, czekoladowe oczy.

— Nagrasz filmik, albo zrobisz zdjęcie, to obiecuję, że twoje domy, las i wszystko, co masz, będą nowym centrum handlowym — zagroziłem mocno zirytowany, chwytając jego rękę.

— Mhm. — Skinął głową, mając nadal podniesiony kącik ust. — Zdążyłem się przekonać, jak bardzo mściwy jesteś.

Jedynie lekko zmarszczyłem brwi przenosząc wolno wzrok na jego nadgarstek. Co, do jasnej anielki, ten człowiek miał w głowie?

Nie myśląc już dalej i owinięty wonią cieczy, której tak bardzo pragnąłem, zatopiłem kły w jego skórze.

________________________
Przepraszam za opóźnionko, lecz byłam na obozie~ za 2 tyg znów może mnie nie być, ale spokojnie, w dalszych rozdziałach będzie równie... ciekawie hehe...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top