Debil. No po prostu debil.

Otworzyłem powoli oczy. Musiało minąć dobre parę sekund, abym w ogóle zorientował się, co się dzieje. 

Mrugałem powoli patrząc trochę nieprzytomnie przed siebie. Z każdym mrugnięciem lekki ból głowy mijał, jakby opuszczając i pozwalając mi zajrzeć w pamięć.

Albo mogła być też teoria z kategorii wierzenia i religie, że kac to odzew mózgu, próbujący ogarnąć głupotę, jaka następuje po alkoholu. 

Leżałem w miękkiej pościeli przesiąkniętej zapachem wilkołaka. 

Tyle że nagi. 

Bez wyrazu twarzy spojrzałem na okno, za którym było już jasno, starając sobie wszystko po kolei przypomnieć, co się wczoraj działo. Niestety, niektóre wspomnienia mieszały mi się, więc nie pamiętałem dokładnie, co było po sobie, ale znałem zarys sytuacji. Tylko szkoda, że jak przez mgłę.

Także pamiętałem fakt, że chciałem zwalić wszystko na alkohol, co było winą właśnie alkoholu. 

Ygh... 

A, jeszcze było coś w klubie. Będę musiał wszystko na spokojnie sobie wyjaśnić z Victorem i lordem, na co się skrzywiłem. Kolejne problemy...

Położyłem rękę na czole i odgarnąłem włosy dalej w zamyśleniu. Czy to podchodzi pod typowe rozważania filozoficzne po byciu pijanym? Kac moralny, czy jakoś tak?

Wczoraj ewidentnie mnie poniosło. Nie tylko w klubie, ale i tutaj. Już sam fakt, że postanowiłem się napić, bo odkryłem, że ten cholerny wilkołak zaczął mi mieszać w głowie, był tak, kuźwa, głupi, że aż sam się teraz dziwiłem, że faktycznie to zrobiłem. 

Ale była to z mojej strony po prostu ucieczka. Po raz pierwszy nie wiedziałem, co zrobić, więc poszedłem się napić doskonale wiedząc, jak bardzo myślenie po alkoholu się zmienia. A, do cholery, i tak to zrobiłem. 

Boże, jaki ze mnie idiota. 

Na szczęście mam na kogo to zrzucić. To wszystko wina Matta. 

...

Ta, może i jego, ale jakoś z tego co pamiętam, to z mojej inicjatywy skończyliśmy w łóżku. 

"Będzie fajnie! Zwalę to na alkohol!". Przysięgam, jak będę mógł się cofnąć w czasie, to przypierdolę samemu sobie w twarz. Co za debil najpierw płacze gościowi w samochodzie, a potem chce się z nim przespać??? No chyba tylko najebany.

Zrobiłem wydech na uspokojenie. Byłem na siebie wściekły, że dałem upust nie tylko myślom, ale i emocjom. Dałem się ponieść i mam konsekwencje. 

W porównaniu do sytuacji, gdy piłem jego krew, to duma i godność były wtedy żywe. Teraz to dopiero umarły. 

Potarłem czoło dłonią przymykając oczy i wzdychając. Trzeba się podnieść z tego dołu żałości i poniżenia. 

Usiadłem na skraju łóżka, rozglądając się. Nawet nie pamiętam jak tu trafiłem. W ogóle nie pamiętam, żebym był kiedykolwiek w tym pokoju. Ostatnie, co pamiętam, to ciepło jego ciała przy moim. Na to moje serce dziwniej zabiło. To było coś na wzór pomieszania uczucia jakiego do niego czuję, z wewnętrznym wstydem i zażenowaniem swoim zachowaniem. 

Dobra. Trzeba poprawić koronę i iść dalej. Stało się.

Pytanie czy tego żałowałem.

Wstałem w końcu i wziąłem złożone na krześle moje ubranie. Zacząłem je na siebie zakładać nadal trochę zamyślony, nie spiesząc się.

Czy tego żałowałem?...

Wyszedłem cicho na korytarz i zobaczyłem obok małe drzwi, wyglądające jak łazienkowe. Otworzyłem je nie myląc się i wszedłem do środka. Obmyłem twarz, aby całkowicie się rozbudzić i z mokrą twarzą oparłem ręce po obu stronach umywalki, blokując wzrok w lejącej się wodzie.

Czy tego żałowałem...

Stałem tak przez chwilę myśląc nad odpowiedzią. 

Część mnie owszem, karciła ostro w myślach, że dałem się ponieść, lecz jakby to odjąć, to jakoś nie czułem nic negatywnego z tym związanego. Jeśli mam być sam ze sobą szczery, to chyba byłem bardziej zaskoczony, że wczoraj ten idiota mnie nie odrzucił. 

Przecież jak on jest piętro niżej, to ja umrę ze wstydu. Przed nikim nigdy tak się nie zachowywałem! Nikim! A teraz wystarczył jeden, pieprzony pies. 

A żeby go coś... Ygh!

Zakręciłem gwałtownie wodę i spojrzałem na moje odbicie. Jeszcze bluzkę założyłem na lewą stronę. Super. No zajebie go, obiecuję.

Zdjąłem ją szybko, po czym zauważyłem coś w lustrze. Na żebrach miałem parę czerwonych śladów. Aż uniosłem lekko rękę, aby się lepiej temu przyjrzeć. 

...

Malinki. Serio? 

Zrobiłem wdech na uspokojenie i opuściłem rękę. 

Chwila. Wróć. Jakim cudem nie zauważyłem czterech rys na ramieniu, które ledwo się goiły?...

Dotknąłem tego miejsca i się skrzywiłem, bo trochę zabolało.

Oj chyba następnym razem wezmę wiatrówkę i urządzimy sobie małe polowanie na pieski. Już mam pierwszy cel.

Założyłem bluzkę, która przykrywała ramiona i wyszedłem, kierując się na dół.

Nawet go nie widząc, wyczułem, gdzie jest. 

— Już wstałeś? Jest dopiero chwilę po ósmej — rzekł jak gdyby nigdy nic, stojąc sobie jak panicz w kuchni i pijąc kawę, patrząc na mnie.

Ja natomiast spojrzałem tylko przelotnie na niego lekko zirytowany. Oczywiście nadal tym, co wczoraj zrobiłem. Ale to jego wina, no! 

— Zwykle wstaję o szóstej — odparłem trochę oschle wchodząc do kuchni nie mając z nim kontaktu wzrokowego i wstawiłem wodę, po czym zachowując się kompletnie jakbym był u siebie zacząłem szykować sobie rzeczy na kawę. 

Wiedziałem, że śledził każdy mój ruch z tym swoim uśmieszkiem. Agh! Irytował mnie tym, że doskonale wiedział, o co mi chodziło. Bo byłem tego na sto procent pewny, że wiedział. Oparłem się o blat i w tym momencie poczułem jego usta na moich. 

Chuj. 

No chuj, no. 

Doskonale wiedział, że moja duma teraz jest zszargana, to rozbija ją jeszcze niżej. A dlaczego? Bo mi się to podobało. Mimo sprzeczności w głowie, nie mogłem temu zaprzeczyć. W końcu oddałem lekko pocałunek i dopiero wtedy się odsunął, patrząc mi w oczy z uniesionym kącikiem ust i będąc pewnym siebie. Ja jedynie mierzyłem go wzrokiem, ale nic nie powiedziałem, gdyż i tak mnie złamał.

— Jesteś zły, bo nadal zaprzeczasz, że coś do mnie czujesz? — zapytał nadal tak patrząc na mnie i lekko tym rozbawiony.

— Z tym to już się godzę, ale zły jestem o to. — Podniosłem rękaw, patrząc na niego nadal fochnięty.

Matt spojrzał na ranę, ale jakoś niespecjalnie się tym przejął. 

— Serio? — zapytał sarkastycznie i nagle zaczął zdejmować swoją bluzkę.

Wait, what?

Zdjął ją bez skrupułów, a ja uniosłem wysoko brwi. Trochę mnie to zszokowało, że miał przynajmniej cztery ślady po ugryzieniu kłami i chyba parę malinek. Nie chciałem ich liczyć. 

Kurwa, czemu ja nic nie pamiętam, co się wczoraj działo???

Uniosłem wolno ręce do twarzy i zasłoniłem ją dłońmi, zażenowany swoim zachowaniem po pijaku.

— I? Nadal sądzisz, że to co ty masz, to dużo? — Usłyszałem rozbawienie w jego głosie.

— Daj mi umrzeć w spokoju... — Już się poddałem. Chciałbym naprawdę tak mocno i solidnie przypieprzyć sobie z przeszłości. Proszę...

— Z drugiej strony nie wiedziałem, że po alkoholu robisz się taki zdecydowany i otwarty. — Kontynuował, dalej świadomie się nade mną znęcając. — Na wszystkich się tak rzucasz, czy tylko na mnie? — zadał pytanie rozbawiony.

Spojrzałem z miną "serio?" na niego przez palce i opuściłem dłonie odwracając wzrok. 

— Jakoś nie protestowałeś — zauważyłem trochę chłodno, chcąc jakoś ratować honor.

— A miałem? — Uniósł brew, ubierając się z powrotem.

No i mnie zagiął. Chyba po raz pierwszy nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.

— A chrzań się. — Odwróciłem się do niego zalewając kawę, na co się zaśmiał pod nosem zwycięsko. 

Napiłem się spokojnie kawy, jakby mnie to nie ruszało. A raczej robiąc wewnętrznie zmartwychwstanie dumy. Oj, to będzie ciężkie.

— Więc... Co teraz zamierzasz? — zapytał poważniej, ale miłym głosem, jakby bał się poruszać ten temat, tylko nie wiedziałem jaki.

— Z czym? — Spojrzałem na niego kątem oka. Bo jak myślał, że mu powiem teraz prosto w twarz, że mi się podoba, to prędzej będzie zbierał się z podłogi.

— Czy wracasz teraz tam do swoich? — sprecyzował, patrząc na mnie. — Po tym... No wiesz, po wczoraj? Pamiętasz? 

— A, o to ci chodzi. — Wziąłem spokojnie łyk kawy. — Wczoraj reagowałem aż nadto, więc nie musisz unikać jakoś tego tematu — rzekłem szczerze. — W końcu, do niczego nie doszło, plus jakoś nie wierzę, aby Victor tak nagle sam z siebie zaczął odwalać. — Westchnąłem znów przystawiając kubek do ust, po czym go odłożyłem. — Więc zamierzam teraz tam wrócić i sobie wszystko z całą zgrają wyjaśnić — dokończyłem patrząc na blat, mówiąc spokojnie.

— Nathan, czy ty... — Zawahał się, na co spojrzałem na niego, co jeszcze bardziej go zatrzymało. — Czy ty... byłeś kiedyś wykorzystywany? —zapytał zmartwiony, ale jednocześnie pewnie bojąc się, że mnie to w jakiś sposób zrani.

Nie odpowiedziałem od razu. Odwróciłem się bardziej do niego, opierając z tyłu o blat i krzyżując ręce, myśląc ile mu wczoraj powiedziałem, ale się z tym poddałem, bo nie było sensu, gdyż w pamięci była jedna wielka luka.

Spojrzałem na niego normalnie. Nie widziałem w tym większego sensu, aby jakoś to ukrywać, więc przyznałem się całkowicie otwarcie.

— Tak. 

_____________
Dobra. Mam nadzieję, że nie zgubiłam tutaj sensu ani logiki, więc jak coś to proszę pisać XD
Jakby co, chaotyczność myśli zamierzona 😂

Do następnego ~

PS. Komentarze mile widziane 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top