Ranczor

Kylo Ren

Trzasnąłem gwałtownie drzwiami od swojej kajuty. Byłem potwornie wściekły. Na Huxa, na Rey... Wziąłem kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić. Wiedziałem gdzie rozbił się Supremacy, ponieważ kiedyś szturmowiec mnie o tym powiadomił. Nie specjalnie byłem tym zainteresowany, jednak Rey bardziej się temu przyjrzała. Była krok przede mną, ale teraz mam szansę ją zniszczyć. Przyciągnąłem do siebie mój miecz i energicznym ruchem wyszedłem z kajuty.

- Ren!- usłyszałem krzyk Huxa za sobą. Znowu...

- Czego?!- warknąłem mimowolnie się obracając.

Hux

Zauważyłem, że Ren jest naprawdę zły, ale miałem to gdzieś. I tak już wiele razy udało mi się go wyprowadzić z równowagi, ale jeszcze żyje to czemu tym razem miało by być inaczej. Teraz darowałem sobie wykład o jego zachowaniu, o tym, że nie powinien opuszczać spotkania w trakcie jego trwania, o tym jak przed chwilą majaczył sam do siebie, o jego wybuchach furii i cetera i cetera... Można by było wymieniać bez końca...

- Powiesz mi teraz łaskawie co zamierzasz zrobić?- westchnąłem.

- Muszę lecieć na Raxus Prime...- wtedy mu przerwałem:

- Bo?

- Ale to niezmiernie ważne...

- Bo?

- Tam jest Rey...

Westchnąłem głośno.

- Pozwól Ren.- powiedziałem i ruszyłem w stronę jego kwatery, bo była dość blisko.

Choć niechętnie poszedł za mną. Wszedł pierwszy, a ja zamknąłem za nami drzwi.

- Czyś ty już do końca zwariował?!

- Posłuchaj...

- Nie! To ty posłuchaj! Chcesz lecieć na ten jeden wielki złom tylko dlatego, że tam jest Rey?!

- Ale wtedy...

- Tak, tak mógłbyś ją zniszczyć i pozbawić życia ostatniego Jedi... Ren! Ona cię pokonała! Zabiła Snoke! I wszystkich gwardzistów! Myślisz, że tym razem z nią wygrasz?

- To zwykła złomiarka...

- W tym problem, że właśnie nie. To nie jest zwykła, mała zbieraczka złomu. Nie doceniliśmy jej już na Starkillerze i to był błąd, którego nie możemy znów popełnić.

- Ja muszę tam...

- Obudź się dzieciaku! Teraz ty jesteś Najwyższym Wodzem i nie możesz w nieskończoność uganiać się za nią!

- Hux...

Westchnałem głęboko poirytowany jego zachowaniem.

- Dobra, wyślemy tam kogoś, ale ty nie lecisz, zrozumiano?

- Ale tylko ja...

- ZROZUMIANO?

- Taaa...- burknął.

Spojrzałem na niego siedział na swoim łóżku ze spuszczoną głową patrząc na swoje buty.

- Jesteś nieznośny..- rzekłem, ale mimowolnie się słabo uśmiechnąłem.

- Dzięki.- mruknął nie podnosząc głowy, ale na jego smętnej twarz chyba też zawitał niezauważalny uśmiech.

Wyszedłem z jego pokoju.

Leia

Weszłam do pokoju Poe i Willa.

- Król chciałby też was poznać, przygotujcie się szybko, bo spotkanie mamy za chwilę. Nie ma dziś dużo czasu. Ale wiedzcie, że jeśli tylko coś mi odwalicie. Lepiej, żeby nie było was już dawno w tym układzie, bo ja ręczyć za siebie nie będę.

- Tak jest pani generał.- przytaknęli oboje.

- Za 10 minut przyjdzie tu Esmie i was zaprowadzi.- oświadczyłam na koniec i wyszłam.

Will

- Eeeeh - westchnąłem.

Nie lubiłem poznawać jakiś ważnych ludzi. Wtedy zwykle panikowałem czy aby na pewno wszystko wyjdzie zgodnie z planem oraz musiałem pilnować, by czegoś nie zchrzanić, bo nienawidzę jak ktoś prawi mi kazania, że zrobiłem coś nie tak.

- Dameron nie schrzań tego.

- Ja?- spytał zakładając swoją skórzaną kurtkę.

- A nie lepiej jakiś smoking czy garnitur?

Na to pilot wybuchł śmiechem.

- Ta, może jeszcze BB-8 ubierze muszkę?- zaśmiał się.

- No ładniej by było.

- Aa... Czyli ty tak na poważnie?

W odpowiedzi rzuciłem mu garnitur, a on tylko westchnął niezadowolony i ruszył w stronę łazienki. Chwilę później ktoś zapukał do drzwi. Ja już miałem na sobie garnitur. Włożyłem go przed przyjściem generał do nas, żeby zrobić dobre wrażenie.

- Proszę wejść.

Do pokoju weszła blondynka, którą już wcześniej miałem okazję poznać.

- Cześć Will, to jak możemy już iść?

- Pewnie chodźmy - rzekłem do dziewczyny. - Poe idziemy już bez ciebie ha! - krzyknąłem w stronę łazienki.

- Ja w tym nie wyjdę! Wyglądam jak debil!- odkrzyknał.

- No to już twój problem jak wyglądasz.

Esmie spojrzała na mnie poważnie.

- Idziemy?

- Nie, mieliście iść oboje.

- Poe szybicej.

- Przecież mówię, że w tym nie wyjdę!- krzyknął pilot.

- No to pójdź w czymkolwiek chcesz tylko już wyjdź!

- Dobra, daj mi chwilę.

- Rodzina królewska nie cierpi spóźnialskich.- oświadczyła Esmie.

- Tego jednego będzie musiała ścierpieć.- odpowiedział Dameron.

- Poczekamy na zewnątrz. Dogonisz nas co?

W tej chwili Dameron wyszedł w tej swojej kurtce.

- Od razu lepiej, no chodź BB.

Droid miał na sobie czerwoną muszkę. Przewróciłem oczami i poszliśmy za dziewczyną. Weszliśmy do wyznaczonego miejsca. Od razu po przekroczeniu wejścia pani generał zmierzyła nas lodowatym spojrzeniem.

- Wasza wysokość, oto Will Smith oraz Poe Dameron.- przedstawiła nas Esmie.

Ukłoniliśmy się grzecznie i ucałowaliśmy dłonie księżniczkom.  W końcu usiedliśmy na wyznaczone miejsca.

- To są moje dwie córki, Katniss oraz Elizabeth.

Rudowłosa uśmiechnęła się do nas. Zaczęliśmy dyskutować o naszym sojuszu. Trochę mnie to przynudzało, ale w końcu po to tu przylecieliśmy. Z nudów kopnąłem Poe w nogę pod stołem, a potem szybko odwróciłem wzrok i spojrzałem na czarnowłosą. Poe spojrzał na mnie morderczo i mi oddał. Księżniczka nie zwróciła na mnie większej uwagi, bardziej ją interesowały sprawy sojuszu. Spojrzałem na Poe cwaniacko. Potem wróciłem do słuchania rozmów. Omawialiśmy dostawę statków i rekrutację ludzi, których mogą nam użyczyć. Najwięcej mówił król oraz generał Organa, Poe na początku miał wiele do powiedzenia, ale teraz raczej milczał. Jedynymi osobami, które siedziały przez cały czas cicho byłem ja i rudowłosa księżniczka, na której momentalnie spoczął wzrok Poe.

Poe

Po spotkaniu Will wrócił do pokoju, a ja dogoniłem Katniss. Chciałem z nią porozmawiać i przy okazji urwać się od spotkania z wściekłą generał.

- Wasza wyższość.- uśmiechnęłem się dorównując jej kroku na korytarzu.

- Przestań. Mów mi Katniss. Tak w czym mogę pomóc? - odwzajemniła uśmiech.

- Dlaczego wasza ważność nie powiedziała już przy pierwszym spotkaniu, że jest księżniczką? Ja się przyznałem, że jestem pilotem należącym do Ruchu Oporu.

- Nie lubię się tym chwalić. Ale naprawdę mów do mnie po imieniu.

- A jeśli nie? Wtrącisz mnie do lochu?- zaśmiałem się.

- A chcesz się przekonać?

- Mam to przyjąć jako ostrzeżenie czy groźbę?- uniosłem brew.

- Ostrzeżenie. - ukazała swoje białe, zadbane zęby w ładnym uśmiechu.

- Gdzie teraz księżniczka zmierza bez żadnej ochrony?

- No nie wiem czy bez żadnej. Ale chodź pokażę ci coś. - zaczęła truchtać przed siebie. Potem skręciła w prawo.

Ruszyłem dość zdziwiony, ale też zaciekawiony za nią. Po chwili byliśmy już w altanie. Była całkiem ładna, ale nie zdążyłem się dogłębnie przyjżeć, bo Katniss nie zwolniła tylko przyśpieszyła. Kilka minut później dziewczyna się zatrzymała przy jakiejś nie brzydkiej stodole. Weszła do środka, a ja za nią. W środku były zagrody z końmi. Nigdy w życiu nie widziałem tylu tych zwierząt naraz. Było ich osiem, ale to i tak dla mnie dużo. Były białe, szare, kasztanowe, beżowe i jeszcze jakieś inne kolory. Katniss odwróciła się w moją stronę.

- Masz ochotę na przejażdżkę pilociku?

- Ale ja jeszcze nigdy nie jeździłem na koniu...

- Naprawdę? Tak nigdy nigdy? No to musisz nadrobić zaległości, bo to naprawdę bardzo fajne uczucie. Musisz poczuć ten wiatr we włosach. Nauczę cię.

Nie byłem do końca przekonany tego pomysłu. Ale widząc jej uśmiech jednak się przełamałem.

- Zgoda...

Dziewczyna podała mi strój i wskazała jakiś pokój.

- Idź się przebierz tam. Ja za chwilę wrócę. - poszła w inną stronę.

Przebrać? A po co? Ehh.. No dobra, w końcu ona się na tym zna. Chyba... Zrobiłem co mi kazała. Następnie wyszedłem z szatni i zamiast w sukience ujrzałem ją w stroju jeździeckim.

- Chodź. Ranczor i Gwiazdka czekają już na dworzu. Którego chcesz?

- Ranczora.- stwierdziłem.

- No dobra.

Wyszliśmy na zewnątrz. Ranczor był czarny z białą grzywą, a Gwiazdka była taka sama tylko, że siwa. Próbowałem wejść na konia, ale coś mi nie wychodziło. Obróciłem się w stronę Katniss i zauważyłem, że ta już wsiadła na Gwiazdkę.

- Na co czekasz?

Ja w odpowiedzi zmierzyłem ją wzrokiem, bo wiedziałem, że to była prowokacja. Za trzecim razem w końcu mi się udało.

- Dobra. Pozwalam ci wybrać miejsce. Rzeczka, altanka, las czy łąka?

- Nie wiem, może lepiej jak to mój pierwszy raz na wolnym polu. Łąka.

- Czekaj czekaj. Mam chyba skleroze. Przecież ty jeszcze nie jeździłeś na koniu. Przepraszam. - zeszła z konia - No dobra w takim razie zaczniemy inaczej.

- Inaczej?

Dziewczyna podeszła do konia i do jego tego sznurku przy szyji przywiązała linę. Później podeszła do drugiego konia i odprowadziła go do stodoły, rozkazując mi poczekać na koniu. Poczułem się jak amatorskie dziecko... Teraz niech jeszcze do mnie zacznie tak mówić... Pfff... Po chwili Katniss wróciła. Podeszła bliżej konia i dotknęła jego łba. Podejrzewam, że powiedziała coś mu na ucho i pogłaskała go, a później wzięła sznur do ręki i stanęła z boku.

- Spróbuj wystartować.

- Ale jak?- spytałem lekko zdezorientowany.

Nie ma tu żadnej dźwigni, ani przycisku. To żywe zwierzę!

- Pociągnij wodzę.

Zrobiłem to co kazała i koń ruszył. Dobra narazie nie jest tak źle. No jednak konie to nie takie straszne bestie. Pociągnąłem trochę mocniej wodzę, koń zaczął truchtać. Uśmiechnąłem się pod nosem, że zaczynam to jakoś łapać.

- Zwolnij trochę. Na truchtanie jeszcze przyjdzie czas. Na razie opanuj chodzenie i marsz.

- Oj, przestań dobrze mi idzie.- zmusiłem konia, aby przyśpieszył.

- Nie no poważnie zwolnij.

- Mówisz tak, bo boisz się, że będę lepszy od ciebie?- obróciłem się w jej stronę.

Wtedy nieszczęśliwie walnąłem o grubą gałąź, której patrząc w stronę Katniss nie zauważyłem. Spadłem na ziemię.

- Poe!!!!!!!!!!!

Zobaczyłem jeszcze nad sobą rudowłosą, a potem widziałem już tylko ciemność.

                        *****

Obudziłem się w jakimś błękitnym pokoju.

- Czy ja jestem w niebie?

- Ha. Nie to piekło.

- Nieeeeee.

- Nie no żartowałem. Jesteś w szpitalu. Miałeś zderzenie z drzewem na koniu i lekki wstrząs mózgu. Ale nie martw się będziesz żył. A i jeszcze zwichnąłeś lewą rękę. Lepiej będzie jeśli będziesz o tym pamietać.

- Ehh... Co ja teraz powiem generał Organie...

- Już wszystko jest pod kontrolą. Katniss uspokoiła twoją mamkę.

- Kim ty jesteś? I to nie moja matka!

- Serio? Jestem Chuck.

- O Mocy... Mogę już z tąd wyjść?

- Jak chcesz. Tylko pamiętaj o ręce, że nie masz jej wyginać.

- Będę pamiętać.

Wiem, wiem zjebany koniec, ale tak to jest jak dajesz JEJ (TAK TY ŚCIERWIU JEDEN O TOBIE MÓWIĘ) pisać, więc przepraszamy i mamy nadzieję, że nikt (ale i tak nikt tego nie czyta...) nie jest na nas zły

😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top