Przesłuchanie
Hux
Przechodziłem właśnie korytarzami niszczyciela do apartamentu Rena. Miałem go powiadomić o tym, że jego podopieczni już wrócili. Wprawdzie jedna jest ranna i narazie przebywa w lecznicy, ale myślę, że to nic nowego, że rycerze Ren bawią się na krawędzi z życiem. Nadal byłem strasznie wściekły na Kylo za poranną sytuację, ale nie zamierzam do niej wracać nigdy więcej. Nie kłopocząc się pukaniem wszedłem do niego zamykając za sobą drzwi.
- Najwyższy Przywódco twoi podopieczni wrócili z udanej misji i dopilnowałem, żeby więźniarka trafiła do celi.
- Masz coś jeszcze do przekazania, Armii?- spytał uśmiechając się zadziornie, chyba przypomniała mu się sytuacja z rana, ale postanowiłem to zignorować:
- Nie to wszystko. Do zobaczenia. - wyszedłem z kwatery i jakby nigdy nic poszedłem przechadzać się po korytarzach statku.
Neil
Przybyłem w odwiedziny do Myszy. Misja się udała, ale ona trochę ucierpiała.
- Cześć Mysza. Przyszedłem sprawdzić czy wszystko w porządku i spytać cię jaki najbardziej lubisz tort? Powinniśmy jakoś oblać udaną misję. - uśmiechnąłem się w progu i wszedłem do środka.
- Nie lubię słodyczy i nic takiego mi nie jest, żebyś musiał interesować się moim stanem.
- Czyli wszystko w porządku. Ale poważnie kto nie lubi słodyczy? Myślę, że wszystkich zadowoli tort czekoladowy przekładany kremem karmelowym i dżemem wiśniowym. Co ty na to?
- Mdli mnie na samą myśl.- powiedziała z obrzydzeniem.
- I tak go kupię. Może dla ciebie załatwi się jakąś sałatkę albo torta warzywnego.
- Ha ha ha.- jej wypowiedź była wręcz nasiąknięta sarkazmem.
- No to co chcesz? Jak cię zadowolić kobieto? - trochę straciłem cierpliwość.
- Nijak, po co w ogóle chcesz mnie zadowolić.- powiedziała oschle.
- Bo byliśmy drużyną na jednej misji i NAM wspólnie się udało ją wykonać, także NAM należy się jakaś nagroda. - pokreśliłem dwa razy słowo "nam", ale i tak nie byłem pewny, czy to sensowny argument.
- Dla mnie nagrodą jest duma i satysfakcja zdobyta po udanej misji, a trofeum moja postrzelona noga. Jak chcesz to ty sobie to świętuj tym swoim czekoladowym tortem czy imprezą, ale beze mnie.
- Ehh... Kobiety. Tej rasy nigdy nie zrozumiem. A rób se co chcesz. Poddaję się. Bywaj i zdrowiej. - wyszedłem niezadowolony z końca tej rozmowy. Ehh.. przy kobietach zawsze się szybko poddaję.
James
Byłem przywiązany ciasno do jakiegoś krzesła. No wow... Ale pomysłowe. Nadal bolało mnie ramię, które mi przypiekła i zmiażdżony nadgarstek. Nudziłem się tak chwilę, a potem do pomieszczenia weszła szatynką z tym dużym dekoltem.
- No nareszcie! Myślałem, że już umrę z nudów!- krzyknąłem.
- No hej. Twoja nuda dobiegła końca na razie, bo w celi jest jeszcze nudniej, no chyba że masz ciekawych towarzyszy.
- I tak nic ode mnie nie wyciągniesz. Naciesz się ostatnimi dniami z tym swoim całym Ruchem Oporu, bo to jego ostatnie dni. Rzeczywistością i przyszłością galaktyki jest Najwyższy Porządek, a wasza mała grupa już niedługo będzie tylko przykrym wspomnieniem.
- Może nie byłaby wspomnieniem, gdybyś postanowił do nas dołączyć. Pomyśl razem zniszczylibyśmy Najwyższy Porządek i przejęli władzę nad galaktyką, by później oddać ją mądrzejszym. Zapanowałby spokój i równowaga oraz żylibyśmy bez wojny.
- Ty chyba jakaś nienormalna jesteś!- krzyknąłem na cały pokój.
- Normalność to iluzja. To co jest normalne dla pająka, jest chaosem dla muchy. A teraz ja jestem pająkiem, a ty muchą. Skoro się nie zgodziłeś to nie widzę problemów, żeby wydobyć z ciebie dużo przydatnych informacji. Mam szaloną wyobraźnię także radzę uważać na słowa. - uśmiechnęła się wrednie.
- Nie boje się ciebie.- powiedziałem pewnie.
- Błąd. Zazwyczaj nie wolno brać na przesłuchania żadnej broni, ale złamałam zakaz. Nie sprawdzili mnie dokładnie. Ale najpierw się trochę zabawimy. Wiesz coś przydatnego czy jesteś tylko głupim nic nie wartym sługusem od czarnej roboty?
- Kim ty jesteś, żeby mi grozić? Czy ta cała wasza świrnięta generał dała na przesłuchanie jeszcze żółtodzioba?
- Może, a może nie. Tacy jak ty nie powinni w ogóle się rodzić. A może po prostu zagubiłeś się w życiu i ktoś cię zmusił do ciemnej strony? Jeśli nie to nie przeczytałam kodeksu, więc wszystko jest możliwe.
- Nic o mnie nie wiesz.
- To opowiedz coś, żebyś nie stracił zaraz życia, bo tacy jak ty są tylko kolejnymi głupimi ludźmi, którzy dążą tylko do zabijania. Chyba, że mają ku temu powody.
- Od kiedy Ruch Oporu zabija swoich więźniów, podobno jesteście tacy dobrzy i szlachetni, ale jak widać to tylko są maski, za którymi się ukrywacie.
- Niektórzy są dobrzy i szlachetni, ale trafiłeś na dziewczynę, która jest zagubiona w życiu i zrobi wszystko, by zemścić się na rycerzach Ren, choć wie, że tym samym jeszcze bardziej zgubi się w życiu, a może nawet zginie. I tak nic co powiem cię nie obchodzi.
- Skąd możesz to wiedzieć? Co takiego Renowie ci zrobili, że pożądasz zemsty?
- Nie ufam ci i ci tego nie powiem. Musiałbyś być kimś, komu ufam, żebyś się dowiedział, ale i tak ufam niewielu oraz nie bardzo mam ochotę na żalenie się, także może kiedyś się dowiesz, ale na pewno nie ode mnie. Ehh... Może rzeczywiście się do tego nie nadaję. Za szybko odpowiadam na pytania, a to ja miałam uzyskać odpowiedzi. Dobra wiesz coś czy jeszcze nie zdążyli ci czegoś powiedzieć?
- Rozumiem, nie ufasz ludziom Najwyższego Porządku, bo mówili ci, że jesteśmy potworami, niszczymy co popadnie itp. Też bym nie ufał.- powiedziałem spokojnie.
- Nie ufam, bo mam ku temu powody. Nie wmówili mi nic. Dobra lepiej już skończę te pogaduchy, bo idą w złą stronę. - westchnęła - Nic nie wie. Możecie zabrać go do celi! - krzyknęła.
Odwiązali mnie i pociągnęli brutalnie za sobą, ostatni raz na nią spojrzałem.
Jesteś taka sama jak reszta
Nina
Jesteś taka sama jak reszta
Usłyszałam przez Moc. Wyprowadzili chłopaka. No może i jestem, ale nie całkiem. Inni na pewno nie powiedzieli by mu tyle co ja. Prawie miałam ochotę mu wszystko powiedzieć, ale ostatecznie się powstrzymałam. Wolę ukrywać te tajemnice w sobie niż powierzać je komuś. Szczególnie wrogowi. On nie ma pojęcia przez co przechodziłam, a ja nie mam pojęcia przez co on przechodził. Tacy ludzie jak on bardziej mnie intrygują, bo zwykle pragnę poznać ich problemy, by im pomóc, ale świadomość, że on jest rycerzem Ren jakoś mnie od niego odpycha. Ehh... Jestem dziwna.
- Hej. Wszystko w porządku? Co tak się zamyśliłaś? Możesz już wyjść z sali przesłuchań. - rzekł jakiś żołnierz, bodajże Rendy.
- Nic mi nie jest i faktycznie. Dzięki. Miłego dnia. - wyszłam i udałam się do swojego pokoju trochę pomedytować.
Neil
- Ognista co powiesz na torta czekoladowego i szampana? - spytałem jej.
- Powiem, że jestem zachwycona.- jej oczy zabłysły na słowo tort.
Finn
Dwa dni temu Rose się obudziła, a wczoraj wrócił Poe, nawet nie wiem gdzie był, ale teraz nie bardzo mnie to obchodziło. Szedłem właśnie odwiedzić Rose. Tak, znowu. Chodziłem do niej codziennie przez te wszystkie dni. Co prawda obudziła się już dwa dni temu, ale lekarze ją jeszcze zatrzymują. Wszedłem do środka i od razu znalazłem się przy łóżku Rose.
- Cześć, Finn.
- Hej.- usiadłem obok na krześle.
- Poe był u mnie wczoraj i mi mówił, że codziennie tu przychodziłeś i czuwałeś przy mnie dotrzymując mi towarzystwa i rozmawiałeś ze mną chociaż byłam nie przytomna, czy to prawda?
- Eee..- miałem teraz ochotę zabić tego cholernego pilota.
- Czemu to robiłeś Finn?
- Eeeee... No bo.... Wiesz... Ja się... W w ... Tobie.. Zako. Ch... Znaczy się... Eeee zakopałem.... Eee... Poe w śniegu.- uśmiechnąłem się głupkowato.
- Ohh Finn.. Zaraz, zaraz co zrobiłeś?!
Wybiegłem ze szpitala. Potem na jednym z korytarzy spotkałem Poe. Popchnąłem go, a potem pociągnąłem za sobą.
- Auu! Finn co ty robisz?!
- Muszę coś zrobić, co powiedziałem Rose, żeby potem nie było, że kłamię!
Wyszedłem na zewnątrz, ciągnąc nadal pilota za sobą. Po drodze wziąłem łopatę i nią go ogłuszyłem, żeby się mi nie sprzeciwiał. Wreszcie wybrałem odpowiednie miejsce i puściłem go. Zacząłem szybko kopać, bo nie miałem pojęcia ile jeszcze mi zostało czasu zanim się obudzi. Po kilku morderczych minutach dół był dostatecznie głęboki, żeby położyć tam człowieka i go przykryć kupą śniegu. Odrzuciłem łopatę i wepchnąłem Poe do tego dołu. Potem wziąłem moje narzędzie zbrodni i zacząłem zasypywać przyjaciela. Wreszcie Poe był już prawie cały w śniegu. Zostawiłem mu tylko otwór na głowę, żeby miał jak oddychać. Skończyłem w odpowiednim czasie, bo pilot się już ocknął, a ja stałem nad nim, cuchnąc potem i łapiąc oddech z krzywym uśmieszkiem.
- Kurwa Finn! Wyciągnij mnie stąd! Czy ty do reszty zgłupiałeś?!
- Zimno ci?
- Jak cholera!
- To może pójdę po Rey albo odpocznę, bo się zmęczyłem. Poczekaj chwilę. - zostawiłem go samego i wziąłem ze sobą łopatę.
- Finn!!! Finn!!! Wracaj tu! Natychmiast!
- Zaraz wracam!!! - krzyknąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top