Porwanie
Kylo Ren
Następnego dnia z samego rana ruszyłem do kwatery generała Huxa. Wszedłem bez pukania. Byłem wściekły, że zrobił cokolwiek bez mojej zgody. Zgody Najwyższego Przywódcy! Ale jak tylko przekroczyłem próg jego pokoju cała złość ze mnie uleciała. Starałem się zachować powagę, ale nie zdołałem. Po chwili wybuchłem nie pohamowanym śmiechem. Moim oczom ukazał się generał Hux w samych bokserkach. A na dupie miał wielki napis "Najlepszy generał". Z napadu śmiechu, aż upadłem na podłogę.
- Kylo? - na jego twarz wtargnął rumieniec. - Wyjdź stąd natychmiast!!!!
Nie zdołałem wydobyć z siebie żadnego zrozumiałego dźwięku. Kiedy Armitage zrobił się czerwony jak burak już brzuch zaczynał mnie boleć. Złapałem się jednej szafki, aby choć spróbować wstać, ale jak na pech szafka spadła i znów wylądowałem na ziemi. Lecz jęki bólu wcale nie przeszkadzały mi dalszego śmiechu z widoku generała. Hux ewidentnie się zdenerwował, wziął swoje ciuchy i zamknął się w łazience, mrucząc jakieś obelgi na mój temat pod nosem. Ja już zaczynałem wyć.
Willow
Ja z Neilem dostaliśmy misje, która polegała na porwaniu młodszej księżniczki Clejmu. Dostaliśmy informację, że nazywa się Katniss Murray. Teraz już lądowaliśmy na obżerzach planety.
- Tylko niczego nie spartacz.- warknęłam w stronę Neila.
Szczerze nie byłam zadowolona z mojego partnera, ale nie miałam na to dużego wpływu. O wiele bardziej chciałabym mieć to zadanie z Lexy albo chociaż z Montim. Ale nie z nim...
- Ja i spartaczenie? Nigdy w życiu. Mysza ty mnie chyba nie znasz.
- Mówiłam już nie nazywaj mnie tak.
Wyszliśmy ze statku. Najwyższy Porządek załatwił nam też uniformy królewskich strażników, żebyśmy specjalnie nie rzucali się w oczy. Ruszyliśmy w stronę pałacu.
- Wiemy jak ona wygląda?
Wyjęłam dapada i wyświetliłam mu holograficzne zdjęcie.
- Katniss Murray, młodsza księżniczka, ale podobno to właśnie ona ma objąć rządy po śmierci króla.- dopowiedziałam.
- Zwykle to starsi przejmują władzę. Ten Clejm to dziwna planeta. To, co idziemy?
- Cały czas idziemy, lepiej teraz załóż hełm, bo zaraz miasto. I prawda zwykle starsi przejmują władzę, ale jak widać król wolał inaczej.- założyłam hełm. On zrobił to samo.
Neil
Po jakimś czasie chodzenia przez miasto znaleźliśmy się przed pałacem. Zacząłem rozglądać się w okół. Całkiem ładny zamek. Też chciałbym w takim mieszkać. Zwolniłem trochę i szedłem za dziewczyną. Przed głównym wejściem Willow przyłożyła kartę do skanowania i weszła bez problemowo, chwilę później zrobiłem to samo. Znaleźliśmy się w środku.
Katniss
Postanowiłam odwiedzić siostrę w jej pokoju. Po prostu dawno tam nie byłam i nie miałam okazji szczerze z nią porozmawiać. Mam wrażenie, że nasze stosunki odkąd ojciec obwieścił, że to mnie chciałby widzieć jako swojego następcę się pogorszyły. Chciałabym mieć z nią dobre relacje. Zapukałam i czekałam. Po chwili usłyszałam "wejść". Weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. Zauważyłam Elizabeth odwróconą tyłem, zaczęła mówić:
- Nie spodziewałam się, że w końcu nauczysz się pukać Taylor, ale...- wtedy się odwróciła i chyba pierwszy raz od dawna zauważyłam na jej twarzy szczery uśmiech, lecz kiedy tylko mnie zauważyła jej uśmiech znikł.- Wybacz, pomyliłam cię z kimś. Po co tu przyszłaś?- jej ton znów wrócił do tego wypranego z emocji.
- Chciałam się zapytać jak się masz? - uśmiechnęłam się szczerze, zachęcając do rozmowy.
- Wszystko w porządku.- prawie burknęła.
- Zawsze jest trochę bólu w każdym " w porządku".
- Być może, lecz nie w moim przypadku.
- Czemu nie możemy rozmawiać tak jak dawniej? Nadal chowasz urazę za to, że tata wybrał mnie, a nie ciebie?
Na te słowa na jej twarzy pojawił się grymas.
- A czy możesz mi wyjaśnić jak było dawniej.- zignorowała jedno z pytań.
- Lepiej. Milej. Przyjaźniej. Byłaś mniej oschła. Więcej się uśmiechałaś. Co się stało z tamtą tobą? Teraz pewnie gdybym zniknęła wyprawiłabyś imprezę. A kiedyś przejełabyś się. Tęsknię za tamtą tobą z wielu powodów.
- Ludzie się zmieniają. I czy masz jakiś problem z moim zachowaniem? No przepraszam bardzo, że ja też się nie zadaję z tym całym plebsem jak ty! Skąd możesz wiedzieć co bym zrobiła gdybyś zniknęła. I to nie wcale z powodu tego, że ojciec wybrać ciebie, a nie mnie! Ty zawsze jesteś przeciwko temu co powiem, ojciec widzi tylko ciebie i twoje jak dla niego "mądre" decyzję. Myślisz, że nie wiem czemu wybrałaś stronę Ruch Oporu? Ten cały pilot poważnie przewrócił ci w głowie. Szkoda, że kiedy spadł z tego konia nie doznał trwałych obrażeń.- syknęła.
- Przepraszam, że żyję. Wiem, że jestem nikim nie musisz mi tego przypominać. - wyszłam stamtąd. Czasem moje pomysły są naprawdę kiepskie i sama się dziwię, że ojciec popiera mnie, a nie ją, ale ona też nie wie wszystkiego i dobrze. Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza, ale wiem, że nie mogę zagłębiać się w tych myślach. Westchnęłam i poszłam przed siebie.
Willow
- Z tego co wiem komnata księżniczki znajduje się na tym piętrze.- powiedziałam jak już nikogo nie było w pobliżu.
- Ok.
Nagle zobaczyliśmy tą, którą mieliśmy porwać. Wchodziła do swojej komnaty. Podeszliśmy tam.
- Dobra, teraz ja stanę na czatach, a ty tam wejdziesz.- wyjaśniałam szybko plan.
- Ja? Dobra. - wziął worek i tam weszedł, zamykając drzwi.
Worek? Serio? W tej chwili zaczęłam się modlić, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Kilkanaście minut później Neil wyszedł, unosząc worek mocą. Strzeliłam sobie facepalma.
- Czyś ty do reszty zgłupiał nie używaj tu mocy!- krzyknęłam.
Nagle zza zakrętu wyłonił się jakiś strażnik. Zobaczył co się dzieje i chciał uciec, albo wezwać pomoc, ale nie zdążył, bo go udusiłam.
- A ty możesz?
- Wydał by nas, dobra nie ważne. Ja się pozbędę trupa, a ty już do statku! Spotkamy się na miejscu.
- Dobra.
Chłopak zniknął mi z widoku. Dość szybki. Natomiast ja zaczęłam za sobą ciągnąć truchło strażnika. W końcu udało mi się je wepchnąć do jakiegoś schowka. Oparłam się trochę zmęczona o drzwi ów schowka, a nade mną pochylił się inny mężczyzna w zbroi.
- Co ty właśnie tam schowałaś?
Zrobiłam się blada na samą myśl, że ktoś to widział.
- J-ja?
Neil
Szedłem i już nie używałem mocy. Powiem wprost ta dziewczyna jest ciężka. Nagle ktoś mnie zaczepił, jakiś strażnik.
- Co masz w worze?
- Śmieci. Pomożesz mi załadować je do statku?
- No dobra. - wzruszył ramionami i złapał za nogi dziewczyny - Coś ciężkie te twoje śmieci.
- To nie tylko moje śmieci.
- Aha ok...
Już o nic nie pytał i pomógł mi zanieść ten wór do statku. Położyliśmy go pod ścianą.
- Dzięki. Masz. - dałem mu fajkę.
- Dzięki. - zapaliłem mu i sobie poszedł. Spoko gostek z niego.
Sam potem zaniosłem ją do celi. Wróciłem do kokpitu i czekałem na białowłosą.
Willow
Byłam przyparta do ściany i siłowałam się moim mieczem świetlnym na metalowy kij strażnika z rażącą prądem końcówką. Dowiedzieli się, że zamordowałam jednego z nich. Teraz byłam otoczona już przez trzech. Nagle poczułam przepływ prądu elektrycznego po moim ciele. Jęknęłam. Po chwili odepchnęłam wszystkich mocą i na chwilę odetchnęłam. Zaczęłam uciekać. Na moje nieszczęście jak już miałam skręcić w inny korytarz jeden z przeciwników postrzelił mnie w nogę. Jęknęłam głośno i na mojej twarzy pod hełmem wymalował się grymas bólu. Pozbierałam swoje siły i znów zaczęłam biec kuśtykając. Tylko wyjdź z zamku żywa. Postawiłam sobie cel do zrobienia w najbliższym czasie. Czułam jak po moim udzie już cieknie krew. Starałam się nieco uspokoić. Po kilku ciężkich minutach byłam już tylko parę metrów od wyjścia. Jak już złapałam za klamkę znów poczułam nie przyjemny prąd przechodzący po całym moim ciele. Upadłam na jedno kolano z syknęciem z bólu. Obróciłam się w stronę mojego oprawcy i jeszcze zanim drugi raz zdążył mnie zranić przebiłam go białym ostrzem mojego miecza świetlnego. Usłyszałam kroki. Już wiedzą, że tu jestem. Zdjęłam hełm, bo caraz ciężej mi się oddychało i podciągnęłam się klamką. Do moich oczu już cisnęły się łzy cierpienia. Udało mi się wyjść ostatkiem sił. Chwiejnym krokiem ruszyłam do najbliższego skutera. Wsiadłam na niego i ruszyłam natychmiast jak najszybciej. Tylko dotrzeć do naszego statku. Tylko dotrzeć. Ból nogi caraz bardziej się nasilał. Nacisnęłam mocniej gaz powstrzymując łzy. Obok mojego policzka przeleciała czerwona wiązka. Gonią mnie. Poczułam adrenalinę, która dodała mi sił. Jechaliśmy przez miasto zdarzyło mi się potrącić kilka straganów i jednego kosmitę, ale teraz nie bardzo się tym przejmowałam. W końcu zauważyłam nasz statek. To był on, albo już z braku sił zaczynam majaczyć. Zeskoczyłam z latającego skutera, który po chwili rozbił się o drzewo i wybuchł. Przynajmniej teraz będą myśleć, że nie żyje. Zaczęłam teraz jak najszybciej w moim tymczasowym stanie biec.
- Tam jest!- usłyszałam jeszcze krzyk.
Kilka pocisków przeleciało obok mnie, ale na szczęście spudłowali. Byłam już prawie w statku... Ale upadłam, jednak jestem już zbyt daleko, żeby się poddać wstałam i się jakoś wgaramoliłam zamykając wejście czym prędzej.
- Startuj!- krzyknęłam histerycznie.
Wystartowaliśmy. Weszliśmy w nadprzestrzeń, a ja opadłam z sił. Zamknęłam oczy. Usłyszałam jeszcze jego krzyk.
- Mysza!
I odpłynęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top