Bomby?!
Poe
Okazało się, że mam pokój z Willem. Była już noc, ale ja jakoś nie mogłem zasnąć. Postanowiłem wstać z łóżka i wyjść na balkon. Oparłem się o barierkę i cicho westchnąłem. Wpatrywałem się w gwieździste niebo. Zastanawiałem się co teraz z nami będzie. Co będzie z Ruchem Oporu. Czy oni zgodzą się na sojusz? Zostaliśmy z niczym... Zniszczyli nam wszystkie myśliwce, dotychczasowi sojusznicy nas zawiedli. Leia dalej łudzi się, że jednak ich mamy... W tej kobiecie nadal jest tyle nadziei choć straciła można by powiedzieć wszystko. Jej syn jest po ciemnej stronie, mąż nie żyje i teraz jej brat, nasza nadzieja też. Szczęście, że mamy jeszcze Rey i teraz Ninę. Jestem ciekaw czy zostało ich więcej. Czy może pokolenie Jedi jeszcze nie wymarło... Moje rozmyślanie przerwał mi BB-8. Kucnąłem i pogłaskałem go po główce. Zapikał, że powinienem odpocząć.
- BB, nie martw się o mnie.- uśmiechnąłem się w stronę droida i poszedłem choć spróbować zasnąć.
Willow
Rano od razu jak tylko byłam gotowa ruszyłam do sali treningowej. Najwyższy Wódz odwołał dzisiejszy trening, ponieważ miał napięty grafik, więc postanowiłam sama poćwiczyć. Weszłam na salę treningową i postanowiłam się nie oszczędzać. Po dość ciężkich kilku godzinach zakończyłam trening i usłyszałam czyjeś brawa. Odwróciłam się zdyszana. Zobaczyłam Jamesa.
- A ty tu czego?- wydyszałam.
- Popatrzeć i popodziwiać.- uśmiechnął się zadziornie.
Ja tylko zrobiłam kwaśną minę i zamierzałam iść pod prysznic.
- Nawet nie brzydka jesteś, ale te twoje włosy trochę cię postarzają.- zaśmiał się cicho.
Nie minęła chwila, a już był podparty do jednej ze ścian z moim mieczem przy jego gardle.
- Jeszcze raz powiesz, że moje włosy mnie postarzają..- warknęłam i zdezaktywowałam mój świetlny miecz o białym ostrzu.
Poe
Rano przyszła do nas generał Organa.
- Witajcie chłopcy. Dziś mam spotkanie z rodziną królewską, a wy w tym czasie możecie pozwiedzać pałac lub miasto.
Poczułem się z lekka urażony, że my też nie idziemy na to spotkanie, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język.
- Ale proszę nie robić żadnych głupot. I najważniejsze mówię, że macie się ZA-CHO-WY-WAĆ. Nie macie się w nic wplątać, Will postaraj się niczego nie wysadzić...
- To on ma bomby.- przerwałem.
Leia
Oczy Damerona zabłysły kiedy to powiedział. Ja tylko westchnęłam i zastanawiałam się dlaczego to powiedziałam przy nim.
- Poe, co ja przed chwilą powiedziałam?
- Że Will ma bomby.
- Że macie się zachowywać.- powiedziałam z naciskiem na ostatnie słowo.
- Oczywiście.
- Mam taką nadzieję.- po chwili wyszłam.
Poe
- Will, daj mi jedną.- od razu zagadałem jak pani generał wyszła.
- Nie ma mowy. Nie słyszałeś co powiedziała.- burknął.
- Ale przecież nic takiego nie zrobię. No daj.
- Nie Poe.
- Will, proszę...- zrobiłem maślane oczka.
- Nie.
- Ale ja tak ładnie proszę.
- Powiedziałem N.I.E.
Przewrócił oczami i wstałem z miejsca.
- Gdzie idziesz?
- Przejść się, pozwoliła nam pozwiedzać.
Wyszedłem z naszego pokoju i ruszyłem wzdłuż korytarza.
Will
- I jak ty z nim wytrzymujesz?- spytałem robota po wyjściu jego właściciela. On coś zapikał.
Poe
Spostrzegłem na swojej drodze przechodzącą Taylor. Zdjąłem jej z głowy hełm. Ona się zatrzymała i spojrzała na mnie spode łba.
- Cześć mała.- przywitałem się z uśmiechem.
- Nie jestem mała tylko niska.- warknęła.
Ja tylko przewróciłem oczami.
- Oddasz mi hełm czy mam po niego polecieć, pilociku?
- Czy ty podważasz moje zdolności lotnicze?- uniosłem jedną brew.
- A jeśli nawet to co zrobisz?
- Sądzisz, że jesteś lepsza w te klocki? Hmm?
- Nie sądzę, wiem jak włączyć i strzelać, tyle mi wystarczy.
Zaśmiałem się.
Leia
Siedziałam już w jednym pomieszczeniu z całą rodziną królewską. Król siedział na przeciw mnie. Był dobrze zbudowanym masywnym mężczyzną w dość podeszłym wieku. Jego rysy twarzy były dobrze widoczne jak też nie które zmarszczki. Po jego prawej stronie siedziała jedna z córek, miała długie rude włosy, nie były spięte. Sukienka, którą nosiła też była dość prosta. Błękitna i zwiewna. Natomiast jej siostra była całkiem inna. Miała czarne włosy spięte w ozdobnego koka, twarz zdobił piękny makijaż, a sukienka była bardziej elegancka. Zaczęłam wyjaśniać na czym będzie polegał nasz sojusz. Mówiłam, że potrzebujemy pomocy jak i żołnierzy tak też myśliwce. Król wydawał się być skupiony i zainteresowany tym co mówię. Jedyną osobą, która nie wyrażała pozytywnych emocji była starsza córka króla, z czego wiem chyba miała na imię Elizabeth. Przez całą rozmowę miała maskę niewzruszonej i kamiennej twarzy, nawet jak mówiłam o naszych stratach i okrucieństwach wyrządzonych przez Najwyższy Porządek. Po dość długiej rozmowie, król poprosił, abym na chwilę wyszła, aby mogli przemyśleć swoje dalsze działanie. Zrobiłam o co mnie proszono, ale byłam pełna zmartwień, że jednak nie będą chcieli nas wesprzeć.
Elizabeth Murray
Po wyjściu generał Organy od razu zabrałam głos.
- Nie powinniśmy się zgadzać na sojusz. Dla dobra naszej planety i ludu. Ruchu Oporu z tego co nam powiedziano została tylko garstka, nie mają żadnego arsenału i nie ma sensu, żebyśmy byli ich sprzymierzeńcami i narzucili na siebie gniew Najwyższego Porządku, który i tak dość niebezpiecznie zaczynał ostatnio interesować się naszą planetą.
- Natomiast powinniśmy mieć na uwadze dobro całej galaktyki. Już nie raz byliśmy świadkiem terroru i spustoszenia, które sieje Najwyższy Porządek. Nie możemy też dać się zastraszyć i moim zdaniem powinniśmy wesprzeć Ruch Oporu i walczyć o wolną galaktykę.- rzekła jak zwykle przeciwko mnie moja siostra.
- Ale miejmy też na uwadze dobro naszego lud...- wtedy król mi przerwał.
- Popieram zdanie Katniss. Musimy walczyć o dobro i wolność, nie będziemy patrzeć dłużej na zbrodnie Najwyższego Porządku z założonymi rękami. Dlatego zgodzę się na propozycję generał Organy. Możecie opuścić salę i poprosić o wejście panią generał.
- Wedle rozkazu królu.- rzekłam.
- Elizabeth, możesz zwracać się do mnie ojcze.
Nie raczyłam odpowiedzieć i w milczeniu opuściłam salę razem z Katniss. Zauważyłam jak jeszcze uśmiechnęła się ciepło do ojca. Ahh...
- Może pani wejść.- rzekłam wychodząc do generał.
Kiedy już zniknęła za drzwiami, Katniss zwróciła się do mnie:
- Lizzy...
- I znów wygrałaś, ale teraz się tym naciesz, bo to ostatni raz.- rzekłam grobowo i ruszyłam w kierunku swojego apartamentu.
Zazwyczaj ojciec popierał Katniss. I to właśnie ją chciał po swojej śmierci widzieć na tronie. Nie mnie, chociaż byłam starsza i o wiele lepiej się nadawałam do tej roli. Zawsze był po stronie mojej siostry, dlatego tak bardzo przeżyłam śmierć matki, bo nikt inny zwykle się mną nie interesował. Katniss może i jest milsza i przyjazna, ale to ja znam się na polityce i umiem przemawiać. Na mównicy nie wystarczy jej ten niewinny uśmieszek i machanie rączką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top