Trzynasty
Cześć! Przepraszam za tak długą przerwę, ale ciężko było pogodzić pracę z pisaniem. Już jest trochę lepiej, bo zgrabniej planuje czas wolny, więc rozdziały powinny się pojawiać częściej. Także, miłego czytania!
Pomimo szczerej chęci bycia obojętnym, czuję, że zalewa mnie niebywała fala złości. Kierując się na następne zajęcia miele w głowie całą serie wyzwisk, tym samym chcąc dać upust wzburzeniu, jakie mną zawładnęło.
Co za palant, myślę. W głowie przewijają mi się wszystkie sceny, których prowodyrem był Uchiha, a to sprawia, że jeszcze bardziej nie rozumiem jego zachowania. Po tym, jak zobaczyła nas Tove, byłem święcie przekonany, że moje pytanie nie było całkowicie odrealnione. Ostatnim, czego chciałem, to posądzenie mnie o dziwne stosunki z wykładowcą, z którym przecież jedynie rozmawiałem o zajęciach i p r z e w a ż n i e na temat zajęć. Więc w gruncie rzeczy byłem przekonany, że moja wiadomość nie była niczym złym. Byłem. Wtedy. Teraz, gdy o tym myślę, czuję się dziwnie nieswojo, jakbym wepchnął kij w mrowisko z pełną premedytacją.
Więc w końcu poirytowanie zaczyna mieszać się z przeszywającym wstydem, a palący ból w gardle uniemożliwia mi swobodne przełkniecie śliny. Wyrzuty sumienia zaczynają mnie boleśnie obłapiać, szepcząc nieustępliwie do ucha, że sam jestem sobie winien. I choć są tak głośne – starannie je odpycham, nie chcąc przyjąć do świadomości, że znalazłem się w tej sytuacji z własnego wyboru.
Czuję, jak ogromne pokłady konsternacji przejmująco rozsiadają się w moim umyśle. Coraz bardziej zaczyna docierać do mnie fakt, że się zbłaźniłem, wyobrażając sobie nie wiadomo co.
Wzdycham przeciągle, a moje ramiona unoszą się, żeby zaraz ciężko opaść. Dlaczego muszę tyle o nim myśleć? Dlaczego zamiast Kate, to w głowie pojawia mi się Uchiha? Niebotycznie mnie to wpienia, on i wszystko co jest z nim związane. Ja może zachowuję się jak dureń, ale Uchiha za to jest rozemocjonowanym, nadąsanym palantem, który wiecznie tworzy dwuznaczne sytuacje. A ja się za każdym razem daję zrobić, chyba myśląc, że zostaniemy najlepszymi kumplami.
Niespodzianka, nie zostaniemy. Nie będę grał w jego gierki. Bo kto normalny jednego dnia usuwa wszystkie granice, żeby następnego dnia założyć je z powrotem, ale tym razem dwukrotnie wzmocnione? No właśnie.
Nim się spostrzegam, docieram na kolejne zajęcia. Poprawiam torbę, czując się przy tym wyjątkowo nieswojo. Zerkam w dół na swój tors - nie widząc błękitnej bluzy, przymykam oczy. Wypuszczam powietrze ze świstem, uświadamiając sobie, że przez roztargnienie tamtą sytuacją, musiałem zostawić ją w sali wykładowej.
W sali Uchihy.
Czując się jak skończony kretyn, ponownie, obracam się na pięcie i sztywno idę przed siebie. Im bliżej jestem, tym moje korki wydają się cichsze, jakbym nie chciał, aby ktokolwiek mnie usłyszał. Odnoszę wrażenie, jakbym wracając tam robił coś wyjątkowo żałosnego. Modlę się więc w duchu, aby Uchihy nie było – żeby wyszedł na przerwę albo miał lukę pomiędzy zajęciami. Nie chcę patrzeć na niego więcej razy niż jest to potrzebne.
Jednak los nie stoi po mojej stronie. Zatrzymuje się przy uchylonych drzwiach do sali wykładowej, a do moich uszu dociera głos. W zasadzie nawet nie jeden.
- Mógłbyś się w końcu otrząsnąć? Mieliśmy mieć radę, a ty nawet nie ruszyłeś się z miejsca. Co się z tobą dzieje? – mówi oskarżycielsko, a do mnie dociera, że to nie kto inny, jak Tove. W tonie jej głosu można usłyszeć irytację, która niebezpiecznie miesza się ze wściekłością. A tą co ugryzło?
Już mam łapać za klamkę, ale odruchowo cofam dłoń i chowam się bardziej za drzwi. Wejście tam i konfrontacja zarówno z Uchihą, jak i Tove, wydaję się być pomysłem z góry skazanym na zagładę. A ja wcale nie mam ochoty ponownie dostać mentalnie po mordzie. Mam definitywnie dość grania ofiary losu.
Odpowiedź jednak nie pada, a ja wstrzymuję powietrze, wyczekując. Nawet nie wiem, dlaczego to robię, ale mam wrażenie, że gdy tylko je wypuszczę, mój oddech zagłuszy coś bardzo ważnego.
- Chodzi o niego? – pyta szorstko i choć jej nie widzę, odnoszę nieodparte wrażenie, że splotła ręce na klatce piersiowej. – Daj spokój, jesteś za stary na takie gierki. Gdyby twój ojciec się dowiedział o tej wiadomości, wyleciałbyś z uczelni. Powinieneś się cieszyć, że w porę was znalazłam, zanim zrobiłeś coś głupiego. – cedzi przez zaciśnięte zęby.
Uchiha zwleka z odpowiedzią, a gdy w końcu decyduję się jej udzielić, dla mnie jest ona jak smagnięcie bicza.
- Nie chodzi o niego. On nic nie znaczy. To tylko jakiś student i jeśli mam być szczery, to nawet nie pamiętam jego imienia – odpowiada w końcu, a chłód jego głosu sprawia, że krew odpływa mi z twarzy.
Tove wzdycha.
- To unikaj takich sytuacji. Gdyby rektor przyszedł zamiast mnie, zastanawiałeś się, co mogłoby się stać? Ty i twój ojciec i tak nie żyjecie w dobrych stosunkach, wiec jeszcze tego brakowało, aby przyłapał cię z innym facetem. Zwłaszcza po twoim wyznaniu, że nigdy nie przyprowadzisz kobiety do domu – ostatnie zdanie wypowiada tak cicho, że ledwie je słyszę. Głos jej lekko drży, jakby samo wypowiedzenie tych słów sprawiało jej wielką trudność.
Marszczę brwi, nie do końca rozumiejąc sens jej słów. Czyli ojciec Uchihy jest rektorem na uczelni, a Uchiha jest...? Szybko potrząsam głową, chcąc wyrzucić te myśli z głowy. To niemożliwie. Choć stoję tak blisko, jestem pewien, że się przesłyszałem. Jeśli w to uwierzę, to będzie oznaczać, że Uchiha mnie podrywał?
Nawet nie ma takiej opcji, myślę. Na pewno się przesłyszałem.
- Nie dramatyzuj – w jego głosie pobrzmiewa irytacja. – Mówiłem ci, że to była zwykła rozmowa, jest starostą, więc musiałem mu dać materiały na zajęcia. To wszystko, nie doszukuj się drugiego dna. A teraz idę na radę – ucina szorstko.
Jego coraz głośniejsze kroki dudnią mi w głowie. Rozglądam się w panice na boki, ale to nic nie daję, bo nie zdążę się schować. Chcę się cofnąć, ale w tej samej chwili drzwi otwierają się z impetem, boleśnie uderzając mnie w twarz. Jęczę żałośnie, łapiąc się za nos.
- Uzumaki? – słyszę jego głos i odruchowo zamykam oczy, mając nieodpartą ochotę stąd zniknąć. Ale to nie działa, dalej tu jestem, a w dodatku czuję, jak z nosa kapie mi prawdopodobnie krew. No chyba że się posmarkałem z zaskoczenia, czego nie można wykluczyć. Przenoszę wzrok na Uchihe i wbijam w niego wściekłe spojrzenie. Zaciskam usta w cienką linkę.
- Zapomniałem bluzy – syczę, wychodząc zza drzwi. Staram się zachować te resztki godności, jakie mi pozostały – a w tej chwili jest ich naprawdę niewiele.
Jego twarz wyraża niemy szok.
- Poczekaj. Krew ci leci z nosa – mamrocze w końcu, wyraźnie zakłopotany.
- Nic mi nie jest – mówię z goryczą.
Ale on sprawia wrażenie, jakby nie usłyszał moich słów. Wyciąga rękę w moją stronę, a ja natychmiast odskakuję. W końcu i Tove dołącza do przedstawienia.
- Powiedziałem, że nic mi nie jest – podnoszę głos ze złości, nagle kompletnie wyprowadzony z równowagi. Obrzucam Tove nieprzychylnym spojrzeniem, po czym przenoszę rozwścieklony wzrok na Uchihę. – Niech pan wraca do środka – wypluwam gorzko i obracam się na pięcie.
Przyszedłem tam po bluzę, a jedyne, co dostałem, to zakrwawiony nos i wielkie rozgoryczenie. Teraz już nawet nie rozważam innej opcji, po prostu nie chcę go więcej widzieć na oczy.
Docieram na kolejne zajęcia, przykładając do nosa zwitki chusteczek. Jestem spóźniony, ale gdy wchodzę do środka, okazuję się, że wykładowcy jeszcze nie ma. No tak, rada. Kieruję się w stronę Nasha, głośno siadając obok. Ten podskakuje i przenosi na mnie oburzone spojrzenie, ale to oburzenie szybko przeradza się w zaskoczenie.
- Jezu, co ci się stało? Uchiha rozkwasił ci twarz o biurko? – pyta zszokowany, wlepiając we mnie wybałuszone oczy.
- Uderzyłem się w drzwi – cedzę, a wspomnienie zszokowanej twarzy Uchihy majaczy mi pod powiekami. Usilnie staram się je odepchnąć, ale to na nic. W dodatku ciągle po głowie błąka mi się myśl, że mógłby być gejem. A o tym jeszcze bardziej nie chcę myśleć.
- To co wy tam robiliście? – pyta niewinne, ale widzę, jak zawadiacki uśmieszek chcę wpełznąć mu na usta. Nie tędy droga. Posyłam mu wściekłe spojrzenie, a wyraz jego twarzy natychmiast się zmienia
- To palant – oznajmiam zły. – Zabieraj tę rolę starosty, nie chce jej – wyjmuję zmiętoloną kartkę z torby i rzucam mu ją na blat. – Lista książek. Zrób kopie albo zdjęcie i wyślij na grupę. Zaraz dam ci numer kilkoro profesorów, ale resztę musisz sam załatwić. Miłej zabawy – w moim głosie drży wściekłość. Nash nic nie mówi, chowa jedynie kartkę do kieszeni, ale coś w wyrazie jego twarzy mi mówi, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Obracam głowę przed siebie, wciąż przyciskając chusteczkę do nosa.
- Mogę dzisiaj wpaść do ciebie i Kate? – odzywa się po chwili. Zerkam na niego kątem oka i lekko zdziwiony, kiwam głową.
Przez resztę zajęć siedzimy w ciszy. Ja nie mam ochoty na rozmowy, a Nash wygląda, jakby przebywał na polu minowym – nie robi gwałtownych ruchów, a jego oddech jest tak cichy, że chwilami można się zastanowić, czy w ogóle żyje. Mam świadomość, że jest spięty przeze mnie, ale obecnie nie przeszkadza mi jego stan.
Jest fatalnie, co tu dużo mówić, ale przynajmniej ból w nosie nieco zelżał, a krwotok ustąpił. Raczej nie powinien być złamany – taką mam przynajmniej nadzieję.
Gdy zajęcia docierają do końca, zbieramy się i sprawnie opuszczamy sale.
- Zamawiamy coś... - w połowie zdania urywam, zderzając się z kimś klatką piersiową. Nim podniosę wzrok, już wiem, kto to jest. Dlaczego, do cholery, wszędzie muszę się na niego natykać? To jakiś nieśmieszny żart, myślę. – Przepraszam, zagapiłem się – mówię sztywno i chwytam Nasha za rękaw bluzy, żeby się ruszył.
- Poczekaj, musimy coś omówić w sprawię zajęć – oznajmia, ale wiem, że wcale nie o to chodzi. Patrzę mu wyzywająco w oczy, a ironiczny uśmiech wykrzywia moje wargi.
- Teraz Nash się tym zajmuje – odpowiadam z satysfakcją. Za to Nash krzywi się, jakby nagle coś zaczęło niewyobrażalnie cuchnąć mu tuż pod nosem. Czuję lekkie wyrzuty sumienia, że go w to pakuje, ale on zrobił to samo mi, więc jesteśmy kwita.
Twarz Uchihy nie zdradza żadnych emocji, czym mnie wkurza. Chcę go wyprowadzić z równowagi, żeby poczuł to samo, co ja czuję. Ale on jedynie patrzy na mnie twardo i łapie mnie mocno za rąbek torby, ciągnąc za sobą. Jestem tym tak zaskoczony, że w pierwszej chwili nawet nie protestuje, jednak w końcu odzyskuje rezon i wyszarpuję torbę z jego uścisku, zatrzymując się tuż przy jakiejś klasie. Uchiha taksuje mnie beznamiętnym spojrzeniem, a ja dosłownie mam ochotę mu przywalić, żeby wywołać w nim jakiekolwiek emocje.
- Właź – mówi, wskazując głową na puste pomieszczenie.
- Nie – mówię hardo.
Wzdycha ciężko i siłą wpycha mnie do sali. Patrzę na niego oburzony i chcę wyjść, ale jego wyprostowana ręka zagradza mi drogę. Stoi nieopodal uchylonych drzwi, więc nogą je domyka. Po pomieszczeniu niesie się głuchy trzask. A ja zaczynam panikować.
- Ile słyszałeś? – pyta od razu, nie bawiąc się w żadne podchody.
- Wystarczająco – odpowiadam, nie kryjąc pogardy w głosie. Widzę, że zaczyna się irytować, bo jego klatka piersiowa unosi się znacznie szybciej niż przed chwilą.
Wywraca oczami.
- To znaczy? – ponagla, czym niebywale mnie wkurza. Co za buc. Mrużę złowrogo oczy, przybierając buńczuczną pozę.
- Nie czuję się zobowiązany, żeby panu odpowiadać, skoro nawet nie pamięta pan mojego imienia – mówię chłodno.
- Przestań używać przedrostka pan w takich sytuacjach. W twoich ustach brzmi to nadzwyczaj fatalnie.
Unoszę brew do góry.
- W jakich sytuacjach? – pytam kpiąco, chcąc go tym wyprowadzić doszczętnie z równowagi. – Mieliśmy rozmawiać na temat zajęć, więc wydaję mi się, że nie popełniłem żadnej gafy. Przecież jest pan moim wykładowcą – wyraźnie akcentuje słowo „pan" jak i „wykładowca".
Wbija we mnie wzrok, wiercąc dziurę w mojej twarzy. Przybliża się nieznacznie, a ja czuję, że im dłużej patrzę mu w oczy, tym bardziej tracę zdolność rozumowania. Czuję niemalże na swojej twarzy jego cytrynowy oddech, co wywołuje dziwny uścisk w moim brzuchu. Jest za blisko. Odsuwam się w panice, a w tym samym momencie rozlega się pukanie.
- Spotkajmy się dzisiaj, wyjaśnię ci to. Wyślę ci wiadomość z adresem – mówi naprędce i szybko opuszcza pomieszczenie, zostawiając mnie w niemałym zdziwieniu.
Do sali wlewają się studenci, a ja szybko wychodzę. Kieruję się w stronę Nasha, który siedzi na drewnianym krześle. Gdy mnie dostrzega, marszczy brwi.
- Co chciał? – pyta podejrzliwie.
Macham zbywająco ręką i wzruszam ramionami.
- Coś tam gadał, że nie mogę ci oddać roli starosty i żebym w końcu zajął się swoimi obowiązkami – kłamię gładko, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Ta sytuacja była na tyle niejasna, że sam nie wiem co mam o niej myśleć. – Wiesz co, może spotkamy się kiedy indziej? Muszę coś dzisiaj załatwić – mówię, drapiąc się w tył głowy.
- Jak chcesz – wzrusza ramionami, jednak jego czujny wzrok nieustępliwie błądzi mi po twarzy. Garbie się pod jego naporem.
Nie chcę go okłamywać, ale mam nieodpartą potrzebę dowiedzenia się co chciał mi powiedzieć Uchiha i choć wiem, że to głupie, postanawiam pójść na to spotkanie.
Wychodzimy z uczelni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top