Szósty

Cześć, tutaj taki mały bonusik ode mnie. Rozdział miałam praktycznie napisany wczoraj - dzisiaj go dopracowałam i uznałam, że w sumie czemu nie.
Co mogę powiedzieć od siebie - wiem, że jest mało interakcji między Naruto a Sasuke, jednak wydaję mi się, że warto poczekać na rozwój. To miłe opowiadanie, które - ręczę - na pewno nie raz rozbawi cię do przysłowiowych łez. 
Jeśli czytasz - miło, gdybyś zostawił coś po sobie. 



- Gdzie poszedł? - pyta przejęty. - Nie chcę się obracać, żeby na jeszcze większego kretyna nie wyjść.

Podążam wzrokiem za Uchihą. Jego kroki są powolne, jakby szedł od niechcenia, nie chcąc wkładać w to więcej energii, aniżeli wymaga tego sytuacja. Są wyważone, jednak nadzwyczaj lekkie.

- Podszedł do tej babki od filozofii - mówię cicho, po czym przełykam głośno ślinę, czując, jak wielką gulę mam w gardle. - Idź tam – rzucam w końcu, przenosząc pewny wzrok na Nasha.

Na jego twarz wkracza nie dający się ukryć grymas niezadowolenia.

Kręci szybko głową.

- Ty idź - mówi z wyrzutem.

- Chciałeś pogadać z tą babką - mówię oskarżycielsko.

- Nieprawda. Ty chciałeś.

- Kurwa, ile ty masz lat - warczę. Gdyby nie piwo w ręce zapewne szturchnąłbym go w ramię, aby włączyć mu na nowo zdolność myślenia.

- Tyle co ty, Sherlocku- odpowiada, a ja walę sobie mentalnego liścia w twarz.

Naprawdę?

- Pytanie retoryczne, stary – wywracam oczami. Nash posyła mi rozgniewane spojrzenie, a czerwień jego twarzy wydaję się idealnie pasować do jego blond, rozczochranych teraz nieco przez ciągłe przeczesywanie ich, włosów.

Parskam śmiechem.

- Nie śmiej się tylko powiedz co robimy – warczy przejęty. Widzę, że jest zestresowany równie dotkliwie, co ja; zagryza co rusz dolną wargę, a włosy stale doprowadza do nieładu - jeszcze gorszego niż był przed chwilą. Drugą dłonią stuka palcem wskazującym w butelkę po piwie, chyba zapominając, że je przed chwilą pił. - Będziemy mieli przejebane. No nie wierze, na pewno słyszał - wyrzuca słowa kompletnie nie kontrolując swojego głosu. Jest przejęty, wręcz rozgorączkowany.

- Nie pomagasz - wzdycham, próbując zebrać myśli w jakąkolwiek sensowną całość. Biorę głęboki wdech, starając się uspokoić, po czym wypuszczam ciężko powietrze - czuję, że jest lepiej niż wcześniej.

Zerkam ponownie w stronę Uchihy, a nasze spojrzenia na krótką chwilę się krzyżują. Jest to naprawdę niedługa chwila, bo on zaraz wraca wzrokiem do swojej rozmówczyni, która wydaje się być czymś piekielnie rozbawiona, a ja szukam Kate, przypominając sobie, że od dłuższej chwili jej nie widziałem.

I nawet nie starałem się jej szukać.

Kate od razu mnie zauważa i macha wesoło w moją stronę. Widzę, że prawdopodobnie zaczęła drugie piwo; trzyma całkowicie inną butelkę niż przedtem. Przypominam sobie od razu jej niechęć, abym cokolwiek pił, jednak nie chcąc zaczynać kolejnej awantury, posyłam jej jedynie oczko i wracam ponownie wzrokiem do Nasha.

- Dobra, robimy tak – zaczynam pewnie. – Ja pójdę go dyskretnie wypytać, ale, żeby nie wrzucić się w pole walki bez uzbrojenia, zagaje coś o Zbrodni i karze... - widząc głupkowaty wzrok Nasha wyjaśniam szybko – na zajęcia mieliśmy przygotować jakiekolwiek pojęcie o tej książce. Gdybyś skupił się bardziej na wykładzie, a nie jedynie na podrywaniu mnie, może byś pamiętał – wzdycham, po czym wykrzywiam wargi w ironicznym uśmieszku. Sytuacja wymaga minimalnej powagi, ale widząc jego rozemocjonowany grymas niebywale ciężko zachować pryncypialną twarz. – Ale problem jest taki, że nie siedzi sam, więc musisz odciągnąć tę babkę. Chyba się jej podoba, więc nie wiem, czy pokusi się na ciebie, ale można spróbować.

- Skąd wiesz, że się jej podoba?

- Jak każdemu – wzruszam ramionami na tę jawną oczywistość.

- Tobie też? – posyła mi pytające spojrzenie.

- Co? Nie. – zaprzeczam szybko. – Ja mam Kate.

Nash robi taką minę, jakby nie do końca wierzył w moje słowa. Kiwam gorliwie głową, ale nie do końca wiem, czy chce utwierdzić w swoich słowach jego, czy siebie.

Kompletnie nieistotne.

- Co ty nagle taki pewny siebie – pyta podejrzliwie.

- Ratuje ci dupę.

- Nam. Naucz się mówić my, kocie.

Robię wielkie oczy na ten irracjonalny dobór słów, po czym parskam niewymuszonym śmiechem. Zasłaniam usta dłonią nie chcąc wprowadzać Nasha w jeszcze większe rozgoryczenie, ale moje oczy bynajmniej ze mną nie współgrają. Są aż nadto rozbawione, czuję to.

I łapie się na tym, że naprawdę go lubię.

Po niedługiej chwili reflektuję się, przypominając sobie, o co tak naprawdę się rozchodzi.

- Dobra, kocie, koniec tego dobrego. Trzeba się wziąć za siebie – mój ton jest niebywale rzeczowy. – Jak zamierzasz odciągnąć babkę od Uchihy? – tutaj ściszam głos, aby przypadkiem nikt poza naszą dwójką tego nie usłyszał.

- Dlaczego mam wrażenie, że dostałem gorszą robotę? – wzdycha niezadowolony.

Wywracam oczami.

- A przeczytałeś Zbrodnię i karę?

Nash macha jedynie przecząco głową.

- No właśnie – mówię dobitnie, tym samym ucinając dalsze spory.

Na twarzy Nasha pojawia się kapitulacja. Wzrusza ramionami tym właśnie pokazując, że będzie po mojemu.

Nie mam jednak sposobności, aby pogratulować mu wyboru, bo widzę, że obiekt naszego sporu podrywa się z ławki, a razem z nim niejaka Tove. Uchiha kładzie jej rękę na plecach i popycha delikatnie przed siebie. Nie mam czasu na konsultacje z Nashem, więc bez większego zastanowienia wymijam chłopaka, ignorując jego zdziwione spojrzenie – przecież i tak zobaczy moją popisową rolę.

Idę pewnie przed siebie. Staram się zachować niewzruszony wyraz twarzy, mając wielką nadzieję, że nie widać po mnie, jak bardzo uważam ten pomysł za kretyński.

Kosmicznie, niezaprzeczalnie durnowaty, ale jest jedynym, czym dysponuje w tej chwili.

Zdziwiona twarz Uchihy idącego naprzeciwko mnie majaczy mi w głowie równie dotkliwie, co duch Banka prześladujący Makbeta.

- Dobry wieczór, Panie Profesorze – mam wrażenie, że mój głos brzmi, jakby wcale nie należał do mnie, jakbym został oderwany od swojego ciała, zostając jedynie bezkształtną materią. – Ja wiem, że godzina jest nie taka, tak właściwie miejsce też zostawia wiele do życzenia, ale – brawo, brzmi, jakbyś proponował mu szybki numerek w lesie – mam parę pytań w związku z naszymi zajęciami i... bardzo potrzebuje je teraz zadać. Dokładnie w tej chwili – ostatnie zdanie dosłownie wypluwam z siebie.

Widzę jak przeróżna gama uczuć wkrada się na jego nieskazitelne rysy twarzy. Na początku było to zdziwienie, następnie niemalże niezauważalne zirytowanie, ażeby na końcu zaszczycić mnie wyczuwalnym zobojętnieniem.

Ouć.

Niemniej nie zrażam się tym, bo gdyby chociaż przez myśl przemknąłby mi akt kapitulacji, Nash chyba powiesiłby mnie za uszy. A może i nie tylko uszy, ale nad tym też nie chcę myśleć.

- Nie możemy załatwić tego podczas zajęć? – mówi spokojnie, aczkolwiek sceptyczność w jego głosie rysuje się aż nadto wyraźnie.

Lustruje uważnie jego twarz.

Włosy lekko mu odstają zapewne zburzone przez czarną, luźną bluzę z kapturem, którą musiał założyć przez głowę. Usta ma pełne, lekko zwilżone, co wydaję się logiczne, patrząc na piwo umieszczone pomiędzy kciukiem prawej dłoni a palcem wskazującym. Tułów butelki opiera się o jego udo, które zostało okryte szarymi dresami. Nie są idealnie dopasowane, jednak nie sprawiają wrażenie za dużych – kończą się idealnie w miejscu, gdzie zaczynają się czarne trampki za kostkę.

Jak to jest, że gdybym ubrał podobny zestaw, Kate zapytałaby, czy dobrze się czuje?

A ja wcale nie mam ochoty go pytać, jak się czuje, bo wygląda, jakby idealnie pasował do tej scenerii. Zarówno do miejsca, jak i do kobiety obok.

Czy ja i Kate wyglądamy razem tak samo dobrze?

- Nie mówię, że nie możemy, ale bardzo mi zależy, aby miało to miejsce właśnie w tym momencie, bo mam naprawdę kilka bardzo – tutaj kładę solidny nacisk – bardzo ważnych pytań.

Uchiha ściągą brwi, jakby głęboko się zastanawiał nad wszystkimi za i przeciw, które mogą wyklarować się z tej sytuacji.
No dalej, dalej, ponaglam go w myślach.

Wzdycha.

- Zgoda, niech już będzie – zapada wyrok, a ja mam ochotę dosłownie klasnąć w dłonie ze szczęścia. Bardzo chciałbym obrócić się w stronę Nasha z uniesionymi kciukami, ale wiem, że za żadne skarby świata nie mogę tego zrobić, więc zdobywam się jedynie na nikły uśmiech, który znika równie szybko, co się pojawił. Nie jest on dla Nasha ani nawet dla Uchihy – jego znikoma widoczność mówi, że jest tylko dla mnie.

I w tym momencie zapala mi się jasna, niemalże boleśnie rozgrzana żarówka w głowie.

I co teraz? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top