Dwudziesty drugi
Ten rozdział był pisany w pociągu, więc możecie sobie wejść na mojego spotify (varasimis) i posłuchać tego, co ja słuchałam podczas pisania i poczuć ten vibe. Plejka się nazywa do pisania, mało kreatywnie, ale nieważne XD. Jest długi, bo prawie cztery tysiące słów, więc jest bardzo możliwe, że gdzieś wkradły mi się błędy - jak coś ktoś znajdzie, śmiało pisać. Nie poprawię ich od razu, bo mam teraz ciężki okres i mało czasu, ale kiedyś na pewno to zrobię. Miłego!
Aha, mam pytanie. Wolicie rozdziały krótsze, akcja podzielona na kilka rozdziałów, czy takie dłuższe jak ten dzisiejszy?
Choć moje zmysły są otępiałe, ciało zdaje się płonąć, a oddech nieprzerwanie się urywa, reakcja ciała jest niezachwiana – odsuwam się od niego w tej samej chwili, gdy do moich uszu dociera prześmiewczy glos.
- Co ty tu robisz? – pytam, czując jak zasycha mi w gardle. Ostatnie, czego chciałem, to zostać przyłapanym, nim zdecydowałem się sam o tym powiedzieć.
Nash jednak wydaję się w ogóle niezrażony sytuacją, w której mnie zastał. Patrzę na niego spod przymrużonych powiek, a widząc błąkający się uśmieszek po jego ustach, mam ochotę wywrócić oczami. Ma tak paskudnie irytujący wyraz twarzy, że ledwo jestem w stanie to wytrzymać. Coś pomiędzy „wiedziałem" a „hehehe".
- Szukałem cię, ale widzę, że przyszedłem nie w porę – kpi, bacznie nas obserwując. Widzę w jego wzroku rozbawienie, ale to, co teraz nie daje mi spokoju, to tężejące ciało Uchihy. Czuję jego spięte mięśnie, a kątem oka dostrzegam także zaciśniętą żuchwę.
Wyciągam dłoń w jego stronę, ale cofam ją, czując się dziwnie nieswojo z tym gestem. Sytuacja sprzed chwili jest jasna, jednak teraz, gdy chcę dodać mu otuchy, czuję, jakby było to nie na miejscu. Jakbym nie miał do tego prawa.
Odchrząkuje, bo uczucie suchości w gardle zdążyło się podwoić. Jest mi gorąco i nie wiem, czy to przez to, że przed chwilą całowałem się z Uchihą, czy przez to, że zostałem przyłapany w takiej sytuacji. Zastanawiam się, co mogłoby się stać, gdyby Nash tutaj nie wszedł, dokąd moglibyśmy się posunąć? Czy my...? Zagryzam policzek od środka, nie chcąc o tym myśleć. Bo gdy zaczynam myśleć, to wszystko staję się nie do wytrzymania.
- Zanim wejdzie się do sali, puka się.
Jego chłodny głos sprawia, że niemalże podskakuje z zaskoczenia. Przenoszę na niego wzrok i dopiero teraz dostrzegam pogiętą koszulę, która została rozpięta pod szyją, lekko zmierzwione włosy, czerwone usta i... O mój boże, my naprawdę się przed chwilą całowaliśmy. Ja naprawdę rozpinałem jego koszulę, a on przygniatał mnie do biurka, wsuwając kolano między moje nogi.
- Pukałeś się, zgadza się – mamrocze pod nosem na tyle cicho, że ledwo go słyszę, zaraz jednak się poprawia, posyłając w naszą stronę kpiący uśmieszek. – Pukałem, znaczy się, ale najwyraźniej za cicho. Będę miał to na uwadze następnym razem.
Czuję napięcie między nimi. Widzę kpinę w oczach Nasha i chłodny wzrok Uchihy. Ja wiem, że Nash żartuje, ale Uchiha najwyraźniej nie, sądząc po jego grobowej minie. Odchrząkuje ponownie, tym razem chcąc dać konkretny znak Nashowi.
Ten, jakby wyrwany z letargu, kiwa głową i chcę się wycofać, ale w tym samym momencie wpada na Tove, która wydaje się być bardziej różowa od jego włosów.
Cyrk – to pierwsze, co przychodzi mi do głowy. Uchiha jest biały na twarzy, Nash wygląda, jakby miał posrać się w gacie, Tove chyba płonie od środka, a ja? Ja mam szczerą ochotę wyskoczyć przez okno albo zawisnąć na linie.
- Ja... - Tove się jąka, zaraz jednak się opanowuje, a jej zewnętrzny ogień najprawdopodobniej zostaje ugaszony. – Zaczęły się zajęcia. Sasuke, studenci na ciebie czekają od dwudziestu minut.
Tove wolno przebiega wzrokiem po sylwetce Uchihy. Omiata go spojrzeniem raz, potem drugi, a jej brwi coraz bardziej się marszczą.
- Byłem zajęty – odpowiada krótko, a ja nie mogę się powstrzymać od myśli, że właśnie strzelił sobie w kolano.
- Widzę – mówi, obdarzając mnie pogardliwym spojrzeniem.
Chcę jej odpowiedzieć, żeby się tak na mnie nie patrzyła, bo to nie ja zacząłem, to ja byłem osobą całowaną, ale jedynie milczę, bo Uchiha mnie ubiega, łapiąc ją pod łokieć.
Nim wyjdą z sali, do moich uszu dociera jeszcze ciche „nie wtrącaj się". Zagryzam wargę, kompletnie się tego nie spodziewając. Coś dziwnego rozlewa się po moim ciele i zapewne, gdyby nie szturchnięcie Nasha, dałbym się temu uczuciu pochłonąć w całości. Brutalnie wracam na ziemię, a twarz Nasha majacząca mi przed oczami nie jest tym, co chciałbym teraz widzieć.
- Weź się tak nie patrz, bo mi niedobrze – mówię, zgarniając swoją torbę z ziemi. – Co to w ogóle był za tekst? „Pukałeś się"? Czy ty dobrze się czujesz? – pytam, choć nie muszę, bo znam odpowiedź. Nash jest po prostu dzbanem, który nie przegapiłby okazji, żeby ponaśmiewać się z Uchihy.
- Żarcik sytuacyjny – odpowiada, a paskudny uśmieszek nie schodzi mu z twarzy.
- Słaby.
Poprawiam kaptur bluzy i z lekkim zakłopotaniem opuszczam salę. Nie chcę patrzeć Nashowi w oczy, bo gdy to zrobię, chyba zapadnę się pod ziemię. To byłoby mniej niekomfortowe, gdyby nie zobaczył mnie podczas sceny całowania. Z Facetem. Z naszym wykładowcą. Na uczelni. Choć w dalszym ciągu czuję dreszcz, który znaczy swoją ścieżkę wśród włosków na karku, teraz także dołączył do tego wstyd. Co ja sobie w ogóle myślałem, gdy na to pozwoliłem? Co on sobie myślał, gdy to robił? I co sobie myślał, gdy to mówił? Najwyraźniej oboje nie myśleliśmy.
- Bo i słaba sytuacja – rzuca, dobiegając do mnie. – O ja cie panie, czy to malinka? Taki z tego Uchihy kocur? – pyta, łapiąc mnie za kark. W panice zaczynam dotykać się po szyi, ale Nash zaczyna tylko głośno rechotać. – Żartowałem, wyluzuj – mówiąc to zaplata ręce na karku.
- Haha, pękam ze śmiechu – odpowiadam prześmiewczo, jednak ciężko mi odepchnąć półuśmiech, który błąka się po moich ustach. Nie do końca wiem, dlaczego się uśmiecham – może to przez śmiech Nasha, a może przez to, że ciężko się nie uśmiechać po takiej sytuacji? Wszystko to wydaje się być nierealne, a jednak miało miejsce. Do tej pory nasza relacja miała jedynie cierpki posmak, a teraz czuję, jakby miód rozlał mi się po języku. Jest słodko, lepko, jakbym był na haju.
- Czy ty się dobrze czujesz? – pyta, patrząc na mnie z ukosa. Posyłam mu pytające spojrzenie. – Widziałem was jak się całowaliście, Tove też was widziała. Nie obchodzi cię to?
- Oczywiście, że obchodzi – odpowiadam. – Ale z tobą sprawa jest prosta. I tak byłeś naszym największym shiperem – kpię, a Nash wywraca oczami.
- No nie zapędzaj się tak, kochany. Mówiłem ci, że tylko dlatego, że nie lubię Kate. Od niej każdy jest lepszy, nawet taki palant jak Uchiha. Chociaż ciężko stwierdzić, bo coś jest w nim takiego, że chcę mi się rzygać jak na niego patrzę. Nie masz tak? Oczywiście, że nie, patrząc na to, jak pożerałeś mu usta...
- Och, zamknij się – jęczę, uderzając go otwartą ręką w ramię.
Sama wzmianka o Kate sprawia, że spinam się, a wyrzuty sumienia zaczynają pochłaniać mój umysł. Jeszcze kilka dni temu miałem dziewczynę, a teraz całowałem się w najlepsze ze swoim wykładowcą, a to sprawia, że czuję się jak skończony cham. A co z jakąś przerwą, którą trzeba zrobić między relacjami? Rzuciłem się na niego, kiedy tylko przestałem być uwiązany przez swoją dziewczynę. To brzmi tak melodramatycznie, że naprawdę się chyba zerzygam.
- Więc co z Tove? – ponawia pytanie, kiedy wychodzimy z budynku.
Wiatr ochoczo smaga nas po twarzach, jednocześnie rozwiewając nasze włosy na boki. Kilka liści pałęta mi się pod nogami. Nash zaczyna szurać podeszwą białego trampka po ziemi, rozkopując sporadycznie rozrzucone kamienie na boki. Choć jest jesień, jest zadziwiająco ciepło. Słońce nieśmiało pada zarówno na nasze twarze, jak i buzie innych studentów, którzy przechodzą nieopodal. Marszczę brwi.
- Nie wiem, jeszcze nic nie wymyśliłem – mamrocze pod nosem, czując, jak wcześniejszy dobry nastrój nagle mnie opuszcza. Przemyka mi przez myśl, że zbyt się podjarałem tym wszystkim, odrzucając ważne kwestie na bok. Tove, Kate, akademik, Vivian. O tym wszystkim zapomniałem, a może nawet nie zapomniałem, a umyślenie nie chciałem pamiętać, dając się ponieść chwili. Ale naokoło nas jest zbyt wiele niewiadomych, abym mógł bezkarnie dawać się ponieść. – Tove jest przyjaciółką Uchihy, więc nie sądzę, żebym musiał cokolwiek robić. I jak miałoby to wyglądać? Co ja mam jej powiedzieć? No hehe, wiesz, Tove, to nie tak jak myślisz, jego koszula rozpięła się, bo tak się spieszył, żeby dostać się na zajęcia. No posłuchaj tego – mówię, krzywiąc się. – Przecież wyszedłbym na dzbana roku.
- I bez tego dobrze ci to wychodzi – stwierdza niewinnie i szybko się uchyla przed moją dłonią, która leciała w jego stronę. – Ale przynajmniej sytuacja z Vivian jest zażegnana, więc już nic nie stoi na przeszkodzie waszemu związkowi... No, oprócz prawa i tak dalej, ale kto by się tym przejmował – kpi w najlepsze, prześmiewczo machając dłonią.
A ja naprawdę mam szczerą ochotę go udusić.
- Co mówiła?
Zatrzymujemy się przed akademikami. Staje naprzeciwko Nasha, dopiero chyba teraz zbierając się na odwagę, aby spojrzeć mu w twarz.
- Tak w skrócie? Że jesteśmy kretynami, że nas zgłosi za nękanie, potem mówiła, że jesteśmy śmieszeni, że i tak niczego nie mamy, a tak naprawdę to był jej tato.
- Mówiłem...
- Ale później pokazałem jej zdjęcie, a ona nagle jakby zapomniała języka w gębie. Powiedziała, żebym się odjebał, a o tobie, że jesteś pojebany i to nienormalne, że byłeś u niego w domu. A ja jej wtedy znowu pokazałem zdjęcie i jakby kompletnie straciła zainteresowanie. Ale nazwała mnie jeszcze na odchodnym twoim przydupasem, a ja jej na to, że ty jesteś moim, a nie ja twoim.
Czuję się lżej, gdy wiem, że chociaż sytuacja z Vivian potoczyła się dokładnie tak, jak chciałem. Choć w zasadzie nie wydarzyło się to dawno - przez sprawy naokoło mam wrażenie, jakby od tamtej chwili minęła już masa czasu.
- Mam mieszanie uczucia co do tego ostatniego – odpowiadam sceptycznie.
- No słuchaj, uratowałem ci dupę. Możesz zostać moim przydupasem.
- Ale ja nie chcę być przydupasem – stwierdzam cierpiętniczo.
- Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Znałeś to?
- No patrzcie – cmokam ironicznie. – Od kiedy taki błyskotliwy jesteś?
- Od chwili, gdy Uchiha wyprał ci mózg – oznajmia wolno, warząc każde słowo i wzruszając przy tym ramionami.
A ja mam ponownie ochotę go udusić, jednak powstrzymuję się, bo moją głowę zaprząta całkowicie co innego.
- Nie przeszkadza ci to? – pytam niepewnie. – Sam nie wiem jak do tego doszło, a jeszcze nas przyłapałeś, co tylko potęguje dziwaczność tej sytuacji. Nie myślisz, że jestem nienormalny? Przecież jeszcze niedawno miałem dziewczynę i wiem, że ciągle rzucałeś rożne aluzje w moją stronę, ale jednak to się już stało i przecież tego nie cofnę, a to co innego niż jedynie puste insynuacje – wyrzucam na bezdechu, a moja pierś niespokojnie się unosi. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale nie chcę, aby Nash myślał o mnie źle. A jednak, przyłapując mnie w jednoznacznej sytuacji, mógł różnie pomyśleć, a to sprawia że czuję się niemożliwie nieswojo. Wolałbym mu powiedzieć sam niż żeby dowiedział się tego w taki sposób.
Nie byłem gotowy, aby ktoś to widział, a teraz nie jestem gotowy, aby o tym mówić, gdy wydarzyło się to zaledwie kilka chwil temu. Mam tak cholernie paskudny mętlik w głowie, że sam nie wiem co o tym myśleć, więc jak mam to komuś wyjaśnić?
- To mi jest głupio – odpowiada w końcu, a jego słowo niebywale mnie zaskakują. – Ja serio pukałem, ale nikt nie odpowiedział, więc zajrzałem do sali i... Na początku chciałem zawrócić, ale gdyby ktoś inny zjawił się zamiast mnie, mielibyście przesrane. Dlatego się odezwałem i chyba jedyne, co pozostało mi w takiej niezręcznej sytuacji, to rozładowanie napięcia. Ale sądząc po minie Uchihy, chyba nie do końca mi wyszło – odpowiada chaotycznie, po czym drapie się lewą dłonią po policzku. – Potem jeszcze wpadłem na Tove i wtedy już w ogóle czułem się jak jakiś kretyn, ale śmieszkowanie to jest to, co robię, gdy się czuję nieswojo. Znaczy no ogólnie jestem zabawny, wiem, ale wzmożone żarty to moja obrona przed dziwnymi sytuacjami - robi chwilową pauzę i po namyśle dodaje jeszcze - I w ogóle wydaje mi się, że on mnie nie lubi. Zawsze, gdy go widzę, jest taki sztywny, jakby miał kij w dupie.
Gdy Nash kończy, czuję jak wyimaginowany supeł obwiązany naokoło mojego żołądka ustępuje. Wypuszczam cicho powietrze, a ciało, które było przez ten cały czas spięte, wyswobadza się z ciasnych sideł. Naprawdę czuję ulgę.
- No raczej kochankami nie zostaniecie – odpowiadam prześmiewczo, aby do reszty usunąć napięcie między nami. Widzę, jak bruzda pomiędzy jego brwiami wypłaszacza się, a on sam posyła w moją stronę szeroki uśmiech. I ja się czuję jakoś lepiej.
- No nie wiem, nie wiem. On chyba lubi blondynów, więc poczekam aż farba mi zejdzie i wtedy zaatakuje – posyła oczko w moją stronę.
- Weź sobie pana Jonesa, będziecie do siebie pasować. Oboje śmierdzicie starą szafą - odpowiadam niewinnie, patrząc na niego rozbawionym wzrokiem.
- Hej, nie śmierdzę starą szafą – burczy, wyraźnie nachmurzony, ale zaraz jednak przystawia ramię do nosa, starając się ukradkiem powąchać materiał granatowej koszuli w kratę. – Co nie?
- Oczywiście, że nie – odpowiadam z przekąsem,. Nash tylko bardziej się nachmurza i w akcie niezadowolenia podkopuje moją stopę.
Pomimo sposępniałej miny Nasha, atmosfera między nami jest o wiele luźniejsza niż była te kilka chwil temu.
- Dzięki – zaczynam. – Za wszystko.
Marszczy nos i brwi, patrząc na mnie z pewnym dystansem.
- To, że całowałeś się z Uchihą, to nie koniec świata. Nie musisz wskakiwać pod autobus – zauważa spokojnie. Przewracam oczami.
- Mówię serio, Nash. Dobry z ciebie kumpel.
- O mój boże – podnosi głos i kładzie mi rękę na głowie, pchając ją w dół. – Przestań być taki ckliwy. Czy wy się tam puknęliście? Jakiś demon w ciebie wszedł i chyba nie chcę wiedzieć jaką konkretnie część włożył – wystawia język, jednocześnie symulując odruch wymiotny.
Może jestem ckliwy, ale nie mogę odepchnąć myśli, że zrobiłem coś nieodpowiedniego. I sam już nie wiem, czy oczekuję, żeby na mnie nakrzyczał i nazwał kretynem, czy powiedział, że nic się nie dzieje. Ale może Nash nie jest odpowiednią osobą do tego. To nie Nash powinien mówić mi takie rzeczy, a ten, przez którego mam mętlik w głowie. Ale co mam teraz zrobić? Nie winie Nasha, że tam wszedł, ale znowu ktoś nam przerwał w połowie i jak mam być spokojny, gdy po czymś takim po prostu się rozeszliśmy? Całowaliśmy się, ale co dalej? To była jednorazowa sytuacja? Chwila słabości? To wszystko jest tak okropnie niewygodne, że zaczynam się gubić.
- Co ja mam teraz zrobić? – nim zdaje się sobie z tego sprawę, wypowiadam to na głos. Słyszę, że mój głos brzmi, jakby miał zaraz się złamać. – Co teraz? Jak mam się zachowywać? Boże, co ja mam teraz zrobić – panikuje, czując jak niepewność przygniata mnie do ziemi.
- Boże, zdecyduj się jak chcesz się zachowywać. Przed chwilą wyglądałeś, jakbyś walnął wiadro, nic do ciebie nie docierało, a teraz wyglądasz jak siedem nieszczęść. Co ten typ z tobą robi – zauważa sceptycznie, kręcąc lekko głową na boki. – Nie panikuj, to po pierwsze. Po drugie, zacznę chyba pobierać opłaty za robienie z siebie wujka dobrej rady. A po trzecie, nie wiem, zadzwoń do niego? Napisz? Po co ty tak to utrudniasz, mleko się już rozlało, teraz pozostaje ci patrzeć na to, jak sytuacja się potoczy. Ale lepiej nie zostawiaj sam na sam ze swoją głową, bo coś mi mówi, że dzieje się tam niezłe gówno. Aha, jeszcze jedno... I jak, dobrze całuje? – ostatnie zdanie wypowiada z taką powagą, że moje oczy samoistnie się rozszerzają.
Jak można pytać o takie rzeczy z grobową miną?
- Normalnie – mamrocze skołowany, czując się niekomfortowo. Na resztę monologu nie odpowiadam, bo i chyba nawet Nash tego nie oczekuje. Wszystko, co powiedział, jest prawdą. Muszę się wziąć w garść i przestać tak to analizować.
- Przechodzisz taką gehennę dla zwyczajnego całowania? – unosi brew do góry, zaplatając ręce na klatce piersiowej. Patrzy na mnie twardo, a dla mnie staje się jasne, że czeka na szczegóły.
- No było dobrze.. – zaczynam, ale urywam w połowie, widząc jego niepocieszony wzrok. – Boże, no dobra, było zajebiście. Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie całował. Myślałem, że zemdleje. Zadowolony? – wyrzucam żarliwie.
- No, lepiej – odpowiada ucieszony. – Ale liczyłem jeszcze na jakieś pikantne szczegóły. Stanął ci?
- Ja pierdole, nie będę z tobą rozmawiał. Idę – mówię nawet nie kryjąc oburzenia w głosie.
- Tak czy nie? – krzyczy za mną, gdy zmierzam w stronę klatki.
- Nie! Odwal się! – odkrzykuje i wchodzę do budynku. Ledwo docieram pod drzwi, a mój telefon zaczyna natrętnie wibrować. Wyjmuję go z kieszeni i odczytuje wiadomość.
„Nie kłam. Wiem, że tak."
Co. Za. Dzban.
Wzdychając nad głupotą Nasha, wchodzę do mieszkania. Marszczę nos, czując kwiatowe perfumy, których nie czułem już dawno. Dziwie się, że tutaj przyszła, bo myślałem, że sama z siebie nie będzie chciała rozmawiać. Ale dociera do mnie, że przecież to dalej jej mieszkanie, więc ma prawo tutaj przebywać, tak samo jak i ja, więc odpycham to nagłe zaskoczenie na bok.
- Kate? – mój głos rozchodzi się echem po mieszkaniu. Wchodzę do oświetlonej kuchni i widzę Kate siedzącą przy stole. Przegląda coś w telefonie, a burza jej czarnych włosów przeslania jej twarz.
- Cześć – mówi, w końcu decydując się unieść głowę znad ekranu telefonu. Widzę dziwny błysk w jej oczach, gdy na mnie patrzy. A mnie łapie coś w dołku.
- Nie mieliśmy się zdzwonić? – pytam i kładę torbę na ziemi obok krzesła, na którym chwilę później siadam. Szuranie nóżek dźwięczy mi w uszach, przypominając o tych wszystkich sprzeczkach z Kate, które miały miejsce w kuchni.
- Mhm – kiwa krótko głową. – Ale wracałam właśnie z uczelni i pomyślałam, że wpadnę. Kiedyś lubiłeś moje niespodzianki – śmieje się cicho, a mnie teraz podwójnie coś ściska w dołku. Zaczyna mi się ta rozmowa nie podobać, bo niemalże czuje, jakie będzie jej zakończenie.
- Fakt, lubiłem – odpowiadam, wyraźnie starając się podkreślić czas przeszły. Kate marszczy brwi, jednak nie komentuje tego, co powiedziałem.
- Gdy ostatnio do mnie dzwoniłeś, chciałeś ze mną porozmawiać. O co chodzi? – odkłada telefon na bok, tym samym przenosząc całą uwagę na mnie.
Upływa kilka chwil, nim decyduję się odezwać. Zbieram myśli, chcąc jak najlepiej przedstawić jej co myślę, jednak to zdaje się na nic, bo mam mętlik w głowie. Od czego mam zacząć?
- Ja.. słuchaj, Kate. Przepraszam za to, jak się zachowywałem. Za te kłamstwa, kłótnie i ogólne niedopasowanie.
- Myślisz, że jesteśmy niedopasowani? – pyta, unosząc brew do góry. Mam ochotę wsadzić łeb do wiadra z wodą za ten paskudny dobór słów.
- Byliśmy – zauważam. Czuję się nieswojo przez to, że ciągle mówi o nas w czasie teraźniejszym. – Powinienem być dla ciebie lepszym chłopakiem, gdy miałem okazję. Zasługujesz na więcej niż ci dałem. Przykro mi, że tak to się potoczyło, ale myślę, że to niczyja wina. Po prostu nie byliśmy dla siebie odpowiedni – mówię, a przed oczami nagle pojawia mi się sytuacja z Uchihą, który też mówił o byciu nieodpowiednim. O wiele łatwiej jest mówić takie rzeczy niż o nich słuchać, to pewne.
Kate chwili milczy, bawiąc się palcami. Gdy postanawia się odezwać, jej spojrzenie nagle zmienia się na niezwykle twarde. Nie mogę dostrzec w jej oczach żadnego zawahania.
- Przyszłam tutaj, bo wszystko przemyślałam i myślę, że możemy zacząć od nowa. Jestem gotowa, aby spróbować jeszcze raz – oznajmia, poważnie patrząc mi w oczy.
Dobrze, że siedzę, bo niechybnie mógłby m osunąć się na kolana.
- Posłuchaj – wydycham cicho powietrze. – Poznałem kogoś. Kogoś nowego i.. dotarło do mnie, że to, co było między nami, nie było tym, czego chciałem. Nie chcę próbować kolejny raz, bo... – urywam, biorąc głęboki wdech. – Ja nic do ciebie już nie czuję, Kate.
Widzę, jak zaskoczenie wdziera się na jej twarz. Przez chwilę patrzy na mnie oniemiała, a ja z każdą chwilą czuję się coraz gorzej. Nie chcę oglądać jej zaskoczonej twarzy. Nie chcę, żeby wyglądała, jakby tego się nie spodziewała, bo to sprawia, że mam wrażenie, jakbym wyrządził jej krzywdę tymi słowami. A za nic w świecie nie chcę się tak czuć, bo coś w środku mnie krzyczy, żebym przestał sprawiać jej przykrość. Cząstka mnie nie chce jej zranić. Staram się ją odpychać, ale ona osiąga kolosalne rozmiary i jeśli zaraz czegoś nie zrobię, znowu jej ulegnę.
Kate w końcu drga, a po wcześniejszym zaskoczeniu nie ma najmniejszego śladu.
- Zdradziłam cię – oznajmia poważnie, patrząc mi twardo w oczy.
- Słucham? – pytam zaskoczony. Mam wrażenie, jakby mój głos wcale nie należał do mnie.
- Wtedy, kiedy wychodziłam rano biegać. Tak naprawdę nie chodziłam biegać. Zdradziłam cię właśnie wtedy.
W pierwszej chwili wybucham głośnym śmiechem. Patrzę na nią rozbawiony, czekając aż ona także zacznie się śmiać. Ale ona, kurwa, dalej siedzi z tym cholernie poważnym wyrazem twarzy.
- Nie rób sobie jaj – mówię opryskliwie.
- Nie robię.
To jakiś nieśmieszny żart. Nie byłem chłopakiem na medal, ale nigdy w życiu nie mógłbym jej zdradzić, a ona mówi o tym w taki sposób, jakby rozmawiała o pogodzie. Do kurwy, co jest z nią nie tak?
- Gdybym wiedział, że mnie zdradzisz, zostawiłbym cię już dawno temu zamiast się męczyć – warczę, nagle czując niewytłumaczalny przypływ złości. Wstaje od stołu. – Trzeba było wcześniej powiedzieć, miałbym święty spokój.
Ona także zrywa się z krzesła, a jej otwarta dłoń ląduje na moim policzku. Widzę łzy, które błyszczą w jej oczach.
- Naprawdę myślisz, że mogłabym to zrobić? – podnosi głos ze złości, a łzy spływają jej leniwie po żuchwie. – To tylko pokazuje jak słabo mnie znasz. Nie zdradziłam cię, palancie. Chciałam zobaczyć twoją reakcję, ale widzę, że tobie naprawdę na mnie nie zależy – jej klatka piersiowa unosi się niespokojnie, a dłonie są mocno przyciśnięte do stołu.
- Powinnaś się leczyć, naprawdę – odpowiadam gorzko, niedowierzając. – Jesteś nienormalna. Jak możesz robić coś takiego? Nawet w takich chwilach chcesz mnie sprawdzać? Nie kocham cię, Kate. Nie wiem czy kiedykolwiek nawet kochałem...
I nie jestem w stanie dodać nic więcej, bo jej krzyk wypełnia całe pomieszczenie.
- Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłam? Jak możesz?! Boże, wynoś się stąd. Nie chcę cię więcej widzieć – ostatnie zdanie cedzi przez zaciśnięte zęby.
- Bardzo proszę.
Patrzę na nią krótko, po czym kieruję się w stronę pokoju. Nie zamierzam spędzić z nią ani minuty dłużej, więc wyciągam czarną torbę z szafy i chaotycznie zaczynam do niej wpychać rzeczy z szafki. Pakuje wszystko, co wpadnie mi pod rękę, jednocześnie czując jak z każdą chwilą złość tylko we mnie narasta. Ale ja byłem ślepy przez ten cały czas. Robiła ze mną co tylko chciała, a ja jej się biernie oddawałem, nie zdając sobie z niczego sprawy.
Wpycham ostatnią bluzkę do torby i kieruję się w stronę łazienki, aby zabrać resztę rzeczy. W domu panuje cisza – nie mam pojęcia, czy ona wyszła, czy dalej siedzi w tej kuchni. Jednak to nieistotne, bo i tak już mnie to nie obchodzi. Wcześniej czułem się winny za to, co jej robiłem, ale teraz dociera do mnie, że Kate od początku mną manipulowała, a fakt, że chciała to i teraz zrobić, jest niezaprzeczalnie obrzydliwy. Czy ona kiedykolwiek myślała jak ja się czuję?
Gdy moja torba staje się pełna, kieruje się w stronę przedpokoju. Widzę, że Kate stoi przy blacie, obrócona plecami. Nie obraca się w moją stronę, a i nawet za mną nie idzie. Wiem, że i do niej w końcu dotarło, że to koniec. Nie ma czego już ratować.
Jestem zmęczony tym wszystkim. Odnoszę wrażenie, jakby w momencie, gdy Kate skłamała, coś finalnie we mnie pękło. Dociera do mnie, że właśnie tym był nasz związek przez ostatni czas – kłamstwem.
Zakładam więc buty, zarzucam katanę i wychodzę z mieszkania, a trzask drzwi głucho brzęczy mi w uszach. Ale może tak jest lepiej – może lepiej, że tak to się skończyło. Uświadomiłem sobie, że to nigdy nie mogło wyjść, a kolejna kłótnia idealnie to nakreśliła. Nawet na samym końcu nie potrafiliśmy się dogadać.
Kieruję się do jedynego miejsca, które przychodzi mi teraz do głowy. Nash otwiera drzwi, a gdy dostrzega torbę, którą mam narzuconą na ramię, nic nie mówi. Uchyla jedynie szerzej drzwi, wpuszczając mnie do środku.
Więc tak to właśnie wygląda w tym rozdziale. Niby nic się nie dzieje, a jednak w tym samym momencie dzieje się sporo. Chciałam pokazać rozerwanie emocjonalne Naruto, bo nie łudźmy się wszyscy, że nagle on i Uchiha będą mieli sielankowe życie. Lubię robić im pod górkę, to na pewno XD
Jakbym w sumie miała napisać wady Naruto w tym opowiadaniu, które uniemożliwiają mu wyluzowanie, to chyba ta ciągła analiza i myślenie. No i jeszcze pochopność i fakt, że jednak to myślenie mu nie wychodzi. XD Dobrze, że jest Nash, który ściąga go na ziemię.
( ͡~ ͜ʖ ͡°)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top