Czwarty

Cześć, skomentuj 

dam ci jeść


Ściągam brwi w niezrozumieniu, czekając na więcej szczegółów, jednak, gdy te nie przychodzą po upływie kilkunastu sekund, mówię:

- W teatrze jesteśmy, że robisz taką pauzę?

- Buduje napięcie, zobacz jak od razu się ożywiłeś - parska śmiechem, a ja obracam się w jego stronę posyłając mu piorunujące spojrzenie, jednak Nash nic sobie z tego nie robi, wystawiając do mnie zawadiacko koniuszek języka.

- Bo jeszcze pomyślę, że całować się chcesz - mruczę, jednocześnie wywracając oczami i obracając się do przodu.

- Z tobą zawsze - mówi, nie próbując nawet ukryć rozbawionego tonu głosu. W chwili, gdy chcę dodać coś jeszcze, przerywa mi chłodny głos Kate.

- Ani słowa o trójkącie, Naruto, bo cię zatłukę - choć wiem, że żartuje, barwa jej głosu przyprawia mnie o niemałe dreszcze. Zagryzam wargę, nie do końca wiedząc, co chciałbym odpowiedzieć, a co Kate chciałaby usłyszeć, więc zerkam jedynie na nią kątem oka, aby przeanalizować jej twarz. Nie widząc zbytniego grymasu na jej buzi w końcu odpowiadam:

- No jak nie to nie, ale jakbyś kiedyś jednak całkowicie przypadkiem chciała to...

- Po moim trupie.

Z nagła Nash wdziera się swoim ciałem pomiędzy nas, rozpychając się na boki.

- Ej, a mnie nie spytacie? - pyta z udawanym obrażeniem. - A może faktycznie, lepiej nie pytajcie, bo jeszcze się zgodzę, a wy się zakochacie i wasz związek będzie wisiał na włosku - wypala, po czym zanosi się śmiechem przez swój własny żart.

Momentalnie sztywnieje, uświadamiając sobie, że nas związek faktycznie wisi na włosku i jedynie dzięki jakiejś silnej woli walki trzyma się on w ryzach, choć powoli zaczyna się to wszystko rozjeżdżać. Wzdycham ciężko, nie chcąc nawet patrzeć na Kate. Wiem, że ona myśli podobnie, bo czuje jak jej ciało się napina, a uścisk ręki sztywnieje. Chcę jej dodać otuchy, ale jednocześnie nie chce, przywołując do pamięci jej śmieszki z Nashem.

Boże przenajświętszy, ja naprawdę jestem najchujowszym chłopakiem w całym makrokosmosie, odstawiając wewnętrze sceny zazdrości, gdy sam mam sobie wiele do zarzucenia.

Atmosfera między nami zaczyna gęstnieć, powodując, że nawet nawalony i rozluźniony Nash nieznacznie się spina i milknie

- Co chciałeś mi powiedzieć, Nash? - nie chcąc zesłać na nas burzy z piorunami w końcu postanawiam przerwać milczenie. Kate jakby trochę się ożywia, a Nash od razu obdarowuje mnie zadziornym uśmieszkiem. Wywracam na ten gest oczami, jednak również cały ciężar uchodzi z mojego ciała.

Zajebisty plan, w nieskończoność unikać swoich problemów.

- Chcesz zgadywać?

- Nie no nie chce.

- Dobra, to powiem.

- Dzięki za łaskę - mówię z przekąsem.

- Nie ma za co, a więc... - tutaj robi dramatyczną pauzę. -Piłeś kiedyś ze swoim wykładowcą?

Marszczę brwi.

- Co? Niby jak, skoro zacząłem dopiero studia – odpowiadam, nie ukrywając zdziwienia w głosie.

- W sumie ta – wypala. - To będziesz miał szansę - klepie mnie po ramieniu, obrzucając jednocześnie szerokim uśmiechem.

Na początku do mnie zbytnio nie dociera sens jego słów. Jednak z każdą sekundą ich wydźwięk przyjmuje jasne barwy, rozświetlając w mojej głowie niczym stado żarówek.

- No nie mów, że... - zaczynam, ale ten od razu mi przerywa.

- Tove, ta babka od filozofii. Mówię ci, jak to usłyszałem, a potem zobaczyłem, to dosłownie prawie gałki oczne mi wyleciały. Nie, żebym narzekał, całkiem ładna jest, a i nawet młoda, na milfa się jeszcze nie łapie, ale, stary, mówię ci, jak przyjdziemy na zajęcia jutro to nie wiem, poczuje lekki dysonans. Obym tylko nie nawalił się do reszty, żeby przypadkiem nie wpaść na fantastyczny pomysł podrywania jej...

Cała jego paplanina miesza mi się w jedno, nie pozostawiając po sobie niczego w mojej głowie. Jakby wpadła na chwilę, żeby zaraz wylecieć. Zagryzam wargę boleśnie, jednocześnie czując jak kotłują się we mnie sprzeczne uczucia. Zaczynając od ulgi, a kończąc na swoistym zawodzie.

- Coś ty tak zbladł? - pyta zaskoczony. - Co księcia na białym koniu się spodziewałeś? Jak dla mnie to i tak niebywała sytuacja. Czy bycie na studiach to inny level życiowy? No chyba serio tak. Ale ja się tam cieszę, że to nie jest Uchiha, bo nie wiem jak ty, ale on jakoś nie zasadził stokrotek w moim sercu, a jeśli kiedyś zasadzi, to i pewnie zwiędną szybko. Tak na moje oko.

- Taaak... zwiędną - mój głos sprawia wrażenie zamglonego.

Właściwie sam się czuje, jakbym dryfował pomiędzy stanem świadomości, a prawie całkowitego zamroczenia. Skupiam się jedynie na swoich krokach, które po chwili zgrywają się z krokami Kate.
Idziemy ramię w ramię, jednak nie czuję w tym wszystkim żadnej jedności. Tylko synchroniczny stukot naszych stóp uświadamia mi jak blisko siebie jesteśmy.
I tylko w teorii

- Dobra, jesteśmy - ogłasza po niedługiej chwili Nash.

Cała nasza trójka zatrzymuje się przed polaną, gdzie pożółkłe liście tworzą swoisty różnokolorowy dywan, udeptany zapewne przez pozostałych studentów. Na środku tkwi rozpalone ognisko przyozdobione naokoło pieńkami drzew, nadając tym samym niepowtarzalny, nieco biwakowy klimat. Wolnej przestrzeni jest sporo, jednak miejsce nie jest wystawione na intymne spotkanie z nieco już pochmurnym niebem - ogrodzone jest drzewami, których korony tworzą kopułę ponad naszymi głowami, zapewniając tym samym osobliwą ochronę przed niechcianymi warunkami pogodowymi. Dookoła ogniska poustawiane są podłużne kłody pełniące funkcję ławek, które w większości zostały już zajęte przez podpitych studentów.

Ogarniam całe miejsce chaotycznym wzrokiem, po czym przyciągam bliżej siebie Kate. Nie do końca wiem, czy chce tym dodać otuchy sobie, czy jej, jednak dostrzegając nikły uśmiech Katheline posłany w moją stronę, przestaje mieć to większe znaczenie.

- Chcesz piwo, Naruto?

- Tak.

- Nie.

Odpowiadamy równocześnie z Kate. Posyłam jej rozgniewane spojrzenie, po czym wyciągam do chłopaka rękę na znak, aby podał mi to cholerne piwo. Dziewczyna nic nie mówi, ale odsuwa się ode mnie na znaczącą odległość.

- Przestań, Katheline - syczę. - To jedno piwo. Nie baw się w moją matkę.

- Może pobawię się zaraz w twojego ojca?

Zamieram.

- Katheline... - zaczynam beznamiętnie, próbując ukryć moje rozemocjonowanie pod maską obojętności. - Nie masz prawa zaczynać tego tematu, zwłaszcza tutaj.

- Ja to w ogóle nie mam ostatnio żadnego prawa – warczy, wbijając we mnie wściekły wzrok.

Na całe szczęście całą tę bezsensowną wymianę zdań przerywa Nash, wciskając mi oraz Kate w dłoń po piwie.

- Co się tak migdalicie? - pyta, stając naprzeciwko nas. Bierze sporego łyka z butelki, a ja czuję, że bardzo chciałbym zrobić to samo. Szukam w kieszeni spodni zapalniczki, po czym podważam kapsel i otwieram piwo. Patrzę na Kate wyczekująco, a gdy ta kiwa głową, otwieram i jej napój. Ciągnę równie spory łyk z butli co Nash, oblizując nieco wargi na koniec. Wzrok chłopaka nie opuszcza mnie nawet na chwilę.

- Co, gejem jesteś? - pytam w końcu.

- No raczej, a ty nie?

- Małym, dopóki nie zobaczę gołych cycków przed sobą - mówię nonszalancko.

A Kate aż wciąga powietrze ze świstem. Oboje z Nashem patrzymy na nią i praktycznie od razu wybuchamy śmiechem. Mina Kate jest przekomiczna; coś pomiędzy złością splątaną z niemałym zdziwieniem. Jej brwi są nastroszone, jednak usta układają się idealnie w literę "o". Dziewczyna widząc nasze rozbawione miny sama w końcu zanosi się śmiechem, trzaskając mnie równocześnie delikatnie w ramię.

Jestem przeogromnie wdzięczny Nashowi za tak skuteczne rozładowywanie napięcia pomiędzy nami, jednak jednocześnie jest mi głupio, że coś takiego musi mieć miejsce. Nie jest wcale późno, a ja przez to wszystko czuję się niebywale zmęczony.

Jakbym musiał ciągle siłować się z niewidzialna ręką, która boleśnie zaciska mi się na gardle, równocześnie mając świadomość, że sam ją tam dopuszczam.

- O - mówi nagle uradowana Kate. - Widzę moją koleżankę z roku. Pójdę z nią pogadać chwilę.

Kiwam głową, a Kate wspina się na palce i cmoka mnie w policzek, po czym oddala się do blondynki usadowionej na jednej z prowizorycznych ławek.

A ja jakby czuję ulgę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top