31

* Perspektywa Petera*

Kiedy dochodzimy do pokoju dziewczyny, trochę się uspokaja. Sadzam ją na łóżku i zerkam od razu na zegar, została nam godzina, musimy się pokazać na swoich stanowiskach, inaczej będą węszyć.

- Już lepiej?- pytam starając się załagodzić sytuację, chociaż nie do końca wiem jak to zrobić. Różowowłosa pociąga jeszcze kilka razy nosem, po czym odpowiada.

- Znów mnie przepraszał- mówi w końcu- mówiłam, że mu przebaczyłam, chociaż w głębi mnie jakaś cząstka miała mu jeszcze za złe- podnoszę rękę i wycieram dłonią jej policzki, na których co chwila zbierają się nowe łzy- powinnam to raczej ja go przeprosić, a nie on mnie- przerywa na chwilę, po czym kontynuuje- gdyby nie ja nie weszli byśmy do obozu nie wplątałabym go w tą całą sytuację, ani ciebie-kończy, jednak nie rozumiem o co chodzi. Przecież razem zaczęliśmy tą wędrówkę do urzędu, w jaki sposób miałaby mnie w to wplątać? Tym bardziej, że z własnej woli wyszedłem wtedy za nią z chaty.

- Nie rozumiem- mówię w końcu.

- Gdybym nie dostała chęci spacerowania po lesie, nie wpadlibyśmy na Dianę, nie bylibyśmy w obozie i nie musiałbyś się przespać z tą zdzirą Alishią- wyrzuca z siebie. Jestem zdziwiony, że wspomniała o blondynce. Jednak sądzę, że nie tylko ja, widzę po niej, że sama nie spodziewała się tego powiedzieć. Przez krótką chwilę otacza nas cisza, aż w końcu postanawiam jej powiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się kilka dni temu.

- Nie do końca było to tak- mówię wplątując swoją dłoń w jej, po czym, w końcu zaczynam opowiadać co się wydarzyło w obozie.

* Kilka dni wcześniej: Peter*

Po wyjściu ze stołówki blondynka prowadzi mnie w stronę innych namiotu, omijamy je jeden po drugim, aż w końcu postanawia się odezwać.

- Alishia?- pytam, na co ta odwraca się z chytrym uśmieszkiem.

- Tak?- zerka na mnie zbliżając się niebezpiecznie w moim kierunku.

- Widziałaś może te dziwolągi?- na samo określenie, którego użyłem robi mi się niedobrze, pomimo wszystko muszę grać dalej i dlatego kładę jej rękę na talii.

- Może- przyznaje, zadziornie przygryzając wargę- A co z tego będę miała?- pyta, zbliżając się do mnie na tyle, aby nasze ciała na siebie napierały. W tym momencie patrząc na nią jestem pewien, że gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, nigdy bym z nią nie był, nie jest w moim typie.

- Zastanówmy się- mówię w końcu, po czym całuje ją krótko, lecz na tyle długo, żeby zdążyła oddać pocałunek.

- Szczupła para. Na głowach mieli kaptury, więc tu ci  zbyt dużo nie pomogę- odpowiada starając się utrzymać nas w tej samej pozycji.

- Byłaby możliwość, żeby jednak ich zobaczyć?- pytam i jeszcze zanim zacznie się zastanawiać po co mi to, łapie ją dłonią za pośladek i lekko ściskam.

- Jutro rano w porze śniadaniowej ma być zebranie, wtedy mamy ich zobaczyć i dowódca ma zadecydować co dalej- kończąc zagryza wargę i zerka na moje usta.

- Wszyscy będą na zebraniu?- pytam przyciągając dziewczynę do siebie tak, że nasze intymne miejsca się stykają.

- Nie licząc wartowników, którzy będą pilnować ciągle bramy, to tak- szczerzy się odpinając po mału swoją bluzkę.

- A może moglibyśmy zobaczyć ich teraz?- dopytuje choć wiem, że blondynka za bardzo się już nakręciła, żeby zrezygnować.

- Później cię zaprowadzę- uśmiecha się zadziornie, wpycha mnie do jednego z namiotów i ściąga z siebie koszulkę.

Na chwilę obecną mam przewalone. Po chwili po raz kolejny czuję pchnięcie i ląduje na zaścielonym "łóżku". Siada na mnie okradkiem, przykładając mi ręce do twarzy. Na dodatek ma na sobie spódnice, która podwinęła jej się tak, że widać połowę jej majtek. Jednak w momencie, gdy zaczyna całować mnie po szyi, w tym samym momencie rozpinając mi spodnie, wystarczy mi moment, żeby zmniejszyć ciśnienie powietrza tak, że dziewczynie robi się słabo i mdleje prosto na mój tors. Mija chwila zanim się ocknie wystarczy jej tylko wmówić, że wydarzyło się wszystko co chciała. Pomału zsuwam ją na poduszkę obok, a sam wstaje i zerkam na nią jak śpi.

Po godzinie idziemy już w stronę lochów, blondynka idzie przede mną w bardzo świetnym nastroju. Staram się znów stać obojętny, po tym co przed chwilą miało miejsce, albo raczej nie miało. Kiedy dochodzimy na miejsce Alishia podchodzi do mnie i przykłada mi ręce do krocza zapinając zamek. Oczywiście daje jej to tyle satysfakcji, że ciągle się szczerzy. Kiedy odchodzi, żeby pogadać z wartownikiem, cieszę się, że to wszystko tak się skończyło, a gdy wraca i mówi, że nie schodzi ze mną na dół, reszta ciężaru w końcu ze mnie schodzi, niemal od razu, mam nadzieję, że od tego momentu będzie koniec z kombinowaniem.

* Teraźniejszość: Peter*

- Więc mniej więcej tak to wygląda- kończę czekając na jej reakcję.

- Peter- zaczyna i zabiera swoją dłoń, więc mogę się domyślić co powie i wiem, że raczej mnie to nie ucieszy.

- Nie musisz nic mówić, rozumiem, Ash- przytakuję i wcale nie chce udawać, że nie jest mi przykro- zawsze był on, tylko on- uśmiecham się słabo i wstaję- pora zaczynać przedstawienie- zerkam na dziewczynę ostatni raz, upewniając się czy na pewno jest gotowa i kiedy zdaję sobie sprawę, że tak to wychodzę i kieruje się korytarzami prosto do lochów. Wkładam rękę do kieszeni spodni upewniając się czy fiolka dalej się tam znajduje i gdy ją wyczuwam schodzę już schodami na sam dół. Teraz tylko muszę znaleźć odpowiedni moment, żeby podać Vivanowi fiolkę.

* Perspektywa Lynn*

Kiedy Peter kończy opowiadać, co tak naprawdę wydarzyło się kilka dni temu w obozie, czuję ulgę. Chociaż nie chciałabym jej odczuwać, bo to znaczy, że mi zależy i kiedy chłopak czeka na moją odpowiedź zabieram swoją dłoń. Już zaczynam mówić, jednak boję się, że mogę powiedzieć coś czego później mogłabym żałować, na moje szczęście białowłosy mnie wyprzedza.

- Nie musisz nic mówić, rozumiem, Ash- kiwa głową na potwierdzenie swoich słów, ale widzę, że jest mu przykro. Nie sądziłam, że to powie, lecz może ma rację- zawsze był on, tylko on- uśmiecha się słabo. Może ma rację, może zawsze był tylko brunet, a to co było to może po prostu była samotność, gdyby jednak tak było to po spotkaniu Asha zauroczenie powinno zniknąć, a tak nie jest. Kiedy podnoszę wzrok na chłopaka stoi już on przy drzwiach- pora zaczynać przedstawienie- mówi, jednak stoi jeszcze chwilę przyglądając mi się, po czym wychodzi z pokoju.

Siedzę jeszcze kilka minut na łóżku, analizując to co przed chwilą usłyszałam, po czym pociągam ostatni raz nosem i idę w ślad za Peterem. Tylko, że ja kieruje się w stronę sali. Kiedy w końcu zjawiam się w środku orientuje się, że zostało może pięć minut do ćwiczeń, czyli Jayden musi tu czekać na mnie od ponad dwudziestu minut. Na mój widok uśmiecha się i do mnie podchodzi.

-Przepraszam za spóźnienie- zaczynam chcąc wytłumaczyć jej dlaczego nie przyszłam na czas, jednak ta mi przerywa.

-Spokojnie, też przyszłam przed chwilą- wzrusza ramionami i wzdycha- mieliśmy apel o tym co stało się niedawno przed urzędem- uśmiecha się lekko, żeby dodać mi otuchy, sądzę, że ktoś jej zdążył powiedzieć o tym kim był ten chłopak, myślę nawet, że był to Logan- jednak o apelu powiem ci po treningu, stoi?- zerka na mnie, jednak ja już mam inne plany dotyczące czasu po treningu.

- Pamiętasz co ci obiecałam z trzy tygodnie temu?- pytam, na co dziewczynie zaczynają świecić oczy.

- Niemożliwe- mówi tylko.

- Spotkacie się po treningu- zaczynam, jednak zanim kończę dziewczyna mnie już ściska w talii- poczekaj- mówię- to nie takie łatwe. Markus myśli, że nie żyjecie- rzucaj mi zaskoczone spojrzenie i już ma się odezwać, gdy do sali wchodzi reszta nastolatków, przez co nie możemy swobodnie rozmawiać. Czerwonowłosa kieruje się w stronę rzędu nastolatków. W jej oczach widać tylko ogień, czuję, że teraz każdy z nas chce odegrać się na Chucku.

- Na dzisiejszych zajęciach potrenujemy trochę z żywiołem- mówię, na co połowa nastolatków zaczyna szeptać między sobą.

-Nie możemy używać na razie żywiołów, zakazali nam, póki nie przejdziemy całego treningu- odzywa się chłopak, może rok młodszy ode mnie.

-Dzisiaj to zmienimy- uśmiecham się zerkając prosto na czerwonowłosą.


•••••••••••••••
I tak o to kolejny. Miał być wstawiony wczoraj, jednak nie skończyłam go na czas :// Jak na razie, co o tym sądzicie? Peter czy Ashton?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top