28
- Ash?- patrzę na niego nie wierząc, że po tak długim czasie, w końcu go widzę. Nie rozumiem z tego nic, ale strasznie mi od tego kołacze serce.
- Cześć- mówi- Ty to chyba jesteś ta nowa, tak? Lynn, zgadza się?- teraz kamienieje. Zrobili mu pranie mózgu, czy sobie po prostu robi ze mnie jaja? Obserwuje go przez dłuższą chwilę w milczeniu, ignorując instrukcję starszej kobiety, która pewnie tłumaczy nam co mamy dzisiaj zrobić. Zauważam, że kilka osób odwróciło się nawet w naszą stronę z zaciekawieniem, dlatego lepszym pomysłem będzie przeczekanie, aż ten apel się skończy.
- Lynn..- mówi kobieta, na co odwracam się w jej stronę- twoim zadaniem od dzisiaj jest szkolenie starszego sektoru czternaście-siedemnaście. Jak sama nazwa mówi znajdą się w nim dzieciaki od czternastego roku życia do siedemnastego. Większość z tych dzieciaków przebywa u nas już koło półtorej miesiąca, jednak znajdzie się również kilka świeżynek. Na początek w treningu pomoże ci Logan on tłumaczy nowemu personelowi jak co działa. Później powinno pójść ci z górki- uśmiecha się sztywno- w takim razie chyba tyle chciałam wam przekazać i życzyć miłego dnia - kończy wypowiedź, ukłania się i wychodzi. Kilka osób wychodzi w ślad za nią, inne stoją i dyskutują na temat tego co przed chwilą usłyszeli. Odwracam się i ku mojemu dziwieniu brunet ciągle stoi w tym samym miejscu. Podchodzi do mnie powoli i patrzy mi przeszywającym wzrokiem w oczy.
- Nie ujawniaj, że się znamy. Tak bardzo za tobą tęskniłem, nie zdajesz sobie pewnie nawet sprawy jak bardzo- kontynuuje niecierpliwie się rozglądając- słuchaj pogadajmy na osobności wieczorem. Który masz numer spokoju?- pyta na co ja przyglądam mu się podejrzliwie.
- Osiemnaście - odpowiadam zgodnie z prawdą. Nie mam po co kłamać, w końcu znam go nie od dziś, a ten krótki czas nie mógł zmienić go za bardzo.
- W porządku, w takim razie do zobaczenia wieczorem- puszcza do mnie oczko i odchodzi.
Jeszcze chwilę stoję w miejscu, nie do końca rozumiejąc co się tak właściwie dzieje. Dopiero kiedy z pomieszczenia wychodzi ostatnia grupka ludzi, postanawiam ruszyć za nimi. Podobno, sala do ćwiczeń z małolatami powinna znajdować się na tym samym piętrze. Idę kilka drzwi dalej i lekko pukam. Kiedy nie słyszę żadnej odpowiedzi postanawiam sama otworzyć sobie drzwi. Uchylam je lekko, żeby w razie pomyłki móc szybko zamknąć. Jednak ku mojemu dziwieniu wchodzę do właściwej sali, na której środku znajduje się już Logan. Zaczynam kierować się w jego stronę związując krótkie włosy w kucyka. Nie mam pojęcia co kobieta przekazała mu przez sen, ale kiedy się odwraca i rzuca mi zmęczone, przepraszające spojrzenie. Rozumiem, że pokazała mu coś, co pomogło mu w uwierzeniu mi, że nie kłamałam.
- Cześć, dobrze się spało?- pytam prowokująco.
- Miałem sen w którym widziałem śmierć rodziców. Jak z budynku wyciągają mnie dziadkowie, a ciebie nie- mówi nieco ciszej- za to chwilę później zabrała cię dziwna kobieta, widziałem jakby urywki czyiś wspomnień. Następnie pokazano mi siebie jako niemowlaka w kołysce dziadków, robili śniadanie, później krew, krzyki, swój płacz, a na końcu jakby z nikąd pojawił się Chuck. Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę mogą być czyjeś wspomnienia, a nie sen- mówi przeczesując ręką włosy.
- To były urywki wspomnień- przyznaje na co chłopak obrzuca mnie zdziwionym spojrzeniem- ale były one w stu procentach prawdziwe. Też je widziałam, a nawet miałam wrażenie, że tam byłam. To nie ludzie zaatakowali was. To wy jako pierwsi to zrobiliście na dodatek podszywając się pod nich. Myślisz, że z jakiego innego powodu mam to?- pytam odwracając się tyłem do chłopaka i odsłaniając pieczęcie- Nie wiedziałam, że byli to oni. Z drugiej strony nie ma różnicy, prawdą? Jeśli oni nie byli by martwi to my- kontynuuje, kiedy widzę skamieniałą twarz chłopaka- nie wiem jaki Chuck ma w tym cel, ale musisz wiedzieć, że nie oszukuje tylko was. Robi to wszystkim, to on zrobił z nas morderców. Sam nim jest. Jak myślisz, kto zabił dziadków?- pytam retorycznie, nie oczekuje żadnej odpowiedzi- Albo jeszcze lepsze pytanie. Kto zabił rodziców? Nie chce zrzucać wszystkiego na niego, bo to może nie mógł być on. A więc, kto inny. Wierzysz mi teraz?- pytam z nadzieją, że na moją odpowiedź nie parsknie śmiechem i nie poleci opowiedzieć wszystkiego Chuckowi. Przez tę chwile ciszy wstrzymuje oddech.
- Zabije gnoja- mówi przez zaciśnięte zęby- przepraszam, cię Lynn. Kiedy usłyszałem twoje nazwisko nie wiedziałem co robić. Chuck od małego wpajał we mnie wściekłość do mojej rodziny. Wmawiał mi, że rodzice mówili o mnie, że jestem nic nie warty, że wolą córkę. Nie wiedziałem jak się zachować i postąpiłem agresywnie. Przez te wszystkie lata żyłem nienawiścią do was. Wierzyłem, a raczej chciałem w to wierzyć, że Chuck zrobi dla mnie wszystko, ale po tym śnie zdałem sobie sprawę, że to właśnie ja robiłem wszystko czego on oczekiwał ode mnie- wzdycha- jak mogłem być taki głupi? Widziałem w nim autorytet- śmieje się ironicznie- cholera, zabije tego śmiecia- mówi kierując się w stronę drzwi. Łapie go szybko za nadgarstek, żeby nie zrobił nic głupiego.
- Zrobimy to razem, ale jeszcze nie teraz- staram się go trochę uspokoić- ochłoń, nie daj mu się sprowokować. Zaplanujmy co chcemy zrobić i wtedy będziemy mieć przewagę- chłopak wzdycha i przytakuje- przyjdź do pokoju osiemnaście pod wieczór, mamy do obgadania plan.
- Będę- mówi i w tym samym czasie do pomieszczenia wchodzą nastolatki- a teraz pokaże ci jak trzeba prowadzić ćwiczenia- uśmiecha się słabo, bo zdał sobie właśnie sprawę do czego tak naprawdę szykują te dzieci.
- Witajcie - mówi pewnym siebie głosem- dzisiaj przedstawię wam waszą nową trenerkę, która od teraz będzie was uczyć- przelatuje wzrokiem po wszystkich zebranych, stoją w równym szeregu, bez grama jakichkolwiek uczuć na twarzy. Skoro starsze dzieciaki tak wyglądają to nie chce nawet myśleć jaką krzywdę zrobili młodszym. Nagle w szeregu zauważam Jayden, która jak tylko przechwyca mój wzrok chce zrobić krok na przód jednak powstrzymuje ją kiwnięciem głowy, cieszę się, że ją wiedzę jednak nie mogę z nią porozmawiać otwarcie przy tak dużej grupie. W takim razie do odnalezienia został mi tylko Marcus, moje rozmyślenia i kontakt wzrokowy przerywa kolejna wypowiedź Logana- dzisiaj pomogę Lynn w ćwiczeniach, jednak jutro już będzie z wami sama. W takim razie pokaż kilka ruchów samoobrony- mówi chłopak po czym wyciąga z tylnej kieszeni broń i celuje w moją stronę. Gwałtownie kopię nogą w rękę różowowłosego, powodując upuszczenie jej przez chłopaka- dzisiaj przećwiczymy trzy chwyty, kolejne będą jutro. Równie dobrze moglibyśmy dać wam piętnaście chwytów na jedną lekcje, ale musicie mieć je wyćwiczone do perfekcji, bo tylko jedna lekcja będzie im poświęcona, dlatego jest ich po prostu mniej. W takim razie podejdźcie do kosza po broń i w parach przećwiczcie- kiedy wszyscy kierują się w stronę kosza, rzucam chłopakowi niepoważne spojrzenie- spokojnie. Same ślepaki- szepcze i uśmiecha się szeroko, na co ja tylko wypuszczam z ulgą powietrze.
•••••••••••••••••••••••••
Dużo rozdziałów nie zostało. Może jeszcze 3-5 i koniec. Jakoś najbardziej podobają mi się końcowe rozdziały, a wy co o nich sądzicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top