25

" Wspomniałem o wojnie i bitwie, bo to one tworzą całość. Ale to właśnie w nich traci się życie. Życie, którego u zwykłego człowieka nie da się uratować. Za to u nas tak. Masz czas na uratowanie życia do momentu, aż ranny nie wyda ostatniego tchnienia. Później, może być już za późno. Wszystko co musisz zrobić to przyłożyć dłoń do ciała umierającego. Pomyśleć o żywiołem nad jakim panował i z całych sił nabierać na niego ręką i myśleć o więzi, która przeprowadza z  jednego ciała do drugiego moc żywiołów. Tu jest właśnie haczyk. W momencie, gdy przelewasz na drugą osobę moc, sam ją tracisz. Mogą zrobić to tylko osoby na którym naprawdę zależy. Tylko i wyłącznie o dobrym sercu. Natomiast osoby, które posiadają tylko jedną moc, a zdecydują się na jej oddanie. Umrą. To się właśnie nazywa poświęcenie. Poświęcasz swoje życia dla życia drugiej osoby. Zapewne w swoim życiu zetknąłeś się już ze śmiercią. A nawet sam ją wyrządziłeś. Jednak jestem pewny, że oddałbyś swoją moc komuś innemu. Tak między nami. Jest to cudowne uczucie uratować komuś tyłek, za to odesłać kogoś na drugi świat jest paskudne, coś o tym wiesz, prawda? Pamiętaj o tym zawsze jak i o swoich pieczęciach, które nosisz na swoim ciele.

" Wojna to życie, które nie może istnieć bez śmierci"
                                               Sam. T."

Kiedy zaczęłam czytać tylko wątek o tym, że jest możliwość ocalenia komuś życia od razu przed oczami stanęło mi umierające ciało Tris. Nie mogę wyobrazić sobie tego co by się działo, gdyby przeżyła. Po moim policzku spływa pojedyncza łza, którą za wszelką cenę próbuje zignorować i kontynuować czytanie. Czuje na ramieniu dłoń białowłosego, jednak na razie staram się na niego nie patrzeć i skupić na czytaniu kolejnych zdań księgi. Gdy kończę, księga otwiera się na kolejnej stronie, lecz tam tłumaczy tylko jedno zdanie.

" Pamiętaj z każdym kolejnym zabójstwem pieczęć przychodzi szybciej jak i może się zdarzyć, że pojawi się natychmiast"

Podnoszę głowę znad księgi, pomału ją jednak zamykając i zerkam na chłopaków. Peter patrzy na mnie z współczuciem, już nie widać u niego złości. Wyciera mi z policzków łzy,  których, aż do teraz nie byłam świadoma. Siedzimy w ciszy przez kilka kolejnych minut, aż w końcu postanawiam im powiedzieć to czego się dowiedziałam.

**

Wstajemy wszyscy tuż przed świtem. Po krótkiej wczorajszej rozmowie i zaplanowanie planu co będziemy robić ruszamy z budynku. Pierwszym podpunktem jest oddanie się do urzędu dobrowolnie. Udanie, ze nic nie wiemy o tym, że to oni na nas polują i wierzenie we wszystko co mówią. Moim zadaniem jest odnalezienie Marcusa i Jayden, przypuszczamy, że powinni się chociaż znajdować w tym samym sektorze. Peter ma za zadanie odnaleźć Vivana i Rebecke. Chcąc czy nie nie mogliśmy zabrać ze sobą Niala nawet, gdyby tak bardzo się upierał. Gdyby go złapali od razu by zabili. Dlatego wniesienie księgi również nie wkraczało w grę, zaufałam mu po raz pierwszy tak naprawdę i czuje, że mnie tym razem nie zawiedzie. Przekraczamy mury miasta wychodząc już na czysty teren tuż przed urzędem.

- Powodzenia- mówię mu tuż przed bramą.

- Powodzenia- odpowiada uśmiechając się z lekkim zdenerwowaniem.

Nie ma odwrotu. Nawet, gdybyśmy postanowili zawrócić w tym momencie prawdopodobieństwo, że nie zostalibyśmy zauważeni równa się zeru. Po chwili zza bramy wyskakuje kilku zamaskowanych z zamiarem skucia nas w kajdanki.

- Spokojnie- mówi chłopak podnosząc ręce ku górze- przyszliśmy, żeby pomóc.

- Żadnych sztuczek!- krzyczy jeden z mężczyzn podchodząc do nas na bezpieczną odległość - powoli ściągnąć kaptury - nakazuje.

Zgodnie z życzeniem mężczyzny zdejmujemy powoli nakrycia z głów.  Patrzę na niego pewnie, nie odwracając wzroku. Po chwili stania w ciszy odzywa się po raz drugi.

- Rozkuć i wprowadzić- mówi przez co po chwili czuje na ramieniu mocny uścisk.

Mężczyźni prowadzą nas do środka.  Przechodzimy na początku przez bramę. Idziemy kostką prostu w stronie wielkich drzwi. Kiedy tylko się otwierają od razu w oczy rzuca mi się surowe wnętrze. Ściany pokrywa zimny kamień, a na sufitach znajdują się stare pozłacane żyrandole. Po lewej stronie ściany od wejścia zauważam jeszcze znak lochów. Patrzę tylko na białowłosego, rzucając mu porozymiewawacze spojrzenie, na które odpowiada lekkim kiwnięciem głowy. Zamaskowani prowadzą nas przez labirynt korytarzy, który staram się zapamiętać, choć przez kilka nic nie znaczących szczegółów. Inna lampka, w kolorze srebra, krew na ścianie, brak jednego kamienia na wysokości mojej głowy, duża rysa na panelach, a tuż przed ostatnim zakrętem ledwo świecący żyrandol. Stajemy przed drzwiami, a mężczyzna który trzyma mnie za ramię puka w drzwi. Po chwili ze środka wydobywa się ciche "prosze". Pora zacząć podpunkt drugi "udawaj, że we wszystko im wierzysz. Nawet jeśli poruszą bardzo czuły punkt". Drzwi się otwierają, a za nimi znajduje się dwójka mężczyzn. Chuck siedzący za biurkiem, skupiony na teczce, która leży mu przed oczami. Zerkam na drugą osobę i, aż na chwile zamieram. Sean, stoi oparty jedną ręką o biurko i przygląda się papierom. Nie ma odwrotu, choć w środku czuje, ze najchętniej bym już stąd wyszła. W końcu oboje pary oczu spoczywają na nas. U Seana widzę lekkie zamieszanie. Nie sądził pewnie, że jeszcze żyje.

- Witajcie - mówi z uśmiechem Chuck- przebyliście szmat drogi, żeby się tu znaleźć.

- Chcemy się przyłączyć- odpowiadam zgodnie z planem.

- Lynn, a co z twoją matką? Przecież ona też jest..- przerwał, żeby się zastanowić jakby tu ją nazwać. Wiedział, że uderza w czuły punkt, na szczęście przewidziałam to i nie dam się sprowokować - normalna- kończy wpatrując się we mnie. Lecz na mojej twarzy może ujrzeć tylko chłodny wyraz, którego uczyłam się parę godzin.

- Nie żyje, nic mnie z nimi już nie łączy - odpowiadam szorstko.

- W takim razie witam w paczce Lynn- uśmiecha się szeroko Sean.

- Nie tak szybko synu, najpierw muszą przejść test- mówi rzucając mu porozumiewawacze spojrzenie. Dobrze, że nie zwrócili teraz uwagi na mnie, bo na mojej twarzy malował się teraz jeden wielki szok. Sean jest synem Chucka Wollinsa? Kiedyś był Krystianem, który chodził z moją najlepszą przyjaciółką, a teraz walczą pomiędzy sobą. Nagle za obojgiem pojawia się ona. Nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz ją widziałam. Było to chyba w momencie, gdy szliśmy do obozu Diany. Za ojcem i synem stoi kobieta w czarnej szacie sięgającej do samej ziemi. Zauważam również zdenerwowanie u Petera. Przechodzi niespokojnie z jeden nogi na drugą i cały się spina, co oznacza także, że i on ją widzi. Co tu się do cholery dzieje?

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
No i jest! Nieco później niż powinien, ale jest. Wybaczcie mi informacje, że kolejny rozdział prawdopodobnie również pojawi się dopiero na weekend. Brak czasu również i mnie dobija. Jak i brak pamięci w telefonie i ciągle coś usuwać, żeby Wattpad mi się wyłączył. Jeszcze tydzień z tym powalcze i juz 20 sierpnia będę mieć nowy sprzęcior i będę mogła pisać spokojnie. A co do rozdziału. Jak myślicie dlaczego zjawiła się akurat teraz?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top