24

Kiedy tylko wyjaśniłam chłopakowi to samo co mówiłam do Niala kiwał do mnie z zamyśleniem głową. Wcale się nie odzywając usiadł obok mnie i złapał mnie jedną ręką w talii. Siedzieliśmy chwile w ciszy, aż w końcu białowłosy postanowił się odezwać.

- To co teraz robimy?- pyta zerkając to na mnie to na na blondyna.

- Skończymy to co zaczeliśmy- wzruszam ramionami.

- No to jaki plan?- pyta podekscytowany Niall- mówiłeś coś Peter, że wiesz, gdzie przytrzymują resztę.

- Zawiozą ich do urzędu i będą trzymać w lochach na minus pierwszym piętrze. Wspominali coś o tym, że Jayden jest młoda i nada się w sam raz dla szefa- patrzy na nas zmartwiony.

- Co on szuka żony? - pyta chłopak ze śmiechem, ale i też z nutką powagi.

- Nie Niall, myślę, że tu chodzi o coś grubszego. Szukają dzieci. Jayden jest najmłodszą nas. Myślę, że tam, gdzie będzie i ona to znajdziemy i Marca.

- I Logana- mówię nie do końca to wcześniej rozważając.

- Masz brata? - patrzy na mnie zaskocziny- Wiesz co? Chyba cie kompletnie nie znałem- przyznaje blondyn.

- Uwierz mi, sama się nie znałam - puszczam do niego oczko z lekkim uśmiechem. Chociaż w środku gotuje się we mnie niepewność. Nie wiem jak to będzie w urzędzie. Raczej nie przyjmą nas z uśmiechem.

- Czekaj- odzywa się wreszcie Niall- zabrali ich do urzędu- mówi.

- Tak, właśnie to przed chwilą powiedziałem- przytakuje białowłosy.

- To nie mogli być nasi- my się tam nigdy nie zapuszczaliśmy, to wasz teren- mówi na co w tym samym czasie zerkamy na siebie z Peterem- wasi was zbierają, ciekawe tylko po co- pyta samego siebie z zamyśleniem. Kiedy blondyn się zastanawia odpowiedź uderza we mnie jak burza.

-Oni mieli to zaplanowane od samego początku - mówię, na co zwracam na siebie ich uwagę-Rozdzielenie akademii, pomysł może matki Rebecki, a co jeśli nie? Jeśli za tym stał ktoś jeszcze? Pamiętasz Peter jak mnie zabrałeś z balu? To też było częścią planu- chłopak chce mi przerwać, ale powstrzymuje go gestem reki- Zayn trzyma z nimi, on ci kazał mnie porwać, po co?- pytam- Wiedzieli od początku o Ashu, jak mogłam być taka głupia? - wale się reką w czoło, kiedy zauważam, że oni tego nie rozumieją kontynuuje- Ash panuje nad wszystkimi żywiołami tak jak teraz i ja, tylko, że on miał to od urodzenia, jego matką była Suzan. Wiedzieli o tym, chcieli go przetestować. Chcieli spowodować bitwę pomiędzy akademiami, ale ktoś im pokrzyżował plany. To byli Ash, Vivan i Tris, to oni się wtedy wymkneli do mnie- wzdycham nie mogąc w to uwierzyć- kto wtedy się zjawił? Ktoś kto zapewniał nas, że nie mamy powodów, żeby walczyć pomiędzy sobą, ktoś kto był tego taki pewny i nadsyłał nas na was- patrzę na zszokowanego Niala, bo to właśnie przeciwko nim teraz walczymy- ktoś kto uciekł, gdy tylko usłyszeliśmy pierwsze strzały, u kogo boku nagle pojawili się ludzie broniący go. Chuck Wollins. On jest odpowiedzialny za śmieci wszystkich. W tym twojej siostry Peter i Tris. Od początku miał to zaplanowane.

- Czekaj Lynn- mówi blondyn- przypomniałem sobie coś, może to coś mało istotnego, ale może jednak ma jakieś znaczenie- wzrusza ramionami- tego dnia na jeziorze to Krystian kazał mi dużo pić, a później to on mnie namówił, żebym wrzucił cię do wody, pijanego człowieka jest szybciej namówić na takie rzeczy niż trzeźwgo.

- Sean. Tylko skąd wiedzieli?- pyta zaskoczony chłopak obok mnie. Zapada chwilowa cisza, aż po chwili wpada mi tylko jedno racjonalne wyjaśnienie.

- Logan - mówię, a za moimi plecami rozpala się jaskrawo zielone światło. Chłopcy patrzą na siebie zaskoczeni, a ja w pośpiechu wyciągam księgę. A ona otwiera się na kolejnym rozdziale.

"WOJNA"

Rzucam im tylko niepewne spojrzenie. Blondyn poprawia się niespokojnie na krześle i przygląda się przez dłuższą chwilę księdze. Po chwili jego oczy rozszerzają się jak pięcio złotówki.

- Czy to jest nasza księga? - pyta zaskoczony- umiesz ją przetłumaczyć?

- Tak wyszło- mówię wciąż zerkając na blondyna.

- Możesz czytać na głos?- pyta niebieskowłosy.

- Tak - odpowiadam pewnie po czym patrzę na księgę. Ta jak, gdyby nie chcąc, żebym czytała ją na głos znów zamiast liter zaczynają pojawiać się symbole- chyba jednak nie - poprawiam się i znów wszystkie słowa zaczynają wracać na swoje miejsca.

" Wojna, bitwa i życie

Na niej giną tysiące ludzi. Zwykli ludzie przeżyli ich kilkadziesiąt. My. Kilka. Najgorsza była jednak ta w której wyburzono peron i nasza wojna przeniosła się na zwykłych ludzi. Nie raz. Nie dwa. A trzy. Może się zdarzyć tak, że będziesz musiał uciekać. Weźmiesz ze sobą najlepszego przyjaciela, jednak co jeśli los zapędzi was w kozi róg? Złap towarzysza za gołą skórę i myśl tylko i wyłącznie o powietrzu, o tym, że chcesz stać się z nim jednością. Czasem tylko to może pomóc. A w takich okolicznościach tylko to."

Zauważam, że księga jeszcze rano pokazała mi właśnie ten wątek. Dzięki tej sztuczce udało nam się uciec od bitwy.

" Jeśli jest wojna to jest też i bitwa. Bo bez bitwy w końcu nie ma wojny. Jest jeszcze coś co chciałbym tu napisać i ci przekazać. Jeżeli ktoś wyzwałby cię do bitwy, a zaczynasz przegrywać. Gdy usłyszysz w tłumie "SUN". Słońce. Słońce jest nadzieją. To ono rozświetla mrok wokół. Gdy ktoś to wypowie momentalnie zastąpia przegranego w bitwie. Jednak na taki wyczyn trzeba zasłużyć. Ktoś musi darzyć drugą osobę sympatią tak mocną, żeby uratować mu życie i tak silną żeby samemu stanąć przed śmiercią. Nikt nie może bez tego jednego słowa wejść pomiędzy walczących.

Sam T."

Wygląda na to, że mamy kilka podpowiedzi. Nim nawet zdążam odwrócić wzrok strona w księdze się odwraca, a na kolejnej stronie pojawia się ten sam tytuł co oznacza kontynuację rozdziału.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
Ten rozdział będzie chyba moim ulubionym. Jestem z niego mega zadowolona. Kolejny rozdział pojawi się w okolicach wtorku :))

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top