1

Peter po raz kolejny patrzy na zegarek, przymocowany do swojego nadgarstka i informuje mnie, że minęło już dwadzieścia minut od wyznaczonej godziny, o której mieliśmy się spotkać z przyjaciółmi. Po chwili zza krzaków wydobywają się ciche szmery, jednak na tyle głośne, żebym mogła je dosłyszeć. Oboje odwracamy się speszeni, widząc przed nami w oddali zamaskowanego w nocnym mroku mężczyznę. Odruchowo biorę broń do ręki. Nie wiem od kiedy mam taki nawyk, ale jak widać, nie było trudno się go nauczyć. Próbuje uważniej przyjrzeć się postaci oddalonej od nas o jakieś osiemdziesiąt metrów. Jednak w niczym mi to nie pomaga, ciągle nie zauważam jakichkolwiek oznaków u nieznajomego, które mogły by mi powiedzieć kim jest. Postać zbliża się coraz szybciej, a ja coraz bardziej zaczynam się denerwować. W końcu zza gałęzi drzew przedostaje się jasne światło księżyca, które rzuca swój cień na rękaw kurtki nieznajomego, tym samym upewniając mnie, że go nie znam. Vivan, gdy wybiegał z Ashtonem miał ciemno zieloną kurtką a ta jest czarna. Już bez jakichkolwiek wątpliwości kładę palec na spust i wydaje trzy strzały, jeden po drugim. Gdy po trzecim strzale rozglądam się po raz kolejny nikogo już nie zauważam. Możliwe więc, że udało mi się trafić i nieznajomy padł martwy. Nagle centralnie obok mnie pęka gałąź. Podskakuję wystarona upuszczając broń, mój jedyny kaliber którym mogłabym się obronić. Stoję sparaliżowana w miejscu i patrzę na krzaki z przerażeniem. Właśnie zza nich wychodzą trzy osoby.  Nie mogę się ruszyć, moje kończyny jakby zostały przymocowane do podłoża, a ręce nie mogą się oddalić chociażby o kilka centymetrów od ciała. Mężczyzna podchodzi do mnie i kilka metrów przede mną ściąga kaptur, który odsłania tak znajomą mi czuprynę.

- Chciałaś mnie zabić?- pyta kładąc dłoń na klatce piersiowej i udaje, że boli go serce.

- Nie wiedziałam, że to wy.  Chciałam się po prostu bronić. Przepraszam.

- Nigdy więcej tak nie rób- patrzy na mnie wyczerpująco, abym mu przytaknęła.

- Okey, w porządku jak będę mieć choć małą nutkę niepewności to nie strzele- nagle zza pleców Vivana wychodzi nieznajoma dziewczyna. Jest to pewnie siostra czerwonowłosego. Jest mojego wzrostu i ma taki sam kolor oczu jak Vivan, a do tego również ma czerwone włosy i piegi, które dodają jej uroku. Przestaję słuchać chłopaka, który ciągle o czymś gada i zwracam się do dziewczyny.

- Cześć nazywam się Lynn, miło mi cię poznać- wystawiam w jej stronę przyjacielsko dłoń, którą niemalże od razu ściska.

- A ja Jayden- uśmiecha się przyjacielsko.

Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu brata Vivana, ale w pobliżu mogę dostrzec tylko Petera i Ashtona, którzy ze sobą rozmawiają. Zerkam lekko w stronę czerwonowłosego, żeby dowiedzieć się dlaczego tak właściwie nie ma z nami jego brata. Chłopak wyłapuje moje spojrzenie i momentalnie jego rysy twarzy się zmieniają. Kiwa głową, żeby dać mi znak, żebyśmy odeszli kawałek od Jayden. Przytakuję chłopakowi i przepraszam na chwile dziewczynę, po czym odchodzę razem z chłopakiem na bok.

- Co jest? - pytam.

- Nie było w domu Marca. Jayden mówiła, że gdy pakowała rzeczy do ucieczki to nagle weszli jacyś obcy ludzie, ona się schowała, jednak Marco nie zdążył i wzięli go ze sobą- mówi smutno- jednak na szczęście mniej więcej podsłuchała rozmowę  i zrozumiała z niej tylko, że muszą się pospieszyć i uratować jak najwięcej dzieci, że muszą dać je do schronu. Do jakiegoś urzędu, żeby pomóc im w samoobronie.

- Do urzędu żywiołów- szepcze na tyle głośno, żeby chłopak dosłyszał.

- Co to jest?- dopytuje.

- W większości twoja siostra podsłuchała co się tam znajduje, jednak ciągle nie znamy całej prawdy o tym miejscu. Będzie trzeba się tam bezpiecznie przedostać.

- W porządku. Jednak nie mogę wymagać tego od was, żebyście szli ze mną. To nie jest żadna wasza rodzina, nie macie obowiązku, żeby iść tam ze mną.

- Masz rację- mówię i zauważam jeszcze większy smutek w oczach czerwonowłosego- ale ty się do niej zaliczasz, poza tym ja też mam tam swoje sprawy do załatwienia- wysyłam mu promienny uśmiech.

- W porządku- uśmiecha się blado- mamy dla was rzeczy Ashtonem do przebrania, ale to dopiero później,  jak narazie musimy się oddalić jak najdalej od tego miasta. Idę powiedzieć reszcie, a wy sobie pogadajcie- mówi kiwając głową w stronę Asha, który odłączył się od Petera i idzie właśnie w naszą stronę. Przytakuję tylko mu głową na potwierdzenie i czekam na bruneta.  Jeszcze niedawno się w ogóle nie znaliśmy, a teraz jesteśmy parą,  pamiętam, że kiedyś powiedziałam, że go kocham, jednak to było wypowiedziane pod wpływem adrenaliny, ciągle nie jestem pewna swoich uczuć do Ashtona, jednak myślę, że w najbliższym czasie powinno się to zmienić. Uśmiecham się lekko do bruneta, który właśnie staje obok mnie.

- Co jest Lynn?- pyta- gadałaś z matką?

- Tak, dowiedziałam się czegoś ważnego, jednak na razie sama spróbuję się z tym oswoić, a później na pewno o wszystkim wam powiem- mówię zerkając za ramię bruneta w poszukiwaniu spojrzenia Petera, który jak się okazuje również patrzy na mnie.

- W porządku, nie będę naciskać,  ani reszta- robi chwilową pauze- tylko wiesz, będziemy musieli się na chwilę rozejść- chłopak wyłapuje moje spojrzenie po czym szybko dodaje - nie zrywam z tobą- zaprzecza - muszę iść tylko z Vivanem i Jayden po ich brata- śmieje się, czym chyba zaskakuję bruneta- takiej reakcji się nie spodziewałem.

- Śmieję się z tego, że w ogóle pomyślałeś, że mogłabym się na taki układ zgodzić. Nie ma mowy, idę z wami. Powiedziałam to samo Vivanowi, poza tym ja też mam tam swoje sprawy do załatwienia.

- Jakie sprawy?

- Miałeś nie naciskać, pamiętasz? - dopytuje.

- A, no tak- szczerzy się głupio.

- Chodźmy do reszty - mówię,  a chłopak bierze mnie za rękę. Uśmiecha się szczerze i ciągnie mnie w stronę przyjaciół.

Kiedy jesteśmy już blisko słyszymy rozmowę pomiędzy Peterem i Vivanem. Jayden za to stoi kilka kroków za nimi nie chcąc się wtrącać w rozmowę starszego brata.  Kiedy dziewczyna podnosi głowę zatrzymuje się na moim ciepłym spojrzeniu. Które jak widać dodaje jej pewności siebie, bo uśmiecha się lekko i dołącza z nami do rozmowy chłopaków.

- Ale gdzie on może być? - pyta Vivan.

- Co może być? - wtrąca Ash.

- Urząd Żywiołów - mówię zanim dociera do mnie znaczenie moich słów. Patrzę na wszystkich przyjaciół, którzy są wpatrzeni we mnie jak w obrazek- bo tam chcemy iść, tak?- dopytuje.

- Tak- mówi krótko Jayden na co się uśmiecham. Nareszcie odważyła się odezwać.

- Ja chyba wiem- rzuca białowłosy - jak Lynn była w mieszkaniu swojej matki, obok domu kręcił się patrol. Schowałem się za tują, żeby mnie nie zauważyli. Podsłuchałem ich rozmowę. Jeden mówił, że Chuck przesadził wysyłając ich trzysta kilometrów na zachód. Chciałem się wtedy przesunąć o jakieś kilka metrów, ale na nieszczęście wdepnąłem w jakąś suchą gałąź, która pękła pod moim naciskiem. Wtedy z domu udało się dosłyszeć rozmowy. Nieznajomi zaczęli się wtedy zastanawiać, co iść sprawdzać ogródek czy dom, jednak woleli wbiec do domu po ludzi niż trafić na przykład na jakieś zwierzę w ogródku wtedy strzelili do budynku przez okno- zatrzymał się i spojrzał na mnie jakby z prośbą czy może dalej kontynuować, na co kiwnęłam mu twierdząco głową - zastanawiałem się czy nie uciekać, jednak zostałem i czekałem na Lynn, chwilę później wyskoczyła z okna i dała mi znak ręką, żebyśmy jak najszybciej się ewakuowali.

Spojrzałam na Ashtona, który patrzył teraz w moje uczy ze współczuciem, co znaczy, że domyślił się co się stało w domu.

- To znaczy, że my musimy się wybrać trzysta kilometrów na wschód. Chodźcie- mówi Vivan- musimy się stąd ruszyć chociażby z dwa kilometry od miasta, jesteśmy za blisko nich, jakiś patrol mógłby nas zauważyć.

Czerwonowłosy ruszył przed siebie jako pierwszy, a tuż obok niego siostra. Za nimi powolnym krokiem ruszył Peter, a ja z brunetem jeszcze staliśmy w miejscu. W końcu chłopak poprawił plecak na swoim ramieniu i zwrócił się do mnie.

- Gotowa na drogę?
- Raczej nikt nie jest na nią gotowy- mówię na co chłopak musnął mnie lekko ustami w policzek.
- Masz rację, chodźmy już, dogońmy ich- w odpowiedzi posyłam mu tylko słaby uśmiech i  trzymając się za ręce ruszamy za przyjaciółmi.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
Wiem, wiem długo mnie tu nie było, a dokładnie ponad miesiąc.  Jednak wracam z nowymi pomysłami i weną, tym razem rozdziały będą pojawiać się systematycznie co tydzień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top