9
Znajome otoczenie. Wnętrze pojazdu, który Katherine ukradła trzy dni temu. Jechał właśnie po drodze, która prowadziła z jednego stanu do kolejnego. Na miejscu kierowcy znajdowała się młoda Aralez, starając się w miarę sprawnie sterować danym pojazdem, mimo tego, że nie zawsze szło jej to jakoś najlepiej. Z tyłu, na trzech fotelach dla pasażerów, znajdował się Puppeteer, który leżał tam i leniwie bawił się z nudów swoimi nićmi. Jechali tak już drugi dzień, po drodze tylko zatrzymali się na noc, gdyż nawet Katherine potrzebowała się przespać, a duch nie miał zamiaru prowadzić. Zastanawiało go jednak to, że dziewczyna nie obawiała się zasnąć w jego obecności. Przecież wydawała się doskonale zdawać sprawę z tego, że ten ewidentnie za nią nie przepada i wcześniej już raz próbował ją zabić. Początkowa myśl, jaka mu przyszła do głowy, zakładała, że jest ona najzwyczajniej w świecie głupia, jednakże szybko się jej pozbył. Być może po prostu była aż tak pewna swoich umiejętności i tego, że są one mocno ponad jego własnymi. Mężczyzna widział już część tego co potrafiła, jednakże jak wyglądała pełnia jej mocy? Odkąd tylko ich pojedynek się zakończył, cały czas się nad tym zastanawiał.
- Daleko jeszcze? - dziewczyna zapytała się ducha, już siedemnasty raz w przeciągu ostatniej godziny.
- Ugh... Ile razy mam ci mówić, że jak dojedziemy to co powiem!? - odpowiedział jej wyraźnie zirytowany już tym ciągłym pytaniem o to samo.
- Ale jak daleko jeszcze? Zjadłabym coś.
- Kurde dopiero co mieliśmy postój jakieś dwie godziny temu na stacji benzynowej, gdzie żeś zeżarła z trzy tabliczki czekolady! - wypomniał jej, z zażenowania aż chowając swoje nici z powrotem do ciała - Czemu w ogóle żeś się tak na nią rzuciła, zamiast zjeść coś normalnego?
- Pff... Czekolada jest normalna - prychnęła, zaglądając przy tym szybko w lusterka.
Nic za nimi nie jechało, więc Aralez postanowiła to wykorzystać. Szybko z całej siły wdepnęła hamulec, zmieniając również od razu na pierwszy bieg aby silnik przypadkiem nie zgasł. Owszem, taki manewr był szkodliwy dla pojazdu, jednakże miała ochotę zagrać duchowi na nerwach. W ten sposób sprawiła, że mężczyzna uderzył o siedzenia przed nim i wpadł do przestrzeni między fotelami przednimi, a tylnymi.
- Cholera, co ty odwalasz!? - krzyknął zirytowany, niemalże od razu po tym zajściu.
- Zapina się pasy kolego - zachichotała, po czym zaczęła jechać dalej.
Duch tylko prychnął powoli wstając z danego dołka i wchodząc z powrotem na siedzenia. Owszem wyprawa ta była dla niego dość irytująca, jednakże doceniał on fakt, że dziewczyna chociaż nie gadała za dużo. Oczywiście jak dla niego, to mogłaby się nie odzywać w ogóle, a nie co kilkanaście minut zadawać w kółko to samo pytanie, jednakże chociaż nie paplała non-stop. Mimo to jednak, że najchętniej by w ogóle z nią nie rozmawiał, to wciąż znajdowała się w nim ciekawość. Kim ona w ogóle była i dlaczego chciała się spotkać z tym całym Slendermanem? Wspomniała coś o teleportacji na dalszą odległość, jednakże z tego co widział podczas walki z nią, nie miała ona żadnego problemu z przemieszczeniem się na dalsze odległości za pomocą samej teleportacji. Dlatego między innymi się zdziwił, kiedy dowiedział się, że porusza się za pomocą samochodu.
- Właściwie to po cholerę ci ten cały Slenderman? - postanowił w końcu zapytać od niechcenia.
- Mówiłam ci już przecież podczas naszej małej potyczki. Chcę żeby mnie teleportował na dalszą odległość, niż sama jestem w stanie.
- Co to niby znaczy? Na trzy metry? - zapytał ironicznie, wyraźnie nawiązując do limitu, który mu wyjawiła.
- Nah, nie o to chodzi - westchnęła, wyjątkowo zachowując dość poważny ton, co lekko zdezorientowało Puppeteer'a - Muszę wrócić do domu i tyle.
- Do domu? A co, jesteś z innego kontynentu, a nie chcesz teleportować się przez ocean, czy coś w ten deseń? - kontynuował z pytaniami, wyraźnie zaintrygowany jej nagłą zmianą podejścia.
- Nie, to nie byłby większy problem akurat - jęknęła cicho, opadając trochę w swoim fotelu - Wierz mi, lub nie, ale pochodzę z alternatywnego świata. Jest bardzo podobny do tego, jednakże istnieją różnice. Przykładowo, tutaj czerwony kolor oczu raczej nie jest naturalny... Wersja mnie z tego świata, nie żyje już od dobrych kilku miesięcy i jeszcze parę rzeczy by się znalazło.
Dla ducha takie stwierdzenie było dość abstrakcyjne. Alternatywny świat? Przecież to brzmiało jak fikcja. I mimo tego, że spotkał się on już w swoim życiu z wieloma dziwactwami, których nie zawsze dało się wytłumaczyć, to nigdy nie słyszał on o czymś w tym stylu. Mimo to jednak postanowił dalej drążyć temat.
- I jak się niby znalazłaś w tym świecie? Jeśli jakoś się tutaj dostałaś, to czemu nie wrócisz w ten sam sposób?
- Nie przybyłam tutaj z własnej woli. Pewien jegomość mnie tutaj przysłał, bo wchodziłam mu za bardzo w paradę. Muszę jednak wrócić i mu przeszkodzić w jego planach, bo inaczej nie tylko mój świat będzie zagrożony. Ten i wszystkie inne też.
- Co masz przez to na myśli?
Dziewczyna tylko westchnęła ciężko.
- To długa historia... W dodatku tak abstrakcyjna, że raczej nikt kto nie nie ujrzał dowodów na jej prawdopodobieństwo, w nią nie uwierzy.
- Przed nami jeszcze kawał drogi - stwierdził duch, wyraźnie zaciekawiony o co w tym wszystkim chodziło oraz przeszłością tej tajemniczej dziewczyny - Równie dobrze możesz chociaż to streścić.
- Cóż... No dobra, przynajmniej nie będzie mi się już tak nudzić, podczas tej jazdy - stwierdziła, wyraźnie nawet trochę zadowolona, że w końcu między ich dwójką zawiązała się jakaś rozmowa - Zacznijmy więc od początku. Otóż kiedyś, dawno temu, zanim jeszcze którekolwiek z nas istniało, istniało pięciu Bogów. Byli oni ponad wszystkimi bytami, do takowych zaliczanych, więc można by ich nazwać czymś nawet ponad tym. Zadanie mieli jedno, pilnować świata, żeby ten się nie zapadł. Każdy z nich był inny. Dwóch najstarszych, dwójka młodszych oraz ten najmłodszy, który pojawił się dopiero, podczas gdy reszta była już w pełni rozwinięta. Każdy z nich był również inny. Pierwszy z nich, najsilniejszy, uważał chaos za coś pięknego. Cierpienie istot żywych było dla niego przyjemne, a on sam chciał by oni wszyscy rządzili twardą ręką. Reprezentował zniszczenie i chaos. Drugi z nich, najrozsądniejszy był niemalże całkowitym przeciwieństwem. Według niego powinna panować harmonia, a istoty żywe powinny żyć tak jak chcą, a oni powinni jak najmniej ingerować w wydarzenia jakie miały miejsce. Reprezentował tworzenie i harmonię. Trzecia z nich, jedyna kobieta, była z nich najspokojniejsza i najbardziej wyrozumiała. Zawsze starała się połączyć ich rodzinę i rozwiązywać konflikty. Jednakże jej zainteresowaniem zawsze była magia, zjawiska paranormalne i tak dalej. Owszem, biorąc pod uwagę, że sami mogli zrobić dosłownie wszystko, dziwnym trochę było to jej hobby, jednakże dzięki temu jeśli chodziło o takową manipulację magią, mocą i tak dalej, to ona była w tym najlepsza. Czwarty z nich, najinteligentniejszy zainteresowany był tylko i wyłącznie światem fizycznym, jego rozwojem i nauką. Zarówno pierwszy brat, jak i trzecia siostra uznawali to za dość dziwne, gdyż w końcu co ma ktoś o ich potędze do rozwoju istot żywych. Nietrudno się domyślić co reprezentował. I w końcu najmłodszy... pojawił się i pieczę nad nim przejął pierwszy brat. To on go wszystkiego nauczył, wbił mu do głowy swój światopogląd i w ten oto sposób, jednego potężnego bytu o złych zamiarach, zrobiły się dwa. Rodzeństwo pozostałe próbowało jakoś ingerować w ten proces, jednakże na marne. Po dłuższym czasie, pierwszemu bratu zaczęło coraz bardziej doskwierać szaleństwo. Coraz bardziej pogrążał się w chaosie i zaczął powoli niszczyć cały świat, jaki został do tej pory stworzony. Najmłodszy oczywiście jako, że podzielał jego poglądy, zaczął powoli robić to samo. Pozostała trójka rodzeństwa wyraźnie zdawała sobie sprawę z zagrożenia, jakie czyhało. Dla tego świata było już za późno, dlatego dzięki wspólnym wysiłkom udało im się stworzyć kopię tego świata, jeszcze sprzed masakry jaką rozpoczął pierwszy brat. Kopia ta jednak różniła się jedną rzeczą, oprócz tego. Skopiowani nie zostali oni. Była to więc zupełnie inna linia czasowa, pomiędzy którymi znajdowało się krótkotrwałe przejście. Pierwszy i najmłodszy brat jednak dowiedzieli się o planie pozostałych. O tym, że chcieli uciec, zostawiając ich w tym praktycznie doszczętnie wymarłym już świecie. Zawiązała się więc między nimi walka, która trwała do momentu, aż przejście zaczęło się zamykać. Uciekła trójka z nich. Jednakże nie wszystko poszło zgodnie z planem. Czwarty brat pozostał w wymarłym świecie, wraz z pierwszym, wówczas gdy drugi i trzecia, wraz z najmłodszym wylądowali w nowej linii czasowej, która na tym etapie była już kompletnie odseparowana od tej starej. Nie dało się nijak, za pomocą żadnej magii przedostać z jednej do drugiej. Specjalnie zostało to tak zaprojektowane. Dwójka próbowała przemówić najmłodszemu do rozsądku, lecz było już za późno. Jego umysł został już doszczętnie wyprany, przez pierwszego brata i chciał on kontynuować jego dzieło, również i w tym nowym świecie. Dwójka nie mając więc większego wyboru, wykorzystała fakt, że jeszcze nie rozwinął się on do końca. Zdegradowali więc go, pozbawili niemalże całej mocy i zapieczętowali go w ciele ludzkiej istoty. Stworzyli również mały, alternatywny świat, ograniczony zaledwie do jednego układu słonecznego, który był tylko imitacją oryginalnego świata. To tam wygnali oni najmłodszego brata i tam również udała się trzecia siostra, aby mieć go na oku i mieć pewność, że w jakiś sposób nie spróbuje on uwolnić pierwszego brata. Poza tym jej natura, która nie lubiła konfliktów, chciała mimo wszystko dalej próbować go przekonać do swoich racji. Z tamtego świata pochodzę właśnie ja. Z upływem tysiącleci, trzecia siostra zaczęła powoli tracić już cierpliwość, więc postanowiła stworzyć kogoś, kto będzie wykonywać jej robotę za nią. Odnalazła więc pewną dziewczynę, która i tak nie miała szansy na normalne życie, przez jej przeszłość, podarowała jej niecodzienne umiejętności i dała jej jedno zadanie. Dopilnować tego, aby najmłodszy brat nie uwolnił pierwszego brata. Gdyż to oznaczałoby zagładę dosłownie wszystkiego co kiedykolwiek istniało - po tych słowach Katherine ucichła.
Na jej twarzy nie widniał już żaden uśmiech. Wypisana na niej była tylko powaga, a wzrok dziewczyny skupiony był na drodze. Mięśnie w praktycznie całym jej ciele zacisnęły się, a ona sama nie była już tak rozluźniona. Trzymała za kierownicę dość mocno. Wyraźnie czuła ona lekką frustrację z powodu tego wszystkiego.
- Tą dziewczyną jesteś ty... zgadza się? - zadał pytanie Puppeteer, który dość łatwo był w stanie wyczuć tą nagłą zmianę atmosfery, jaka znajdowała się teraz w danym pojeździe.
- Tak. Już od około czterech lat - powiedziała cicho, po czym wzięła głęboki oddech - Podczas ostatniej walki z Fumus'em użył jakiejś magii i wygnał mnie do tego świata. To było dwadzieścia trzy dni temu. Z pewnością nie mógł od razu przejść do działania, aby uwolnić brata, gdyż taki ruch z pewnością pożarł sporą część jego energii, którą musi zregenerować. Jednakże każdy dzień zwlekania tworzy coraz większe ryzyko.
- W sumie... sam nie wiem, czy ci wierzyć, czy nie. Brzmi to strasznie abstrakcyjnie, gadka o jakichś bytach, którzy są ponad Bogami, o jakichś liniach czasowych i alternatywnych światach... - zaczął mówić duch, również dość poważnym i spokojnym tonem głosu - Jednakże jeżeli by nawet to co mówisz, było prawdą... to czemu po prostu nie zabić tego najmłodszego brata?
- Heh... To nie takie proste. Owszem został zdegradowany, jednakże zabicie go jest praktycznie niemożliwe. Pozostałe rodzeństwo natomiast, które pewnie by podołało... nie mogą tego zrobić. Ponoć dostali zakaz z góry, który zabronił im zabijania siebie nawzajem.
- Rozkaz z góry? Chcesz mi powiedzieć, że według twojej historyjki tak potężne istoty, mają kogoś kto jest jeszcze nad nimi? Kto to niby jest? - zapytał się duch, wyraźnie już mocno zdezorientowany.
- Nie mam pojęcia. Według tego co się dowiedziałam od Fumus'a, z rzeczy o których czasem wspominał podczas swoich monologów... mówią na niego Oryginalny Kreator. Jest to coś, co stworzyło zarówno ich, jak i cały koncept tego uniwersum. Ponoć właśnie kiedy pierwsza czwórka już się w pełni rozwinęła, ostatnią rzeczą którą zrobił było stworzenie najmłodszego brata, po czym zniknął i już się nigdy nie pojawił.
- Cóż... W takim razie jeżeli twoja historia jest prawdziwa... To faktycznie wypadałoby, żebyś wróciła.
~~~
Mała miejscowość. Około sześciu tysięcy mieszkańców. Większość budynków w danym miejscu, było już stare i zaniedbane, wyraźnie nie było jak tego wszystkiego wyremontować. Istniały jednak również i miejsca czyste, nowe, między innymi większe sklepy, które były rozrzucone po całym miasteczku. Nie było tutaj za wiele atrakcji - kino, parę restauracji, las, z dwa hotele, trochę klubów oraz basen odkryty, otwarty tylko w okresie letnim. W tym wszystkim jednak znajdował się również i jeden, nie połączony z żadnym, mały budynek. Wyglądał on dość niepozornie, miał około pięćdziesiąt metrów kwadratowych, drzwi wejściowe były niebieskie, lekko popękane, a na górze widniał napis głoszący, że jest to sklep z zabawkami. To właśnie przed tym sklepem zatrzymał się samochód, który prowadziła Katherine Aralez.
- To tutaj - rzekł Puppeteer, wychodząc z pojazdu, kiedy już zaparkowali.
- Sklep z zabawkami? Twój znajomy pewnie lubi dzieci, co? - skomentowała to dziewczyna z złośliwym uśmieszkiem na twarzy, również wychodząc na zewnątrz.
- Bez komentarza - westchnął duch, idąc w stronę wejścia.
Już po krótkiej chwili oboje przeszli przez drzwi wejściowe i znaleźli się wewnątrz budynku. Atmosfera wnętrza była dość dezorientująca. Z jednej strony wystrój oraz styl sprawiał, że w środku było dość przytulnie, jednakże jednocześnie przeróżne lalki, pluszaki i inne zabawki, które znajdowały się w tym miejscu, mogły wprawić w niepokój. Co dziwne wyglądały one kompletnie zwyczajnie, jak normalne zabawki. Po prostu według Katherine coś w nich nie grało tak jak powinno. Podłoga była drewniana, a tuż obok okna znajdował się stolik przy którym były dwa krzesła. Na nim natomiast znajdował się zestaw do herbaty.
- Jason! Wyłaź! Mam do ciebie dwie sprawy, z czego jedną im szybciej mi ogarniesz tym lepiej! - zawołał mężczyzna, powoli zagłębiając się w wnętrze sklepu.
Zaraz po tym dało się usłyszeć mały hałas dochodzący z drugiej strony sklepu, zupełnie tak, jakby coś się przewróciło, a następnie nieregularne tupnięcie. Wyraźnie ktoś się o coś potknął. Zaraz po tym zza jednego z regałów wyszedł zapewne właściciel danego sklepu. Był to niesłychanie atrakcyjny mężczyzna o długich, czerwonych włosach oraz zielonych, niemalże hipnotyzujących oczach. Ubrany był on w jasno-brązową, elegancką kamizelkę, pod którą znajdowała się biała koszula. Na nogach natomiast znajdowały się obcisłe, czarne spodnie, a na stopach buty w tym samym kolorze, sięgające za kostki.
- Puppeteer! Co ty tutaj robisz!? - rzekł właściciel, przejętym tonem głosu, wyraźnie odczuwając dość mocne emocje, z powodu nagłego spotkania ze starym znajomym.
- Tak wiem, mogłem dać znać. Nie planowałem tutaj przychodzić - westchnął duch, podając mu rękę, aby się przywitać.
Jason jednak kompletnie zignorował dłoń starego towarzysza, aby serdecznie go objąć w geście radości, co natomiast u szarowłosego wywołało zażenowanie. Widocznie nie należał on do osób, które lubiły wyrażać afekcję poprzez kontakt fizyczny. Po paru sekundach takiego trwania, właściciel dostrzegł stojącą około trzy metry za duchem dziewczynę o czerwonych oczach, której nigdy wcześniej nie widział. Puścił więc w końcu swego przyjaciela, po czym wyminął go, aby znaleźć się bliżej niej.
- A panienka to kto? Puppeteer, czyżbyś znalazł sobie w końcu lubą?
- W życiu! - zaprzeczył szybko duch, wyraźnie poirytowany tą nagłą konkluzją konstruktora zabawek - Zostałem zmuszony ją tutaj przyprowadzić, w normalnych warunkach słowa bym z nią nie zamienił.
- Zostałeś zmuszony? - powtórzył po nim, z lekka zdezorientowany Jason.
- Skopałam mu dupę! - pochwaliła się szybko Aralez, z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Doprawdy?
- Zamknij się, dobra!? - krzyknął na nią szarowłosy, wyraźnie nie chcąc już o tym słuchać - Proszę bardzo, masz Jason'a! On powinien wiedzieć to czego chcesz!
- Hm? Panienka ma do mnie jakąś sprawę?
- Dokładnie tak! - odpowiedziała dziewczyna, która nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że jej głos lekko zadrżał, przez fakt, że osobnik o takiej aparycji znajdował się tuż przed nią - Eee... Coś się gorąco tutaj zrobiło nagle, n-no nie...?
- Skądże, jest tak jak zwykle - parsknął Puppeteer, który już dostrzegł co się tutaj działo.
- Tak czy inaczej, zanim przejdziemy do jakichkolwiek rozmów, nalegam, aby móc polać panience herbaty! - zasugerował Jason, po czym odwrócił się i szybkim, aczkolwiek dostojnym krokiem zaczął iść w stronę drzwi prowadzących do pokoju obok - Proszę w tym czasie usiąść przy stoliku, a ja za chwilę wrócę!
Po tych słowach właściciel przeszedł do kolejnego pomieszczenia, gdzie to zapewne wziął się za przyrządzanie trunku, jakim miała być herbata, którą zaproponował. Zostawił więc on zarówno Puppeteer'a, jak i Katherine samych po raz kolejny.
- Więc to tak, co? - rzekł złośliwie Puppeteer, lekko się pochylając w stronę dziewczyny.
- A co, zazdrosny?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top