6

  Ciemne, ciasne pomieszczenie. Katherine była już po rozstaniu z Harrym w wentylacji i w tym momencie własnie obserwowała przez kratę pokój do którego miała się dostać. Otwór ten oczywiście był za mały, nawet gdyby zniszczyła daną kratę, jednakże ta mała przeszkoda nie przeszkadzała dziewczynie. Owszem, przez cały czas nie wyzdrowiała po swojej walce z Fumusem i nie marzyło jej się, żeby rany jej się pootwierały, dlatego nie mogła po prostu tam wskoczyć i zaszaleć. 

  - Mógł doprecyzować chociaż kiedy tam niby miałam wskoczyć - szepnęła sama do siebie, obserwując co w tej chwili robili strażnicy.

  Było tam trzech dorosłych mężczyzn w swoich mundurach. Dwoje z nich miało ciemniejszy odcień skóry, co szatynce wydało się dość zabawne, gdyż ten jaśniejszy znajdował się po środku, a dziewczynie skojarzyło się to z ciastkiem. Tylko jeden z danej trójki obserwował obraz z kamer, podczas gdy reszta popijała kawę i rozmawiała ze sobą o sprawach prywatnych. Samo to pomieszczenie do największych nie należało, maksymalnie cztery na trzy metry, z czego większość miejsca zajmowało biurko, fotele oraz cała ta elektronika jaka się tutaj znajdowała. Poza tym dało się tam dostrzec jeszcze jedną, metalową szafkę stojącą w kącie. 

  - Hmm... Czyżby skrzynka niespodzianka? - ponownie szepnęła do siebie Aralez, wówczas gdy ją dostrzegła.

  Mogło się w niej znajdywać przecież wszystko. Jakieś pieniądze, które pomogłyby jej w zdobyciu jedzenia przez najbliższe dni, kluczyki do jakiegoś auta, który zapewniłby jej transport, może jakaś broń palna nawet? W końcu ochroniarze chyba powinni mieć coś do ochrony.

  - Dobra Katka wbijamy i mamy to z głowy - rzekła, po czym zamknęła oczy na krótką chwilę.

  Kiedy powieki na powrót się otworzyły, jej źrenice z jakiegoś powodu, z jaśniejszego koloru, zmieniały się z powrotem na czerwony. Gdy powróciły już do swego zwyczajnego stanu, szatynka nagle zniknęła z wentylacji, zaraz po tym pojawiając się metr nad ziemią w środku. Opadła ona na ziemię i spojrzała, na będących w szoku pracowników.

  - Wybaczcie, ale w tym roku to nie Mikołaj was odwiedził - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym machnęła w ich kierunku prawą ręką.

  Dwoje z nich nie zdążyło jakkolwiek zareagować. Trzeci powoli sięgał po broń, jednakże nawet to nic nie dało. W powietrzu znikąd pojawiły się dwa, na wpół przezroczyste, czerwone ostrza, które po prostu poleciały w ich stronę, zabijając dwa cele niemal od razu. W tym samym czasie Kat szybko zbliżyła się do jedynego, który zareagował, jedną ręką zasłaniając mu usta, a drugą łapiąc go za nadgarstek od dłoni, w której dzierżył broń, którą udało jej się wykręcić w taki sposób, że w tym momencie celował on sobie w skroń.

  - Nie hałasuj pan, bo cisza nocna już zapadła. Powiedz po prostu, gdzie są kluczyki do szafki w rogu, a tylko pozbawię pana przytomności! Chyba, że chce pan podzielić los kolegów, co pan na to? - zaproponowała mu propozycję, z bezczelnym uśmiechem na twarzy.

  Mężczyzna tylko jęknął coś, czego i tak nie dało się zrozumieć przez fakt zablokowanych ust. Dało się jednak po tonie wywnioskować, że raczej wyraził on dezaprobatę.

  - No weź no, nie ufasz mi? Słowo harcerza.

  Ochroniarz wyraźnie zrezygnowany faktem, że został obezwładniony przez nastolatkę, która dodatkowo traktuje tą sytuację niczym żart, kiwnął głową w stronę biurka, na którym leżał pojedynczy, metalowy kluczyk.

  - No, zuch chłopak! - zaśmiała się szatynka, zabierając dłoń z jego twarzy i cofając ją lekko - Ale tak tylko zdradzę tajemnicę, że nigdy nie byłam harcerzem - stwierdziła beztrosko, materializując szybko w dłoni jeden z fantomowych noży, którym następnie błyskawicznie się zamachnęła i poderżnęła ofierze gardło - Naprawdę ufasz pan nastolatce, co się teleportuje? Mogłeś chociaż spróbować walczyć... - prychnęła na koniec, szybko zgarniając kluczyk i zerkając na jeden z monitorów, na którym dało się zauważyć coś, co raczej odstawało od normy.

  Harry działał według planu i właśnie pozostawił w serwerowni już drugiego trupa i zaczął się rozglądać za wyłącznikiem zasilania. Aralez była nawet pod lekkim wrażeniem, gdyż szczerze, to spodziewała się raczej, że chłopak zaśnie gdzieś po drodze w tej wentylacji. A tu proszę, nawet nie bał się pobrudzić sobie rąk. Obserwując tak dany obraz, zauważyła coś, czego Kanibal raczej nie byłby w stanie dostrzec ze swojej pozycji. W pomieszczeniu został  jeszcze jeden człowiek, który powoli skradał się za napastnikiem, najpewniej z zamiarem ataku z zaskoczenia. Katherine z ciekawością obserwowała teraz co miało się tam teraz wydarzyć. Pracownik trzymał w ręku nóż i znajdował się już zaledwie metr za długowłosym, który w tym momencie się zatrzymał. Kiedy tylko pracujący zaatakował, szatyn niemal od razu odwrócił się, złapał atakującego za łokieć, drugą ręką natomiast lądując na jego podbródku. Po tym, po prostu pchnął z całej siły, jednocześnie ciągnął go tą rękę. Czerwonooka nie była przez chwilę pewna co tam zobaczyła, ponieważ zaraz po tym pracownik padł na ziemi, chyba martwy.

  - Co on, kark mu złamał w taki dziwaczny sposób? Skąd on w ogóle... Chwila, przecież... Nie, to niemożliwe... - powiedziała sama do siebie, mrużąc przy tym oczy w niedowierzaniu - Coś mi tu śmierdzi. I to nie jest krew na podłodze. Może to ja, bo nie miałam okazji się umyć zeszłej nocy. 

~

  Najwyższe piętro, główne biuro. Już po całej akcji, Katherine chodziła sobie po pokoju szukając pamiątek, wówczas gdy Harry po zdobyciu papierów, które były ich pobocznym celem, zaczął powoli podchodzić do ciała CEO, która leżała martwa na podłodze, tuż obok dwóch strażników. 

  - Ty zbierasz broń od swoich przeciwników, czy coś? - zapytała się szatynka, schylając się nad jednymi zwłokami i zabierając już czwarty pistolet, jaki tutaj znalazła - Bo ty nie masz chyba magii, no nie? Czy masz? - mówiąc te słowa miała nadzieję, na dwie rzeczy.

  Chciała jednocześnie zawiązać jakąś rozmowę, w końcu właśnie przed chwilą razem zabili z piętnaście osób i wykonali zadanie. Dodatkowo chciała po prostu poznać tą informację. Z jakiegoś powodu czuła w tym człowieku coś dziwnego, coś jakby go z nią łączyło, nawet pomimo tego, że byli z dwóch kompletnie różnych światów. I to dosłownie, a nie metaforycznie. 

  - Nie umiem korzystać z żadnej magii. Opieram się głównie na broni palnej, jednakże jak przychodzi co do czego, walka w zwarciu również wchodzi w grę - stwierdził chłopak, wyjmując zza pasa nóż myśliwski, po czym odciął on jeden z palców celu.

  - Bleh, a to po co niby było? - zapytała się go szatynka, podchodząc do niego i obserwując, jak chłopak teraz pakuje go do małego woreczka.

  - Kiedy nie mam w zleceniu czegoś w stylu "Ma wyglądać na wypadek", czy innych specyficznych okoliczności śmierci, zabieram dowód. Następnie odsyłam do zleceniodawcy z dwóch powodów - stwierdził, powoli wstając na równe nogi, po czym zaczął iść w stronę wyjścia z biura - Jeżeli bardzo chcą mieć pewność wykonania roboty, a nie, że zabiłem sobowtóra, czy coś, mogą sobie sprawdzić linie papilarne, jeśli mają do tego dostęp.

  - A drugi powód?

  - Chcę, żeby zdawali sobie sprawę z tego, że naprawdę spowodowali czyjąś śmierć. Wynajmowanie zabójcy to nie jest żart, trzeba się liczyć później z sumieniem, a ja im o tym przypominam.

  Czerwonooka lekko zmieszana obserwowała go, jak ten powoli zbliżał się do wyjścia z tego miejsca, po czym najpewniej jego celem byłoby wydostanie się z tego budynku. Nie do końca łapała jego sposób rozumowania. W końcu u niej samej sumienie bardzo rzadko dawało o sobie znać. Zabójstwo to zabójstwo, nie trzeba się w to przecież angażować. Zdziwiło ją to, że zabójca na zlecenie wspomniał coś o czymś tak przyziemnym, co raczej uniemożliwiałoby mu jego pracę.

  - Sumieniem? A ty jak sobie z tym radzisz?

  - Jeden z dwóch powodów, przez które nie sypiam za dobrze - po tych słowach, bez żadnego pożegnania, po prostu wyszedł z biura i ruszył gdzieś w swoim kierunku.

  Aralez pozostała więc teraz sama w biurze ich zlikwidowanego już celu. Znajdywało się tutaj osiem martwych ciał. Wszyscy zostali zabici w miarę po cichu, dzięki czemu udało im się nie zwracać na siebie uwagi. Sporo zamieszania w końcu wywołała awaria prądu jaką spowodowali wcześniej. Mimo to jednak, prędzej czy później ktoś tutaj przyjdzie i zauważy tą masakrę, jaka się tutaj odbyła. Zamiast jednak się spieszyć z szukaniem czegoś przydatnego do przeżycia, ta dalej stała w miejscu i patrzyła się w drzwi, za którymi długowłosy przed chwilą zniknął.

  - Sumienie...? Człowiek o pseudonimie Kanibal, który zabił dzisiaj z dziewięć osób, mówi o sumieniu - podsumowała to sobie, mrugając przy tym kilkukrotnie - Przecież to jakiś żart. I to wyjątkowo nieśmieszny.

  Po krótkiej chwili szatynka sięgnęła jedną z rąk do kieszeni swej bluzy, w której szybko wyczuła przedmiot, który chciała teraz wyjąć. Po złapaniu go, powoli wydostała go stamtąd i spojrzała na to. To właśnie je znalazła w szafce w pokoju ochrony.

~

  Kluczyki do jakiegoś samochodu. Najpewniej pozostał on na parkingu pod tamtym budynkiem. Katherine wpatrywała się w nie, wówczas kiedy siedziała w jednym z tramwajów i jechała właśnie, by go poszukać. Był to już następny dzień, a w wiadomościach trąbiono o kolejnym ataku. Podejrzewany oczywiście był zabójca o pseudonimie Harry Kanibal, jednakże nikt nie miał co do tego pewności. Na głównej liście podejrzanych znajdywały się takie osobowości jak Jeffrey Woods, Helen Otis, a nawet jakaś Marksmania o której istnieniu Aralez dowiedziała się dzień wcześniej od Harry'ego. Najprawdopodobniej jego partnerka w zbrodni. Z jakiegoś powodu jednak nikt w ogóle nie podejrzewał tego, że mogły za tym stać dwie osoby. Aktualnie nawet mówiono o tym w radiu, które zostało puszczone wewnątrz tramwaju, by pasażerom nie nudziło się zbytnio podczas drogi. 

  - Pewnie będzie się tam kręcić mnóstwo policji. Odebranie bryczki może być trochę trudne - westchnęła szatynka, chowając kluczyki z powrotem do kieszeni, jednocześnie wyjmując z niej jakiś zwitek papieru.

  Dzisiaj rano obudziła się i po prostu miała go przy sobie. Oczywiście spała ona na ławce w parku, ponieważ innego wyboru zbytnio nie miała i tak trwało to wszystko może z trzy i pół godziny, po tym jak ogarnęła się po akcji. Dlatego nie obawiała się zbytnio o siebie i tak nie miała zbytniego wyboru, gdyż nie mogła marnować tych pieniędzy, które wczoraj znalazła w firmie, na spędzenie paru godzin w hotelu. Najprawdopodobniej więc Kreator użył swoich zasięgów, by jakoś to do niej dotarło, bez potrzeby ich spotykania się. Szatynka rozwinęła go po raz kolejny i spojrzała na adres, który był tam zapisany. Stan Nevada. Motel 6 Las Vegas I 15. Heather Marshall AKA Rouge. To było wszystko, co znajdywało się na kartce. 

  - Jakiś Motel w Las Vegas. Świetnie... jak ja to znajdę do cholery, przecież to miasto jest ogromne. Przynajmniej w moim świecie. I kim w ogóle jest ta cała Heather? Jakaś pracownica Slendermana chyba, tak wynika przynajmniej z tego co mówił Kreo - westchnęła, chowając dany papier z powrotem na miejsce - Muszę wymyślić jakąś wymówkę, żeby policja dała mi zabrać to auto. Albo się zakradnę? Hmm... Coś się wymyśli, mam kluczyki, to nie powinno być trudno. Gorzej, jak będą chcieli sprawdzić, czy mam prawko... Nie mam przy sobie żadnych dokumentów... - jęknęła cicho, zaglądając przez jedno z okien.

  Była w stanie zauważyć dany budynek, w którym ta cała, wczorajsza akcja miała miejsce. Już stąd dało się dostrzec będących dosłownie wszędzie oficerów policji, jakichś służb specjalnych. Tutaj Aralez nie mogła się oszukiwać, to mogła być dość trudna sytuacja. Będzie musiała zdać się na swoje umiejętności gadania o niczym i ewentualnie spróbować jakoś zawrócić im w głowach. W grę zawsze wchodzi też mord, ale to nie byłoby dobrym rozwiązaniem, gdyż nie dość że zwróciłaby na siebie zbyt dużą uwagę, to na dodatek samochód, który by potem przejęła, najpewniej byłby ścigany i szansa dziewczyny na dotarcie do Las Vegas, spadłaby drastycznie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top