21

Patrzę na sprawdce tego pchnięcia, a moje oczy się rozszerzają. Nial, do cholery co on tutaj znowu robi. Kiedy mam się go o to zapytać, las wypełnia się rozpaczliwym krzykiem. Patrzę z przerażeniem jak zamaskowani pakują moich przyjaciół do ciężarówki. Oni wiedzą, że mogliby zareagować żywiołem, ale tego nie robią. Celują do nich z broni. Oni sobie pomogą mocą, a wystarczy jedna głupia kulka, żeby stracili życie. Nawet gdyby spróbowali szansa, że ktoś dostanie jest bardzo duża. Próbuje tam podejść, ale zatrzymuje mnie chłopak oplatając mnie zwinnym ruchem w talii, a druga ręką kładzie na ustach, w razie wu gdybym zaczęła krzyczeć. Do kurwy nędzy, gdzie jesteś Ash. Przydałbyś się teraz i to bardzo. Siedzimy cicho, aż wszyscy zamaskowani się nie zbiorą i nie odejdą wystarczająco daleko. Nagle zza którego drzew woła jakiś mężczyzna.

- Brakuje różowej, brunet mówił, że będą się kierować w stronę urzędu- krzyczy-  przeszukajmy teren.

- I co teraz?- pyta chłopak łapiąc się za głowę. Mam nadzieje, że sztuczka z telefortacja zadziała. Biorę dłoń chłopaka.

- Skup się na mieście. Tylko nie myśl o czymś innym- ostrzegam go. Przymykam oczy i wyobrażam sobie obrzeża miasta, gdzie jeszcze niedawno byliśmy. O ile pamiętam w księdze pisało, że zwykły człowiek również może wziąć udział w przeniesieniu, ale w kręgu muszą być obecne wszystkie żywioły. Miejmy nadzieję, że podziała.

- Tam są! - krzyczy inny zamaskowany.

Cała się napinam, starając się myśleć o jednym. Miasto. Obrzeża. Miasto. Obrzeża. Nagle juz nas nie ma. Słyszę juz tylko w dali przekleństwa, które wykrzykuje dwójka mężczyzn. Znów czuje to uczucie jak gdybym była nicością. Znajdujemy się pomiędzy ziemia, a powietrzem. Tak, gdybyśmy to my byli poranną rosą na trawie. Po kilku sekundach znajdujemy się w tym samym miejscu co ja z przyjaciółmi jeszcze pół godziny temu.

- Co się właśnie stało? - pyta zszokowany- ty napewno panujesz nad żywiołem? Czy może jesteś wiedźmą? -patrzy na mnie pytajaco, na co mrurze oczy- Dobra, dobra - wyciąga ręce w geście obronnym, ale i tak będziesz musiała powiedzieć mi jak to zrobiłaś.

Robimy krok w stronę miasta. Tak właściwie to właśnie się w nim znaleźliśmy. Niedługo znów zacznie się ścieraniać. Musimy znaleźć dobrą kryjówkę. Wzdycham. Idziemy dobry kawałek w ciszy. Ciągle nie mogę zapomnieć o słowach mężczyzny  "brakuje różowej, brunet mówił, że będą się kierować w stronę urzędu" czy mogło chodzić o Asha? Nie on nas nie mógł wydać. A co jeśli tak? Po raz kolejny wypuszczam głośno powietrze.

- Co ty tak wzdychasz? - pyta patrząc mi prosto w oczy.

- Zastanawiam się. Nieważne - mówię - trzeba znaleźć kryjówkę.

- Te domy są opuszczone. Zawsze możemy wejść do jednego z nich- wzrusza ramionami, udaje, że obojętne jest mu to czy się zatrzymamy czy nie, jednak ja widzę po nim, że jest zmęczony.

- Skąd wiesz, że są opuszczone?- pytam.

- Co jakiś czas robiliśmy tu obchód. Kolejny powinien tedy przejść jakoś za dwa dni- mówi marszcząc brwi.

- Jest jedna różnica. Wcześniej nie wiedzieli czy ktoś jest w mieście, a teraz wiedzą, że my jesteśmy.

- Nie dotrą tak szybko. Poza tym tu jest w cholerę domów. Jak wyjdziemy z samego rana i nie będziemy przedłużać odwiedzin to za dwa dni jesteśmy w urzędzie. Jest jeszcze taka opcja mogą pomyśleć, że jesteśmy na tyle rozsądni, żeby trzymać się od miasta z daleka i iść obrzeżami i sprawdza tylko tamte domy-  mówi, a ja wiem, że raczej nie mamy innego wyjścia.  Musimy odpocząć. Skręcamy w uliczkę po lewej i idziemy po cichu wzdłuż ścian budynków.  Po chwili zatrzymuje mnie chłopak- Dobra, wskakuj tu- mówi uchylając drzwi jednego z domów.

Wchodzę po mału do ciemnego pomieszczenia z wyciągniętą bronią na wprost siebie. Kiedy tylko dochodzę do jakichś otwartych drzwi wymierzam za nie w razie, gdyby okazało się, że mamy nieproszonego gościa. Obchodzę pierwsze piętro, gdzie znajduje się kuchnia z małym salonem i łazienka. Za to Niall poszedł sprawdzić górę.  Kiedy jestem pewna, że jesteśmy sami oddycham z lekka ulga. Wchodzę jeszcze raz do łazienki i zamykam za sobą drzwi. Ciemne pomieszczenie od razu oświeca jaskrawo-zielone światło wydobywające się z mojego plecaka. Przekręcam kluczyk w drzwiach, żeby upewnić się, że chłopak nie wejdzie do mnie i nie zobaczy księgi. Nie ufam mu do końca. Pomimo tego, że mu wybaczyłam, że próbował mnie utopić. Dobra Lynn, zapominasz o sprawie. Wybaczyłaś mu, koniec tematu. Ściągam plecak, a z niego od razu wyciągam księgę, a ona sama otwiera się na wyznaczonej stronie, przez co całe pomieszczenie świeci się na jaskrawo-zielono.

" Skutki i uczucia"

Skutek?  Co to jest zapytasz. Cóż. przyczyny i skutki. Pokłócisz się z przyjacielem, będziesz tak zdenerwowany i rzucisz szklanką. Przyczyną w tym wypadku będzie gniew, a skutkiem? Rozbita szklanka i gniew tej drugiej osoby. To właśnie skutki. Masz obok siebie lusterko? Obejrz swoje obojczyki, łopatki czy kark, sprawdź naprawdę, a nie miło się zaskoczysz. Naprawdę. Nie miło. Ma to związek z odpowiedzialnością, którą księga pokazała ci ostatnio. Zobacz, a zrozumiesz ja poczekam"

Ciąg dalszy wypowiedzi autora był nie do rozczytania, westchnęłam. Stanęłam przed lustrem spoglądając na swoje obojczyki. Nie zmieniły się pod żadnym pozorem. Ściągam bluzkę i zerkam odruchowo na drzwi jak gdybym ich wcale wcześniej nie zamykała. Zbieram swoje włosy na jedno ramię odsłaniając w ten sposób łopatki, najpierw odwracam się w prawo, żeby zobaczyć lewą, a później obracam sie w lewo, żeby móc obejrzeć prawą. Nic się nie zmieniły.  Może po prostu chciał sobie zakpić? Chociaż jak narazie każda informacja od niego wiele mi wyjaśniała. Jednak ta jak na razie ta do niczego mi się nie nadaje. Otwieram szufladę pod zlewem i zauważam w niej nożyczki, bandaż, szczotkę do włosów, kilka kosmetyków, plastry i małe lusterko, na którym tak naprawdę najbardziej mi zależy. Ustawiam lusterko na przeciwko siebie i odwracam się tyłem do lustra powieszonego nad zlewem podnoszę włosy tak, abym mogła zobaczyć swój kark. Patrzę w małe lustro i nie dowierzam w to co widzę. Na karku widnieją dwa symbole, każdy otoczony kółkiem. W pierwszym kółku znajduje się kilka wijących się lin, za to w drugim kółku znajduje się obrys falujacego na wietrze ognia. Odwracam się przodem do dużego lustra i na mojej twarzy maluje się strach, rozkojarzenie i niepewność. Od razu biorę w ręce księgę i patrze na kolejny przetłumaczony ciąg liter.

●●●●●●●●●
Pierwszy raz od bardzo dawna dotrzymuje słowa i rozdział pojawił się szybciej niż po 3 miesiącach :))
Tak mylę, że uda mi się dociągnącksiążkę do 30-stu rozdziałów  i chyba na tym byłby koniec. Później chciałabym opublikować coś świeżego. Coś co będzie całkiem nowe. Może też coś fantazy, a może coś bardziej realnego. Dajcie znać czy gdyby coś z chęcią byście przeczytali.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top