Rozdział 39

Pov. Octavia


Moja skóra zajmuje się żywym ogniem. Zamykam suche powieki. Słyszę krzyki. Nie jestem w stanie ich odróżnić. Zlewają się w jeden wielki szmer. Ten dźwięk i ból są nie do zniesienia. Próbuję zatkać uszy, ale nie mogę się ruszyć. Czuję, jak z uszu kapię mi krew. W pewnej chwili wszystko cichnie. Po za, odbijającym się echem - Kap, kap, kap, kap... - i tak w kółko. Kiedy i to cichnie, moja głowa zaczyna racjonalnie myśleć. Zdziwiona, że jeszcze żyje, podnoszę się do siadu.

- Ostatnio za często pojawiam się w dziwnych miejscach - stwierdzam cicho, rozglądając się wokół.

Znajduję się w depresyjne białym pustkowiu. Wyróżniam się, czuję, że tu nie pasuję. Jednak ta biel, z początku nieprzyjemna, przyciąga mnie. Bije od niej spokój.

- Czy tak wygląda niebo?

Zawsze ciekawiło mnie, jak to jest umrzeć. Nie raz myślałam, żeby zakończyć swój marny żywot. Jednak, o ile z zewnątrz nie wyglądam na silną osobę, to w środku boję się śmierci. Lękam się jej. Myślę, że tylko szaleni ludzie nie obawiają się umrzeć.

Powoli wstaję i niepewnie stawiam kroki przed siebie. - Nie możliwe, żebym trafiła do nieba. A jeśli tutaj zapadnie mój wyrok?

Paraliżujący strach, obezwładnia moje ciało. Jestem świadoma swoich grzechów, ale nie jestem gotowa usłyszeć wyroku. Jeszcze nie teraz. Błagam, obym się myliła.

Nagle znowu rozbrzmiewa ten paskudny dźwięk. Zagłuszam go, mocno łapiąc się za uszy. Jak dotąd spokojna biel, zaczyna płynąć? Sufit, ściany, podłoga - wszystko zaczyna się topić, a ja płynę na dno. Gęsta ciecz unieruchamia mnie, a jej kolor zmienia się w krwistoczerwony. Zamykam oczy, jednak nadal wszędzie widzę krew. Zewsząd docierają do mnie głosy.

- Wilk?! - krzyczy jakaś kobieta.

- Zabić!

- Jak coś takiego może żyć?!

- Brudne stworzenie - szepcze inny.

- Potwór!

- Bestia!

- Proszę przestańcie! - krzyczę.

Niech to się skończy. Dlaczego nie mogę chociaż po śmierci mieć spokoju?

Tonę.

Tak będzie najlepiej dla wszystkich.

Otwieram załzawione oczy. Wszędzie ta brudna czerwień. Mam już dosyć. Chcę zniknąć.

Biel? - przede mną pojawią się mała kropka. Prawie niezauważalna. Jednak dla mnie jest wybawieniem.

Nie zastanawiając się, wyciągam do niej rękę.

W tym momencie, dużo większą dłoń chwyta mnie w nadgarstku i ciągnie do siebie.

Łapczywie chwytam powstrzymywane powietrze.

- Cześć, młoda - mówi mężczyzna, którego za Chiny się tutaj nie spodziewałam. Z początku myślę, że się przesłyszałam. Pierwszy raz widzę u niego prawdziwy, szczęśliwy uśmiech. Jednak mimo wszystko to ON.

James










--------------------------

Wiem, wiem. Długo mnie nie było, ale kompletnie nie miałam weny. Uznałam, że muszę wkońcu zakończyć tą książkę i wezmę się za nią za dwa tygodnie, bo póki co jestem na wakacjach. Teraz wstawiam rozdział, który był już wcześniej napisany. Jest krótki, ale następne dwa będą dłuższe.

Dziękuję wszystkim, którzy mnie gwiazdkowali i zaobserwowali oraz czytali moją książkę. Chociaż z biegiem czasu widzę, jak bardzo jest beznadziejna i pełna błędów.

Życzę wszystkim udanych wakacji albo urlopów, a tym którym pracują, żeby dobrze się wysypiali.

Miłego dnia! 😁

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top