Rozdział 27
Pov. Octavia
- Dlaczego zemdlała? - pyta znajoma, aczkolwiek obca mi osoba. Czy to mój kochany straszy braciszek? Ale dlaczego jest taki oziębły?
- Najprawdopodobniej na skutek szoku, więcej nie jestem w stanie na razie ustalić. - odpowiada nieznana mi osoba. Zemdlałam? Dlaczego nie rozpoznaję medyka naszego stada? - Teraz wybacz, ale muszę wracać do pracy jest wiele rannych, beto.
- Oczywiście. - odzywa się sucho.
W tym momencie wszystkie wspomnienia do mnie wróciły. - Oby moim przyjaciołom nic nie było. Zresztą co ja się martwię Luke na pewno sobie poradził. A co jeśli coś mu się stało? - Nie, nie będę nawet tak myśleć.
Słyszę kroki i opuszczenie przez kogoś pomieszczenia, zapewne przez lekarza.
- Jednak przeżyłaś. - te słowa wyrzuca z siebie ze wstrętem.
Nienawidzi mnie, bo tak długo po niego nie wróciłam.
- Nigdy sobie tego nie wybaczę. - słabo udaje mi się wychrypieć przez suche, niczym Sahara, gardło.
- Czego? - pyta Max, zdziwiony ni to tym, że się obudziłam ni tym, że zapytałam.
- Tego, że cię zostawiłam. - mówię i otwieram oczy. Na początku ciężko mi przyzwyczaić się do jasnego światła i intensywnie białych ścian, ale po kilku sekundach normalnie wszystko widzę. Mój brat stoi i opiera się plecami o framugę drzwi, uważnie śledząc każdy mój ruch. Nie odpowiedział, a ja zauważywszy na szafce przy najpewniej szpitalnym łóżku, szklankę z wodą, biorę ją i szybko wypijam całą zawartość. - Przepraszam.
- Mam w dupie twoje przeprosiny, nasi rodzice sadyści cię kochali, a mnie codziennie bili i wyzywali. Nie kiwnęłaś nawet palcem, żeby coś zmienić! - wyrzuca z siebie ze złością.
Oni grzebali mu w mózgu czy jak?
- Chce się widzieć z twoim Alfą. - oznajmiam tonem nie znoszącym sprzeciwu. Wkładam w to trochę głosu Alfy tak aby się nie zorientował, ale tak, żeby wykonał moje polecenie.
Max tylko kiwa głową i po chwili już go nie ma.
~ Już się boję co wymyśliłaś. ~ wzdycha Cana.
~ Nic specjalnego.
~ Jaki mamy plan?
~ Wyciągnąć z Alfy, jak wyleczyć mojego brata, a później z twoją pomocą go zabić. Sama nie dam rady. Z tego co mówił Luke to Gastrell jest silną hybrydą.
~ Beznadziejny plan. ~ stwierdza pesymistycznie wilczyca. ~ Idą. ~ Tak samo jak ja usłyszała zbliżające się głosy.
- Jest coś co mnie dręczy. - mówi Max za zamkniętymi drzwiami sali.
- No mów. - pogania go tajemnicza osoba z wyjątkowo przyjemną dla ucha aksamitną, niską barwą głosu.
- Mówiłeś, że moja rodzina to potwory, a siostra nie żyje, prawda Alfo?
Czyli ten wilkołak to Aaron Gastrell. Jak on mógł tak namieszać w głowie mojego brata? Nawet nie chce sobie wyobrażać jakim sposobem udało mu się to osiągnąć.
~ Zapłaci nam za to. ~ stwierdza wściekła Cana. To właśnie z moim bratem biegałam w postaci wilków pierwszy raz po lesie. Byliśmy ze sobą zżyci nawet w naszej drugiej formie.
~ Za wszystko inne również. ~ odpowiadam. Mam na myśli między innymi Michelle.
- Tak. - mówi ten popapraniec, ale nie wiadomo z jakich mi przyczyn jego tembr głosu jest dla mnie jak narkotyk. Gdybym mogła słuchałabym go godzinami.
Co ja wygaduję? Ogarnij się Octavia. On zniszczył ci życie, a ty zachwycasz się brzmieniem jego głosu.
- To jakim cudem ona właśnie tam leży? - pyta mój brat.
- Octavia Amery?
Na wypowiedziane przez niego moje imię, wciągam ze świstem powietrze. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak pięknie mnie nazwał. Nigdy nie przepadałam za swoim imieniem, ale z jego ust brzmi ono idealnie.
Co się ze mną dzieje?
Moje zganianie się w myślach, przerywa wejście przez drzwi nie do opisania przystojnego mężczyzny, od którego bije potężna siła Alfy. - Myślałam, że to ja jestem tą najsilniejszą, ale przy nim zaczynam w to mocno wątpić. - Pachnie tak dziko jak las pomieszany z miłym aromatem świeżo zerwanej mięty. Gdybym stała na własnych nogach, kolana by mi się ugieły od tak przyjemnej i pociągającej woni.
Przy najmniejszym jego ruchu widać mocno napinające się mięśnie pod doskonale opinającym go szarym T-shirtem, a wzrost ma zdecydowanie ponadprzeciętny. Można by go pomylić z bóstwem, który postanowił zejść na Ziemię i dumnie po niej stąpać. Swoją drogą najbardziej ciekawi mnie jego twarz, która wygląda wielce znajomo. - Czy ja już go kiedyś spotkałam? Nie, nie możliwe miałabym spotkać Alfę Krwawych Wilków. Niby gdzie?
Opuszczam wzrok z jego połyskujących w świetle sztucznych lamp blond włosów, żeby spojrzeć mu w oczy. Piękne ciemnobrązowe tęczówki zrobiły dokładnie to samo. Stało się coś o czym wiele razy słyszałam od mojej matki. Mówiła, że to najwspanialsze co może mnie spotkać, ale dla mnie jest to jak najgorszy ze wszystkich koszmarów.
Jego oczy zmieniają kolor na krwisto czerwony.
~ To nasz przeznaczony! ~ krzyczy szczęśliwa i przy tym zdezorientowana Cana w moim umyśle.
Z opowieści mamy wynikało, że jedno spojrzenie swojej bratniej duszy w oczy wystarczy, aby poczuć do niej bezgraniczną miłość i chęć spędzenia z nią całego życia do ostatnich swoich chwil. Ale w stosunku do Aarona czuję jedynie pociąg fizyczny i w dalszym ciągu ogromną kłębiącą się przez te lata nienawiść za wszystko do czego dopuścił.
- Moja! - krzyczy Gastrell, wydając się być szczęśliwy? Szczerze, nie mam pojęcia.
Podbiega do mnie z nadludzką prędkością i bierze w swoje silne, męskie ramiona.
Nie wiele myśląc kopię go w miejsce, do którego światło nie dochodzi i cofam kilka kroków. Mój brat z wypranym mózgiem warczy na mnie i podchodzi do swojego zgiętego w pół Alfy, który szybko się podnosi.
- Nie dotykaj mnie. - syczę wściekle patrząc mu prosto w oczy.
Nagle czuję ogromny ból. Upadam na kolana i łapię się za głowę. Teraz rozumiem jak to jest gdy wewnętrzny wilk zadaje ci ból. Jedno wiem na pewno, że przyjemne to nie jest. Wybacz, że śmiałam się z ciebie podczas treningów, Michelle.
~ To morderca, on zniszczył naszą watahę, zmienił Maxa, nigdy go nie pokocham. ~ próbuje przemówić do niej.
Moje ciało przechodzi kolejna dawka bólu od Cany. W mojej głowie szaleje bolesna burza. Ledwo powstrzymuję się przed głośnym krzykiem.
Zdziwiony tym co się właśnie dzieje Gastrell podchodzi do mnie i łapie za rękę, której nie mogę wyrwać. - Cana próbuję przejąć kontrolę i nie panuję nad swoim ciałem.
- Co ci jest skarbie? - pyta obiekt mojego niedoszłego planu zemsty.
Nagle przez moją głowę przechodzi jakiś impuls i staje się przez kilka sekund świadkiem niezwykle wyraźnego wspomnienia.
Mężczyzna odwrócił się w moją stronę. Wystraszona milknę. To nie jest nikt z naszej watahy. Na pewno nie. Inaczej moja wilczyca wiedziałaby kim on jest. Ma jasne włosy i wygląda na około 20 lat, ale z tej odległości i w tym dymie nie jestem pewna. Wilkołak, odwraca się tyłem i najzwyczajniej w świecie wychodzi. Jakby w ogóle go nie interesowało to, że większość domu stoi w ogniu.
Totalnie nic nie rozumiem, ale w tym momencie dociera do mnie zapach krwi. Wytężam wzrok i patrzę w miejsce, z którego pochodzi. Krzyczę "nie", wybuchając niekontrolowanym szlochem. Tam leży mój tata z poderżniętym gardłem.
Stąd go znam, to na pewno był on. Jak mam cię pomścić ojcze, jeśli twój morderca jest moim mate?
~ On zabił naszego Alfę! ~ próbuję przemówić mojemu drugiemu wcieleniu do rozumu. Bez niej i połączenia nie mam szans przeciw niemu.
~ Ten mężczyzna został wybrany nam przez księżyc, który nie może się mylić. Wybacz mu, każdy popełnia błędy.
~ Nie takie!
~ Pogodzisz się z tym prędzej czy później. Z przeznaczeniem nie wygrasz. ~ odpowiada smutno Cana. ~ Będziesz darzyć go miłością tak samo jak ja, gdy cię oznaczy. Pomyśl tylko jak silne będzie wasze wspólne stado, Hybryda i Alfa Absolutna, będziecie niezwyciężeni.
~ Czyli tak samo jak on kiedyś chcesz podbijać i mordować niewinne wilkołaki.
Wilczyca odpuszcza i wracam do wywróconej do góry nogami rzeczywistości.
- Dlaczego czuję od ciebie zapach mojego strażnika?!
Super, drugie jego zdanie wypowiedziane do mnie, a już jest zazdrosny i krzyczy.
Uwalniam przy pomocy pierścienia mój zapach. Ta biżuteria będzie moim jedynym ratunkiem jeśli Cana cały czas będzie za zostaniem przy nim.
Jego ręką nadal trzyma moją. - Ona jest taka silna, ale przy tym dla mnie delikatna. - Zachwycam się, ale po chwili dociera do mnie kim jest jej posiadacz i od razu wyrywam swoją dłoń z uścisku. Na co on niezadowolony warknął.
Nie mogę pozwolić omamić się swojemu sercu tylko trzymać się blisko rozumu.
Tylko jak długo będę tak potrafiła?
------------------------
Ostatnio bardzo spodobały mi się prace patrix13love, więc jak macie czas to polecam zajrzeć na jej profil.
Dziękuję wszystkim, którzy czytają i do następnego rozdziału❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top