Rozdział 16
^Trzy miesiące później^
- Do Bleecker Street. - mówię nie zawracając sobie głowy uprzejmościami.
Kierowca taksówki kiwa tylko głową i rusza.
Dzisiaj jest 23 maj, osiemnaste urodziny mojej przyjaciółki Nicole. Wszyscy wzięliśmy wolne.
W ciągu tych ostatnich kilku miesięcy wiele się zmieniło. Mieszkamy w 4-pokojowym mieszkaniu na obrzeżach miasta, który graniczy z lasem. Luke obiecał, że będzie się żywić tylko zwierzęcą krwią, więc skądś musi ją brać. W naszym miejscu zamieszkania znajduje się kuchnia, duży salon, łazienka i każdy z naszej trójki ma swój pokój.
Retrospekcja
Następnego dnia po rozpakowaniu się w wynajętym mieszkaniu, szukaliśmy razem z Nicole pracy nie potrzebującej wykształcenia. Dzwoniłyśmy do kilku osób z ogłoszeń, ale nikt nie chciał nas zatrudnić ze względu na nasz wiek. Zrezygnowane włączyłyśmy telewizor, ale jak na złość nie było w nim nic ciekawego. Wtedy do salonu wszedł Luke.
- Znalazłem wam pracę. - mówi zadowolony z siebie.
- No mów! - krzyczę już lekko wkurzona gdy przez kilka minut milczy.
- Nicole świetnie gotujesz, więc doskonale nadasz się na kucharkę, a Octavia napewno swoim wyglądem przyciągnie klientów, więc będzie kelnerką.
- Ja jestem niby ładna? - śmieję się.
- Tak - mówią razem moi współlokatorzy.
- Wiecie co to pytanie retoryczne? - pytam zirytowana. - Z resztą nie ważne.
- Kto chce nas zatrudnić? - pyta wyraźnie zainteresowana rudowłosa.
- Ja. - odpowiada Luke, na co obydwie wybuchamy głośnym śmiechem.
Kiedy po kilku sekundach zauważamy jego poważny wyraz twarzy przestajemy się śmiać.
- Mówisz serio? - pierwsza pytam.
- Tak, kupiłem lokal pięć minut drogi stąd. Nie jest jeszcze co prawda zrobiony, ale idealnie nada się na knajpkę czy coś w tym stylu.
- Kupiłeś go nie uzgadniając tego z nami?! - krzyczę i gdyby wzrok mógł zabijać, on już by nie żył.
- Tak. Uznałem, że się zgodzicie nie mając innego wyboru. - oznajmia najnormalniej w świecie.
Chciałam wydrapać mu oczy pazurami, ale powstrzymałam się słysząc głos Nicole.
- Będę mogła zaprojektować tą "ala" restaurację ?
- W sumie czemu nie.
Na słowa Luke'a dziewczyna aż piszczy z entuzjazmu. A ja jęczę z niezadowoleniem, bo zrobiła to, tuż przy moim uchu.
- Widzę, że nie mam nic do gadania. - mówię zrezygnowana.
Koniec retrospekcji
Taksówka zatrzymała się, a ja podałam kierowcy odliczoną kwotę. Wysiadam tuż pod moim celem. Mianowicie pod księgarniom, która wygląda na zwyczajną. Ale to tylko pozory.
Wchodzę do środka. Poza mną i dwudziestoparoletnim chłopakiem za ladą, nikogo tu nie ma. Wszystkich odstraszają ceny książek, które normalnie można kupić trzy razy taniej. Jednak ja nie przyszłam po normalne książki.
Podchodzę do wampira stojącego za ladą.
- Dzień dobry, pomóc w czymś? - pyta.
- Tak potrzebuje pewnej księgi, której raczej nie znajdę na tych regałach. - mówiąc to macham ręką po niewielkiej sali z książkami.
Na moje słowa zaskoczony wampir dokładnie przeskanowuje moją sylwetkę. Wtedy jego wzrok zatrzymuje się na mojej prawej dłoni.
Zapewne zna się na magicznych kamieniach i rozumie, że nie jestem człowiekiem.
- Proszę za mną. - mówi i odwraca się w kierunku drzwi z napisem. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony.
Za drzwiami znajduje się dużo większe pomieszczenie ze znajdującym się w nim bardzo licznym zbiorem tekstów.
- Czego dokładnie szukasz? - spojrzał na mnie przelotnie.
- Nie jestem pewna. Jest może coś takiego jak księga zaklęć dla młodej czarownicy?
Po usłyszeniu moich słów wampir zniknął mi z oczu.
Nim zdążyłam ruszyć za nim, a on stał już przede mną i podał mi księgę, która wygląda jakby miała tysiąc stron. Niepewnie ją otwieram. Ale kiedy chce iść dalej niż spis treści wampir zamyka mi ją przed nosem.
- Chcesz przeczytać, musisz kupić. - mówi stanowczo.
- Ile za nią chcesz? - pytam.
- Nie ile, a co. - oznajmia. - Chce pierścień.
- Dam ci ile chcesz, ale nie pierścień. To... pamiątka rodzinna. - odpowiadam po krótkim zastanowieniu.
Miałam zamiar wychodzić, ale mocno złapał mnie za lewy nadgarstek.
- Wiesz jak działa kamień prawda? Jako czarownica na pewno wiesz również jak można zmienić właściciela. Chciałem uczciwej wymiany, ale skoro nie...
On chce mnie zabić!
Z całą zebraną wściekłością wale go tyłem swojej głowy w nos. Słyszę odgłos łamanej kości i odwracam się do niego przodem. Biorę za jego koszulkę i rzucam nim o pobliski regał, który pod ciężarem wampira się przewraca.
- Sprzedaż mi grzecznie tą książkę? - pytam złośliwie.
Wampir ocuca się z oszołomienia, podbiega do mnie i wali pięścią w brzuch. Pod siłą ciosu, którego nie zdążyłam zablokować, uginam się w pół. Mężczyzna wykorzystuje to i uderza kolanem w moją twarz. - Złamał mi nos! Przez te kilka miesięcy nikt nie był wstanie nic mi zrobić. Jeśli przeciwnik chociaż mnie dotknął to był jego ogromny sukces, a on złamał mi kość!
Cana wyrywa się na zewnątrz, ale nie jestem pewna czy powinnam zdradzać co umiem. Jednak jeśli on by przeżył mógł by o tym komuś powiedzieć co raczej nie skończyło by się dla mnie ciekawie.
Wkurzona nie na żarty podnoszę się z ziemi i badam rękami nos, który po chwili nastawiam. Patrzę na wampira, który nieudolnie próbuje złamać swój źle zrośnięty nos, żeby nastawić go ponownie. Wtedy zauważa, że wstałam.
- Regenerujesz się? - pyta niedowierzając.
- Nie jestem czarownicą idioto. Jestem wilkołakiem. A to miał być tylko prezent. - oznajmiam zrezygnowana, obydwoje chyba nie palimy się do bójki. Muszę przyznać, że jest silny. Zdecydowanie silniejszy od Luke'a i innych wampirów, które spotkałam podczas walk. Tak, chodzę wieczorami na nielegalne walki. Oczywiście nie z ludźmi. Dzięki nim utrzymuje formę i jestem co raz bliżej zrealizowania obietnicy. Po za tym jest z nich sporo łatwej kasy.
- Jak? - widząc moje pytające spojrzenie ciągnie dalej. - Jakim cudem złamałaś mi nos?
- Chciałam się ciebie spytać o to samo. Jesteś przerażająco silny. Chociaż ze mną nie miałbyś szans.
- Nie przeceniaj się, mam 600 lat wątpię, żebyś wygrała.
Zatkało mnie. Najstarszy wampir jakiego spotkałam miał 400 lat.
- Ummm... okej to może ja sobie pójdę. - nie powiem, ale przestraszyłam się.
- Czekaj! - krzyczy kiedy dotykam klamki. Szlag.
- Nie dam ci pierścienia. Jeśli go chcesz musiałbyś mnie zabić, a nie uda Ci się to. - kiedy to mówię, ustawiam się w pozycji bojowej.
Czekam na atak, a jedyne co się dzieje to jego śmiech niosący się po całym pomieszczeniu.
- No co? - pytam totalnie zdezorientowana.
- Czy ty naprawdę myślisz, że chciałbym cię zabić?
- Powiedziałeś, że chcesz pierścień, a ja nie chce wymiany. Jedynym sposobem, żebyś dostał Rugedon byłaby moja śmierć. - odpowiadam poważnie.
- Nie dałaś mi wcześniej skończyć. Chciałem powiedzieć skoro nie, to dowidzenia. - mówiąc to jeszcze raz parska śmiechem, a ja ze wstydu robię się czerwona i chciałabym zapaść się pod ziemię.
- Tak bardzo Pana przepraszam. - mówię. - Mogę Panu pomóc nastawić nos bo nie wygląda za dobrze.
- Jaki Pan, mów mi Oliver. - wyciąga rękę przed siebie.
- Octavia. - mówię.
Przyjmuję jego dłoń i z okazji tego, że jesteśmy tak blisko siebie przyglądam mu się uważniej. Ma przystrzyżone blond włosy, które z przodu są trochę dłuższe i idealnie do nich pasujące błękitne oczy. Trochę ciemniejsze od moich. Są niczym ocean, w którym właśnie się topię.
Słysząc chrząknięcie puszczam jego dłoń. Jednak nie cofam się tylko szybko kładę dłonie na jego nosie i go ponownie łamię. Wampir cicho syknął z bólu, a ja wytarłam zakrwawione palce o czarną bluzkę, odkrywającą kawałek mojego brzucha. Nie tracąc czasu poprawnie go nastawiam. Co wywołuje kolejny krwotok z nosa.
- Trzymaj. - podaje mu chusteczki z tylnej kieszeni moich czarnych jeansów.
Przyjmuje je i wyciera nos. Czeka chwilę, żeby nos się zrósł, a kiedy go odsłania wygląda tak samo jak przed moją wizytą.
- Masz wprawę w nastawianiu nosów. - mówi uśmiechając się.
- Nie tylko nosów. - mruczę cicho pod nosem.
- Wracając do książki, którą chciałaś mogę Ci ją sprzedać. - oznajmia patrząc na mnie.
- Naprawdę?! Dzięki. - pod wpływem emocji rzucam mu się na szyję.
Dopiero po chwili dociera do mnie co właśnie zrobiłam. Wyglądając zapewne jak dojrzały pomidor. Odsuwam się i mówię.
- To ile chciałbyś za książkę? - mówię nie potrafiąc ukryć swojego skrępowania.
- Wiesz co, dam ci ją jeśli zgodzisz się pójść ze mną dzisiaj na kolację. - odpowiada zagadkowo się uśmiechając.
- Dzisiaj nie mogę, ale jutro tak o 18? - mówię po chwili wahania.
- Jasne, to wymieńmy się numerami.
Po tym co ostatnio stało się między mną, a Luke'iem nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Jednak robię to dla Nicole. No i nie mogę zaprzeczyć, ale Oliver jest całkiem przystojny. Może się to wydawać dziwne w końcu on ma 600 lat, ale wygląda na nie więcej jak dwadzieścia dwa, a mi wszyscy mówią, że wyglądam dojrzalej jak na swój wiek.
Będąc już przy drzwiach, przypominam sobie coś.
- W swojej bibliotece masz może coś o czymś takim jak Somul?
Po moich słowach Olivier patrzy na mnie zszokowany.
- Skąd o nich wiesz i po co ci to wiedzieć?
- Tak z ciekawości, coś tam o nim usłyszałam.
Wampir stoi przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kiedy mrugam stoi już przede mną ze zwojem.
- Jeśli cię ciekawi temat Somulów to weź go. Jest bardzo stary, moja matka była czarownicą i interesowała się twoją rasą, więc posprowadzała jakieś stare legendy. - oznajmia. - To pewnie jakieś bujdy.
Nawet nie wie jak bardzo się myli.
--------------------------
Cześć
Mam nadzieję, że rozdział się podoba😊
Umie ktoś z was robić okładki? Jeśli tak to możecie zrobić do tego opowiadania i mi wysłać. Z okazji tysiąca wyświetleń zmienię ją na tą wysłaną przez czytelnika😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top