Rozdział 13
Pov. Octavia
- Trzeba było zabić cię te 9 lat temu, razem z twoimi żałosnymi rodzicami.
Kiedy słyszę te słowa, biegiem wchodzę do salonu.
- Nie! - krzyczę, ale jest już za późno.
Krew rozbryzguję się na jasnoszare ściany pomieszczenia.
- Octavia? - pyta James z wyczuwalnym zdziwieniem i zawiedzeniem.
- Chciałeś, żebym umarła. - syczę przez zaciśnięte zęby.
Wujek wybucha śmiechem na moje słowa.
- Oczywiście, że chciałem. - mówi poważniejąc. - Jesteś naprawdę głupia, jeśli wcześniej się nie zorientowałaś. Wyzwiska i mordercze treningi ci nie wystarczyły dlatego wysłałem cię przeciwko silnemu wampirowi, który nie mógł dać mi spokoju i ciągle mnie szukał. Zamiast cieszyć się tym, że go wtedy oszczędziłem, on chciał zemsty. - stwierdza i spogląda z obrzydzeniem na ciało Luke'a. - Miałem nadzieję, że w ten sposób pozbędę się chociaż jednego problemu. Ciebie albo Edevane.
- Dlaczego w takim razie dałeś mi prezent od mojej matki? - pytam zbita z tropu.
- To miał być plan awaryjny. Gdyby jednak jakimś cudem udało Ci się go zabić i byś wróciła. To zapewne niedługo później pojechałabyś odbić brata. Pierścień pomógłby Ci w tym, więc szybciej poszłabyś go szukać, a w między czasie polowała na wampiry i zarabiała dla mnie.
- Ty podła, egoistyczna świnio! - wydzieram się na niego pokazując całą swoją nienawiść.
On nic sobie nie robi z moich słów i wlecze za sobą ciało przed dom.
No tak, żeby zabić wampira trzeba przecież jeszcze spalić ciało.
- Dlaczego zamordowałeś jego rodziców, przecież karmili się zwierzęcą krwią? - pytam, żeby dać sobie trochę czasu na obmyślenie planu.
- Jego ojciec był w radzie. Nie cierpię jej. To przez nią jestem tym kim jestem. - mówi, dziwię się bo jeszcze nigdy się przede mną tak nie otworzył. Chociaż robi to pewnie dlatego, że po wyjawieniu tych wszystkich rzeczy zamierza mnie własnoręcznie zlikwidować. - W wieku 19 lat zakochałem się w pięknej czarnowłosej dziewczynie o imieniu June. Była to prawdziwa i wielka miłość. Bardzo ją kochałem, byliśmy razem ponad rok. Podczas wieczornego spaceru w parku zobaczyliśmy jak ktoś upada. Jak możesz się domyślić nie był to człowiek. June bardzo się tym przejęła, więc od razu do niego podbiegła i chciała udzielić mu pierwszej pomocy. Ale w momencie, w którym zadzwoniła na numer alarmowy, wampir bardzo szybko poderwał się z ziemi i wgryzł w jej tętnicę. A ja stałem tam i jak idiota wpatrywałem się w tą scenę. Rozumiesz! - krzyczy i wbija we mnie wzrok. - Nie byłem w stanie nic zrobić. Później podbiegł również do mnie i pił moją krew. Zabił by mnie, gdyby nie wystraszył się dźwięku syreny karetki. - mówi i oblewa wampira benzyną. - Teraz już bym do tego nie dopuścił. Żaden popieprzony wampir ze starszyzny by mi nie podskoczył.
Po swoim wyznaniu, wyciąga zapalniczkę z tylnej kieszeni swoich granatowych jeansów.
- Zobacz jak marnie skończy niegdyś potężny ród Edevane.
Nim odpalił zapalniczkę, wbijam mu w szyję igłę. Był tak skupiony na gadaniu, że nie zorientował się jak wcześniej wzięłam z półki strzałki ze zrobionym przez niego serum. Mogą one spowolnić wampira, więc człowieka albo uśpić, albo możliwie, że zabić.
Upada z hukiem na plecy. Jego klatka piersiowa unosi się i opada oraz słyszę pochodzący od niego płytki oddech.
- Żyje. - szepczę cicho i wypuszczam wstrzymywane powietrze z ulgą.
Nawet jeśli to wariat, nie chce go zabijać. Niestety to mój krewny.
Wstępuję do mojego tymczasowo zamieszkanego pokoju i wyjmuję turystyczny plecak w kolorze moro. Lubiłam go ze sobą zabierać na dalsze misje, bo bardzo dużo mogę w niego zmieścić.
Wpycham na szybko do plecaka cztery T-shirty, dwie pary jeansów i jedną dresów, moją ulubioną grubą bluzę, kilka par bielizny, telefon, pieniądze, fałszywy dowód osobisty, w którym mam osiemnaście lat, dwa pistolety i dwa sztylety.
Z pokoju wujka biorę jeszcze byle jakie spodnie i koszulkę dla chłopaka całego w paliwie.
Po kilkunastu minutach jestem już w salonie. Pocisk, którym James postrzelił Luke'a, leży już na ziemi, obok niego. To znaczy, że jego ciało się regeneruje i wypchnęło z głowy nabój.
To dobrze, szybciej się obudzi.
Nie mam pojęcia ile mam jeszcze czasu za nim Foster wstanie. Nie mogę tu zostać ani zostawić Luke'a. Nawet jeśli żywi się ludzką krwią to dlatego, że się zagubił i nienawidzi ludzi przez to co jeden z nich zrobił jego rodzinie.
Na jego miejscu postąpiła bym tak samo.
Nie wahając się długo poprawiam mój bagaż na plecach i podnoszę wampira. Mimo jego wzrostu na oko 1.90 m bez problemu niosę go przez las w stylu panny młodej. - Jednak siłowe treningi Jamesa coś dały.
Po niezmiernie dłużącej się wędrówce w końcu docieram do czerwonego Lexusa. Czoło wampira jest w zaschniętej krwi, ale zagoiło się. Przynajmniej z zewnątrz. Zanim mózg całkowicie się zregeneruje to minie trochę czasu.
Kładę go na tylne siedzenia, które teraz są całe brudne i pod nie upycham swój plecak. Zamykam drzwi i opieram się o samochód. - Muszę czekać, bo sama nie będę prowadzić.
- Octavia! - słyszę wściekły krzyk Fostera z oddali.
Wstał? Kolejny krzyk utwierdza mnie w tym.
Jak tak szybko wstał?!
Nie mając wyjścia siadam na miejsce kierowcy. Tata bardzo interesował się samochodami i uczył mnie w dzieciństwie podstawowych rzeczy. Typu jak się odpala auto, od czego są które pedały, jak się używa skrzyni biegów itp. Miałam wtedy co prawda dziesięć lat. Jeśli zostanę na pewno umrzemy, a jak pojadę jest na to około 84%. Dlatego wiadomo co wybieram.
Po kilku próbach nareszcie udaje mi się odpalić silnik. Kiedy ruszam spoglądam w tylnie lusterko i z przestrachem zauważam jadące za nami znajome czarne audi.
----------------------------
Jak się podoba? 🙃
Następny rozdział w poniedziałek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top