Rozdział 11

Pov. Octavia

Po naszej, krótkiej wymianie zdań, zamilkliśmy. Dla mnie było to na rękę. Miałam więcej czasu na obmyślenie mojego genialnego planu. Na szczęście schowałam do spodni jeden pistolet, którego nie widać pod czarną oversizową kurtką.

Wiedziałam, że zacznie coś podejrzewać, gdy poproszę, żeby zatrzymał się przy tym konkretnym lesie, w którym często poluje.

Aktualnie biegnę przed siebie jak najszybciej, żeby mieć czas na zrobienie drugiej fazy planu. Może i wilkołaki nie są tak szybkie jak wampiry, ale nie wiele im do nich brakuje. Po 10 minutach szaleńczego biegu zatrzymuję się, gdyż zauważam górkę, która idealnie nadaje się jako moja chwilowa kryjówka. Dookoła jest sporo drzew dlatego wcielam w życie ostatnią część mojego pomysłu. Mianowicie dotykając pierścienia oraz myśląc o wszystkich możliwych stworzeniach, podchodzę i ocieram swoją skórę dłoni o kory pobliskich drzew. Kiedy tylko kończę pospiesznie kładę się za zauważony przeze mnie wcześniej pagórek.

Niecałą minutę później przybiega wampir. Obserwuję jak obraca się wokół własnej osi badając teren. - Tak jak chciałam. Nie rozumie co się dzieje.

Podnoszę wcześniej przygotowany kamień i rzucam jak najdalej. Luke'a słysząc spadającą rzecz podbiega do niej. Wtedy najciszej jak potrafię podbiegam do niego, unikając jakichkolwiek przedmiotów mogących wydać niepotrzebny dźwięk. Tak jak uczył mnie James. Akurat w momencie kiedy wampir orientuję się, że to pułapka, pokonuje dzielący nas dystans i przykładam mu spluwę do czaszki. Naciskam spust. W ostatniej chwilę Edevane przy użyciu swojej wampirzej szybkości unika spotkania z nabojem. Przeładowuję broń i znowu jestem gotowa do oddania strzału.

- Zabije cię! - krzyczy Luke, lecz gdy tylko się odwraca i mnie dostrzega wygląda jak by zobaczył ducha. - Ty? - pyta zdezorientowany. Jednak po chwili poważnieje - Gdzie Foster?!

- Nie znam żadnego Foster'a. - mówię i cały czas trzymam w górze pistolet, celując w jego czoło.

Niestety jak w samochodzie pilnowałam swojego bicia serca teraz nie miałam do tego głowy.

- Kłamiesz!

- Jeśli się nie zamkniesz to wpakuje Ci kulkę w ten twój zasrany łeb. - drę się.

Podbiega do mnie, a ja strzelam. Znowu chybiam. Edevane wyrywa mi pistolet i odrzuca go kilka metrów dalej. Mężczyzna próbuje przy użyciu swojej szybkości zadać mi cios w twarz, a dokładniej nos. Uginam się w plecach do tyłu, zanim zdążył by mnie chociażby dotknąć. Wykorzystuje jego zawieszenie i z dodaniem prędkości do mojej pięści przez dłuższy ruch ręki, uderzam go prosto w szczękę z moją wilkołaczą siłą. Podcinam go wykorzystując jego otumanienie. Gdy leży na ziemi, siadam na nim okrakiem. Blokuję mu możliwość zaatakowania mnie nogami, a kolanami mocnej dociskam jego ręce do podłoża. Oplatam swoje palce wokół jego szyi, żeby uniemożliwić mu ugryzienie mnie. Zabić go bez jakiejkolwiek broni będzie ciężko, ale w ostateczności mogę użyć pazurów. Lecz najpierw chcę się dowiedzieć skąd zna mojego wujka.

- Skąd znasz Foster'a?! - krzyczę i mocniej zaciskam dłonie na jego gardle.

- Nie powiedział ci? - pyta udawając niedowierzanie i uśmiecha się kpiąco. - Zabił moich rodziców.

Po jego słowach dalej wpatruję się w niego, tak samo jak wcześniej, bez wyrazu. Chociaż tak naprawdę zastanawia mnie jedno. - Dlaczego James nic mi nie powiedział?

- To normalne. On jest łowcą, a Twoi rodzice byli zapewne wampirami. - odpowiadam bez emocji.

- Normalne? Normalne jest zabijać niewinnych. Odkąd pamiętam moi rodzice, karmili się krwią zwierząt. Foster zrobił to tylko i wyłącznie dlatego, żeby zaspokoić swoje chore ambicje!

Nie, nie zrobiłby tego. Zasady łowców są takie, że pozbywamy się tylko i wyłącznie winnych wampirów. To znaczy tych, którzy żywią się ludzką krwią.

- To nie możliwe. Nie wierzę ci!

Dopiero kiedy zrzucił mnie z siebie, zrozumiałam jak wielki popełniłam błąd. Zdekoncentrowałam się, dałam wziąć górę swoim emocją. Tak długo to trenowałam, a temu wampirowi udało się wyprowadzić mnie z równowagi po kilku wypowiedzianych zdaniach. Jasna cholera!

Teraz to Luke góruje nade mną i uśmiecha się z zadowoleniem. - Ale on jest irytujący! Zrobił coś lepiej ode mnie i już cieszy się jak głupi. Chociaż gdyby nie wyprowadził mnie tak łatwo z równowagi to na pewno została by po nim tylko kupka popiołu.

Schyla się jeszcze bardziej, co wydawało się już nie możliwe. Wkłada głowę w zagłębienie mojej szyi, dotykając mnie swoim szorstkim zarostem przez co przechodzi mnie dreszcz wzdłuż mojego kręgosłupa. Najgorsze jest to, że nie jest on spowodowany wstrętem.

Jego ciepły oddech muska moją gołą skórę. Próbuję się uwolnić. Podnoszę nogę, żeby kopnąć go w krocze, ale przewiduje to i w odpowiednim momencie powstrzymuje mnie.

Po chwili słyszę jak zaciąga się powietrzem.

- Twoja krew ma bardzo pociągający zapach. - powiedział i polizał czułe miejsce na mojej szyi, przez co przeszedł mnie kolejny przyjemny dreszcz. - Jednak nie mogę cię przypadkiem zabić, w końcu musisz mnie doprowadzić do mordercy moich rodziców. - mówi i wstaje ze mnie.

Wykorzystując okazję podnoszę się i chce podbiec do mojej broni. Nie zdążę jednak postawić jednego kroku, a czuje jak ktoś mnie podnosi i przerzuca sobie przez ramię.

- Puszczaj debilu! - drę się i odkładam go pięściami z całą zgromadzoną we mnie wściekłością.

Od moich ciosów ugina się z bólu i mnie puszcza. Opada mi szczęka, gdy widzę, że jesteśmy już przy tym samym czerwonym Lexusie co wcześniej. - Szybki jest - myślę. Patrzę w stronę Luke'a i z samozadowoleniem stwierdzam, że na jego twarzy jest widoczny grymas. Na pewno ma tam wielkie siniaki. - Szkoda, że pewnie zdążyły się już zagoić.

- Skąd ty masz taką siłę, dziewczyno? Nawet gdybyś była łowcą z długoletnim stażem, nie zrobiłabyś mi nic swoimi marnymi piąstkami. - mówi i spogląda na mnie wyczekując odpowiedzi.

- Od małego ćwiczę sztuki walki. - mówię i nie jest to zupełne kłamstwo. U nas w szkole mieliśmy dwie godziny wychowania fizycznego dziennie. Czasami w wilczej postaci.

Nie mogę ujawnić, że jestem wilkołakiem. Wolę zachować tą informację jako taki mój as w rękawie.

- Już nie wierzę w żadne twoje słowo. Okłamałaś mnie z tym. - syczy w moją stronę i pokazuje ręką na miecz oraz torbę. - To możesz nie mówić prawdy o wszystkim innym. A teraz wsiadaj. Pamiętaj, że jeśli czegoś spróbujesz to bardzo możliwe, że spowoduję wypadek. Ja go przeżyję, ale ty niekoniecznie.

Nie komentując, wykonuje jego polecenie i zatrzaskuję za sobą drzwi. Przenoszę wzrok na torbę za mną, w której mam broń. Gdy kładę na niej rękę, drzwi od strony kierowcy otwierają się.

- Nawet nie próbuj. - warczy.

A myślałam, że tylko wilkołaki tak robią.

Posłusznie zabieram rękę z torby.

- Czy ty mówiłeś na poważnie o tym, że mój trener zabił niewinnych? - zapytałam nie pewnie. Jeśli tak jest to muszę poważnie pogadać z James'em.

- Tak. - powiedział prawdę. Przez cały czas wsłuchiwałam się w jego puls. Skoro nie wie, że jestem zmiennokształtną to nie musiałby nawet się starać ukryć kłamstwo. - Jak zrobiłaś to w lesie? - pyta spoglądając na mnie przez chwilę.

- Co? - głupio pytam.

- No to z tymi różnymi zapachami.

No to mam problem. Gdyby dowiedział się o pierścieniu, chciałby pewnie, żebym mu go oddała. Niestety nie mam pojęcia jak mogłabym skłamać.

- Nie powiem Ci. Spytaj mnie o cokolwiek chcesz to ci odpowiem, ale nie to.

Zastanawia się przez chwilę, lecz ostatecznie kiwa głową na zgodę.

- Jak masz na nazwisko?

Na to pytanie wciągam że świstem powietrze. Na pewno kojarzy ród Amery, który rzekomo przestał istnieć 5 lat temu. W naszych żyłach płynie krew Romulusa. Tak naprawdę nie wiadomo czy legenda opowiadająca o tym, że jest synem rzymskiego Boga Marsa. Jednak pewne jest, że to on stał się pierwszym wilkołakiem.

- Serio? Możesz spytać mnie o co tylko chcesz, a wybierasz nazwisko?

- Tak. Ty znasz moje, a ja jestem ciekaw twojego. Po za tym twoja reakcja mówi mi, że będą to ciekawe dane. - mówi i przygląda mi się z nieukrywanym zaciekawieniem.

- Amery. - mówię to tak cicho, że gdyby nie był istotą nadprzyrodzoną nie usłyszałby.

- Co?! - krzyczy i zatrzymuje się na chodniku ulicy.
- Octavia Amery. Ta Octavia Amery, która nie żyje?! - pyta z niedowierzaniem.

- Najwidoczniej. - odpowiadam znudzonym tonem i po kryjomu zdejmuję pierścień, uwalniając tym samym swój zapach.

- Jak ty to...?

- Mam swoje sposoby. - mówię i wzruszam ramionami.

- Wataha Krwawych Wilków was zaatakowała?

- Tak. Nie wiedziałam, że interesujesz się wilkołakami. - mówię i patrzę się na niego zdziwiona.

- Jeszcze wiele, rzeczy o mnie nie wiesz. - mówi i pokazuje mi swój szelmowski uśmiech.

Ale oklepany tekst.

- Tak naprawdę mam was gdzieś, ale alfę Krawych Wilków znam aż za dobrze. - dodaje.

- Dlaczego?

Na moje pytanie Luke wzdycha. Od razu pochmurnieje.

- Ta historia jest zbyt osobista, żeby znał ją mój jeniec. - mocno podkreśla ostatnie słowo i odpala silnik kierując się do miejsca, z którego mnie przywiózł.

Po co ja się w ogóle go o to zapytałam? Powinnam go zabić, a nie się z nim spoufalać.

- Czekaj bo czegoś nie rozumiem. - odzywa się po niecałej godzinie.

- Nic nowego. - prycham, nie pozwalając mu dokończyć.

- Hahaha bardzo śmieszne. - mówi i patrzy się na mnie spojrzeniem typu "na serio? ". Jego oczy nawet jeśli są przyczepione do takiego idioty to nadal są piękne. Chłopak odchrząkuje - Wracając, jesteś wilkołakiem i łowcą wampirów? Aż tak bardzo nienawidzisz mojej rasy?

- Tak i nie. Osobiście nic do was nie mam, ale za wasze głowy można dostać niezłą sumkę.

- Milutko. - stwierdza i uśmiecha się półgębkiem.
- Dojeżdżamy.

- Mhm. - odpowiadam widząc znajomy las.

Edevane parkuje samochód na poboczu.

- Czy o tej porze Foster jest w domu? - pyta się mnie.

- Raczej nie. - odzywam się sucho. - Ale ty wiesz, że nie masz z nim najmniejszych szans. - dopowiadam.

- Wiem, że jest jednym z najbardziej wychwytywanych łowców wampirów, ale mam przewagę. Nie spodziewa się mnie. - odpowiada. Wychodzimy z czerwonego Lexusa. - Gdzie go znajdę. Jeśli odpowiesz, możesz sobie iść. Nie jesteś mi już dłużej potrzebna.

- Dzięki o wielki łaskawco. - dygam lekko i cicho się chichoczę. Patrzę na wampira, a widząc jak zacisnął wargi w wąską linie, aby powstrzymać śmiech to sama wybucham jeszcze większym. Po chwili jednak się uspokajam.
- W drewnianej chatce w środku lasu. A i pod wycieraczką znajdziesz klucze. - mówię i posyłam mu fałszywy uśmiech.

- Naprawdę? Pod wycieraczką?

- Coś nie pasuje?

- Nie po prostu po jednym z najbardziej wychwytywanych łowców Europy, spodziewałem się czego bardziej...- urywa, żeby dobrać odpowiedni wyraz. - pomysłowego.

Na jego słowa jedynie wywracam oczami.

- Dlaczego mi to mówisz? - pyta, badawczo mi się przyglądając.

- Foster mnie oszukał, w sumie nie pierwszy raz i mam dosyć morderczych treningów, wolę żyć normalnie. Teraz przynajmniej może mnie od niego uwolnisz.

- Okej. To miło było nie zostać twoją ofiarą. - prycha i idzie w głąb lasu.

Oczywiście kłamałam. Kiedy jestem pewna, że mnie nie widzi, otwieram drzwi samochodu i wyjmuję miecz oraz moją broń z torby. - Czy on poważnie myśli, że uda mu się dojść do mojego miejsca zamieszkania?

Wyposażona w swoją broń, biegnę przez najkrótszą możliwą drogę do domu. - Powinnam zdążyć przed nim.

Nie usprawiedliwiam tego co zrobił James, ale Luke nie jest niewinny.

Dlatego muszę go zabić.

-------------------------------

Kolejny skończony rozdział. Następny wleci w piątek😊

Chętnie poczytam i odpowiem na wasze komentarze. Jeśli znajdziecie jakieś błędy to piszcie. Postaram się je jak najszybciej poprawić.

Dziękuję wszystkim za wyświetlania i polubienia❤️

Mam nadzieję, że historia Octavi Amery Wam się podoba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top