Korupcja
Nakahara stracił na tej misji większość ludzi, bo nie docenił wroga, posiadającego zdecydowaną przewagę liczebną. Złapał się za ramię, brudząc płaszcz swoją świeżą krwią i postanowił posunąć się do ostateczności. Kazał reszcie się wycofać, a sam wymówił dobrze znane słowa.
Ch- Och, Nadawcy Ciemnej Hańby,
Nie budźcie mnie ponownie...
Wiedział, że po odejściu Dazaia, jego zdolność nie wygaśnie i ostatecznie go zabije, jednak nie chciał kolejnych ofiar. Stracił nad sobą panowanie, po czym w mniej niż trzy minuty rozniósł cały oddział przeciwnika, śmiejąc się.
Kapelusznik prawdopodobnie po jakimś czasie skierowałby się do miasta, niszcząc je po drodze, ale dotyk czyjejś dłoni na plecach sprawił, że odzyskał świadomość i padł na kolana, drżąc. Nagle silne szarpnięcie za podbródek zmusiło go do spojrzenia na stojącego nad nim bruneta.
D- Co się stało, ślimolu? Słabo wyglądasz~
Ch- Puść mnie, cholerna gnido!
Zamiast go posłuchać, ciemnooki przykucnął, by znaleźć się na wysokości wzroku rudzielca, a po chwili złapał za bujne loki, trzymając je na tyle mocno, by spowodować rannemu chłopakowi ból.
Ch- Zostaw...
D- Dawno się nie widzieliśmy, to już cztery lata od mojego odejścia~
Ch- Jesteś bardziej trujący od alkoholu, zdrajco!
D- No i ode mnie też jesteś uzależniony, prawda?
Ciszę dookoła nich zakończył Chuuya, łapiąc bruneta za kołnierz i przyciągając w swoją stroną, jednocześnie prawie mdlejąc z wysiłku. Osłabienie po użyciu mocy uświadomiło go, że tym razem Osamu ma szanse zrobić z nim, co zechce.
Ch- Nienawidzę Cię.
D- Puścisz moją koszulę?
Ch- Jesteś tchórzem dbającym tylko o swój interes i uciekającym, gdy zrobi się zbyt ciężko.
Po tych słowach ciemnooki nagle spoważniał i stanowczo pchnął Nakaharę, by następnie przyszpilić mu ręce do ziemi i oprzeć się brzuchem o jego drobne plecy, powodując tym grymas bólu na twarzy mafiosy, który mimo tego nie uległ groźnemu spojrzeniu czekoladowych ślepi.
D- Nigdy więcej tak nie mów!
Ch- Zmuś mnie, jeśli dasz radę.
D- W mafii miałem przydomek speca od tortur, więc nie kuś~
Ch- Ts, głupi narcyz.
D- Nic się nie zmieniłeś, wciąż pyskaty i naiwny. Jednak radziłbym Ci się uspokoić, zważywszy Twoją aktualną pozycję, jeśli wiesz o czym mówię, bo inaczej domyślasz się, co Cię czeka...
Ch- I ty chcesz pomagać innym i być dobrym człowiekiem, tak?
D- Dokładnie~ Marzę też o popełnieniu podwójnego samobójstwa z piękną kobietą, więc od razu odpadasz~
Ch- (myśli- piękniejszej nie znajdziesz)
Ch- Ha, kto by chciał z Tobą, makrelo? Zresztą, mam dość tej gadaniny, przejdź do rzeczy!
D- Huh?
Ch- Nie przyszedłeś tu bez powodu, masz plan, prawda?
D- Możliwe~
Brunet wstał i otrzepał płaszcz z brudu, czekając, aż obolały niebieskooki podniesie się z ziemi, po czym spojrzeli na siebie z obrzydzeniem i skrytym zadowoleniem.
Ch- Czego chcesz?
D- Wpadnij do mnie dziś wieczorem, to może Ci powiem~
Ch- A jeśli tego nie zrobię?
D- Wtedy ja wbiję do Ciebie~
Ch- Masz być punktualnie o 20 i bez dobrego wina Cię nie wpuszczę!
D- Może jeszcze kwiaty dla szanownej Pani?
Ch- (ironicznie) Ta, Kamelie.
D- Huhu, będzie ciekawie~
Rudzielec odwrócił się wściekłe, a na odchodnym krzyknął:
Ch- Zatrzasnę Ci drzwi przed nosem!
D- Oboje wiemy, że to kłamstwo!
I poszli w zupełnie inne strony, niecierpliwie oczekując nadchodzącej nocy.
-happy end-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top