XXIV

a/n przysięgam, że kiedy decydowałam się na liczby rzymskie to nie miałam pojęcia, że ten ficzek wyjdzie taki długi (jeśli kiedyś będę go poprawiać, zmieniać, edytować, cokolwiek, to zmieniam na arabskie i koniec kropka, bo teraz to głupio wygląda :c)

°  

Ręce Jeona poluźniły uścisk, zaś on sam zrobił kilka kroków w tył, tym samym odsuwając się od swojego chłopaka. W jego głowie nadal dźwięczało tylko jedno słowo.

Tokio, Tokio, Tokio.

– Taehyung, błagam, powiedz, że to tylko żart. Tokio? – jęknął przerażony. – Przecież to jest w Japonii. Za morzem.

– No tak, Tokio jest stolicą Japonii, a Japonia jest za Morzem Japońskim. Z taką wiedzą mam nadzieję, że masz przynajmniej czwórkę z geografii – parsknął szatyn, a Jungkook już nawet nie zwracał uwagi na ten pseudo śmieszny sarkazm w wypowiedzi Kima.

– Ty nic nie rozumiesz – warknął licealista.

Czuł, jak grunt osuwa mu się spod nóg. Jak szczęście, które trzymał w dłoniach, nagle z nich znika, udowadniając tym samym, jak bardzo jest ulotne. Jak Taehyung, który w końcu był jego, po prostu przestał być jego własnością.

Tokio.

– A co mam zrozumieć? – spytał starszy, kompletnie nie pojmując tego bulwersu.

– Powiedz mi, co się stanie z nami, kiedy już sobie wylecisz? Rozstaniemy się? Czy może liczysz na to, że zadowolimy się związkiem na odległość? – wymieniał.

Wiedział, że w jego oczach zebrały się pierwsze zalążki łez i wiedział też, że Taehyung zdążył już je zobaczyć. Ale nic nie obchodził go fakt, że w oczach trzecioklasisty znów będzie tylko rozwydrzonym, płaczliwym dzieciakiem. Nie zamierzał zgrywać męskiego, silnego czy rozumnego, kiedy w grę wchodziło uczucie, o które przecież tak długo się starał. Które teraz tak po prostu mogło się rozpaść.

– Jungkook – zaczął Kim, a młodszy już wyczuł, że i w szatynie się zagotowało, na co wskazywał ton jego głosu. – Powiedz mi więc... Jak ty to sobie wyobrażałeś? Że do końca życia zostanę tutaj, nie wyjadę na żadne studia i będę pracować w budce z hot dogami? Albo że mam poczekać i zrobić sobie dwa lata przerwy, aż ty będziesz mógł składać papiery na jakiś uniwerek? Czego ty tak właściwie oczekiwałeś? To było przecież oczywiste, że będę musiał gdzieś wyjechać. Poziom najbliższej uczelni to jakiś żart, a próg jest tam śmiesznie niski, więc mam nadzieję, że nawet ci przez myśl nie przeszło, że specjalnie dla ciebie złożę tam podanie.

Jeon zacisnął usta w cienką kreskę. Tak naprawdę sam nie wiedział, czego oczekiwał. Ale z całą pewnością nie spodziewał się, że Taehyung tak po prostu wyleci do innego kraju.

– Jak ty właściwie zamierzasz tam studiować? Znasz japoński na tyle dobrze, by móc chodzić na tamtejsze wykłady i czerpać z nich wiedzę? Czy ty w ogóle znasz japoński?

Kim prychnął, odłożył kopertę na biurko i skrzyżował ręce na swojej piersi.

– Wyobraź sobie, że istnieją również wydziały dla obcokrajowców, gdzie wykłady prowadzone są po angielsku. Gdyby nie było możliwości studiów bez znajomości japońskiego, to wierz mi, że w ogóle nie organizowano by konkursu, w którym można wygrać taki indeks.

– A znasz angielski na tyle dobrze?

– Oczywiście, że tak. Jak byłem mały to chodziłem do szkoły językowej, bo mojej mamie zależało, bym nie miał później problemów, a dodatkowo sama znajomość języka obcego zawsze się przyda. Byłem nawet na kilku konkursach z angielskiego ze szkoły, a na koniec roku zawsze wychodzę z czystą piątką.

– A poza uczelnią? Jak będziesz się komunikował?

– Na uczelni prowadzone są specjalne kursy z japońskiego dla zagranicznych studentów – wyjaśnił i westchnął. – Jeśli szukasz powodu, dla którego miałbym zrezygnować, to przykro mi, ale niczego takiego nie znajdziesz.

Jego usta zacisnęły się jeszcze mocniej, podobnie jak i pięści. Jego knykcie pobielały, zaś szklące się oczy pozwoliły pierwszym łzom skapnąć na chłopięcy policzek.

– A ja?

Pytanie ugrzęzło między nimi, skutkując tym samym denerwującą, pełną napięcia ciszą. Jeon nadal wyglądał jak definicja nieszczęścia, zaś Kim tak po prostu trwał, szukając odpowiedzi.

– Co ze mną? Co z nami? – kontynuował niecierpliwie.

– Jungkook...

– Zerwiesz ze mną? Już teraz, czy poczekasz do wyjazdu?

– Kook, proszę...

– No dalej, Taehyung. Co zamierzasz zrobić? Zostawić mnie? – mówił. Łez w jego oczach było coraz więcej i wiedział, że nie da rady zbyt długo ich utrzymać, póki te całkowicie nie pokryją jego policzków.

Nie chciał, żeby Kim go opuszczał. Jakkolwiek egoistycznie by to nie brzmiało, nie chciał go tracić, tak bardzo nie chciał, żeby to wszystko ograniczyło się tylko do głupich rozmów przez telefon, do krótkich wiadomości na facebooku. Tak bardzo nie chciał, żeby jego ukochany Taeś tak po prostu przestał być jego.

– Nie zamierzam z tobą zrywać – powiedział nagle starszy, podchodząc do bruneta i wycierając kciukami jego łzy z policzków. – Naprawdę... Jesteś największym dzieciakiem, jakiego znam, ale to chyba głównie dlatego, że żadnego innego dzieciaka nie dopuściłbym do siebie tak blisko. Chcesz może chusteczkę? – spytał, słysząc dość głośne pociąganie nosem.

– Nie zmieniaj tematu! – pisnął niemęsko, na co szatyn pokręcił głową, jednak nadal nie zabrał swoich rąk z ciepłych policzków młodszego.

– Zrozum mnie, Jungkook. To może być moja jedyna szansa. Nie chcę być dentystą, nie chcę iść na żaden kierunek z tym związany, a ten przeklęty indeks jest moją jedyną nadzieją. Nawet moja mama, choć uparta z niej kobieta, nie będzie się kłócić z zaprzepaszczeniem czegoś takiego. Wiem też, że w tym wypadku mój tata może wyjątkowo stanąć po mojej stronie i przekonać ją, że może warto już odpuścić tą całą gadkę o zostaniu stomatologiem.

– Nawet mi nie powiedziałeś, co jest nagrodą w tym konkursie...

– Bo się bałem, Kook. Bałem się twojej reakcji, bałem się zapeszać, bo jeśli bym nie wygrał, sam nie wiedziałbym, jak to się wszystko potoczy. No proszę, nie maż się tak...

– Wyjedziesz. Wylecisz. Wyemigrujesz.

– Przecież tutaj wrócę – uśmiechnął się delikatnie i mimo wszystko sięgnął po paczkę chusteczek. – Nie wyjeżdżam nigdzie na stałe. Ale studia są dla mnie nieuniknione, Kook. Tutaj i tak bym nie został.

– Ale mogłeś wybrać coś bliżej! Mamy w Korei tyle dobrych uniwersytetów...

– Nie ma porównania do tego w Tokio – odparł szybko i przycisnął chusteczkę do nosa swojego chłopaka. – Smarkaj.

– Ale...

– No smarkaj, smarku – uśmiechnął się ciepło, a młodszy posłusznie wykonał polecenie.

– Co jeśli poznasz tam kogoś innego? Jakiegoś autora mang yaoi? Zapomnisz o mnie i...

– Jungkook – przerwał jego gdybania, rzucając zużytą chusteczką za siebie i szczęśliwie trafiając nią do kosza obok mebli. – Ja wiem, że jeszcze nigdy tego nie powiedziałem i nie jestem też pewien, czy potrafiłem to odpowiednio okazać. Ale... Kocham cię, wiesz?

Jeon przełknął nagromadzoną w ustach ślinę i wytrzeszczył swoje oczy na starszego.

Nigdy nie usłyszał tych słów z jego ust. Sam nawet nigdy ich bezpośrednio nie wypowiedział, a tymczasem...

Tymczasem miał tutaj swojego Taehyunga, który tak słodko się do niego uśmiechał, który tak po prostu gładził jego policzki i właśnie wytarł mu nos, co kiedyś z pewnością byłoby dla niego zbyt uwłaczające.

Miał go. To był jego chłopak. I nawet za morzem, w innym kraju, on nadal będzie jego.

– Ty tak serio? Nie mówisz tego tylko po to, bym przestał się mazać?

– Pewnie, że serio – cmoknął czoło młodszego. – Ale na przyszłość, mam nadzieję, że nie będziesz już taką łajzą.

– Nie jestem łajzą – odburknął, robiąc obrażoną minę.

– Nie możesz, w końcu łajzie nie oddam dziewictwa w pozycji na pieska – zaśmiał się.

I Jungkook mimowolnie też się zaśmiał.

  °  

Pierwszoklasista zdążył przywyknąć. Choć myśl, że Taehyung już w połowie września będzie musiał wyjechać do Tokio nadal była bardzo bolesna, zdążył się z nią pogodzić. Tłumaczył sobie, że przecież to normalne, że licealiści po ukończeniu szkoły wyjeżdżają na studia. Jedni bliżej, inni dalej, a jego chłopak był po prostu typem numer dwa.

Wiedział, że dla Kima było to niezwykle ważne, a on nie miał prawa tak po prostu żądać, by zrezygnował z czegoś, w co przecież włożył tyle trudu i pracy. Dla wygranej spędzał długie godziny nad książkami, zarywał niezliczoną ilość nocy. Dosięgnął swojego celu i nie było tam miejsca na jego wybrzydzanie.

Zauważył, że Taehyung zaczął spędzać z nim więcej czasu. Czy to na przerwach, czy to po szkole, kiedy nawet Jimin siedział nad repetytoriami. I doceniał to, naprawdę. Widział cały jego trud, który tym razem wkładał w ich relację, nie zaś w swoje wyniki w nauce. Czasem nawet pytał, czy Kim nie powinien się odrobinę więcej uczyć, bo było mu zwyczajnie głupio, że wszyscy inni trzęsą portkami ze strachu przed maturą, zaś Kim jedynie beztrosko umawia się z nim na schadzki.

Ale tak naprawdę Taehyung też bał się swojego wyjazdu do Japonii. Bał się obcego kraju, obcych ludzi, języka i obyczajów. Bał się, że sobie nie poradzi, choć kiedyś nigdy by tak nie pomyślał, przekonany o swojej cudowności i zaradności. Kiedyś nikt by na niego nie czekał, tu, w Korei.

Teraz czekał. Teraz miał Jeona Jungkooka, tego śmiesznego dzieciaka o dużych, brązowych oczach i o słodkim uśmiechu, który kompletnie zawrócił mu w głowie. I wbrew wszystkiemu, naprawdę nie chciał go zostawiać. Tylko jak miał pogodzić obie te rzeczy – swoją pierwszą miłość i odwieczne marzenia o wybranych przez siebie studiach, jeśli te kompletnie się ze sobą nie pokrywały?

Leżący na łóżku Kim przymknął oczy. Obok niego leżały grube podręczniki, zeszyty i wielkie kartki z własnymi notatkami. Już nie było odwrotu. Wczoraj powiedział swoim rodzicom o konkursie. Ujrzał ich krótką radość, szybkie gratulacje, które zaraz zmieniły się w gniew matki, kiedy w końcu ujawnił nazwę nagrody.

Nigdy tak nie krzyczała. Nigdy się tak nie zawiodła.

Ojciec ją uspokajał. Złapał za ramiona, przytulił. Spojrzał na Taehyunga, a jego syn widział w jego oczach tę mieszankę dumy i smutku, jakby chciał mu powiedzieć, że naprawdę się cieszy, że jego dziecko osiągnęło coś tak niezwykłego. Chociaż widział też żal, mówiący, że jest mu przykro, że nie powiedział im o czymś tak istotnym. Że okłamał własnych rodziców.

Klamka już zapadła. Rodzicie się dowiedzieli i siłą rzeczy musieli się z tym pogodzić. Ojciec obiecał, że kiedy tylko znajdzie wolną chwilę, poszpera w internecie, aby znaleźć dla niego jakieś niewielkie mieszkanko, w najgorszym przypadku będzie musiał mieszkać w akademiku.

W Tokio.

  °  

– Jedz – zmrużył oczy Jimin, podsuwając młodszemu koledze garść popcornu.

– Mam ci jeść z ręki? Co ja, koń jestem? – uniósł jedną brew.

– Mów, co ci leży na duszy, albo wpierdalaj ten popcorn, żeby nie martwić mego umęczonego serca – powiedział, wsypał słoną przekąskę z powrotem do miski i spauzował film, który właśnie oglądali. – No dalej, młody. Stało się coś?

– Nie.

– Przecież widzę, że stało. Zawsze wcinasz popcorn, jakby to był ostatni raz, kiedy masz okazję go spróbować. Chyba, że coś cię trapi. To jak będzie? – spojrzał na niego poważnie, unosząc swoje brwi.

– No dobra, stało.

– Szkoła, Taehyung czy siatkówka? – wymienił rudzielec.

– Taehyung.

– Czemu mnie to nie dziwi... – mruknął cicho pod nosem, obejmując przyjaciela ramieniem. – Co dokładnie?

– Okazało się, że nagrodą w tym jego całym konkursie był indeks na studia. I naprawdę chciałbym się cieszyć jego sukcesem, ale nie mogę, bo on nie wyjedzie sobie do Seoulu czy gdziekolwiek indziej w Korei, gdzie przynajmniej mógłbym do niego pojechać na weekend pociągiem. On wyjedzie do Tokio, rozumiesz? Za morze! I nie będę go mógł odwiedzać, bo przecież nie będę sobie latać co tydzień samolotami, nie będę wykupywać rejsów, nie będę wiosłować na łódce, a tym bardziej nie będę pływać wpław przez całe morze!

– Czekaj, czekaj – zmarszczył nos starszy. – To ty nie wiedziałeś?

– O czym?

– Że nagrodą jest ten indeks?

– No, nie.

– Cholera, Kook... Byłem pewny, że Taehyung ci powiedział. Cała nasza klasa wiedziała, na co ten mały kujon się pisze i jaka jest nagroda. Myślałem, że ty też o tym wiesz, dlatego nic ci nie powiedziałem, bo w końcu jesteście parą...

– Co? Więc wychodzi na to, że tylko ja nie miałem o niczym pojęcia?

– Przepraszam.

Jeon westchnął, odchylił głowę do tyłu i sięgnąwszy do miski z popcornem, napchał sobie słonej przekąski do buzi. Chociaż kompletnie nie miał na nią ochoty.

– To już i tak bez znaczenia. Nie dam rady nie niego wpłynąć, niczego nie zmienię.

Ty może i nie – pomyślał Jimin. – Ale ja mogę spróbować.

° 

Znowu nowy rozdział bo YOLO YOLO YOLO YO

Miłego weekendu słoneczka i pamiętajcie, że trzeba wierzyć w Arasia! 💕

Kocham was wszystkich bardzo mocno 💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top