XIV

- Jimin! - jęknął po raz kolejny Jungkook, waląc głową w przyjacielskie ramię. Rudzielec któryś już raz z rzędu przewrócił oczami i poklepał młodszego po włosach, ciężko wzdychając, ciągle słysząc jedną i tę samą historię.

- Jungkook, spokojnie, zakład to zakład, jak nie dzisiaj, to innym razem...

- Ale Jimin! On był tak blisko, rozumiesz? Tyle brakowało! - mówił gorączkowo i pokazał własnymi palcami odległość, jaka dzieliła wówczas usta jego i Taehyunga. - Tak tyci tyci!

- No słuchaj, też mi przykro, bo liczyłem na to, że przyjdę do ciebie po meczu i będę miał uśmiechniętego Kooka, z którym będę oglądać Gwiezdne Wojny, a mam jakąś marudę, która nawet nie wpierdala jak szalona popcornu. - westchnął. - Ty nie wpierdalasz popcornu. No weź, to jak Taehyung bez notatek. Tak być nie powinno. - mruknął.

- Ale mieliśmy się pocałować. Tak w usta, o! - powiedział i wskazał palcem na niedopieszczoną część swojej buzi. - A on odjechał, rozumiesz? W autokarze nawet się do mnie nie odzywał, tylko przez cały czas patrzył w okno, a po powrocie z zawodów czekał na niego tata, żeby go odebrać. No weź, gorzej być nie mogło. - stwierdził naburmuszony i sięgnął ręką do jednej z poduszek, którą przycisnął sobie do twarzy. - Jestem jakimś przegrywem.

- Na miłość boską, zamknij się już. - warknął i uderzył kolegę w nogę. - Nie sądzisz, że to może nawet i lepiej? Teraz możecie tę magiczną chwilę przeżyć w jakimś lepszym miejscu, a nie na jakimś szarym korytarzu.

- Ale to miał być urok tego pocałunku, rozumiesz? Bezbarwny korytarz, nieśmiały chłopiec i bóg siatkówki, skąpany w blasku chwały zaraz po swoim podwójnym zwycięstwie, gdzie ich usta spotykają się ze sobą w namiętnym buziaku, stając się jednością! - powiedział z przejęciem, a Park niemal natychmiast się skrzywił.

- Masz jakieś zaburzone poczucie estetyki. Kto normalny miło by wspominał coś takiego?

- Ja na pewno. Poza tym nie liczy się gdzie, a z kim. Widać, że jesteś na biol - chemie, za grosz w tobie romantyzmu.

- Przepraszam, że co? Sam nie jesteś lepszy, pieprzony mat - fizie, co ty możesz wiedzieć o czymś takim jak atmosfera sprzyjająca pocałunkom? Poza tym hej, jestem starszy i mam większe doświadczenie, więc mi nie pyskuj.

- Jakie doświadczenie? Ten pocałunek z laską z kółka teatralnego był na potrzeby sztuki, ale fakt, atmosferę mieliście zajebistą. - skomentował, za co oberwał większą poduszką.

- Nie o niej mówiłem, smarkaczu! No i weź, to było jeszcze w gimnazjum i wtedy musiałem brać udział w tym przedstawieniu, bo było po angielsku i pani obiecała za udział ocenę wyżej, a ja mogłem nie zdać! - jęknął. - To był akt desperacji, takich rzeczy się nie wypomina!

- Czekaj, czekaj... Jak to szło? My only love is a prank from my only hate?

- To była kwestia Julii, a nie moja, a dodatkowo to było sprung, a nie prank, idioto! - ryknął, okładając bruneta miękką poduszką. A Jungkookowi choć trochę polepszył się humor po tym, jak mógł podokuczać swojemu starszemu koledze.

  °  

Taehyunga coraz mniej widywało się na szkolnych korytarzach. Osoba chłopca zdawała się być bardziej szara, zamyślona i dziwnie nieobecna. A Jungkook, do cholery jasnej, chciałby już w końcu odebrać swoją nagrodę w postaci długo wyczekiwanego pocałunku. Tylko jak miał to zrobić, skoro nikt nie wiedział, gdzie chłopiec znika podczas przerw? Jeon już nawet nie potrafił zliczyć, jak wiele razy widział tylko bezradnego Parka, który jeszcze na początku robił mu fałszywą nadzieję tekstami typu "Taehyung? A tak, widziałem! Poszedł w prawo! Nie, nie, a może jednak... w lewo? Sam już nie wiem, nie jestem jego niańką". Za żadne skarby nie potrafił natrafić na Kima, a przecież ten mu coś obiecał i nie zamierzał odpuścić, póki w końcu nie dostanie tego, czego chce.

Wracał właśnie od Jimina pod swoją własną klasę, gdy nagle dość boleśnie zderzył się z kimś ramieniem. Nim jeszcze zdążył odwrócić głowę i przeprosić, usłyszał odgłos spadających na posadzkę książek.

- Przepraszam, nie wiedziałem cię... - zaczął, lecz w jednej chwili otworzył szeroko oczy, widząc stojącą przed nim postać. - Taehyung?

- Nie, gdzie tam, Grzegorz Mendel. Oczywiście, że ja, baranie. - westchnął i schylił się, chcąc podnieść leżące na ziemi podręczniki, lecz szesnastolatek już go w tym uprzedził, podając mu je do rąk, toteż grzecznie je odebrał. - Powiedziałbym "dzięki", ale w sumie to ty mnie popchnąłeś, dlatego spierdalaj.

- Ej, moment! - zaczepił młodszy, chwytając go za ramię. - Nie sądzisz, że musimy o czymś porozmawiać?

- Teraz? - wytrzeszczył szeroko oczy. - Przecież za chwilę zacznie się lekcja. Nie mam czasu na pogaduszki.

- A może jednak?

- A może jednak nie? - przedrzeźniał. - Serio, śpieszę się, dzieciaku. Jak masz do mnie jakąś sprawę, to wybacz mi, ale musisz z nią poczekać.

- A tak się składa, że mam. - odparł pewnie. - Nie wiem czy pamiętasz, ale coś mi obiecałeś. Po meczu. Parę dni temu. Świta ci coś może?

Taehyung w jednej chwili zlał się rumieńcem i spojrzał na szwajcarski zegarek na swoim nadgarstku.

- Ojejku, to już ta godzina? Zaraz naprawdę się spóźnię, a wolałbym tego uniknąć, więc ja już może zmykam, okej? Do kiedyś tam, czy coś, cześć... - plątał się i odwrócił na pięcie, szybko podążając w stronę swojej sali. Ale Jungkook wykorzystał fakt, że większość osób weszło już do swoich klas i szybko objął od tyłu niesfornego szatynka, który niemal pisnął, czując te młodzieńcze ręce wokół swojego ciałka. - Czy ty zwariowałeś?! Jungkook, jesteśmy w szkole, puszczaj mnie, bo rąbnę cię podręcznikiem!

- Och, daj spokój... - szepnął chłopcu na uszko, celowo obniżając swój głos, przez co po ciele mniejszego przeszły elektryzujące dreszcze. - Nikogo już tu nie ma, wszyscy są na lekcjach...

- I my też powinniśmy! Puść mnie, bo zaraz naprawdę zrobię ci krzywdę. Mam zeszyty w twardych okładkach i nie zawaham się ich użyć!

- Puszczę cię pod jednym warunkiem. Dotrzymasz mi obietnicy i wywiążesz się z zakładu.

- Ale że tak teraz?! - szamotał się, kiedy jego policzki oblewały się coraz większą czerwienią.

- Nie no, teraz nie... - zachichotał, nadal trzymając swoje usta blisko uszka starszego. - Ale może jakaś randka?

- Ale puścisz mnie na lekcje?

- Jak się zgodzisz, to puszczę od razu. - powiedział sprytnie.

- W porządku, zgadzam się. A teraz mogę już sobie iść?

Kim szybko wyplątał się z objęć Jeona i już chciał odejść, kiedy znowu poczuł na sobie dotyk młodszego. I tym razem już nie tylko na swoim nadgarstku, ale również i na policzku, w postaci tych przyjemnych, ciepłych ust.

Jednak sam brunet poczuł coś zgoła odmiennego.

- Auć! - syknął, odsuwając się od starszego. - Co to było?

- Mój zeszyt z chemii. - odrzekł złośliwie, wymachując bladoniebieską okładką i kierując się w stronę swojej klasy.

Chociaż w sumie miło było znowu mieć go tak nieprzyzwoicie blisko.

°

Jungkook walczył sam ze sobą, wystukując do starszego subtelną wiadomość z prośbą o spotkanie.

Ty

Ja

Dzikie technoparty o północy

Co ty na to?

W napięciu oczekiwał na jakąkolwiek odpowiedź.

Ty

Ja

To przepaść intelektualna

Koniec rozmowy, spierdalaj

Jungkook silnie zacisnął zęby. Jego zirytowanie sięgnęło istnego apogeum. No halo, gdzie jego upragniony buziak? W końcu mu się należy, czyż nie? A Kim przecież obiecał się wywiązać z zakładu.

Taehyung, pytam na poważnie

W ułamku sekundy dostał odpowiedź.

Pytasz na poważnie, dlatego proponujesz technoparty?

No dobra, może akurat to poważne nie było...

Okej, już jestem poważny. A więc kiedy miałbyś ochotę się ze mną spotkać?

Stresujący dźwięk wiadomości.

Kiedy wyjdziesz z getta intelektualnego, nara

Jeon naprawdę czuł się tak, jakby zaraz go miało rozsadzić.

Słuchaj, jesteś mi coś winien. No proszę cię, daruj sobie chociaż raz te swoje złośliwości i po prostu odpowiedz mi normalnie na pytanie

Kolejny odgłos dochodzący z komunikatora.

Piątek, coś około siedemnastej, okej?

I ten, no wiesz

Tak w sumie to cieszę się, że będziemy mieli okazję się spotkać

Jungkook uśmiechnął się pod nosem, a zielona kropka obok imienia starszego zniknęła.

Ja też się cieszę, Taehyungie

  °  

Kim po raz kolejny poprawiał swoją fryzurę w łazienkowym lustrze. Był odrobinę zdenerwowany, co nie zdarzało mu się nawet na olimpiadach matematycznych. Tym razem jednak nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu, ciągle spoglądał na zegarek i co jakiś czas wygładzał materiał swojej liliowej bluzy. A przecież chodziło tylko o zwykłe spotkanie! To było aż nie do pomyślenia, że on, Kim Taehyung, oaza spokoju na wszystkich sprawdzianach, nagle panikował na samą myśl o spędzeniu paru godzin w towarzystwie bruneta.

Którego miał pocałować, ale to już tam swoją drogą.

Panikował. Panikował i to do takiego stopnia, że wyszorował zęby aż dwa razy, potem przepłukał je płynem do płukania jamy ustnej, a nawet pokusił się o użycie nici dentystycznej, chociaż zazwyczaj tego nie praktykował. Według niego wszystko musiało być idealnie i nie mogło dojść do żadnej gafy, bo przecież to miał być jego pierwszy pocałunek, więc naprawdę chciał zapamiętać to wydarzenie jako coś wyjątkowego. I miał też cichą nadzieję, że podczas randki zapomni, że ów gest jest tylko wynikiem przegranego zakładu.

Spojrzał na komórkowy zegarek i wyszedł z domu, opatulając się swoim płaszczem. Pojawił się na przystanku niemal w tym samym momencie, w którym autobus na niego podjechał, co można było nazwać niebywałym szczęściem, choć nawet jeśli by się spóźnił, to i tak za dwadzieścia minut miałby następnego, a szesnastolatek przecież i tak czekałby na niego aż do skutku (no i dodatkowo, jak to mawiają, Jungkook nie zając, nie ucieknie).

Usiadł na swoim ulubionym miejscu, które ku jego uciesze było puste, bowiem niewiele osób znajdowało się w busie, co było w sumie odrobinę dziwne, biorąc pod uwagę, że była to pora wieczorowa dnia zwanego piątkiem, co oznaczało, że niewiele osób musiało się jutro martwić czymś takim jak szybkie wstawanie. Wsadził do swoich uszu białe słuchawki i standardowo spojrzał w okno, choć widok za nim niewiele go obchodził. Stres rozsadzał go od środka, w głowie pojawiały się coraz to różniejsze wyobrażenia i nawet rozbrzmiewające w słuchawkach klawisze pianina nie były w stanie odwrócić jego uwagi od zbliżającego się spotkania.

Wkrótce wysiadł na wypełnionym ludźmi dworcu, wzrokiem szukając swojego towarzysza. Odszedł trochę na bok, nie chcąc zagracać wejścia do autobusu i stanął na palcach, licząc na to, że może teraz uda mu się go gdzieś dostrzec wśród całkiem pokaźnego tłumu. Omal nie pisnął, gdy nagle poczuł wokół swojej talii delikatny, lecz niespodziewany dotyk, a ktoś czule przytulił go od tyłu.

- Cześć, Tae. - wyszeptał mu znajomy głos do uszka, a Kim momentalnie przestał się szamotać. Przyjemna barwa głosu skutecznie go uspokoiła i nawet odebrała chęć ucieczki z silnych objęć, z których wcześniej starszy planował się wyrwać, zważywszy na to, że znajdują się w miejscu publicznym. No i poza tym w jego ramionach było ciepło, więc tym bardziej nie widział powodu, by z nich rezygnować.

- Uhm, tak, cześć. - mruknął i mimowolnie dotknął ręką złączonych w jego pasie dłoni, dyskretnie je gładząc. - Gdzie mnie zabierzesz?

- Na koniec świata i jeszcze dalej? - zachichotał cicho. - Prawdę mówiąc, myślałem o kinie, bo to najbardziej sprzyjające mi miejsce, ale mam wrażenie, że nie dogadalibyśmy się co do filmów, więc zrezygnowałem. Ale tak sobie pomyślałem... - puścił starszego i podrapał się po głowie. - Może poszlibyśmy na operetkę? Ja wiem, że to brzmi niemal staroświecko, ale skoro lubisz poważną muzykę, to tak mi jakoś wpadło do głowy, że może coś takiego by ci się bardziej spodobało... Jezu, nie. Przepraszam, to brzmi żałośnie, zaraz wymyślę coś innego... - zaczął zakłopotany, lecz w tej chwili poczuł na swoim policzku długie palce starszego, który ciepło się do niego uśmiechnął.

- Z chęcią pójdę z tobą na operetkę. - rzucił łagodnie, a brunet kilkukrotnie zamrugał.

- Ty tak serio?

- W sumie to zawsze chciałem się wybrać z rodzicami, ale za każdym razem umawiali się ze znajomymi, dlatego też nie chcieli mnie ze sobą zabierać. Więc chętnie skorzystam z tego, aby wybrać się tam razem z tobą.

Ręka Taehyunga wolno powędrowała w dół, by w końcu spleść palce z tymi należącymi do Jungkooka. Młodszy był niebywale zaskoczony tak odważnym jak na szatyna gestem, który oprawiony był w niezwykłą uczuciowość. Starszy zrobił jeszcze jeden malutki kroczek w jego stronę i nadal w ten sam, roztapiający serce sposób, uśmiechał się do Jungkooka.

- Coś ci obiecałem, prawda?

Jeon nawet nie zdążył odpowiedzieć, kiedy Taehyung stanął na palcach i po raz pierwszy musnął jego usta swoimi własnymi.

  °  


W sumie ja sama czuję się trochę głupio, jak palnęłam z tym pomysłem, żeby ich wysłać na operetkę, bo to serio brzmi tak trochę staroświecko

Ale przecież oni nigdy nie mieli być taką całkowicie typową parką, prawda?

Mam nadzieję, że rozdział się podoba, bo sama jestem z niego bardzo zadowolona 💕

Miał być wczoraj, ale moja pani z matematyki chyba trochę za bardzo się wczuła w e dziennik, a ja odczytałam od niej wiadomość dopiero w momencie, w którym chciałam betować ficzka

Nie pozdrawiam mojej pani :))))))

I pyśki! Bardzo dziękuję wam za całe 4,4k wyświetleń i 1,1k gwiazdek! To dla mnie strasznie dużo i aż mi cieplej na sercu, że dajecie temu ficzkowi tak dużo miłości, że nie wspomnę o miażdżącej aktywności w komentarzach, skarby wy moje 💕

Kocham was bardzo 💕  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top