X

- Nie wierzę, że naprawdę zaprosiłeś do nas Taehyunga. - warknął Jimin, dokładniej owijając się czerwonym szalikiem. - Czy on ci wygląda na siatkarza? Nie, stój. Czy on ci w ogóle wygląda na sportowca? Stary, przecież on na kręglach to będzie jakaś komedia. Że nie wspomnę o tym, że pewnie w ogóle nie będzie się do nas odzywał, albo, co gorsza, będzie się darł jak cholera. No i jeszcze pizza. Serio sądzisz, że on zje z nami jakąś tam pizzę? Jemu można i homara dać, to pewnie będzie wybrzydzał.

- Zluzuj porty. Tae jest naprawdę w porządku, jestem pewny, że się dogadacie.

- Słuchaj, nie dogadujemy się od trzech lat i szczerze wątpię, że jakieś tam spotkano poza szkołą da radę to zmienić.

- Było mu nie podpierdalać długopisu.

- Co? - zapytał i spojrzał na Jungkooka jak na debila, lecz w tym też momencie doszli do miejsca, w którym umówili się z resztą chłopaków. Byli tam wszyscy, którzy mieli się stawić. Wszyscy, poza Tae.

- Ten twój Taeś coś się nie zjawia. - prychnął jeden z drugoklasistów. - W ogóle co to za pomysł, żeby go tutaj przyprowadzać? Przecież ten dzieciak to jakaś pomyłka, nie pasuje tu do nas.

- Ciszej, bo księżniczka właśnie idzie. - szepnął ktoś inny, a ich gromada odwróciła głowy w stronę jednego z busów, z którego właśnie wyszedł Kim. Ubrany był w kremowy płaszczyk, ciemnoniebieskie dżinsy i ogromny szalik, który zakrywał mu większość twarzy. Wystające spod czapki włosy były lekko rozburzone i delikatnie zakręcone, zaś na nogach miał jakieś ciemnobrązowe, zimowe buty. Podszedł do nich i dziwnie przybliżył się do Jungkooka, jak gdyby ten miał go ochraniać przed potencjalnymi atakującymi.

- Hej, Tae. - przywitał się Jimin skinięciem głowy. - To skoro jesteśmy już wszyscy, to możemy iść. - zarządził, a wszyscy wolno skierowali się w stronę kręgielni.

Park czuł się wręcz w obowiązku zostać liderem grupy, bo... No kuźwa. Nikt nie przepadał za osobą Taehyunga, a jeśli on nie weźmie sprawy w swoje ręce, to zrobi to ktoś inny, a ten ktoś na pewno nie będzie na tyle miłościwy, by nie rzucić jakimś głupim tekstem, za który Kim może się odwdzięczyć czymś o wiele gorszym. Uderzenie z liścia, wiązanka przekleństw, a na kręglach nawet wybicie zębów najcięższą kulą. Po nim to się jednak można wszystkiego spodziewać. No a dodatkowo chciał jednak, żeby jego maluszkowi coś wyszło z tym małym kujonkiem, jeśli się już zakochał. W końcu życzył Kookowi jak najlepiej i byłby zwykłym gnojkiem, gdyby zrobił im jakieś świństwo, przez które obrażony szatyn mógłby odejść od ich grupy, zostawiając zranionego Jungkooka. Tak na pewno nikt nie bawiłby się dobrze, no może poza innymi z drużyny, którzy pewnie mieliby niezłą polewkę z Taehyunga.

Kiedy on sobie tak główkował, najmłodszy z grupy zbliżył się jeszcze bardziej do szatyna, który i tak szedł cały czas obok niego.

- Prawie się spóźniłeś. - szepnął na zakryte czapką ucho.

- Mogłem albo pojawić się trzydzieści minut przed czasem i czekać na was wszystkich, albo pojawić się parę minut po. Dla mnie wybór był oczywisty. - prychnął. - Poza tym nie chciałbym z nimi czekać, prawie nikogo tu nie znam, a mogę się założyć, że ty przyszedłeś z Parkiem chwilę przed czasem.

- No dobra, może masz trochę racji. W każdym razie na grze jesteśmy grzeczni i nie robimy dram, okej? - poprosił.

- Nie mów do mnie jak do dziecka, umiem się zachowywać w towarzystwie. Oni nie wejdą w drogę mi, to ja nie wejdę w drogę im. Proste? Proste.

Jungkook z rezygnacją pokręcił głową. Nie pozostało mu więc nic innego jak modlitwa o to, żeby jego słodki Taeś nie pokazał pazurków, bo tego nie przeżyłby chyba nikt z obecnych. Jego koledzy nie mieli pojęcia, że jest Kimem zauroczony, więc mógł się spodziewać z ich strony nietaktu i jakiś głupich żartów. A on naprawdę chciał spędzić czas ze swoim obiektem westchnień, nawet gdyby każda kula miała wpadać mu w rynnę. Dla niego i tak byłby najbardziej utalentowany i cudowny.

W końcu doszli do kręgielni, gdzie poszli skorzystać ze złożonej wcześniej rezerwacji. Musieli też oczywiście zmienić swoje buty na te do kręgli i podać swoje imiona, żeby znudzona pracownica mogła je wpisać w tabeli. Tory do tego rodzaju zabawy były w tym budynku wyjątkowo duże, więc na spokojnie cała ich siódemka mogła rzucać na jednym, bez potrzeby dzielenia się na jakieś mniejsze drużyny. Tak więc szóstka głównego składu drużyny siatkarskiej wraz z Taehyungiem rozsiadła się na wygodnych kanapach, w oczekiwaniu na rozpoczęcie gry. Na dużym ekranie pojawiły się ich imiona. Jeon lekko odetchnął z ulgą, kiedy jako pierwszego zobaczył "Chima", potem "Tae", a następnie siebie jako "Kook". Za nim zaś była cała reszta drużyny, co odrobinę polepszyło mu samopoczucie. Przynajmniej nikt nie podstawi nogi Taesiowi, kiedy ten będzie wychodził rzucać.

- No to ja idę! - stwierdził wesoło Jimin i poszedł na parkiet, wybierając jedną z najcięższych kul. W tym samym momencie Jungkook przysunął się odrobinę bliżej szatyna, przybliżając usta do jego ucha.

- Pamiętaj, na kulach masz numerki, które oznaczają, jaka jest ich waga. Lepiej bierz te lżejsze, bo jest mniejsze prawdopodobieństwo, że wpadną do rynny.

- Jejku, nie jestem dzieckiem, nie musisz się tak martwić. - jęknął błagalnie i spojrzał na bruneta z lekkim zażenowaniem. - To prawda, że nigdy nie grałem w kręgle, ale przecież nie mieszkam na jakimś pustkowiu, żeby nie wiedzieć tak oczywistych rzeczy.

- No, niby tak, ale... Ej, wcale się o ciebie nie martwię. - zaprzeczył, lecz oczywiście kłamał, a na jego policzkach wykwitł całkiem pokaźny rumieniec.

- Kiepsko, tylko siódemka. - stwierdził Jimin, siadając na kanapie. - Twoja kolej, Tae.

Osiemnastolatek wstał, a Jungkook wewnętrznie z nerwów obgryzał wszystkie swoje paznokcie. Widział, jak chłopak uważnie patrzy na numerki na kulach i po chwili bierze siódemkę, najlżejszą ze wszystkich.

- Jaka ciota. - usłyszał za sobą cichy głos jednego z kolegów. - Kto normalny bierze siódemkę? Przecież tym tylko dziewczyny i dzieci rzucają. - kpił na ucho drugiego, a po chwili obydwoje zachichotali, co spotkało się z morderczym spojrzeniem Jungkooka i Jimina, na co niesforna dwójka umilkła.

Taehyung z kolei w ogóle nie słyszał tych złośliwości w swoją stronę. Ze skupieniem wycelował w sam środek, a wszystkim niemal oczy wyszły z orbit, gdy ten na pozór kruchy chłopaczek zbił całą dziesiątkę.

- I... I co teraz? - zapytał zmieszany Taehyung. - Mam rzucać drugi raz? Jimin rzucał drugi, więc...

- Nie, nie, Tae. Teraz siadasz i ja rzucam, bo ty zbiłeś swoje wszystkie, ale przy następnym rzucie postaraj się zbić jak najwięcej, bo dostaniesz premię. - uśmiechnął się promiennie Jungkook i sam złapał za czerwoną kulę, podchodząc do parkietu. On z kolei zbił całą dziewiątkę, co spotkało się z głośnym gwizdem jego kolegów, a następnie śmiechem, kiedy nieudolnie próbował trafić w ostatni kręgiel.

Nie obchodził go jednak gorzki smak niepowodzenia, bo kiedy się odwrócił dostrzegł promienny uśmiech swojego Taehyunga, co skutecznie odgoniło jego myśli od porażki.

Grali tak długo, aż w końcu ich czas na kręgielni się skończył. Ku zdziwieniu wszystkich najlepszym zawodnikiem okazał się grający w to po raz pierwszy Kim, który z czasem zaczął również używać tych cięższych kul, które nie odjęły mu ani odrobiny umiejętności, a nawet sprawiły, że jego rzuty stały się jeszcze lepsze. Wykończeni chłopcy udali się później do jednej z pizzerii, gdzie zamówili dwie, największe rozmiarowo pizze, które następnie ze smakiem zjedli.

Jimin był pozytywnie zaskoczony zachowaniem Taehyunga. Nawet jeśli nie odzywał się szczególnie dużo, to jednak nie robił im też żadnych problemów i zachowywał się dziwne... ludzko, można by powiedzieć. Jak gdyby całe to jego wielkie ego wyparowało w jednym momencie. A jeśli Jungkook był sprawcą tej diametralnej zmiany u chłopaka, to już można mu bić pokłony, bo zrobić z Kima coś, co potrafi bezproblemowo funkcjonować w społeczeństwie było jednak nie lada wyczynem. Początkowo Park myślał, że dla szatyna tor kręgli będzie wybiegiem dla modelek, gdzie będzie mógł zaprezentować swoją wyższość, a na tak pospolitym jedzeniu jakim jest pizza będzie wybrzydzać, lub w ostateczności wszystko zje nożem i widelcem, a ku swojemu zdziwieniu obyło się bez obydwóch tych rzeczy. Nawet po zbijaniu wszystkich kręgli nie był szczególnie pewny siebie, bo zaraz się rumienił i wracał na swoje miejsce, szepcąc coś Kookowi na uszko.

Po skończonym posiłku podzielili odpowiednio rachunek i zapłacili za swoje zamówienie, następnie wstając i wychodząc. Po krótkiej naradzie zdecydowali, że nie mają siły zostawać dłużej w centrum, więc zgodnie ustalili, że po wyjściu z pizzerii rozchodzą się do swoich domów. Byli już w połowie drogi na dworzec autobusowy, gdy nagle Taehyung stanął jak wryty i lekko pociągnął Kooka za rękaw jego kurtki.

- Chyba zapomniałem telefonu.

- Och. - mruknął jedynie i spojrzał na resztę chłopaków, która się odwróciła, zauważając nagłe przystanięcie tej dwójki. - Wrócimy później, Tae zapomniał telefonu. Nie czekajcie na nas, pojedziemy następnymi. - rzucił szybko i odwrócił się na pięcie, udając się w stronę budynku, z którego chwilę temu wyszli.

Szedł dość szybkim krokiem, w końcu zguba telefonu to istne piekło, gdy nagle czyjeś palce zacisnęły się na jego nadgarstku. Z nierozumnym wyrazem twarzy spojrzał na Taehyunga, który wsunął rękę do kieszeni swojego płaszcza.

- Wcale niczego nie zgubiłem. - obwieścił i wyciągnął swoją czarną komórkę przed oczy Jungkooka.

- Co? - zamrugał kilkakrotnie oczami. - To po co my się tu wracaliśmy?

- Naprawdę, takim jak ty to trzeba wszystko prosto w twarz wykrzyczeć. - mruknął i pokręcił głową. - Nie mówię, że bawiłem się źle, czy coś, ale chciałem spędzić ten czas przede wszystkim z tobą. Tylko, bez tych twoich kolegów. W planach mieliśmy zostać na mieście dłużej, a oni zrezygnowali, ale to chyba nie oznacza, że my też musimy stąd iść, prawda?

- Czyli że... Chcesz ze mną zostać dłużej?

- No na to wychodzi. Idziemy. - oznajmił i złapał młodszego od siebie bruneta za nadgarstek, ciągnąc za sobą w stronę jednej z galerii.

- Co ty robisz? - zapytał, wskazując na dłoń starszego.

- Przecież nie złapię cię za rękę przy tych wszystkich ludziach. - wypalił i dokładniej okrył swoją twarz ciepłym szalikiem, bo czuł, jak w jednym momencie jego twarz zlewa się rumieńcem.

W końcu weszli do ciepłego wnętrza ogromnego centrum handlowego, w którym cała masa osób robiła świąteczne zakupy. Wnętrze było ozdobione różnymi bożonarodzeniowymi ozdóbkami, takimi jak świecące brokatem gwiazdy, różnokolorowe lampki, parę przystrojonych choinek i naturalnie wielkimi napisami "wyprzedaż" na przeróżnych witrynach sklepowych.

- To... Gdzie chcesz iść? - zapytał Kook, czując, jak ciepła rączka starszego przestaje się zaciskać wokół jego nadgarstka. Chłopak wskazał na jeden ze sklepów z książkami i muzyką, do którego weszli.

Ich gusta były dość... odmienne. Podczas gdy Jungkook przeglądał amerykańską muzykę rockową i popową, Taehyung zatrzymał się przy regale z muzyką klasyczną.

- Mozart? - Jeon uniósł jedną brew, widząc, jak szatyn uważnie lustruje cenę jakiejś składanki z utworami muzyka.

- No co? Lubię muzykę klasyczną. Zawsze pożyczam od rodziców ich płyty, bo to pomaga mi w nauce. Może gdybyś ty słuchał czegoś ambitniejszego to nie miałbyś takich problemów z biologią. - prychnął, odkładając płytę na swoje miejsce.

Przeszli do regałów z książkami. Znajdowali się na zupełnie innych działach, bowiem Jungkook z zainteresowaniem przyglądał się kryminałom i fantastyce, gdy Taehyung z rosnącą ekscytacją w oczach przeglądał kolejny już atlas przyrodniczy. Szesnastolatek westchnął i odłożył jedną z książek, podchodząc do zafascynowanego czymś Kima.

- Co tam oglądasz? - zapytał i lekko dźwignął okładkę trzymanego przez niego atlasu.

"Wielka Księga Pająków".

No kurwa.

- Widzisz tego tutaj? Kątnik domowy. W wakacje przypadkowo w łazience widziałem coś podobnego, ale to chyba jednak nie to, bo tutaj pisze, że występują tylko w Europie. - mruczał pod nosem. - Całkiem fajny, ale bardziej podobają mi się kątniki większe. Widzisz? Tu obok. - wskazał na kolejne obrazki, a Jungkookowi opadła szczęka.

- A wiesz, co mi się podoba? - powiedział i wziął do ręki przypadkowy atlas, otwierając go na losowej stronie. - O, panda. Pandy są cool. Są urocze, milusie i przede wszystkim cię nie ujebią, a nawet jeśli, to nie mają tego pierdolonego jadu!

- Ale jad kątnika jest niegroźny. Widzisz? Tutaj napisali. - zaczął, wskazując na kolejną linijkę ogromnego tekstu. - W dodatku określili je jako potulne i nieagresywne, więc nie ma się czego bać. Wystarczy tylko wziąć go na gazetę i wynieść z domu.

- Nawet kijem bym tego tknął! - wzdrygnął się na samą myśl o kontakcie z takim bydlakiem we własnym domu. - Prędzej rzuciłbym w niego jakimś laczkiem, kamieniem, albo w ogóle od razu zadzwonił po siły specjalne. Z takim czymś to nigdy nie wiadomo.

- A ja jeszcze we wrześniu mówiłem, że ciebie bym nawet kijem nie tknął. - wzruszył ramionami. - Ale jak widzisz da się przemóc. Chociaż nie ukrywam, ciężko było z takim obrzydlistwem. - uśmiechnął się złośliwe i odłożył zielonkawą książkę na półkę. - A zawsze powtarzałem, że nie lubię gryzoni.

- Co? Przecież nie jestem gryzoniem.

- Spójrz na swoje zęby i spróbuj to powtórzyć.

Jungkook zacisnął mocno szczękę, chowając dłonie w kieszenie swojej kurki.

- Już nigdy więcej się przy tobie nie uśmiechnę.

- O mamuniu, patrz, jaki fajny zeszyt! - zignorował go, biorąc do rąk wspomniany wcześniej przedmiot.

- Przecież to zwykły, zielony zeszyt, tyle, że oprawiony skórką.

- No właśnie. - powiedział, spoglądając na niego jak na kretyna. - Zielony.

Jungkook z niedowierzaniem pokręcił głową, zaś Taehyung zdecydował się na zmianę sklepu. Odzieżowe butiki nigdy nie kręciły w jakiś szczególny sposób młodszego, ale w końcu tutaj mówimy o Tae, więc dzielnie maszerował z osiemnastolatkiem przez wszystkie działy odzieżowe. Parę razy starszy uparł się też, żeby przymierzyć jakiś ciuszek, na co biedny Jungkook zgadzał się, w sumie i tak nie mając większego wyboru. Jak już tu z nim utknął, to musi to jakoś wykorzystać, a karma na pewno do niego wróci za te wszystkie cierpienia.

A cierpień wbrew pozorom było całkiem dużo. W szczególności, kiedy szatyn zauważył coś wyjątkowego na dziale dziecięcym.

- Zdejmij to z mojej głowy! - szamotał się Jungkook, starając się zrzucić dziewczęcą opaskę z króliczymi uszkami. - Nie ma nawet opcji, że to ubiorę!

Niestety, trwanie w tym przekonaniu nie było łatwe, bowiem wystarczyło tylko jedno wydęcie warg i proszące spojrzenie, a Jeon sam założył czarne, zajęcze uszka i pozwalał się sfotografować wesolutkiemu Taehyungowi, który obskakiwał go ze wszystkich stron. Jednak jego wiara w ludzkość umarła dopiero wtedy, gdy Kim sam założył puchate, kocie uszka w jasnym kolorku i wyciągnął przed nich swój telefon.

- Dajesz, robimy sobie selfiaka. - powiedział i wyszczerzył swoje zęby w kwadratowym uśmiechu.

- Dobrze się czujesz? To kompletnie nie w twoim stylu. - zmarszczył nos, zsuwając opaskę.

- Lubię słodkie i urocze rzeczy. - wzruszył jedynie ramionami, później samemu robiąc sobie zdjęcie.

To wszystko było dziwne. Dziwne, aczkolwiek to chyba był jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu. Jungkook lubił takiego Tae, który nie strzelał fochów, nie wywyższał się ponad granicę i nie zadzierał nosa, a jedynie słodko uśmiechał się w jego stronę. Starszy jest jak malutkie dziecko, które wesoło chodzi po wielkim centrum, co rusz zatrzymując się przy jakiejś kolorowej witrynie. Aż przypadkowo zatrzymali się przed jakimś fotografem, a szatyn z dziwnie pustym spojrzeniem przygląda się jakiemuś rodzinnemu zdjęciu.

- Nadal nic nie kupiłem dla rodziców. - powiedział cicho.

- Nie? To możemy to szybko zmienić. - odpowiedział, łapiąc starszego za rękaw. - Chodź.

- Niczego im nie kupiłem. - powtórzył i wyrwał się z uścisku. - I nie zamierzam.

Jungkook nie rozumie już kompletnie nic i z nieodgadnionym spojrzeniem wpatruje się w chłopaka przed nim.

- I tak w święta nie będzie ich w domu. Rano jadą do znajomych na drugim końcu kraju i zostaną tam przez parę dni, a mi pewnie jak zwykle zostawią jakieś prezenty pod choinką. - prychnął.

- To... chyba fajnie, nie? W końcu masz dom tylko dla siebie.

- Mam go dla siebie dzień w dzień, od rana do nocy. To dla mnie nic nowego. - bąknął, przejeżdżając dłonią po jasnych włoskach. - Prezenty pewnie też będą beznadziejne. Mam dość układania kolejnych puzzli, kolejnego szlafroka, następnych par skarpet i kilkunastu sztuk gorzkiej czekolady, bo przecież "ta zwykła szkodzi". - wywrócił oczami. - Zamiast dać mi po prostu pieniądze to wymyślają, a ja potem nie mam gdzie tych pierdół upchać. Chciałbym chociaż raz w życiu dostać coś normalnego. - mruknął.

A do głowy Jungkooka wpadł idealny pomysł.

- Okej. Więc co chciałbyś dostać? - zapytał i chwycił starszego za rękę, który na ten gest się wzdrygnął, od razu oblewając się rumieńcem.

- C - Co ty robisz? Idioto, jesteśmy w miejscu publicznym! - wycharczał, od razu się rozglądając, czy nikt tego nie widział.

- Sprezentuję ci coś. Cokolwiek tylko będziesz chciał. - kontynuował. - Jest coś takiego?

- Właściwie to... - zamyślił się i nieśmiało podrapał po głowie, równocześnie spuszczając wzrok. - Jest jedna taka rzecz, którą chciałbym od ciebie dostać.

Taehyung chwycił młodszego za skrawek rękawa i poprowadził go do sklepu, który odwiedzili jako pierwszy. A Jungkook momentalnie się szarpnął, gdy do jego głowy wpadła jedna, konkretna myśl.

- Ty sobie chyba żartujesz. Serio wracamy się tu po ten zielony zeszyt? Mógłbym ci kupić wszystko, a ty chcesz komplet osiemdziesięciu kartek? - zapytał z niedowierzaniem, na co starszy pokiwał przecząco głową, cicho się śmiejąc.

- Nie, głupku. - powiedział i podszedł do jednego z regału, z którego wyciągnął długopis z głową krokodyla. - Powiedziałeś, że jeśli pójdę z wami na to spotkanie, to kupisz mi nawet cały asortyment długopisów w Korei, zamiast tego, który wziął mi Park. Więc okej. Chcę od ciebie tylko ten jeden długopis.

- Ty tak serio?

- Serio serio. - zaśmiał się, a Jungkook naprawdę nie wierzył w to, że jego ręka samoistnie powędrowała do portfela.

- Niech ci będzie. - zamruczał, podszedł do kasy i kupił osobliwy długopis, a Kim cieszył się jak małe dziecko, chowając go do kieszeni swojego płaszcza.

- Zawsze o takim marzyłem! - pisnął z entuzjazmem, a Jungkook wywrócił oczami, lecz w ten wesoły sposób, kiedy z jednej strony mamy ochotę walić głową w mur nad głupotą naszego towarzysza, a z drugiej po prostu cieszyć się razem z nim nawet największą błahostką.

- Wracamy już? - zapytał po chwili Jungkook, z nieciekawym wyrazem twarzy patrząc na komórkowy zegarek, który wskazywał zdecydowanie zbyt późną godzinę dla takich gówniarzy jak on. W galerii spędzili naprawdę dużo czasu, ale nie narzekał. W końcu spędzenie nawet sekundy z miłością swojego życia jest czymś naprawdę niezapomnianym, aczkolwiek wypadałoby już wrócić do domu.

- Możemy, już i tak wszystko tu zobaczyliśmy. - wzruszył ramionami i odetchnął, a z jego ust wydobyła się para, która poleciała wysoko ku górze.

Ich kroki skierowały się w stronę dworca autobusowego, na którym szybko sprawdzili swoje kursy. Trafili na idealną porę, bowiem obydwoje już niedługo będą mogli wsiąść do wielkiego pojazdu i zniknąć w swojej okolicy.

- Mój bus jest pierwszy. - stwierdził Jeon, spoglądając na podświetloną tablicę z godzinami najbliższych przyjazdów. - Będziesz tutaj sam całe trzy minuty. Jesteś pewny, że nic ci się nie stanie?

- No błagam, raz mnie prawie okradli, ale to jeszcze nie koniec świata! - jęknął. - Keep calm i spierdalaj w siną dal, a nie się będziesz trzema minutami zamartwiał. Poza tym to jest kuźwa dworzec, tylko idiota popełniałby tu przestępstwa.

- Mógłbym cię tu zmolestować.

- Mógłbyś, gdybym ja nie miał w zanadrzu Karolka, a twój bus nie wjeżdżałby akurat na przystanek. - uśmiechnął się złośliwie.

I w jednej chwili uśmiech zszedł z jego twarzy, która pokryła się dorodną czerwienią, kiedy Jungkook przyciągnął go za szalik tuż do swoich ust i złożył na jego czole czułego buziaka, by zaraz potem zniknąć w niemalże pustym autobusie.

Taehyung widział, jak pojazd odjeżdża, a sam złapał się dwoma rękami za czoło, starając się równocześnie uspokoić łomoczące serce.

- No co za idiota...

  °  

Możecie się śmiać, ale ja tego całego kątnika chyba na poważnie kiedyś miałam w domu, brr

I tak jak obiecałam, pojawił się rozdział! Jestem z niego bardzo zadowolona, więc mam nadzieję, że wy również będziecie ❤ 

Za chwilę zmykam się ubierać, bo dzisiaj jadę na osiemnastkę mojego bardzo bliskiego przyjaciela, ale ślicznie obiecuję, że kiedy jutro wrócę i będę miała choć trochę siły (bo obawiam się, że wrócę ledwo żywa), to odpowiem wam na wszyściutkie komentarze, które tu pewnie zostawicie (a tak między nami, są one dla mnie jednym z głównych powodów, dla którego po prostu kocham publikować tego ficzka)

Kocham was bardzo i pamiętajcie, żeby o siebie dbać, pysiaczki ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top