IX
- No, coś tam mam... - powiedział bez entuzjazmu i kiwnął głową na jeden z regałów, gdzie spoczywały dwie gry planszowe.
Kim aż poderwał się ze swojego siedzenia i poczłapał do dwóch pudełek, po czym wziął jedno z nich i na powrót pojawił się przy stoliku, na którym położył zielone opakowanie monopoly.
W głowie Jungkooka natychmiast zapaliła się czerwona lampka. Jak nic chłopak musi być dobry w tą grę, skoro właśnie to pudełko przyniósł ze sobą. Kto wie, może jeszcze żyje w nim dusza ekonomisty i przedsiębiorcy? W końcu Park wspominał, że Kim jest dobry z matematyki, a nawet był laureatem olimpiady. Może jego umysł działa na zupełnie innych zasadach i ograbi Jeona ze wszystkich pieniążków już na pierwszym okrążeniu? No dobra, może nie jest aż tak źle, ale brunet już czuł, że łatwo wygrać nie będzie. W sumie zaczął się już modlić tylko o to, by nie przegrać z bolesnym kretesem i wyjść z gry z jakąkolwiek godnością.
- Okej. - powiedział Kim, kiedy już idealnie ustawił planszę na stoliku. - Ja będę bankierem, bo uwielbiam przeliczać i wydawać pieniążki. Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza.
No pewnie. Jeszcze tylko mu brakowało talentu do pieniędzy. - pomyślał młodszy, w głowie odmawiając wymyśloną przez siebie modlitwę, ażeby ktokolwiek mu dopomógł zachować twarz po tej nieszczęsnej grze.
Nie to, że w siebie nie wierzył. Jungkook również uwielbiał monopoly, jednak jego umiejętności mogły się nie sprawdzić podczas gry z Taehyungiem. Wygrana z Parkiem nijak miała się do prawdziwej, emocjonującej gry, bo choć Jeon kochał swojego starszego kolegę całym sercem, tak przyznać musiał, że ten idiota kompletnie nie umiał w cokolwiek zainwestować i przez większość gry bał się wydawać jakiekolwiek pieniądze. A później papierowe banknociki zazwyczaj przechodziły w chciwe rączki Jungkooka, który bezlitośnie grabił ze swojego rudowłosego przyjaciela każdą kwotę, kiedy ten z bolesnym jękiem na ustach stawał na zakupionych przez niego nieruchomościach.
- Zamawiam pionek z kotkiem. - oznajmił starszy, a Jungkook prychnął.
- W takim razie ja biorę pieska, żebym cię mógł skutecznie gonić.
- Koty zawsze spadają na cztery łapy i wychodzą z każdej sytuacji, dlatego nie radziłbym ci być takim pewnym siebie, bo jeszcze się zaplączesz we własnym łańcuchu.
- Koty chodzą własnymi ścieżkami, co często kończy się tym, że możemy zobaczyć ich zwłoki na środku drogi. Uważaj, żebyś przypadkiem ty tak nie skończył.
- Cóż za wyszukane porównanie. - stwierdził kąśliwie Kim. - Z łaski swojej przestań szczekać, bo jeszcze ubiorę ci kaganiec. Zacznij grać, bo jak widzisz, ja już zacząłem. - dodał i rzucił kośćmi, tym samym rozpoczynając trwającą następne parę godzin grę.
I Jungkook naprawdę nie wiedział, jak to jest możliwe, że popadł w szereg długów, których za żadne skarby nie potrafi spłacić. Nie wiedział też, jak to jest możliwe, że ani razu nie trafił na bardziej ekskluzywne nieruchomości do wykupienia, więc z braku laku musiał się zadowolić tymi gorszymi. Nie miał pojęcia, jakim cudem wszystkie rarytasy przypadły Kimowi i nie miał pojęcia, jak to się stało, że kiedy tylko starszy je kupił, zaczął tam stawać jak popierdolony. Zupełnie tak, jakby dostawał tam jakąś wyjątkowo wysoką zniżkę. A to właśnie był problem, bo żadnej taryfy ulgowej nie dostawał, a Taehyung ze złośliwym uśmieszek jeszcze bardziej ulepszał swoje własności, byleby tylko Jeon musiał za nie więcej płacić.
A przesadą na pewno już było to, że ilekroć Taehyung stawał na "szansie", wyciągał same wartościowe karty i posilał swą duszę kolejną gotówką, zaś kiedy Jungkook tam stawał, dostawał same kredyty, podatki i mandaty. Że nie wspominając już o tym, że co chwila lądował w więzieniu.
- Ach, całkiem przyjemna gra. - stwierdził Taehyung, przeciągając się i chowając resztki zarobionych przez siebie pieniędzy do pudełka. Jungkook nie miał aż takich problemów ze sprzątaniem swojej gotówki, bo... Bądźmy po prostu szczery. Całą przejebał.
- Tak, super. - mruknął bez większego entuzjazmu, bawiąc się figurką pieska.
- No już się tak nie dąsaj, nie każdy ma talent do interesów. - stwierdził szatyn, zabierając chłopcu jego pionek i wrzucając go do środka, chcąc zamknąć pudełko. - Ale nie ukrywam, miło było obrobić ci dupę.
- Już skończyłeś? - podniósł się i zabrał zielone opakowanie, odkładając je na półkę.
- Nie, jeszcze nie. Przypominam ci, że przed rozpoczęciem porównałeś mnie do rozjechanego kota. Masz mi coś na ten temat do powiedzenia?
- Nieszczególnie. - odpowiedział i opadł na miękki materac.
I omal nie dostał zawału, kiedy nad nim zawisła postać jasnowłosego, który ze zwycięskim uśmiechem nachylał się nad jego twarzą.
- Nieszczególnie, tak? A kto prawie płakał, kiedy musiał sprzedawać kolejną stację kolejową, bo nie miał mi już jak zapłacić, hm?
- Ej, wcale nie płakałem, to po pierwsze, a po drugie to jest jakieś chore, że ty nigdy nie stawałeś na moich inwestycjach, tylko ciągle ja na twoich. Gotówki nie ubywało ci prawie wcale, już nawet zaczynałem mieć wątpliwości, czy nie oszukiwałeś.
- Ja nie muszę oszukiwać, dzieciaku. Wystarczy mi tylko mój talent i niezawodna intuicja. - odparł z dumą i uśmiechnął się tak promiennie, że serce Jungkooka w jednym momencie mogłoby się roztopić.
Ale w tej samej chwili telefon starszego rozdzwonił się milionami dźwięków, a ten wręcz panicznie wstał z materaca i wygrzebał go z kieszeni swoich spodni, nerwowo przyciskając go do ucha.
- Ha -
- Gdzie ty jesteś?! Do cholery jasnej, Taehyung, jest po dwudziestej pierwszej, a ciebie nie ma w domu! - usłyszeli ryk po drugiej stronie, bo nawet Jungkook, mimo iż szatyn nie użył trybu głośnomówiącego, był w stanie usłyszeć głos rozwścieczonej bes... To znaczy kobiety, która najwidoczniej musiała być matką Taehyunga.
- Jestem u k - kolegi, mamo...
- Kolegi? Przecież ty nie masz kolegów. Mów szybko, gdzie jesteś, ojciec zaraz po ciebie podskoczy i wróci z tobą do domu.
- Mamo, naprawdę nie trzeba, wrócę autobusem.
- Taehyung. - wycedziła prosto w słuchawkę. - Mów w tej chwili, gdzie ojciec ma podjechać, bo przysięgam, nie ręczę za siebie, jeśli wrócisz później, niż bym tego oczekiwała.
- Pod moje liceum, mamo. - powiedział drżąco i wesoła aura, która otaczała go jeszcze chwilę temu, uleciała z niego w mgnieniu oka, co oczywiście nie uszło uwadze bruneta. Chłopak rozłączył się i głośno przełknął ślinę, wpychając czarny telefon do kieszeni swoich spodni. - Ja muszę już...
- Wiem. Chodź, ubierzesz się i cię odprowadzę.
- Nie. Nie odprowadzaj mnie, mój tata nie może cię zobaczyć. - odparł, nerwowo bawiąc się palcami.
- Co? Wstydzisz się mnie? - zapytał nierozumnie.
- Tu nie chodzi o to. Po prostu... Tak będzie lepiej. Dam radę dojść sam, nie mieszkasz aż tak daleko od naszej szkoły.
- Ale -
- Proszę, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej. Już i tak będę mieć przechlapane, jak tylko wrócę do domu. - poprosił wręcz błagalnie, a ten ton głosu skutecznie zamknął usta Jungkooka, który nie zamierzał się już więcej wykłócać, lecz i tak postanowił, że odprowadzi starszego przynajmniej pod szkołę, a potem zwinie manatki, zanim jego ojciec zdąży przyjechać.
Dwójka chłopców szybko ubrała swoje buty, czemu przyglądała się zmartwiona matka Jungkooka, która nawet proponowała, że może lepiej będzie, jeśli podwiozą Kima aż pod same drzwi jego domu, lecz ten grzecznie zaprzeczył, tłumacząc, że jego tata już tu jedzie. To skutecznie uspokoiło panią Jeon, która z czystym sumieniem wycofała się do swojej sypialni.
Chłodne powietrze uderzyło w dwójkę nastolatków, przez co osiemnastolatek szczelniej owinął się szalikiem. Spacerkiem udali się pod ich liceum, gdzie miał podjechać jego ojciec.
- To ja już pójdę. - stwierdził Kook, drapiąc się po głowie.
- Co? Nie, czekaj. - powiedział Tae, lekko spuszczając wzrok. - Tak... Bez niczego?
- Jak to bez nicze -
Nie kończy. Nie daje rady wydusić z siebie nic więcej, bowiem kruche ciałko szatyna wpada w jego ramiona i wtula się w młodzieńczy tors. Nieokryte rękawiczkami, zimne ręce wplatają się w jego ciemne włosy w nad wyraz delikatny sposób, a Jungkook uznaje to jako przyzwolenie do objęcia talii tego uroczego chłopca. Szatyn nie jest od niego szczególnie niższy, jednak opiera swoją głowę na jego ramieniu, a z tej odległości brunet jest w stanie wyczuć barwę kokosowego szamponu, którego najwidoczniej tamten używa.
- Okej. Teraz możesz iść. - oznajmił lekko zachrypniętym głosem starszy, poprawiając materiał swojego szalika. Nie chciał bowiem pokazać młodszemu swoich palących czerwienią policzków, które w tamtej chwili pokryły się wyjątkowo pokaźnymi rumieńcami.
- Uhm, okej. Do zobaczenia? - zapytał z nadzieją i spojrzał na niego po raz ostatni tego dnia.
- Do zobaczenia. - rzucił cicho i do końca obserwował znikające w ciemności plecy szesnastolatka.
A potem tuż obok niego zatrzymało się srebrne auto.
°
Szatyn siedzi prosto niczym struna na kremowej kanapie w rodzinnym salonie. Nie śmie nawet podnosić wzroku i mimo wyprostowanej postawy, ma spuszczoną na elegancki dywan głowę. Jest tylko dzieckiem ganionym przez rodziców. Przestaje być aroganckim geniuszem z górą dyplomów. Kim Taehyung, którego możemy na co dzień spotkać, nijak ma się do widoku tego przestraszonego dzieciaka, który słucha w swoją stronę tak podłych słów, rzucanych przez własną matkę w aprobacie surowego spojrzenia ojca, który choć w samochodzie mówił, że nie uważa całej tej sytuacji za szczególnie poważny wybryk, teraz gromi go wzrokiem, jak gdyby chciał przewiercić w nim dziurę.
Taehyung tłumaczył, że zgubił klucze. Taehyung tłumaczył, dlaczego wyszedł z domu i kim był chłopiec, u którego spędził ostatnie godziny. Lecz na nic się to nie zdało.
- Zawiodłam się na tobie, Taehyung. - powiedziała jego matka, spacerując po wolnej przestrzeni salonu.
- Przecież mówiłem, że -
- Co brak kluczy do domu ma wspólnego z siedzeniem u jakiegoś innego chłopca? Gdzie się podziało twoje wygórowane poczucie własnej wartości? Taehyungie, przecież ty wiesz, że jesteś lepszy. Co ci po towarzystwie jakiegoś nic niewartego człowieka, który pewnego dnia będzie mógł tylko pomarzyć, by uścisnąć twoją dłoń?
- W przyszłości, której dla mnie chcesz, to nic takiego. W końcu jakby nie popatrzeć, będę musiał grzebać ludziom w buziach rękoma. - prychnął, pozwalając sobie na bardziej arogancką pozycję na sofie.
- Posada dentysty jest wyjątkowo dobrze opłacalną pracą, a ty, mój drogi, nie musisz nawet szczególnie się starać. Gabinet dostaniesz od ręki wraz z całym sprzętem. Wszystko, co musisz zrobić, to tylko zdać odpowiednie studia, a obydwoje wiemy, że możesz to zrobić. Tylko, że ty nie chcesz. - syknęła kobieta, nachylając się nad swoim dzieckiem. - Masz ważny konkurs, a zamiast przykładać się do nauki, szlajasz się po jakichś podejrzanych kolegach.
- Obiecaj nam po prostu, że to się więcej nie powtórzy. - wtrącił się mężczyzna, na swój sposób stając w obronie swojego syna, bo sam miał dość tej gęstej atmosfery, wytworzonej z tak błahego powodu.
Nie uważał, że zachowanie jego dziecka jest szczególnie warte uwagi. Zgubił klucze, to fakt, więc skorzystanie z gościnności kolegi nie było głupie, biorąc też pod uwagę, że nie miał przy sobie dużych sum pieniędzy. Chciał po prostu zakończyć tę głupią sytuację i udać się do łóżka, by następnego dnia mieć siłę iść do pracy w urzędzie, a potem do teatru z żoną i przyjaciółmi.
Jego małżonka ostatecznie z politowaniem kiwała głową w stronę swojego skruszonego syna, który, gdy tylko dostał pozwolenie, usunął się z widoku rozdrażnionych rodziców i zamknął się w swoim pokoju.
Nie wie, co nim kieruje, lecz ze złością otwiera swojego czarnego laptopa i wchodzi na facebooka, wyszukując jednego, konkretnego imienia. Wchodzi na profil i chce wysłać wiadomość, jednak brunet ma wyłączoną opcję kontaktu z osobami, których nie ma w znajomych.
- No co za pacan! - warknął pod nosem i gubiąc swoją dumę gdzieś po drodze, zaprosił Jungkooka do znajomych, podczas gdy ten wesoło pluskał się w wannie i omal nie opuścił telefonu do gorącej wody, kiedy zobaczył imię Taehyunga w kolumnie zaproszeń.
- O mój boże Taehyu... A co jeśli to fake? Przysięgam, jak Jimin zrobił to konto, żeby ze mnie pożartować, to urwę mu jaja. - zamruczał pod nosem i wszedł w profil, jednak wszystko było na swoim miejscu. - O kurwa, to jest prawdziwe. - stwierdził i szybko zaakceptował propozycję dodania do znajomych. Dodatkowo omal nie dostał zawału, kiedy sekundę później na jego konto przyszło parę wiadomości.
TY MAŁY KUTASIARZU, DLACZEGO NIE MOŻNA DO CIEBIE PISAĆ BEZ ZNAJOMYCH
MAM U SIEBIE TYLKO ELITĘ, A NIE JAKIŚ DEBILI, CO TO NAWET W MONOPOLY NIE UMIEJĄ WYGRAĆ
Dobra, już się uspokajam. To zabrzmi głupio, ale nie mam co robić w święta, więc może... może byśmy się spotkali?
Jungkook ma ochotę piszczeć ze szczęścia na widok tej propozycji, ale z drugiej... Kuźwa, jest już umówiony. Nie może tego odwołać lub się nie pojawić, przez co teraz ma ochotę utopić się w białej wanience, kiedy do jego głowy wpada iście genialny pomysł.
Jestem umówiony z chłopakami ze szkolnej drużyny siatki
Ale jeśli chcesz, możesz pójść z nami
Będzie też Jimin
Pójdziemy na kręgle, potem coś zjeść, może gdzieś na miasto
Patrzy w podświetlony ekran telefonu i uparcie czeka na odpowiedź, która jak na razie wyświetla się w formie trzech, poruszających się kropek, które jeszcze nigdy w życiu nie były tak stresujące. A odpowiedź, którą dostał, kompletnie nie pokryła się z jego oczekiwaniami.
Jimin to pała, kiedyś podjebał mi długopis
Szesnastolatek wywraca oczami i wystukuje kolejną wiadomość.
Kupię ci cały asortyment długopisów w Korei, tylko się zgódź
A po chwili Taehyung rzeczywiście się zgadza.
°
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Na początku chciałabym wam bardzo mocniutko podziękować za ponad stu obserwujących. To dla mnie tak niesamowicie dużo, że aż wierzyć mi się nie chce, że aż tak wiele cudownych osóbek lubi to, co tworzę
I... Nie umiem się powstrzymać, by się nie pochwalić, więc... Pamiętacie, jak w ostatnim rozdziale mówiłam o tym, że jeżeli napiszę dobrze mój dzisiejszy test, to wrzucę rozdział? Tak naprawdę to nie był test, a raczej egzamin z teorii na prawo jazdy w kategorii A1 (lub prosto mówiąc, chcę sobie brum brum na motorku)
I ZDAŁAM
To było moje drugie podejście i tym razem udało mi się uzyskać 72/74 punkty, co jest wynikiem pozytywnym. Wyszłam jako pierwsza z sali i to w dodatku z takim bananem na twarzy, że ludzie w poczekalni patrzyli się na mnie jak na idiotkę, ale kto by się tam nimi przejmował? Byłam tak szczęśliwa, bo po pierwszym nieudanym podejściu kompletnie straciłam mój optymizm i nie wierzyłam w to, że mi się uda. Miałam tak mało wiary w siebie, że już zaczęłam oglądać następne wolne terminy, a w głowie układałam wiadomość dla was tutaj, że jednak mi się nie udało, ale rozdział wrzucam i tak, bo jednak się wam coś należy za tak dużo obserwacji
Kocham was bardzo ❤ W piątek zamierzam opublikować następny rozdział, także wyczekujcie, a przy dobrych wiatrach być może uda mi się sklecić też coś w Chłopcu od Tatuaży ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top