IV

Jungkook niepewnie wszedł do biblioteki, gdzie jak na razie nie było jeszcze nikogo poza starszą bibliotekarką, która uśmiechnęła się do niego promiennie na powitanie. Odkąd oddał jej tę okropną, historyczną cegłę i przeprowadził z nią wyjątkowo przemiłą dyskusję ("Tak, ma pani rację, dokładnie tak było") na temat tego wspaniałego "dzieła", kobieta zapałała do niego większą miłością niż rodzona matka oraz nie szczędziła mu szerokich uśmiechów, które Jeon z grzeczności odwzajemniał. Po oddaniu owej książki nie pojawiał się już w bibliotece, bo nie miał i po co. Wtedy wstąpił tam tylko dla Taehyunga i teraz nie było inaczej. W końcu musiał dokładniej ustalić, kiedy odbędą się jego korepetycje.

- Kochaniutki, co powiesz na nową książkę historyczną? - nagle zagadnęła go bibliotekarka.

Ratunku!

- Wie pani, mam ostatnio naprawdę dużo nauki... - posłał jej przepraszający uśmiech, a ta kiwnęła głową ze zrozumieniem.

Nagle drzwi do pomieszczenia zaskrzypiały, a w środku znalazł się Taehyung. Stanął w przejściu, rozejrzał się dookoła i gdy tylko napotkał Jungkooka, otworzył szeroko oczy i...

Wyszedł.

Licealista stał skołowany w miejscu przez jakieś pół minuty i wpatrywał się w zamknięte drzwi, gdy nagle uderzyło go, że przecież nie może sobie tak stać jak kołek, gdy takie piękne pośladki maszerują po korytarzu bez jego towarzystwa. Wybiegł z biblioteki i zaczął rozglądać się po obu stronach, ale Kima już nie było. Westchnął i zaczął go szukać. W końcu musi załatwić sobie te korepetycje, nawet jeśli są mu one w praktyce zbędne. W teorii był beznadziejnym przypadkiem, który przyczyni się do upadku ludzkości i tego zamierzał się trzymać aż do czasu, gdy Taehyung nie usiądzie z nim przy książkach. Wkrótce jasna czupryna dała się zauważyć przy swojej szafce. Od razu do niego podszedł i zatrzasnął mu ją przed nosem.

- Popieprzyło cię? - warknął Kim, przeszywając go wzrokiem. - Czego znowu chcesz?

- Korepetycji. Masz mi ich udzielić, Taehyung. - odpowiedział, chcąc brzmieć jak najbardziej stanowczo. Zależało mu na tym, aby sprawić wrażenie nastolatka, któremu naprawdę zależy na poprawie. Miał cichą nadzieję, że Taehyung to kupi i ostatecznie w jego sercu znajdzie się choć odrobina współczucia.

- Mam ci ich udzielić? Pff, nie będziesz mi rozkazywać. Jeśli chcesz poprawić swoje oceny to zacznij się uczyć. Usiądź z książką i czytaj albo wykuj na pamięć formułki. Mam cię poprowadzić za rączkę do podręcznika i dopilnować, abyś doczytał to, co masz umieć? Nie rozśmieszaj mnie, Jeon. Biologia jest dziecinnie prosta, a ty nawet nie masz żadnych rozszerzeń.

- Mogę mieć problemy z czym mi się tylko żywnie podoba i mam akurat z biologią, okej? Na pewno jest jakiś sposób, żeby łatwiej się czegoś nauczyć. Skojarzenia, lepsze notatki...

- W takim razie je sobie zrób. - prychnął. - Oczekujesz, że dostaniesz moje zeszyty z pierwszej klasy? Niedoczekanie. Siedziałem nad nimi godzinami, nie zamierzam się dzielić swoją pracą za darmo.

- Nauczyciele cię o coś poprosili, czyż nie? Chyba nie zamierzasz ich teraz zawieść? - wkroczył na czułą strefę Kima, powołując się na siłę wyższą, której starszy niezbyt chciał się sprzeciwiać. Ten zacisnął pięści, w głowie obrzucając Jeona obelgami. Gówniarz znowu go miał.

- Posłuchaj mnie uważnie. - wycedził. - Stąpasz po bardzo cienkim lodzie, ale niech będzie. Chcesz korepetycji? W porządku. Znaj łaskę pana, pomogę ci poprawić te żałosne oceny.

- To świetnie! - wykrzyknął uradowany Jeon. - To kiedy do mnie przyjdziesz?

- Wow, wow, wow! - Kim zaczął machać rękoma. - Wcale nie zamierzam do ciebie przychodzić. Ja będę cię uczyć, więc to ja stawiam warunki. Po pierwsze: to ty przyjeżdżasz do mnie, nie na odwrót. Nie mam pojęcia, gdzie mieszkasz i wcale nie chcę się tego dowiadywać. Nie zamierzam być też uzależniony od komunikacji miejskiej w wypadku, w którym chciałbym opuścić twoje mieszkanie szybciej. Zrozumiano? - spytał, na co Jeon energicznie pokiwał głową. - Świetnie. Po drugie: Kiedy tylko ci powiem, że masz się wynosić, bo najzwyczajniej w świecie będę mieć już dość twojego towarzystwa, to pakujesz manatki i wychodzisz. Zero sprzeciwu. Po trzecie: Nie zamierzam ci gotować obiadków, więc nawet tego nie oczekuj i nie waż się marudzić, że burczy ci w brzuchu. - skończył wyliczać, patrząc uważnie na twarz nastolatka.

- Okej. - rzucił tylko, poprawiając przydługawe włosy. - To kiedy mogę cię odwiedzić?

- Jutro po szkole. Kończę po piętnastej. Masz tu na mnie czekać, jasne?

- Jak słoneczko. - odparł wesoło, na co Kim przewrócił oczami i odszedł.

°

Następnego dnia Taehyung bez większego zapału wszedł do klasy języka koreańskiego i leniwie opadł na swoje miejsce. Nie miał nawet siły wyciągać swoich rzeczy i poukładać ich według swojego idealnego porządku, bo ten głupi smarkacz całkowicie zepsuł mu humor. Dzisiaj miał udzielić mu korepetycji w swoim własnym domu i ta wizja nie uśmiechała mu się ani trochę. Czym sobie zasłużył na taką karę? Był przecież pilnym uczniem, w oczach swoich rodziców idealnym dzieckiem, a w swoich własnych geniuszem ponad miarę szkolnych standardów. Przecież nie wadził nikomu, nie wchodził w drogę, prawda? Czemu więc musiał poświęcić cenne godziny swojego życia temu całemu Jeonowi? Miał ochotę spełnić swoje groźby o deportacji tego małolaty z kraju, bo ten bezczelnie wpadł do jego świata i na dodatek nie widział w tym nic złego. A przecież zakłócanie harmonii Kim Taehyunga było największą na świecie zbrodnią. Dzień dłużył mu się cholernie i cały czas myślał o tym idiocie, z którym bardzo niechętnie będzie musiał spędzić parę godzin po szkole.

I nawet nie miał pojęcia o tym, jak bardzo ten idiota stresował i cieszył się na myśl o tych paru godzinach. Jak długo stał przed swoją szafą, szukając najładniejszych ubrań, ani jak długo siedział w łazience, spędzając czas na ułożeniu włosów i spryskaniu się swoimi najlepszymi perfumami, których używał tylko przy najbardziej uroczystych okazjach.

°

Brunet cały w skowronkach zjawił się przy szafce starszego, przy której umówili się ostatniego dnia. Nerwowo bujał się do przodu i do tyłu, czekając na upragniony dzwonek, który dla niego będzie zwiastować przybycie Kima. Nie mógł się doczekać godziny piętnastej i miał wrażenie, że wszystkie zegary w tym samym momencie zdecydowały się popsuć, bo czas leciał tak przeraźliwie wolno, że mógłby przysiąc, że nastąpiło jakieś dziwne zakrzywienie czasoprzestrzeni, które ewidentnie miało wpływ na upływ czasu. Przez ostatnie dwie godziny siedział w bibliotece i odrabiał zadania. Sam kończył lekcje o godzinie trzynastej, ale w końcu umówił się z Taehyungiem na piętnastą. Grzecznie więc czekał, a dobre dziesięć minut przed dzwonkiem wyszedł z biblioteki i pomaszerował na korytarz, gdzie znajdowała się szafka szatyna. W końcu dźwięk dzwonka rozbrzmiał echem po szkolnych korytarzach, a on aż podskoczył w miejscu, gdy parę minut później usłyszał za sobą odchrząknięcie. Odwrócił się i przed sobą ujrzał Taehyunga, który ze skrzyżowanymi ramionami zaciekle się w niego wpatrywał.

- To... Idziemy? - zapytał, siląc się na delikatny i przyjazny uśmiech, ale obawiał się, iż wyszedł mu jakiś grymas. Nawet głos miał jakiś dziwnie piskliwy.

- Nie udawaj, że jesteśmy kolegami. Nadal pamiętam, jak podjebałeś mój stolik. - warknął Kim i odwrócił się, szybko przebierając nóżkami w kierunku wyjścia. Jungkook niemal truchtał, chcąc dotrzymać mu kroku. - Przerobimy tę biologię i spierdalasz, rozumiesz? - zatrzymał się dopiero na przystanku, który znajdował się kawałek dalej od ich szkoły.

- Słuchaj, przykro mi z powodu tego stolika... - jęknął, łapiąc oddech. - Nie możemy o tym zapomnieć?

- Nie.

Aha. Okej.

- Taehyung, to tylko stolik... - zaczął, gdy nagle czyjeś dłonie zacisnęły się na przodzie jego koszulki.

- Tylko stolik?! - warknął Kim, a cała reszta uczniów czekających na autobus zwróciła na nich uwagę. - Tylko?! Posłuchaj mnie, Jeonie pierdolony Jungkooku! Dla mnie to nie jest tylko stolik, dla mnie to moja iście nienaruszalna własność, mój zakątek, moje miejsce! Czy ty, kurwa, zmieniasz na przykład miejsce w klasie albo krzesło przy stole w domu? Czy codziennie pijesz z innych kubków, czy codziennie spędzasz czas w innym pokoju? Nie, bo wolisz używać tego swojego. Ja też wolę używać tego swojego, a ten stolik to moja własność! Moja, rozumiesz? Tylko i wyłącznie moja! A jeśli jednak ty zmieniasz miejsca i przyzwyczajenia z dnia na dzień, to wiedz, że niczym nie różnisz się od dziwek, które każdego dnia mają innego partnera! - ryknął, a Jeonowi odjęło mowę.

Chwała bogu, własnie podjechał autobus.

Weszli do niego, Kim jak gdyby nigdy nic, a brunet niemalże cały zawstydzony. Taehyung usiadł na jednym z miejsc, toteż chciał się do niego dosiąść, gdy ten nagle położył obok siebie swój plecak i obrzucił Jeona znaczącym spojrzeniem.

- To też jest moje miejsce.

Jungkook rozdziawił oczy.

- Ty tak na poważnie?

- Tak, usiądź sobie gdzie indziej. - prychnął i odwrócił głowę w stronę okna.

Jungkook westchnął i usiadł za szatynem, który nadal z zainteresowaniem wpatrywał się w przemijające budynki. Jego siedzenie było odrobinkę wyżej niż te, na którym siedział Kim. Miał więc idealny wzgląd na śliczną czuprynkę, której nieświadomie się przyglądał. Włosy oczywiście były farbowane, bo mowy nie było o tym, by napotkać naturalnych szatynów w Korei. Fryzurka Kima była idealnie uczesana i nie było na niej widać żadnych odrostów. Malutka perfekcja i doskonałość, którą Kim tak niebywale się odznaczał. Jeon najchętniej pogłaskałby tę mądrą główkę, gdyby nie to, że pewnie oberwałby po łapach, a Kim wydarłby się na niego, że znów zakłóca jego harmonię. Swoją drogą ciekawe, czy jego pokój jest urządzony zgodnie z zasadami feng shui.

Nagle Kim wstał i wysiadł, nawet jakoś szczególnie go o tym nie informując. Poderwał się i wypadł za nim z autobusu, podczas gdy szatyn wolnym krokiem szedł w nieokreślonym kierunku. Jeon szybko zrównał się ze starszym i rozejrzał po okolicy. Nigdy tutaj nie był i nawet nie miał pojęcia, w jakiej dzielnicy dokładnie wylądował. Niezbyt też wiedział, ile czasu tu jechali, bo był zbyt zajęty taehyungowską fryzurą. Zerknął na spokojnego chłopaka, który po prostu szedł przed siebie, w ogóle nic nie robiąc sobie z jego obecności. Dla bruneta cisza ta była wyjątkowo niezręczna, ale rękę dałby sobie uciąć, że dla Taehyunga nie stanowiła ona żadnego problemu. Nagle skręcili w jakąś uliczkę, a przed nimi pojawił się szereg wyjątkowo ładnych domków jednorodzinnych. Szli jeszcze jakieś cztery minuty, gdy Kim otworzył furtkę jednego z nich i wszedł na posesję. Jungkook nieśmiało również to zrobił, przyglądając się pięknemu domkowi, który wyglądał jak wyjęty prosto z Simsów. Podreptał za Taehyungiem aż do eleganckich, drewnianych drzwi, które ten szybko otworzył za pomocą kluczyka. Szedł przodem i niekoniecznie przejmował się takimi rzeczami jak przepuszczanie w drzwiach gości. Dla niego Jungkook był intruzem, który w ogóle nie powinien pojawiać się w jego domu. Młodszy zaś poczuł przerażenie, bo w ogóle nie spodziewał się, że startuje do tak bogatej dupy. No, właściwie to do dupy z bogatymi rodzicami, ale to szczegół. Zastanawiał się, jaki zawód wykonują jego rodzice, ale nie zamierzał o to pytać. Szanse na zdobycie odpowiedzi i tak były znikome. Zewsząd otaczały go stylowe meble i szyk w każdym tego słowa znaczeniu, ale z drugiej strony dom był okropnie pusty. Brakowało w nim rodzinnej miłości i ciepła, które czuł u siebie, a której ewidentnie tutaj nie było. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby Kim był dla swoich rodziców jedynie teczką z dyplomami. Nie znał zbyt dobrze tego chłopaka, ale po prostu to czuł. Czuł, że brakuje mu miłości i wsparcia. Może nawet to było powodem jego często wrednego zachowania?

Wszedł za Kimem do zielonego pokoju, który obwieszony był plakatami przeróżnych gadów i pajęczaków. Aż wzdrygnął się na widok ogromnego zdjęcia równie ogromnej tarantuli, która wisiała nad idealnie pościelonym łóżkiem. Poza tym ściany ozdobione były dziesiątkami dyplomów, które oprawione były w schludne rameczki. Naprzeciw dwuosobowego łóżka znajdowało się biurko, na którym leżały równiutko ułożone podręczniki i zeszyty, zamknięty laptop oraz srebrny pojemnik na długopisy. Nad biurkiem zaś wisiały ułożone puzzle przedstawiające zielonego węża. Jedna ściana była cała zajęta przez regały zapchane po brzegi książkami i atlasami oraz dużą szafę. Cały pokój mienił się w kolorach pastelowej zieleni, brązu oraz czerni i bieli. Pomieszczenie było duże, a w jednej części pokoju znajdował się malutki stoliczek z dwoma krzesełkami. Idealny na korepetycje.

- Poczekaj chwilę. - rzucił Kim i wyszedł z pokoju, a Jungkook poczuł się co najmniej... dziwnie. Był kompletnie zagubiony w tym na swój sposób przerażającym otoczeniu. Nigdy nie bał się horrorów, a wszystkie domy strachów były dla niego absolutnie dziecinne i śmieszne. Aż głupio było mu się przyznać, że bardziej bał się pokoju Kima, niż duchów i potworów.

Ale hej, przecież duchy i potwory nie są prawdziwie, w przeciwieństwie do tej pierdolonej tarantuli, którą tamten miał nad łóżkiem, tak? Jak w ogóle można spać pod czymś takim? Jak w ogóle można wyłożyć sobie pokój plakatami krokodyli, węży, jaszczurek i pająków? To było nienormalne. Czy on sobie nie mógł znaleźć jakiegoś normalnego hobby? Jakieś łapanie motyli, książki, gotowanie albo rolki? Nie, nie, nie! Kim Taehyung musiał upodobać sobie jakieś okropne gadziny, owady i tylko bóg jeden wie co jeszcze. Miał ochotę się załamać. Dlaczego w ogóle spodobał mu się ktoś taki?

Nagle obok stolika dostrzegł drzwi, na które wcześniej nie zwrócił uwagi. Stwierdził, że pewnie prowadzą do łazienki, a jego pęcherz był już dość nieźle wypełniony i domagał się opróżnienia. Złapał za srebrną klamkę. Przecież Kim się nie pogniewa, jeśli skorzysta z jego tronu, prawda? Pewnym siebie krokiem wkroczył do nowego pomieszczenia.

I omal nie posikał się ze strachu.

Zasłonił ręką usta, jednak to nie zagłuszyło mało męskiego pisku, który się z nich wydobył.

Terraria.

Wszędzie terraria.

Dosłownie jedno na drugim. A w nich wszystko to, co Kim miał w swoim pokoju na zdjęciach.

- Co ty tu robisz?! - usłyszał za sobą wrzask i gwałtownie się obrócił. Z powodu strachu, stresu i wszystkiego innego, wpadł na terrarium wielkości szafy. Boże, co tam w ogóle mogło być? Co jeśli to coś obudził? Co jeśli zaraz to coś wpadnie w gniew i zje go w ułamku sekundy?

- O nie, nie, nie! Łapy precz od Filipa! - nagle warknął Kim i złapał go za koszulkę, wyprowadzając agresywnie z pokoju. Jeon nawet się nie opierał, w tym momencie był niczym słomiana kukła. Wylądował na miękkim łóżku i jedyne co usłyszał, to trzaśnięcie drzwiami.

- Co ty robiłeś w tym pokoju?! I dlaczego dobierałeś się do Filipa?!

- Filipa? - jęknął, zastanawiając się, jakiemu straszydłu przed chwilą się naraził. Co to będzie? Ogromny ptasznik? Kilometrowy wąż? Jakiś legwan czy może jeszcze jakaś inna jaszczurka?

- Mój ukochany kameleon! - krzyknął na pół domu Kim, tupiąc nóżką. - Jak śmiałeś w ogóle dotykać jego terrarium?! Teraz będę musiał czyścić szybkę z tych twoich spoconych łapsk, bo pewnie zostawiłeś ślady! - jęknął płaczliwie. - I w ogóle tym swoim piskiem pewnie wybudziłeś wszystkie moje biedne maleństwa!

- Biedne maleństwa?! To ja tu jestem biedny! Prawie zawału przez nie dostałem!

- Nikt nie kazał ci tam wchodzić! - wrzasnął starszy w odpowiedzi i najgorsze było to, że miał stuprocentową rację.

- Myślałem, że to łazienka! Kto normalny ma obok własnej sypialni jakiś sklep zoologiczny? - próbował się bronić.

- Sklep zoologiczny? - obruszył się. - Wypraszam sobie! Czy ty tam widziałeś jakieś chomiki albo myszki? Pff, jedyne myszki, które tam są, stanowią pożywienie dla Karolka.

- Karolka?

- Mój pyton zielony. - odparł z dumą, jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. - A jak chcesz do łazienki, to jest w korytarzu. Pierwsze drzwi po lewej.

Jeon zerwał się z łóżka w ułamku sekundy i już po chwili stał nad sedesem w wyjątkowo ładnej łazience. Cholera jasna. Na Kimie nie zrobił raczej zbyt dobrego wrażenia, ale kurwa, ten osiemnastolatek zamiast kupić sobie kotka albo pieska, miał za ścianą obok istne zoo. Jak on w ogóle może tak żyć? A co gdyby któreś z tych paskudztw opuściło terrarium? Wolał nawet o tym nie myśleć. Okropieństwo! Szybko spuścił za sobą wodę i umył ręce, a po chwili znów wrócił do pokoju Kima, w którym starszego jednak nie było. Gdzie on znowu polazł?

Nagle postać szatyna pojawiła się drzwiach. W rękach trzymał dwie szklanki - jedna z sokiem pomarańczowym, a druga z wodą. Przed Jeonem naturalnie wylądowała ta z przezroczystą cieczą, podczas gdy Taehyung od razu upił połowę owocowego napoju. Nie żeby Jungkook był tym szczególnie zszokowany. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby Kim za chwilę przyniósł sobie kawałek ciasta, a jemu suchą kromkę chleba. Nie było jednak na co narzekać - grunt, że uszedł z życiem przed krwiożerczymi bestiami pokroju Karolka.

- Dobra, to powiedz, czego nie umiesz? - zapytał starszy.

- Właściwie to wszystkiego. - odparł, drapiąc się po karku.

- W takim razie poczekaj jeszcze momencik. - westchnął, wstając. - Znajdę swoją książkę z pierwszej klasy i na spokojnie przestudiujemy pierwsze tematy. Kartkówki piszesz po kolei z każdego, więc nie będziemy się uczyć zbyt wielu na raz. Lepiej żebyś umiał jeden a dobrze, niż cztery na trójkę. Zgodzisz się ze mną?

- Zgodzę.

- To ja idę poszukać tej książki. Mam ją w biblioteczce rodziców, bo nie opłaca mi się trzymać starych książek u siebie. Zaraz wracam. - obwieścił i wyszedł, a Jeon znów został sam w tym pokoju strachów.

Wyjął z kieszeni telefon, chcąc sprawdzić godzinę, gdy ten nieszczęśliwie wyleciał mu z rąk i wpadł prosto pod łóżko Kima. Na całe szczęście jego łóżko było tym typem posłania, pod którym można było chować całe konstrukcje z klocków lego, a pod którym Jungkook przez całe swoje dzieciństwo chował gry planszowe, słodycze i wciskał niepożądany bałagan, którego nie chciało mu się sprzątać. Tak więc bez problemu położył się na zimnej podłodze i zaczął ręką szukać telefonu. W końcu wymacał swoją cienką komóreczkę, jednak przypadkowo nacisnął jeden z guziczków, który sprawił, że ekranik rzucił jasne światło na inne rzeczy znajdujące się pod łóżkiem. Jungkook zmarszczył brwi, widząc całą masę komiksów. Z ciekawości wyciągnął jeden z nich i zamarł. To nie były żadne komiksy.

To było yaoi.

Oznaczone czerwonym znaczkiem "+18" yaoi, gdzie na okładce dwójka chłopców niemal wpychała sobie języki do gardeł, a drobne dłonie w spodnie. Oczywiście nie w swoje własne. Ciężko przełknął ślinę i przekartkował tomik. Seks, seks, seks. Cholera! Czy to by oznaczało, że Kim jest...

- Co ty do cholery jasnej robisz?! 

  °  

No to się porobiło

Życzę wam miłego weekendu i mam nadzieję, że wypoczniecie troszkę od szkoły, a ten rozdzialik choć trochę umilił wam początek piątku. Niewykluczone, że w sobotę lub w niedzielę (koniecznie wieczorem, hehe) pojawi się nowy rozdział chłopca od tatuaży, bo już go prawie skończyłam, a w końcu miał być smucior, także ten teges

Pamiętajcie, że kocham waszą aktywność tutaj i mam nadzieję, że nie zmaleje, bo wasze komentarze pod tym to naprawdę coś pięknego, aż mi serduszko rośnie na sam widok ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top