1. IWR - Lunatyk jest chory

Autorka: Lucky Moony
Tytuł: Ich własna rodzina
Części: 12 + sequel
Notka: opowiadanie różni się bardzo od poprzednich miniaturek, jest w nim wątek m-preg (męska ciąża), tekst jest niemal parodią. Jeśli ktoś nie lubi takich klimatów, po tym opowiadaniu będą też inne, bez wątku ciąży ;) Zainteresowanych zapraszam do czytania :*

Gdy Remus Lupin próbował wygrzebać się z łóżka, czuł się strasznie chory. W głowie mu wirowało, a zawartość żołądka wydawała się chcieć wydostać szybciej niż tłuczek uderzyłby Syriusza na boisku Quidditcha.

To nie tak, że nie był przyzwyczajony do bycia chorym… Po prostu wydawało się, że w ostatnim czasie jest to częstsze. Gdy już myślał, że nudności uspokoiły się, musiał biec do łazienki i zupełnie zwymiotował trzy czy cztery razy – nie był pewny, jak wiele razy, ponieważ przestał liczyć po drugim.

Był już zmęczony takimi porankami.

Potem usłyszał pukanie do drzwi.

- Luni, wszystko w porządku?

- Hum… Tak, wszystko jest wręcz idealnie. Chyba z twoją kuchnią nadal jest źle.

Śmiech dotarł do niego zza drzwi. Potem Syriusz otworzył je i wsadził głowę do pomieszczenia.

Syriusz Black, szkolący się Auror, miał 20 lat. Posiadał długie czarne włosy, szare oczy i bezczelny uśmiech. Był przystojny i wiedział o tym. Zawsze używał swojego piękna, by otrzymywać rzeczy od kobiet, które czuły się rozpaczliwie w nim zakochane – jakby nie wiedziały o tym, że był własnością Remusa Lupina, 19-letniego wilkołaka, a obecnie nauczyciela w drugiej klasie mugolskiej szkoły.

Minęły już dwa lata, od kiedy chłopcy zakończyli naukę w Hogwarcie i oboje wiedli szczęśliwe życie w małym mieszkanku – ich tanim miłosnym gniazdku, jak nazwał to James – które było otoczone dużym lasem.

W każdym razie, faktem było, że Remus Lupin ZNOWU był chory, a pełnia księżyca nie miała z tym nic wspólnego.

- Już się czuję lepiej! –wykrzyknął, gdy jego chłopak pomagał mu się podnieść.

- Skoro tak mówisz… Nadal uważam, że to dziwne, że jesteś chory w tym szczególnym momencie miesiąca. To znaczy, pełnia jest za piętnaście dni… Nadal jesteś tak pewny, że nie chcesz iść do szpitala św. Munga?

- Jestem absolutnie pewny! Nie chcę być bezcelowo badany. Poza tym, dzieci w szkole mnie potrzebują. Mają za tydzień ważny sprawdzian, a jeszcze nie są gotowi.

Syriusz wzruszył ramionami i wpadł twarzą w twarz z… Jamesem?!

- HOLAAA James, co ty tu robisz?

James Potter, Huncwot i niemal profesjonalny gracz Quidditcha wyszczerzył się do nich dziko. Dopiero co aportował się w kuchni szczeniaków, a zaraz za nim jego żona, ładna rudowłosa Lily Potter.

- Jak się macie gołąbeczki? – zapytał, gdy razem z Syriuszem zrobili już to głupie potrząsanie rękami, które wymyślili na trzecim roku.

Lily przewróciła oczami i uśmiechnęła się do Remusa.

- Wyglądasz tak blado, Rem! Dzieci w klasie wypompowują z ciebie energię?

- Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje. Jest mi cholernie niedobrze. Ale nie mów Syriuszowi, bo właśnie mu powiedziałem, że to nic takiego. Nie chcę go straszyć – niemal szeptał.

Jej brwi się zmarszczyły. Bała się o przyjaciela. W tej samej chwili, Syriusz zapytał ich, czy chcą zjeść z nimi śniadanie, skoro byli tam, a on musiał iść do pracy za mniej więcej godzinkę.

Cała czwórka przyjaciół usiadła przy małym drewnianym stole, a Lily zaoferowała, że coś ugotuje. Remus chciał jej pomóc, ale szybko powiedziała mu, żeby jej nie przeszkadzał; że jest dużą dziewczynkę i że nie potrzebuje niczyjej pomocy w kuchni.

- Lunatyk od kilku tygodni jest okropnie chory – powiedział Syriusz, bawiąc się ręką chłopaka. – Ale nie chce iść do św. Munga. Powinienem przekląć go i zaciągnąć tam…

- Zgadzam się z tobą, Black! – odpowiedziała Lily. – Nie podoba mi się myśl o byciu chorym. To mnie przeraża – dodała, kładąc herbatę i kilka tostów na stół.

- J’ka chołoba?

Lily trzepnęła Jamesa w tył głowy.

- NIE MÓW Z PEŁNYMI USTAMI!

- Po prostu to kochasz.

Trzepnęła go ponownie.

Syriusz roześmiał się głośno.

- Jesteś bitym jeleniem, Rogacz!

Wszyscy roześmiali się, oprócz Remusa, który odsunął twarz, gdy upił gorącej czekolady.

- Nie pijesz czekolady, Luniaczku? – zapytał Syriusz, wyglądając na nieco zaskoczonego.

Lunatyk wzruszył ramionami.

- Już nie mogę znieść smaku czekolady. Jest obrzydliwy i sprawia, że mnie mdli.

Trójka przyjaciół spojrzał zdumiona i ucichli.

- TY, NAJBARDZIEJ UZALEŻNIONY OD CZEKOLADY WILKOŁAK NA ŚWIECIE. Nie chcesz więcej jeść czekolady? MERLINIE, JESTEŚ CHOLERNIE CHORY!

Teraz Syriusz był naprawdę przestraszony.

- Nie pójdziesz rano do szkoły. Biorę cię do szpitala.

Remus chciał na to odpowiedzieć, ale Lily mu przerwała.

- Nie przyjmujemy nie, jako odpowiedzi.

^^^

Lily i Syriusz razem czekali w poczekalni szpitala. Syriusz wyglądał na zmartwionego i krążył po pokoju, zdobywając tym dziwne spojrzenia od medyków.

- Mógłbyś już usiąść, Syriuszu? Sprawiasz, że kręci mi się w głowie!

Czarnowłosa piękność westchnęła i usiadła.

- Wybacz, Lil. Jestem tak przerażony. Co jeśli doktor powie, że on umrze w przeciągu miesiąca?

- Nie sądzę… - zamilkła, dostrzegając jej wilkołaczego przyjaciela wracającego do nich w towarzystwie doktora.

- Panie Black, mogę na moment z panem porozmawiać? – zapytał stary czarownik. Miał grube okulary i tylko kilka włosków na głowie.

Syriusz ruszył za nim w ciszy. Był pewny, że Lunatyk umiera.

- Nie jest mi łatwo powiedzieć to, proszę pana…

Cholera, to było to… Jak będzie żył bez swojego wilkołaka?

- Ale pana partner jest… pana partner jest w ciąży z pana dzieckiem.

- ŻE CO?

Teraz był szok…

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top