11. Someone out there loves you
Gerard zapłakany wypadł ze szkoły i popędził do szpitala. Nie obchodziły go spojrzenia ludzi. Chciał tylko zobaczyć swojego Frania, nie mógł uwierzyć w to co powiedział lekarz, czuł że jego ukochany żyje, przecież nie mógł go tu zostawić! Tuż pod szpitalem niemal potrącił go samochód, ale to nie powstrzymało Way'a. W recepcji uspokoił się trochę i poprosił pielęgniarkę o wskazanie sali. Chociaż doskonale wiedział gdzie leży Frankie, bał się że mogli go gdzieś przenieść i już go nie znajdzie. Kiedy okazało się że jest w swojej sali, Gee nie czekając na windę biegł schodami byle jak najszybciej znaleźć się przy Iero. Kiedy już prawie był przy drzwiach zatrzymał go lekarz. Zirytowany Gerard spojrzał na jego twarz i z wyczekiwaniem patrzył mu w oczy. Lekarz otworzył usta żeby coś powiedzieć, jednak Way prześlizgnął się nie mając ochoty słuchać tego co ma do powiedzenia. Wpadł do sali gdzie z ulgą usłyszał pikanie aparatury. Podszedł do łóżka i spojrzał na Franka. Kiedy to zrobił chwycił go za rękę i ze słabym uśmiechem osunął się na podłogę głośno płacząc. Jego Frankie żyje! Lekarz musiał się pomylić! Frankie żyje... Jest bezpieczny. Nic nie mogło się równać z ulgą jaką poczuł Gee wiedząc że Jego ukochany, jego druga połówka, której potrzebował bardziej niż kawy czy tlenu żyje i ma się dobrze, na tyle na ile osoby w śpiączce mogą się dobrze czuć. Po kilku minutach Gerard wstał i pocałował rękę Franka, mokrą od jego łez. Pociągnął nosem i drżącymi palcami odgarnął włosy z czoła chłopaka i pocałował je, łzy wciąż płynęły po jego policzkach, kapiąc na śpiącą twarz Iero
***
Frank czuł ogromny ból. Jak to możliwe, przecież umarł! A może jednak nie? Może mu się wydawało... Nie. Czuł to. Czuł jak jego ciało jest rozrywane! To musiało się zdarzyć. Iero ześlizgnął się z łóżka i usiadł na podłodze kuląc się. Tak bardzo chciałby zobaczyć Gee, przytulić się do niego, poczuć jego obecność, usłyszeć że go kocha, odpowiedzieć mu... Czy mógłby się wreszcie stąd wydostać? Nie chce tu być, to miejsce jest jego najgorszym koszmarem. On chce tylko zobaczyć swojego Gee... Przez to wszystko niemal zapomniał jak wygląda. Jest Tylko jedna rzecz którą pamiętał wyraźnie. Piękne, czułe oczy Way'a, które widział zawsze kiedy o nim myślał. Oczy, które po raz pierwszy od dawna patrzyły na niego z miłością.
Zaczął płakać jeszcze mocniej. Jak ma stąd uciec? Czy jeszcze kiedyś zobaczy Gerarda? Przez łzy sięgnął do szafki i z trudem podniósł leżącą tam broń. Łkając przystawił pistolet do skroni i umieścił palec na spuście.
-Kocham cię Gee, jesteś dla mnie najważniejszy.
Po tych słowach broń wystrzeliła a ciało Franka powoli zsunęło się na podłogę brudząc pościeli i płytki krwią. Po policzkach płynęły mu łzy, a ostatnim co widział, zanim światło w jego oczach zgasło były oczy Gerarda Way'a. Miłości jego życia
Ten rozdział miał wszystko naprawić, ale jednak nie wyszło i nie skończy się na tym jednym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top