26. Tęczowy Sok

Następnego dnia przyszła babcia, która od razu zwołała nas w jedno miejsce. Miała podkrążone, czerwone oczy, jakby dowiedziała się o wczorajszej sytuacji. Ava na pewno powiedziała jej o swoich planach. Skoro nie miała litości dla nas, to i dla kobiety, która pomagała w jej wychowywaniu.

Babcia przez chwilę przyglądała się Gasparowi, który zaczął wygładzać swoje ubrania. Zachowywał się tak, jak gdyby potrzebował dostać zgodę każdego, a żeby to zrobić, musiał dobrze wyglądać. Jasne, w ten sposób niewątpliwie zapunktuje, ale nie rozumiałam dlaczego akurat teraz musiał się tak zachowywać.

- Walenty mówił mi, że sekretnie dawał ci Sok – rzuciła babcia siadając w salonie. – Powiedział, że widział ciebie i Joy. To, że byliście sobie pisani i właśnie dlatego zaryzykował.

- Joy niewątpliwie ma również w tym swój udział – powiedział mężczyzna chwytając mnie za rękę. – Ma ten swój urok, który przyciąga człowieka.

- Bo to moja wnuczka – zauważył Walenty, dumnie wypinając pierś.

- Co? – wyszeptała mama w szoku przyglądając się beczułkowatemu mężczyźnie.

- Później ci to wyjaśnię – obiecała babcia. – Przejdźmy do powodu, dla którego tu jestem. Tęczowy Sok.

Kobieta urwała na moment. Wyglądało, jakby chciała żeby wszyscy zgromadzeni w salonie przygotowali się na jakąś szokującą prawdę. Ale ja przygotowałam się na poznanie powodu, dla którego tu uciekła, bo na pewno mogła wybrać również inne miejsce. Czułam, że za tym kryło się coś więcej. A mianowicie Tęczowy Sok, którego tak bardzo boją się ci mieszkający w miastach.

- Kiedy byłam w wieku Joy, prowadziłam badania w Podniebnym Ministerstwie. Tęczowy Sok był wtedy w mniejszym lub większym stopniu zakazany, lecz kazano mi wykazać powody, dla których musi być wykluczony. Jako młode, naiwne i posłuszne dziecko, rozpoczęłam badania, będąc w kontakcie z niczym nieświadomym Walentym. To wtedy właśnie odkryłam tajemnice, które później przekazałam Ministrowi i Walentemu. Dopiero w połowie moich badań, zrozumiałam do czego dążyli w Ministerstwie – babcia napiła się wody ze szklanki, po czym podała ją Walentemu, który odłożył ją na stolik. – Ministerstwo chciało zyskać powody, dla których Tęczowy Sok miał zostać całkowicie zabroniony i pozbyć się go z każdego zakątka miasta. Nawet z Tęczowej Doliny. W dodatku przekręcali wyniki moich badań. Mówili, że był szkodliwy, wyniszczał i uzależniał.

Starsza kobieta potarła policzki z zakłopotaniem na twarzy. Zdawała się wstydzić tego, co zrobiła, chociaż minęło już tyle lat. Zresztą, jeśli nie ona by wykonała te badania, to ktoś inny by się tym zajął. Z różnym skutkiem, dlatego nie powinna się tak obwiniać.

- Tęczowy Sok wypity z kimś sprawiał, że związek był trwalszy. Pomagał w lepszym „czuciu" drugiej osoby – powiedziała babcia. – Efekty widoczne były po kilku dniach. Prócz tego, picie Soku oczyszczało organizm, przez co człowiek był zdrowszy, miał więcej energii, czy lepsze samopoczucie... Z kolei pary małżeńskie... Tak, jak widać Tęczowa Dolina charakteryzuje się dużymi rodzinami. Z moich badań wynikło, że w tym aspekcie również wspomaga.

Mama roześmiała się, wiedząc o tym w równym stopniu, jak chyba każdy dorosły. Ale przez to przypomniała mi się moja rozmowa z Gasparem na Wysypisku. Teraz mógł śmiało powiedzieć, że...

- Wiedziałem! – zawołał Gaspar, obracając się ku mnie z zadowolonym uśmiechem. – Widzisz? Mówiłem ci!

Przewróciłam oczami, uśmiechając się ze skrępowaniem.

- To teraz...

- Dopiero po ślubie możesz o tym myśleć – rzucił Dyzma, obejmując ramieniem Gaspara. Miał na twarzy przerażający uśmiech. – Pamiętaj o czym sobie rozmawialiśmy. Lepiej będzie jeśli nie zapomnisz. Dla własnego dobra.

Cała reszta przytaknęła, zgadzając się ze słowami mojego starszego brata. Szczególnie po wczorajszym incydencie z Avą, jednak to mnie trochę zabolało. Nie byłam aż tak bezmyślna, żeby od razu wskakiwać do łóżka Gasparowi.

- Przecież mówiłem, że chcemy najpierw zacząć powoli od randek! – oburzył się mężczyzna. – Chodziło mi tylko o to, że na... niedawno debatowaliśmy na ten temat i Joy powiedziała, że to nie ma z tym nic wspólnego.

- Bo nie dałbyś mi żyć!

- Ale miałem rację.

- Właśnie o tym mówię – parsknęłam, zakładając ręce na piersi.

- Och, oni są tacy uroczy – powiedziała babcia z rozczulającym uśmiechem.

- Mogliby tylko tyle się nie kłócić – burknął Walenty.

Już zamierzałam się sprzeczać, kiedy poczułam lekkie szturchnięcie. Gaspar wyszczerzył się do mnie radośnie, jakby właśnie to był jego najszczęśliwszy dzień. I zupełnie, jak gdyby te kłótnie wcale mu nie przeszkadzały. Przynajmniej tyle wyniosłam z jego łagodnego spojrzenia, którym mnie obdarował i przez które się zaczerwieniłam. Powoli rozumiałam dlaczego mama, czy Ava rumieniły się, kiedy ich partnerzy przyglądali się im z taką intensywnością oraz czułością. Ciężko było wytrzymać, nie odwracając wzroku. To było doprawdy niesprawiedliwe, że Gaspar miał tak olbrzymią broń przeciwko mnie. Tym bardziej, że nie było na to żadnej możliwej obrony.

- Nie powiedziałaś najważniejszego – zauważył Walenty.

- Aha, no ale to jakby widzi się samo przez się. Tęczowy Sok oczyszcza ciało, więc jakieś sztuczne modyfikacje również znikają, oczywiście po odpowiedniej porcji Soku. Co się stało w wypadku tych dwóch młodzieńców, prawda?

Mama przytuliła Dereka, uśmiechając się, jakby ulżyło jej, że wszystko wróciło do normy. Że jej syn był zdrowy i nic mu nie było.

**********

Babci zostało jeszcze jedno duże zadanie do wykonania. Mianowicie odwiedzenia na pytania rodziny. Wobec czego wymknęłam się wraz z Gasparem na podwórko. Zaciągnęłam mężczyznę na ławkę przy ganku. Może nie było to jakieś romantyczne miejsce, ale wiedziałam, że jeśli nie będziemy na widoku, Dyzma wpadnie w szał.

Przytuliłam się do Gaspara z uśmiechem na twarzy, zarzucając mu na uda swoje nogi. Chciałam być blisko niego i czuć, że nigdzie mi nie ucieknie. Trochę obawiałam się, że może pojawić się problem lub Gaspar odejdzie, jak to zrobiła Ava.

Jego jedno ramię opatuliło mnie w pasie, podczas gdy drugą rękę oparł na moim kolanie. Dopiero teraz tak naprawdę rozumiałam jak to było, że można było czuć się tak dobrze w czyichś ramionach i czuć to wyjątkowe ciepło. Prócz tego mogłam bezkarnie słuchać bicia serca Gaspara.

- Jak miło.

- Zdecydowanie – przytaknął przyciskając policzek do mojej głowy. – Mógłbym tak siedzieć z tobą bez końca.

- Daj spokój! Byłoby niewygodnie. Zresztą musimy pracować – zauważyłam.

- Mam tyle pieniędzy, że...

- I będzie mi się teraz chwalić jaki on jest bogaty – parsknęłam, przewracając oczami. – Jak tak można!

- Joy, ja tylko stwierdzam fakty – prychnął Gaspar, klepiąc w moje kolano. – Mogę nas utrzymać, ale wiem też, że ciężko pracowałaś i chcesz pracować w tym co teraz stworzyliście.

- Tak.

- Czyli znów wylądujesz w serduszkach – zachichotał z rozbawieniem, przyciskając policzek do mojej głowy. – Tych serduszkach, z których tak bardzo chciałaś uciec – dodał mężczyzna wyraźnie rozbawiony. – Jak ty to robisz, co? Chcesz niby coś zrobić, ale ostatecznie tego nie robisz. Cóż za tajemnicza zagadka.

- Po prostu uznałam, że chcę w ten sposób pomagać. Nie zmuszać, ale wspomóc, jak Walenty.

- I bawić się w swatkę? A może kupidyna?

- Cóż, pracy się nie wybiera, to praca wybiera człowieka – powiedziałam, moszcząc się wygodniej. – Poza tym... uznałam, że wtedy będę... nie wiem. Że może jakoś dalej będę mogła być z tobą, czy coś?

Zapadła cisza. Gaspar delikatnie gładził mnie po boku, dalej opierając policzek na mojej głowie. Nie było w tej ciszy nic frustrującego lub niewygodnego. Po prostu siedzieliśmy sobie, przyglądając się widokowi przed nami, jednocześnie słysząc rozmowy dobiegające ze środka. Na razie wyglądało na to, że nikt nie zemdlał, ani nic poważnego się nie stało. To dobrze wróżyło.

- Tak sobie myślę. Skoro będziemy razem i w domu, i w pracy, to może szybciej weźmy ten ślub? – spytałam oblizując wargi. – Kupilibyśmy sobie domek, gdzieś blisko, żeby babcia nie musiała daleko chodzić...

- Mieliśmy iść z tym wolno.

- Ale wciąż boję się, że gdzieś znikniesz – wyznałam, ściskając mocno Gaspara. – A tak będę miała pewność, że zostaniesz.

- Ja to rozumiem, ale nie rozmawiałaś wczoraj z Dyzmą – Gaspar wzdrygnął się na samo wspomnienie. – Też chciałbym zaciągnąć cię przed ołtarz, ale myślę, że lepiej będzie zwolnić. Jest wiele rzeczy, które chciałbym poznać. I tych, które chciałbym zrobić przed ślubem. Prócz tego... Joy, mamy dużo czasu.

Zagryzłam wargę, wcale się z tym nie zgadzając. Wolałabym już teraz ustalić datę. Może nawet jeszcze w tym miesiącu.

- Niech ci będzie – powiedziałam ostatecznie, lekko sfrustrowana. – Zacznijmy powoli.

- Tak, w ten sposób przeżyję dłużej.

- Gaspar!

W Dolinie rozległ się śmiech. Nasz wspólny, wesoły.

- To co, może za dwa miesiące? – zaryzykowałam pytaniem.

- Co?

- Weźmy ślub za dwa miesiące – poprosiłam, patrząc na niego oczami szczeniaczka. – Proszę?

- Joy.

- Bardzo proszę?

- Joy! – Gaspar przewrócił oczami, kręcąc głową. – Naprawdę? Chcesz, żebym zginął z ręki twojego brata?

- Nie zginiesz – parsknęłam, pociągając nosem. – On by cię nie zabił. A jeśli weźmiemy ślub i pojawią się dzieci... myślę, że go to uraduje.

Gaspar westchnął, jednak zagryzł wargę, jakby poważnie się nad tym zastanawiał. Przez to na mojej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. Wystarczyło go trochę naprowadzić i uda mi się niedługo wyjść za mąż.

I być z Gasparem szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top