19. Powrót do Tęczowej Doliny
Razem z Cassie wyszłyśmy poza Podniebne Ministerstwo z pewnym oddechem ulgi. Jakoś lżej nam było, że wreszcie uwolniłyśmy się od tego przeklętego miejsca, gdzie spotkało nas najwięcej krzywd. Zwłaszcza ostatnio. Lecz teraz miało się to zmienić, miałyśmy stać się całkiem wolne od Ministerstwa, zaczynając nowe życie. Z daleka od „tych" mężczyzn i tego miejsca.
- Wuj na pewno będzie czekać u wylotu z miasta – powiedziałam ruszając w lewo. – Jestem pewna, bo gdyby go dorwało Ministerstwo, byłby to jego koniec.
- Ma ciekawe hobby – rzuciła żartobliwie Cassie, ciągnąc za sobą swoje dwie walizki. – Ktoś jeszcze ma jakieś?
- Chyba nie – zachichotałam czując jak jaszczurka przytula się do mojej szyi. Czułam jak mnie wspiera na swój sposób. – Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
- No cóż, ewentualnie się dowiemy – przyznała, kiwając głową, przez co jej białe włosy rozczochrały się. – Dobrze, że stać mnie będzie na kupno domku – dodałam, zmieniając temat. – To mnie wyjątkowo cieszy.
- Tam domki nie są drogie, więc się tym nie przejmuj. Pewnie i babcia, by cię wzięła do siebie, jeśli byłaby taka potrzeba.
- Myślisz?
- Pewnie! – zawołałam entuzjastycznie, próbując myśleć o innych rzeczach niż oddalanie się od Ministerstwa i Gaspara. Szczęśliwego Gaspara. – Może stroni od ludzi, ale jeśli dowie się, że jesteś moją przyjaciółką to od razu cię weźmie – zamyśliłam się, powoli kierując swoje kroki ku miejscu spotkań z wujem. – Zabrałabym cię do siebie, ale obiecałam już, że Derek będzie tam mieszkać, jako że ma dopiero piętnaście lat. No i wuj będzie spać u nas, więc...
- Daj spokój! Nie jestem przyzwyczajona, by być wśród tak dużej rodziny! Zresztą wolałabym kupić sobie jakiś mały domek. Taki niedaleko was, by móc wpadać w odwiedziny i zacząć normalnie pracować. Jeszcze nie wiem gdzie, ale to się z czasem załatwi.
Przytaknęłam, rozglądając się byleby wypatrzeć sylwetkę wuja. Powinien już tu gdzieś czekać na nas grzecznie w miejscu, w którym dałoby się go zauważyć. Szczególnie, że zawsze się podejrzanie ubierał i przez to nie dało się go zauważyć, albo dało aż za bardzo. Niemniej potrzebowałam znaleźć gościa, którego omijano szerokim łukiem. Problem w tym, że nigdzie nikogo takiego nie widziałam.
Zagryzłam wargę z niezadowoleniem. Już miałam sięgnąć po telefon, kiedy zauważyłam w uliczce podejrzanie wyglądające dwa osobniki. Ubrani byli w czarne kurty z dużymi kapturami, takimi zasłaniającymi twarze. Tyle mi wystarczyło, żeby podejrzewać, że jeden z nich niewątpliwie był moim wujem. Bo tylko on mógł załatwić coś tak tandetnego i rzucającego się w oczy w biały dzień. Nikt normalny nie ubrałby się w tak słoneczny i w miarę ciepły dzień w coś takiego. W dodatku wyglądając, jakby miało się wiele do ukrycia.
- Tam stoi – mruknęłam, podbródkiem wskazując wuja.
- To on? – zapytała Cassie, mrużąc oczy. – Ten w połyskującej czarnej kurtce?
- Tak – przytaknęłam z zażenowaniem. – To musi być on. Chodź. Lepiej nie zwlekać z przywitaniami, bo w końcu ktoś ich zobaczy i wtedy będą problemy. A musi nas stąd wywieźć.
- Ten drugi to praktykant? – spytała Cassie.
- Nie – zachichotałam, szturchając ją ramieniem. – Ten zawód nie wymaga żadnej praktyki. Szczególnie, że to stworzyłoby wujowi konkurencję, którą próbuje wygryźć.
- Racja.
Przyśpieszyłam, machając do zakapturzonych postaci. Nie wiedziałam kim była ta druga osoba, ale też mogłam to wyciągnąć z wuja później. Liczyłam jedynie na to żeby się stąd wydostać. Tak na dobre, żegnając śmieszne marzenia wraz z moimi uczuciami.
Trochę mnie zabolało, że Gaspar nawet nie przyszedł się pożegnać, czy po raz ostatni pokłócić. To było tak nie w jego stylu... lecz z drugiej strony, przy jego boku stała jego wybranka, więc dlaczego miałby przychodzić? Wreszcie wszystko trafiło na swoje miejsce. Miał też to czego chciał, dlatego i ja powinnam zapomnieć o przeszłości. Zapomnieć o wszystkich jego żartach, jak to było, kiedy mówił, że chciałby mnie pocałować. Nie mógł mówić poważnie, skoro kochał tę swoją Danię.
- J.!
- Wujku! – zawołałam przytulając szczuplejszą postać.
Nigdy nie rozumiałam, jak to się stało, że ojciec i wuj wyglądali tak odmiennie. Niemniej i tak go uwielbiałam, nawet jeśli jego „zawód" był dość niecodzienny. Wcześniej był też dla mnie wzorem – w końcu uciekł z Doliny, wędrując własnymi ścieżkami. Teraz jednak... rozumiałam dlaczego rodzice starali się go nawrócić.
- Joy!
- Huh? Derek?!
Spojrzałam pod kaptur, a tam zobaczyłam nastolatka o długich fioletowych włosach. Derek uśmiechnął się do mnie, od razu przytulając bez skrępowania. Zapłakałam z radości, mocno ściskając chłopaka, o którego tak się martwiłam przez ten długi czas. Teraz przynajmniej wiedziałam, że bezpiecznie dotrze do Doliny. Razem ze mną.
- To ten nastolatek?
- To ta twoja przyjaciółka? – spytał jednocześnie z Cassie, wuj.
Oboje spojrzeli na siebie trochę nieprzychylnie, ostatecznie ściskając sobie dłonie. Zdawali się przyjąć do wiadomości fakt, że będą musieli wytrzymać w swoim towarzystwie trochę dłużej.
- Skąd znasz tego chłopaka? J. zdajesz się wiedzieć naprawdę dużo.
- Spotkałam go na Wysypisku – wyznałam ruszając za wujkiem do naszego auto-samolociku. Był to staroć, ale działał lepiej od innych i tylko nim mogliśmy szybko dojechać do Doliny. – Później opowiem szczegółu. A jak ty tu się dostałeś?
- Przez Walentego. On skontaktował się z tym sknerą – szepnął Derek, ściskając przyjacielsko dłoń Cassie. – Wiem tylko tyle, że ty go znasz i zawiezie mnie do celu.
- A jak się wydostałeś z Wysypiska? – dopytywała szeptem Cassie. – Walenty cię wywiózł?
- Tak – przytaknął Derek poprawiając kaptur. – Takim dziwnym czymś, dzień po waszym odejściu, ale powiedział, że z wyjazdem będę musiał poczekać. Ach i przywiozłem ze sobą kilku moich przyjaciół!
- Jaszczurki – wyjaśnił wuj z mieszanką niezadowolenia i ciekawości.
- Naprawdę?! – Cassie rozpromieniła się, pakując do bagażnika walizki. – One są takie urocze!
- Prawda?! – nastolatek żywo zareagował na słowa mojej przyjaciółki.
I tym samym zostałam całkiem wykluczona z rozmowy, gdyż oni zaczęli rozmawiać jedynie między sobą. Tak samo wsiedli też do naszego pojazdu.
Westchnęłam. Nie pozostało mi nic innego, jak się z tym pogodzić.
**********
Musiałam zasnąć w czasie podróży, bo obudziło mnie mocne zatrzymanie się pojazdu i zderzenie się głowami z Cassie. Przyjaciółka również sobie wcześniej smacznie spała nim oberwała w czoło. Obie, po syknięciu, zaczęłyśmy pocierać czoła z bólem wyrysowanym na twarzach.
- Nic wam nie jest? – jedyny który zapytał i obrócił się z niepokojem, był nastolatek. Derek przyjrzał się nam, po czym zerknął ku nic nie mówiącemu wujkowi, który jakby zamarł za kierownicą. – Proszę pana...
- J., czy Jasmina wiedziała, że przyjeżdżamy? Dzwoniłaś do kogoś?
- Mama? Nie, nikogo nie informo... O, mój Boże!
Cała rodzina stała przed domem wraz ze zwierzętami, które zawsze gdzieś tam były. Wyglądali przy tym, jak gdyby wybierali się na wojnę, co więcej nawet siostra z narzeczonym przyszła. Co prawda teraz podtrzymywała babcię, niemniej to jedynie sprawiło, że wydawali się jeszcze straszniejsi.
Wszyscy zgodnie zamarliśmy nie bardzo wiedząc co powinniśmy zrobić. To wcale nie wyglądało na wspaniały moment, w którym wyszłoby się z płaczem i przywitało z rodziną przez rzucenie się w ich ramiona.
- Mamy szansę uciec – szepnął przestraszony wuj, sięgając do guzików.
- Za późno – zaprzeczyła Cassie, wskazując gromadę, która drużynowo ruszyła, szybko, w naszą stronę. Oblegli auto dzieląc się zadaniami, tak aby nie pozostawić nam większego wyboru. – Zaczynam się poważnie niepokoić.
Tata wyciągnął wuja, zabierając od niego kluczyki, w końcu znał swojego brata i wiedział do czego był ten zdolny. Moi bracia ruszyli do bagażnika, wyciągając z niego pośpiesznie walizki. Z kolei siostra z narzeczonym wywlekli mnie i Cassie, która nerwowo chichotała, nie wiedząc, że tak było tu tak zwyczaj.
Dereka wyciągnęła mama, przyglądając mu się w towarzystwie babci. Mogłoby się przez to zdawać, że wyceniały jego wartość i możliwości, chociaż po prostu sprawdzały czy był cały, bo umiejętności jazdy mojego wuja stawiały wiele do życzenia.
To wszystko mogło wyglądać dość strasznie, ale zawsze tak to było, kiedy ktoś do nas przyjeżdżał. Jasne, bardziej wydawać by się mogło, że po prostu zapobiegali ucieczce tego kogoś, ale mniejsza z tym.
Najgorsze było to, że ja dokładnie tak samo się zachowywałam, przejmując ten zwyczaj po rodzinie. I zapewne ponownie się go wyuczę pozostając tu. W dodatku Derek również to przejmie, ucząc się tego od mojej rodziny. Cassie, cóż Cassie może się udać tego zwyczaju nie przejąć.
- Joy!
Dopiero teraz każdy z domowników wyściskał mnie, a ja popłakałam się każdego przepraszając. Było mi tak głupio, że uciekłam i przysporzyłam im tylu problemów. Prócz tego wymagałam od siebie opowiedzenia wszystkiego co mogłam. Mówiąc przy tym, że sama mam nauczkę.
- To właśnie Cassie – powiedziałam i krzyknęłam, kiedy zostałam pchnięta w bok, aby rodzina mogła dostać się do mojej przyjaciółki i ją wyściskać. – A to Derek. Oboje z nami zostaną.
Tym razem zdążyłam się odchylić, robiąc wystarczająco dużo miejsca dla rodziny. Derek był trochę zaskoczony zachowaniem tej zgrai, ale z radością przyjął uściski, nazywając moich rodziców mamą i tatą. Tyle im wystarczyło, by się w nim zakochać i całkowicie o mnie zapomnieć.
Patrzyłam na oddalającą się parę dalej wypytującą nastolatka o kluczowe kwestie. Za nimi pobiegł mój młodszy brat, zapewne chcąc ustalić, czy czternaście lat to więcej od piętnastu. Widocznie znudziła mu się rola najmłodszego dziecka. Tak czy inaczej zapowiadało się dość chaotycznie.
Spojrzałam za siebie, ku przyjaciółce, ale ona już szła z babcią do domu. Koło nich szła cała reszta. Prócz wuja, który opierał się o auto, jakby właśnie jego życie zostało magicznie ocalone.
Wuj zawsze był lekko dramatyczny.
- Idź do środka, J. Wydaje mi się, że masz co opowiadać – rzucił mężczyzna machając na mnie. – Ja tu jeszcze sobie odpocznę.
Uściskałam go, przez chwilę stając w miejscu, nie bardzo chciałam wchodzić do domu. Chociaż musiałam i wiedziałam, że dzięki temu mi ulży. Mimo to...
Obejrzałam się, puszczając wuja.
...moje serce na pewno zaboli, kiedy to będę mówić o Gasparze. W zasadzie wystarczyło zwykłe zerknięcie na Dereka, który wyglądał praktycznie identycznie. Jednakże pomimo wyglądu, jego charakter był zupełnie inny. Liczyłam też, że dzięki temu zapomnę o Gasparze i uodpornię się na urok mężczyzny. A potrzebowałam tego, jeśli chciałam coś zyskać.
Zyskać wolność i móc kolejny raz się zakochać. Ale tym razem w kimś normalnym z kim mogłabym żyć, bo samotność trochę mnie odstraszała. Bałam się zostać tak całkiem z rodziną bez zakładania swojej własnej.
- Pójdę do środka – poklepałam wuja po ramieniu, ruszając do domu.
Ten stary, drewniany, duży, dwupiętrowy dom o kolorze pomarańczy niósł ze sobą wiele wspomnień. W dodatku był prześliczny z białymi okiennicami i ścieżką wydeptaną w stronę drzwi. I te kwiaty!
Odetchnęłam pełną piersią, gotowa zacząć od nowa.
- Ja zaraz przyjdę! Muszę zebrać siły! – zawołał panicznie wuj.
Zaśmiałam się wiedząc, że to może potrwać godzinę, podczas której będzie starał się uciec. Dalej nie przyzwyczaił się do tej rodziny, która musi wiedzieć wszystko i to od razu. Niemniej istniały marne szanse, żeby wujowi się to udało. Po godzinie uzna, że nie ma innej możliwości, jak tylko wejść do środka i pogodzić się z brakiem możliwości ucieczki.
Podbiegłam z zadowoleniem otwierając drzwi i otaczając się gwarem, ciepłą atmosferą oraz poczuciem, że wreszcie wróciłam do domu.
Do bezpiecznego miejsca.
- Wróciłam – szepnęłam zrzucając buty.
Byliśmy bezpieczni.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top