16. Ucieczka
Dopiero teraz zauważyłam, że te domki wykonane były ze szkieletów zwierząt i okryte ziemią lub też mieszanką ziemną i tą paćką rozkładającego się brudu na ziemi. To znaczyło, że po latach ci ludzie stali się agresywni na tyle, żeby być wstanie zabić olbrzymie potwory. Zwłaszcza mając prymitywne narzędzia, a potem i strzały.
- Viki zgaśnij – poleciłam jaszczurce, wchodząc do domku.
Padłam pośpiesznie na glutek, gdzie widziałam przez słabe światło zachodzącego słońca wpadającego przez małe okienko, sylwetkę Gaspara. Mężczyzna spał, zmęczony podróżą oraz późniejszym niesieniem mnie przez spory kawałek drogi. Zapewne gdyby nie sytuacja, pozwoliłabym mu spać dalej, ale nie mogliśmy tego zrobić. Najpierw należało wymyślić plan ucieczki, bo było pewne, że oni nie pozwolą nam odejść.
- Gaspar – potrząsnęłam mężczyzną, ale ten nie zareagował. – Gaspar! – syk również na niewiele się zdał – Ugh! – pochyliłam się do ucha śpiącego. – Gaspar, jeśli się nie obudzisz, to zrobię z tobą co zechcę! – jęknęłam potrząsając umięśnionym ramieniem – Nawet cię rozbiorę!
Gaspar siadł prawie uderzając mnie głową w czoło. Na szczęcie zdążyłam się cofnąć, chroniąc się przed ciosem, który mógłby mnie powalić.
- Joy? Co ty wyczyniasz?!
- A ty? Od kiedy śpisz tak słodko?! – syknęłam z oburzeniem. – Ufasz tym ludziom?
- Nie.
- Nie mamy czasu! Jest bardzo źle! – warknęłam, pochylając się ku Gasparowi, który z kolei odsunął się, przyglądając mi podejrzliwie. – Przestań!
Chwyciłam ramię Gaspara ciągnąc go ku sobie i zaczynając szybko tłumaczyć czego się dowiedziałam. Kobieta mogła nie pamiętać dobrze twarzy swojego byłego, ale z nienawiści do pani Minister, istniała szansa, że rozpozna te błękitne oczy. Pod tym względem było okropnie niedobrze, że przypominał tę kobietę.
Nie mogłam dopuścić, żeby coś mu się stało! Mieliśmy wyjść z tego razem. To, co potem ma się wydarzyć było czymś innym od tego, co teraz. Czułam, że załamię się, jeśli stracę tego okropnego, wkurzającego osobnika, który mi się podobał. Szczególnie, że... obiecaliśmy sobie dojść pod Podniebne Ministerstwo razem.
- Odejdziemy przed świtem – szepnął Gaspar. – Do tego czasu musimy się wyspać. Szczególnie ty, jeśli mamy odejść spory kawałek.
- Też o tym pomyślałam – przytaknęłam kładąc się koło niego. – Viki, popilnujesz nas, prawda?
- Ufasz tej jaszczurce? Joy, istnieje małe... Auć! Co za bestia.
- Co za wspaniała bestyjka – szepnęłam przysuwając jaszczurkę do szyi. – Moja wspaniała Viki gryzie odpowiednie osoby.
Jaszczurka pisnęła, wydając dźwięk podobny do myszy. Zaczynałam podejrzewać, że ta rasa była stworzona przez Ministerstwo. Inaczej nie mogłyby przypominać jaszczurek z Doliny, świecić na różne kolory, kontrolować swój rozmiar, ani jeszcze piszczeć. Mimo to, zamierzałam zająć się Viki. Była inteligentna, pomocna i wspierała mnie, przytulając się do mojej szyi ilekroć się bałam.
- Ona mnie ugryzła – burknął z pretensją Gaspar.
- Mam ci podmuchać w rankę? – parsknęłam moszcząc się na glutku.
- Prędzej ugryziesz mnie, jak to stworzenie. W końcu stajecie się strasznie podobne.
- Słyszysz Viki? On nas skomplementował.
- Ha... Śpij. Musimy wcześnie wstać.
************
Viki spełniła swoje zadanie, nawet budząc nas o właściwej porze. Była tak rezolutna, że dała nam odrobinę światła, działając jak tracąca baterie latarka. Dzięki temu bez trudu zebraliśmy się, ostrożnie sprawdzając co działo się na zewnątrz. A tam grupka pięcioosobowa przygotowywała się do polowania. Wobec czego musieliśmy zaczekać aż odejdą nim wyruszymy. Nie mogliśmy zostać namierzeni.
- Przyznam, że twoja gadatliwość do czegoś się przydała – rzucił Gaspar wyglądając przez okienko, do którego nie dosięgałam. – Przynajmniej nie będziemy wymyślać wymówki, żeby nie zjeść mięsa potwora.
- To nie gadatliwość, a zdolności społeczne – parsknęłam siadając na glutku. – Myślisz, że jak przetrwałam tyle czasu z tobą jako szefem? Musiałam nauczyć się w jaki sposób pytać, czy jesteś i na jak wkurzonego wyglądasz. W ten sposób wiedziałam kiedy nie wchodzić ci w paradę.
- Widać, że mimo to nie wiesz kiedy zamknąć usta.
- A ty dalej nie potrafisz docenić mojego talentu.
- Wiesz, że od tygodnia spędzonego na Wysypisku wiem więcej o tobie, niż ty o mnie? – parsknął ze zdenerwowaniem. – Gadasz i gadasz, aż ci się buzia nie zamyka.
- Jaki tydzień?!
- Joy, czas płynie tu inaczej. Mimo że słońce i księżyc pojawiają się i znikają, to nie znaczy, że wiesz ile czasu minęło. To miejsce jest... przeklęte – powiedział, oglądając się na mnie. – Nazwa Wysypisko nie wzięła się z byle powodu. Nasi przodkowie tego nie stworzyli.
- Co?
- To miejsce istniało nim pojawiły się nasze miasta i krainy, których nie widać z dołu. To miejsce rozrasta się samo z siebie, przygarniając niebezpieczne istoty. Nikt nie wie co to jest i na jakiej zasadzie działa.
- To dlatego przeraziłeś się kiedy zobaczyłeś Dereka.
- Tak. Dla niego mogło minąć dziesięć lat od kiedy tu przybył, mimo że jego ciało się tak nie starzeje. Tyle dobrego, że był pod ziemią, więc to mu nie powinno aż tak zaszkodzić.
Moje serce waliło szybko, niemal pragnąc uciec z Wysypiska. Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby się stąd wydostać. Nigdy nikt nie raczył mnie o tym poinformować. Zwłaszcza, że żyłam w tak przyjaznym miejscu, jak Tęczowa Dolina. Ale z drugiej strony... tam było to tajemnicze działanie tęcz.
Gaspar westchnął, podchodząc do mnie. Siadł przy mnie, stukając mnie ramieniem, jakby w ten sposób chciał mi pomóc.
- Wyjdziemy z tego.
- Skąd wiesz ile czasu minęło? – spytałam ignorując jego słowa.
- Obliczyłem. Ojciec mnie nauczył tego i owego, kiedy w pobliżu nie było matki. Mógł ją kochać, ale pragnął dla nas lepiej. Chciał, żebyśmy umieli sobie poradzić, gdyby coś poszło nie po naszej myśli. Zresztą zna charakter matki i Danii. Wbrew pozorom nie jest aż tak głupi.
Pokiwałam głową, na razie zgadzając się z tym, co wmawiał mi Gaspar. Bez zaufania mogło być nam ciężej wyjść stąd z życiem. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem, by walczyć i przetrwać.
- Odeszli już?
- Sprawdzę.
Gaspar ostrożnie wyjrzał przez okno, a potem otworzył drzwi wyglądając i szukając ludzi. Potem zamknął drzwi, co oznaczało, że jeszcze musieliśmy poczekać.
- Ach! Byłbym zapomniał – mruknął. W głosie mężczyzny usłyszałam rozbawiony ton. – Bardzo mnie cieszy, że tak się o mnie martwisz, Joy. Gdyby nie ty i twoja gadatliwość, wpadlibyśmy w tarapaty.
Chrząknęłam, głaszcząc ostrożnie jaszczurkę, która od razu zaświeciła na brązowo. Widocznie nie była zadowolona ze słów Gaspara, ale pomimo nich podobał jej się mój dotyk. Wyglądało na to, że miał on rację, że siebie przypominamy.
- W końcu mieliśmy wyjść z tego razem – zauważyłam sztywno, opuszczając głowę. – Dlatego... powinnam się o ciebie martwić.
- Tak, powinnaś.
- Więc to oczywiste.
- Bardzo.
Oblizałam usta, tłumiąc zawstydzenie wywołane głosem mężczyzny. Nie miałam pojęcia do czego zmierzał i czego chciał wypytując o coś takiego. Mimo to czułam w kościach, że to nie był koniec. Gaspar nie powstrzymywał się przed zakończeniem sprawy tak, jak tego by chciał.
- Tak samo bardzo, jak twoje pragnienie rozebrania mnie.
Gwałtownie podniosłam głowę, otwierając szeroko oczy i wbijając wzrok na mężczyznę, który ewidentnie musiał się szczerzyć. Nie mogłam uwierzyć, że tyle czekał na poruszenie sprawy ze wczorajszej nocy. Tym bardziej, że musiał wiedzieć, dlaczego w ogóle to powiedziałam! Nie mogliśmy się przecież teraz pokłócić o coś takiego, kiedy musieliśmy wybyć stąd po cichu.
- Nie powiedziałam tego, bo chcę cię rozebrać – parsknęłam.
- Na pewno?
- Wyobraź sobie, że widziałam umięśnionych facetów bez koszulki – burknęłam. – W Dolinie nie mamy klimatyzacji, więc zdarza się widzieć mężczyzn pragnących się ochłodzić. I dobrze wiesz, dlaczego to powiedziałam! – oburzyłam się, powoli czerwieniąc. – Bo niby... dlaczego miałabym cię rozbierać?
- Bo jesteś zboczeńcem?
- Nie jestem!
- Patrz, twoje zwierzątko się ze mną zgadza – zachichotał Gaspar.
Ze złości wstałam, podchodząc do mężczyzny, by w jakiś sposób się obronić. Czasami babcia mówiła, że siła może być jedynym rozwiązaniem problemu. Jasne, ciężko byłoby mi wygrać z Gasparem, który był umięśniony i niewątpliwie dużo ćwiczył, ale atak z zaskoczenia (taki podobny do tego, co zrobiłam przed wylądowaniem na Wysypisku) mógł się udać. Zwłaszcza, że teraz nie wiedział co mogłabym zrobić.
- Powinniśmy się zbierać, a nie rozmawiać o takich rzeczach – zauważyłam stukając go palcem po piersi. – I wcale nie muszę cię oglądać. To ty wyglądasz jakbyś bardzo chciał się rozebrać.
- A dlaczego bym miał?
- Bo cały czas o tym mówisz? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Gaspar cicho się zaśmiał, nim ponownie wyjrzał przez drzwi. Zdawał się zadowolony z jakiegoś powodu, to z kolei znaczyło, że wcale nie skończył. Mógł planować kolejny atak, który skończyłby się równie źle. Czasami nie wiedziałam co zrobić, żeby się wybronić, zwłaszcza, że Gaspar zawsze wyglądał, jak gdyby to on wygrał.
- Kto teraz mnie maca? – spytał cicho, otwierając szerzej drzwi. – Ewidentnie jesteś bardzo ciekawa.
Przełknęłam cisnące mi się na usta przekleństwa, chwytając dłoń Gaspara i cicho zamykając za nami drzwi. Tym razem wygrał przez paskudne zagranie. Gdyby nie to, że musieliśmy być cicho, zaczęłabym się kłócić, co zdecydowanie wcale by mi nie pomogło. Gdybym nie gadała o tych umięśnionych...
Pokręciłam głową ostrożnie stawiając kroki. To nie był czas ani miejsce na takie rozmyślania. Musiałam się skupić na wyjściu stąd i dotarciu do Podniebnego Ministerstwa, niż na wygraniu kłótni z osobą, która na pewno mi na to nie pozwoli. Gaspar nie należał do osób, które poległyby w kłótni z kobietą, próbującą lub też starającą się wygrać dla samej wygranej.
Zacisnęłam usta wmawiając sobie, że po wyjściu z tej wioski i odejściu na bezpieczną odległość może udać mi się wykrzyczeć co o tym myślałam. A potem pójdę do babci i powiem jej, że siłowe rozwiązania są beznadziejne.
Skrzywiłam się.
- Lepiej nie – wymamrotałam pod nosem.
Właśnie odeszliśmy na tyle daleko, żeby móc spokojnie iść z pomocą świecącej jaszczurki. Dzięki temu wreszcie zaczęłam stawiać stopy tak, jak mi się to podobało, pozwalając na głośniejsze plaśnięcia.
Jeśli powiedziałabym o tym babci, zmuszona byłabym powiedzieć również o kontekście, a przecież zależało mi na zapomnieniu o Gasparze. Jego i tak ze mną tam nie będzie. On wróci do swojego życia z Danią, więc... potrzebowałam zapomnieć. Wszystko co się wydarzyło, własne uczucia...
Zerknęłam na trzymającą mnie dłoń.
Za tym również będę tęsknić.
- Przyznaję, dobrze jest podtykać umięśnionych facetów raz na jakiś czas – rzuciłam, starając się brzmieć radośnie.
Chciałam mieć chociaż wspomnienia, które pomogłyby mi to przetrwać. Ten okres w trakcie cierpienia po rozstaniu się z osobą, w której się zakochało będzie trudny.
- Hm?
Gaspar lekko zesztywniał, oglądając się na mnie z szokiem w błękitnych oczach. Zdawał się zaskoczony moimi słowami i to bardziej niż można było przypuszczać.
Czyli wygrałam!
- No co? – zapytałam niewinnie, próbując rozluźnić atmosferę. – Zdziwiony?
- Ciebie to trudno przegadać, co? – Gaspar pokręcił głową.
- Ciebie również.
Jaszczurka pisnęła z zadowoleniem, tuląc łepek do mojej dłoni. Zaświeciła ciutkę jaśniej, jak gdyby ogłaszała zwycięzcę.
Nagle Gaspar się roześmiał, unosząc brew.
- To może wspólna kąpiel po powrocie? Pozwolę ci podziwiać moje ciało i dać sobie zrobić masaż.
- Poważnie? – spytałam wcale niezawstydzona. Byłam przygotowana na coś podobnego. – W takim razie ja również zasłużyłam na masaż.
Policzki i kark Gaspara zaczerwieniły się niebezpiecznie.
Zachichotałam, starając się nie myśleć o tym, co będzie, kiedy wrócimy. A na pewno nie zostanę dopuszczona do mężczyzny, czy nie dojdzie do masażu.
- Aż nie mogę się doczekać – zanuciłam beztrosko, oglądając się na boki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top