13. Poszukiwanie wyjścia

Ze łzami w oczach wpatrywałam się w śniadanie leżące na talerzu przede mną. Wyglądało tak dobrze, jak to przyszykowane przez mamę w gorsze dni, kiedy źle się czułam. Był tam chleb, delikatna jajecznica, sałatka i Sok.

Podniosłam spojrzenie pełne podziwu na nastolatka, który nerwowo czekał na werdykt. Miał związane w warkocz włosy (sama to zrobiłam) i nerwowy acz śliczny uśmiech. Przez to już teraz wyglądał niczym prawdziwy łamacz kobiecych serc.

- Derek – wyszeptałam łapiąc go za rękę, ku pełnemu niezadowolenia syknięciu Gaspara. – Gdybyś był starszy i umięśniony to...

- Joy! Derek cofnij się, nawet się nie waż słuchać! – zawołał mężczyzna próbując zatkać mi usta.

- ...wyszłabym za ciebie z marszu! – krzyknęłam, cofając się z chichotem do tyłu, przed dłońmi Gaspara.

Mężczyzna jęknął, zaciskając dłonie w pięści, z kolei jego młodszy brat zaczerwienił się uroczo. Derek był tak samo uroczy, jak Bruno i to tak bardzo, że aż serce się krajało. Jeśli wybierze się do Tęczowej Doliny trzeba będzie nauczyć go odróżniać te dobre dziewczyny od tych pragnących jedynie go wykorzystać. Inaczej biedak będzie uwięziony przez nieodpowiednie kobiety. Ale! Będę tam ja i Ava. Ze starszą siostrą łatwo nauczymy go wszystkiego. Och, gdyby jeszcze była z nami Cassie...

Odwróciłam spojrzenie, spoglądając z powrotem ku talerzowi. Należałoby wytłumaczyć tę sytuację kolejnej osobie.

- Wiesz... - ponownie chwyciłam widelec żeby nałożyć sobie jajecznicy. – Moi rodzice mają restaurację. I piekarnię. Sprzedają również Tęczowy Sok, którego recepturę zna tylko nasza rodzina. Jest dużo lepszy od tego, co przynosi ci Walenty – dodałam niczym najlepszy możliwy kanciarz lub oszust. Mimo wszystko nie chciałam zostawić dzieciaka w tym... pustym miejscu. – Marzyli też o znalezieniu kogoś utalentowanego. Prawdą jest, że jeszcze musisz się wiele nauczyć, ale... Uff!

Gaspar wcisnął mi kanapkę do ust, skutecznie zamykając mi wargi. Następnie wpatrując się we mnie ze zmrużonymi oczami, czekał na moją reakcję. Wiedział przecież, że jakoś musiałam zareagować, skoro dopuścił się do czegoś takiego. Niemniej ja jedynie uniosłam brew powoli jedząc. Dopiero po przełknięciu strzeliłam w niego palcami, obracając twarz ku siedzącemu przy mnie nastolatkowi.

- Tego zachowania nie powielaj – rzuciłam, uśmiechając się uroczo. – Ta praktyka już dawno powinna wyjść z mody. Jeśli już musisz zatykać usta kobiecie to... - urwałam zerkając na gwałtownie zrywającego się na nogi Gaspara.

- Joy! On ma piętnaście lat.

- Wiem. To oznacza, że najwyższy czas nauczyć go jak należy traktować kobiety. Jeśli nie teraz to kiedy? – spytałam niewinnie, również się podnosząc.

Czułam w kościach ten impuls, który mówił mi, że należy uciekać. Gaspar zawsze tak na mnie patrzył, w ten specyficzny sposób, jakby namierzył swoją ofiarę, gdy uznał, że inaczej nie da rady nade mną zapanować. Trzy lata do dużo czasu, żeby się tego nauczyć. Byłam nawet gotowa porzucić przepyszne śniadanie byleby ratować własną skórę.

- Joy.

- Tak wiem, uwielbiasz wypowiadać moje imię.

Ostrożnie stanęłam za nastolatkiem, który ze śmiechem się nam przyglądał. Gaspar zrobił krok w tamtą stronę, więc ruszyłam w drugim kierunku.

- Na czym to skończyłam? – zapytałam chichocząc. – Ach, tak! Uciszanie. Są dwa wspaniałe sposoby.

Gaspar rzucił się w moją stronę, a ja ze śmiechem ruszyłam biegiem w stronę kanapy. Tam miałam możliwość ucieczki w tunele lub kręcenia się wokół niej. Nie byłam pewna, co do tego, co powinnam zrobić, ale dobrze było o wszystkim zapomnieć i zwyczajnie się rozluźnić.

- Pierwsze to zakrycie ust dłonią! – krzyknęłam stając przed kanapą, gdy Gaspar był za nią. – Ale pamiętaj o słodkich słówkach i przeprosinach!

Gaspar poraził mnie wzrokiem, okrążając kanapę, dzięki temu znaleźliśmy się w odwrotnej sytuacji. Mężczyzna nie uśmiechnął się, chociaż kąciki jego ust drgały. Widać wreszcie pojął, że czasami trzeba się zrelaksować, zwłaszcza w takiej sytuacji.

- A ten drugi? – dopytywał Derek.

- Nie słuchaj jej!

- Drugi to... Haha! – obróciłam się plecami, decydując ruszyć do tuneli. – To pocałunek! Ooooch!

Gaspar chwycił mnie za łokieć i biodro ciągnąc do tyłu. Z zaskoczenia straciłam równowagę lecąc do tyłu. Rama kanapy podhaczyła moje nogi, aż runęłam. Ewidentnie Gaspar się tego nie spodziewał, bo gdy ja poleciałam, on poleciał ze mną, starając się mnie złapać. Spleceni runęliśmy na ziemię, tocząc się po gumiastym podłożu. Pomimo sytuacji dalej chichotałam, trzymając mocno Gaspara.

Derek krzyknął z zaskoczenia, biegnąc ku nam. Dzięki temu udało nam się zatrzymać. I właśnie przez to mogłam spojrzeć w twarz mężczyzny i mój śmiech nagle się urwał. Twarz Gaspara znajdowała się tak blisko mnie, że widziałam dokładnie jego ładne błękitne oczy, które teraz były poważne. Łatwiej widziało się również jego długie rzęsy i prosty nos. Usta, te wspaniałe usta, także były na wyciągnięcie ręki. Zapewne, gdybyśmy zatrzymali się inaczej, jego włosy połaskotałyby mnie w policzki, ale w tym wypadku poleciały na ziemię. Tym razem to moje włosy opadły na jego twarz...

Odrobinę pochyliłam się, czując jak serce wali mi w piersi. Nie wiedziałam czy z wysiłku, czy z innego powodu, jednak idealnie zgadzało się z tym Gaspara.

- Jesteście cali?

Ocknęłam się na dźwięk głosu Dereka. Gdyby nie on, popełniłabym kolejne głupstwo. Przecież Gaspar miał swoją wybrankę! Powinnam się wreszcie obudzić.

Zresztą dlaczego chciałam go pocałować?!

- Tak – wychrypiałam, dalej trzymana przez Gaspara. Moje policzki lekko się zaczerwieniły.

- Pomóc wam?

- Wiesz... wiesz co się robi kiedy należy przeprosić kobietę? – spytałam, próbując naprawić nastrój i wydostać się z ramion Gaspara. Nieskutecznie.

- Też pocałować?

- Można. Ale najpierw powinny paść słowa: „Przepraszam kochanie" – dokończyłam.

- „Przepraszam kochanie to wszystko była moja wina" – dodał Gaspar przesuwając dłońmi po moich plecach. Zadrżałam, co wywołało uśmiech na twarzy mężczyzny, zupełnie jak gdyby wygrał. – Szczególnie, jeśli to nie twoja wina, a ona się zwyczajnie boczy. Tak czy inaczej, koniec twoich nauk, Joy. Są niebezpieczne i mało zgrabne, zupełnie jak ty.

- Ha?! To była twoja wina! – uderzyłam pięścią w pierś Gaspara, po czym z zamachem się podniosłam. – Powinniśmy się zbierać!

Obróciłam się wracając do stołu. Moje policzki przybrały ciemniejszą barwę czerwieni, którą również okazał skacząca z sufitu na moje ramię jaszczurka. Ta sama, która ze mną spała.

**********

Przed naszym odejściem Derek obiecał spotkać się ze mną w Tęczowej Dolinie. Wyznał, że Walenty miał do niego przyjść jutro i właśnie wtedy poprosi go o pomoc. Pragnął też wyrazić nadzieję, że odkryję tajemnicę.

Tak też się rozstaliśmy (po uściskach, które nie przypadku do gustu Gaspara), idąc w kierunku poleconym przez nastolatka. Mapę oczywiście trzymał mój wspaniały towarzysz. Uznał on, że tak będzie bezpieczniej, nie dodał jednak dla kogo tak miało być. Osobiście poczułam się lekko urażona, gdyż byłam dobra w czytaniu map. W końcu nauczył mnie tego Dyzma. Mój starszy brat często śmiał się ze mnie, wyśmiewając kiedy gubiłam się w Dolinie. Nie było to dziwne, w końcu jest ona dość duża. Pomieściłaby duże miasto.

Ale nikomu nie zamierzałam opowiadać o mojej czarnej przeszłości. Chociaż znając Dyzmę, prawie każdy w domu o tym wiedział. W końcu nie należał do tych wspaniałych, oddanych i pełnych miłości braci. Może i się kochaliśmy, ale należeliśmy też do tych sarkastycznych i złośliwych ludzi. Tak czy inaczej, ta zdolność się przydała.

- Gaspar...

- Joy, jeśli znów zapytasz o jedzenie, to moja odpowiedź się nie zmieni – parsknął mężczyzna, idąc na wprost. – Jest za wcześnie, musimy oszczędzać jedzenie póki się da.

- To nie to! Czy ty myślisz, że mi jedzenie tylko w głowie?!

- Nie – Gaspar zachichotał cicho. – To nie jest jedyne o czym myślisz. Sądzę, że w następnej kolejności będą umięśnieni faceci. Zaś potem historie twojego życia, a w roli głównej – twoja rodzina.

Już miałam coś odpowiedzieć, gdy moją uwagę przyciągnął pokój na prawo. Była to salka podobna do tej, w której mieszkał Derek. Ta jednak nieustannie świeciła, gdyż jaszczurki zmieniały kolory chodząc po zdjęciach.

Bez słowa weszłam do środka, zaś zgromadzone stworzenia od razu zaświeciły na czerwono. Jednak je całkiem zignorowałam, przyglądając się w skupieniu fotografiom. Z jakiegoś powodu te twarze były dziwnie znajome. Nie mogłam pojąć dlaczego tak myślę i co mną kierowało, żeby tu wejść. Gaspar mógł zdążyć odejść i zostawić mnie w tunelach. Mimo to...

Przesuwałam wzrokiem po zdjęciach i łączących ich sznurkach. Miały różne kolory, chociaż przez światło nie mogłam ich za bardzo rozróżnić, czułam jednak że miały konkretne znaczenie. Takie, które mogłabym rozgryźć, gdybym miała odpowiednie oświetlenie i chwilę czasu.

- Joy? Joy?! Joy, gdzie jesteś?!

Nie mogłam się oderwać, nawet słysząc przerażony krzyk Gaspara. Odpowiedź na to wszystko miałam na końcu języka, ale nie mogłam jej wydobyć. Czułam, że wiem co to znaczy. Te zdjęcia, strzały i Walenty. One się ze sobą łączyły dając jasne wytłumaczenie. Takie banalnie proste.

Zdjęcia. Strzały. Walenty.

Plus linki łączące poszczególne osoby...

- Co to jest? – zastanawiałam się głaszcząc jaszczurkę, która nie chciała mnie opuścić. W jakiś sposób skurczyła się, żeby nie było mi ciężko jej nieść. – Co to może być?

- JOY!

Zostałam gwałtownie odwrócona i przede mną pojawiła się pełna zaniepokojenia twarz Gaspara. Mężczyzna przyjrzał mi się nerwowo, jakby czegoś szukał, zaraz potem wyrwał mu się oddech ulgi. W następnej chwili przyciągnął mnie do siebie, mocno przytulając. Serce Gaspara biło szybko, jak gdyby miało wylecieć mu z piersi.

Z zaskoczenia rozdziawiłam usta, chociaż wcale nie przeszkadzało mi znajdowanie się w jego ramionach. Prawdopodobnie rzeczywiście mogłam być pewnego rodzaju zboczeńcem, jak twierdził Stróż.

- Nigdy więcej mi tego nie rób – jęknął Gaspar. – Wystraszyłem się, kiedy nie odpowiadałaś, a potem... Joy, mieliśmy wyjść z tego razem, pamiętasz?

- Tak, przepraszam.

Kiedyś wyrzuty sumienia zaprowadzą mnie do grobu. Albo moje własne działania.

- Co to? Nie, nie powinno nas tu być – ciepło ciała mężczyzny znikło, by zaraz pojawić się na mojej ręce. – Idziemy. Kto wie co tu ktoś robił.

- Ach, poczekaj!

Gaspar jednak nie byłby Gasparem, gdyby mnie posłuchał. Zwyczajnie mocniej złączył swoje palce z moimi, ciągnąc mnie do wyjścia. O jego plecy uderzał otrzymany przez jego brata kołczan, gdy mężczyzna przyśpieszył chcąc wyprowadzić nas jak najszybciej z tego miejsca.

Czując podenerwowanie Gaspara, bez słowa, przystałam na to, chociaż co chwila oglądałam się przez ramię. Potrzebowałam rozwiązać tę łamigłówkę, choć brakowało mi na to czasu.

Pokręciłam głową, skupiając się na drodze. Lepiej było o tym myśleć w bezpieczniejszym miejscu.

Ścisnęłam rękę Gaspara, przyśpieszając by go dogonić.

Na rozwiązywanie zagadek będę mieć czas w domu, w Dolinie.

*********

- Joy?

- Nie ma mnie – burknęłam w odpowiedzi, nawet nie zaszczycając spojrzeniem Walentego. Siedzieliśmy w pustej strzelnicy, czekając aż Gaspar wyjdzie z biura. Dziś był wyjątkowo zły, dlatego lepiej było go unikać.

- Byłaś kiedyś zakochana? – spytał Wal ignorując moje słowa.

Przewróciłam oczami, uznając że przynajmniej to pytanie nie jest tak groźne. Ale mogło mi się jedynie zdawać.

- Raczej nie. Miałam ze trzech chłopaków, ale nie jestem pewna czy coś do nich czułam.

- A chciałabyś być zakochana?

- Zapewne – osunęłam się po ścianie, siadając na ziemi. Mój wzrok wycelowany był w niebo. Miało ono tak ładny pomarańczowy odcień.

- Ja kiedyś byłem zakochany – wyznał Walenty. – Co to była za kobieta! – mężczyzna zachichotał. – I uwierz mi, jest na co czekać. Nie ma to jak porządna miłość! Taka niewymuszona i szczera.

Głos Walentego był dziwnie smutny, chociaż zdawał się mówić o czymś radosnym. Powinien się więc cieszyć, wręcz radować, a nie być taki podupadły na duchu. Zresztą Walenty rzadko bywał poważny, wobec czego sprawa musiała być raczej... bolesna.

- Miłość jest piękna, Joy. Warto na nią czekać – wymamrotał pod nosem. – Wiem co mówię.

Wolałam milczeć. Jego słowa mnie zaciekawiały i przerażały. Zupełnie, jakby były prorocze, ale nie zwiastowały raczej czegoś dobrego. Wiedziałam, że nie każdy związek wychodzi. A nawet jeśli może przynieść więcej bólu niż radości.

Walenty był tego przykładem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top