1. Roztrzaskane marzenie

Od dziecka miałam jedno wielkie marzenie. Chciałam zostać przyjęta do Podniebnego Ministerstwa do Działu do Spraw Nadprzyrodzonych. Nie pragnęłam utknąć w Tęczowej Dolinie i sprzedawać z rodzicami Tęczowego Soku wraz z ciastami. Chciałam wykorzystać swój dar dobrego wzroku i talentu w łucznictwie. Dlatego też po ukończeniu pełnoletniości, wymknęłam się z domu – z pomocą wuja – i na czas pojawiłam się na dniu Wyboru w Ministerstwie.

Z entuzjazmem weszłam przez olbrzymie, szklane drzwi do marmurowego holu, popijając swobodnie Tęczowy Sok, który mój szalony, chudy wuj, wcisnął mi do ręki, jeszcze przed tym nim się rozeszliśmy (on do swoich szemranych spraw, ja do swoich).

- Huh?

W oczy rzucił mi się wielki plakat zatytułowany „Rzeczy zabronione". Zaintrygowana podeszłam, ignorując wymowne spojrzenia wystylizowanych ludzi. Mieli na sobie najnowsze modowe trendy, wspaniałe fryzury i w ogóle wyglądali zupełnie inaczej. Niemal mogłoby się zdawać, że weszłam do innego świata w swoich czarnych buciorach, szarych spodenkach i kolorowej bluzce bez rękawów. W dodatku miałam w dłoni plastikowy kubek z kolorowym sokiem w jednej ręce, zaś w drugiej wór ze swoimi rzeczami.

Potrząsnęłam głową, zabierając się za czytanie. Należało znać zasady, jeśli chciałam tu zostać na dłużej, a przecież musiałam. Po ucieczce, mogłam liczyć się tylko z krzykiem matki i wyśmianiem przez ludzi z Doliny. Ale jeśli stanę się sławna... sprawa wyglądałaby ina...

- C-co? – z ust wyleciała mi rurka, gdy zobaczyłam jedną z rzeczy zabronionych. – Tę... Tęczowy Sok?

Przełykając ślinę, spojrzałam w dół. W moim kubku był kolorowy płyn do bólu przypominający tęcze. Nie dałoby się go pomylić z niczym innym, nawet jeśli nie wiedziałoby się jak on wygląda.

Pośpiesznie rozejrzałam się w poszukiwaniu jakichś strażników, jednocześnie mieszając płyn. Modliłam się, żeby kolory jakoś się połączyły, co czasami się zdarzało, ale nie zawsze. W zależności od stężenia kolorów tęczy, jak i jej wieku (to jest: czy zebrało się sok od razu, gdy się pojawiła, czy dopiero, gdy zaczynała znikać), kolory mogły się zmieszać lub uparcie pozostać. Oczywiście przy tym smak pozostawał ten sam – owocowy.

Przesunęłam spojrzeniem w stronę rejestracji, gdzie nowi rekruci mieli się zapisywać. Stał tam umięśniony mężczyzna z długim czarnym czymś przypominającym pałkę. Ale to nie mogło być to, byłam tego pewna, że to coś związanego z technologią.

- Nie dam rady – wymamrotałam wiedząc, że wuj dał mi Tęczowy Sok dość „młody". Jedynie młode soki się nie mieszały. – Wyrzucą mnie – jęknęłam.

Rozejrzałam się nerwowo, ruszając do miejsca, gdzie zapisywano się, aby otrzymać pokój. Dzięki temu wyglądałam, jakbym najpierw szła zapisać się w tym miejscu, a nie starała się coś wymyślić. Pośpiesznie zaczęłam pić, ale niewiele ubyło z mojego dużego kubka. Miałam ochotę się przez to popłakać.

Dlaczego zakazano Tęczowego Soku? Przecież to nie jest groźna ani uzależniająca substancja! Co robić?

- Ten cholerny wuj – warknęłam biorąc dokumenty od siedzącego przy stoliku chłopaka. – Na pewno zrobił to specjalnie.

Ustawiłam się przy stoliku przy ścianie. Wypełniając dokumenty popijałam z kubka, starając się nerwowo nie poruszać nogą. Jeśli mnie złapią, zostanę wyrzucona z miejsca i wrócę do rodzinnej restauracji – czy to do sprzedawania soków i ciast, czy do sprzedawania jedzenia. A ja nie o tym marzyłam!

Połowa soku.

Zaczęło mnie ściskać w żołądku, gdy oddawałam papiery chłopakowi, który poinstruował mnie, żebym od razu poszła do drugiej rejestracji. Dopiero po wypełnieniu formalności mogłam otrzymać swoje miejsce. Właśnie wtedy coś przyszło mi do głowy.

- Gdzie toaleta? – wystrzeliłam, wpadając na wspaniały pomysł.

Mogłam przecież wylać wszystko do zlewu! Tyle wystarczyło, żeby nie było większych problemów i bym mogła spełnić swoje marzenia. Dopiero potem zamierzałam dopaść wuja i nim porządnie potrząsnąć. Nie, lepsze było zaszantażowanie go, aby nigdy więcej czegoś takiego mi nie zrobił.

- Skręć w lewo i idź prosto do drugiego skrętu w prawo, tam znajdziesz toalety – poinstruował mnie chłopak od razu tracąc mną zainteresowanie.

- Dzięki!

Niemal biegnąc ruszyłam we wskazanym kierunku. Każdemu, kto nie wiedział należało przypomnieć jedną ważną rzecz. Nigdy, przenigdy nie powtarzajcie tej samej informacji wiele razy, pośpiesznie, recytując pod nosem. Jeśli to zrobicie... wiedźcie, że czekają Was kłopoty. Tak, jak mnie.

- Pierwszy skręt na prawo – wymamrotałam, szybko wchodząc w zakręt.

Następnie wrzasnęłam wpadając w kogoś i rozlewając sok. Rozległy się krzyki, ktoś nawet upadł, gdy ja mocno trzymałam się marynarki jakiegoś faceta. Faceta, który miał znikomą przyjemność zostać oblany.

- T-tak bardzo przepraszam – wymamrotałam dostrzegając jak sok spływa po ustach mężczyzny ku ubraniu nieznajomego.

Mężczyzna oblizał wargi, starając się zachować spokój, ale nie mógł, bo zaraz w następnej kolejności, poślizgnęłam się, próbując wycofać. W ten oto wspaniały sposób została podarta marynarka, gdy z trudem zachowywałam i traciłam równowagę. Moja koordynacja była po prostu fatalna.

- Gaspar! – kobiecy krzyk zdawał się dobiegać z bliska.

- Przepraszam – jęknęłam wyrzucając plastikowy kubek i podejmując szybką decyzję, gdy dostrzegłam biegnących w naszą stronę strażników. – Musisz mi pomóc.

- Co?

Chwyciłam policzki wysokiego, umięśnionego mężczyzny. Jego błękitne oczy przyglądały mi się w osłupieniu i niezrozumieniu. Zmarszczył brwi o tym samym fioletowym kolorze, co jego włosy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten kolor włosów charakterystyczny był dla jednej z wielu rodzin związanych od pokoleń z Podniebnym Ministerstwem. W Tęczowej Dolinie fioletowe pukle miała co któraś osoba, więc nie wydawało mi się to jakoś szczególnie dziwne.

- Wybacz – powtórzyłam.

W następnej kolejności nasze usta się zetknęły, zaś oczy mężczyzny szeroko otworzyły. Zaraz potem rozległy się zaskoczone westchnięcia i kobiecy krzyk.

Wrzeszcząc siadłam na łóżku. Chwyciłam walące mocno serce, wpatrując się w ścianę przede mną. Byłam ewidentnie w swoim pokoju, leżąc na górze piętrowego łóżka.

- Ależ się wystraszyłam – jęknęłam ponownie opadając na poduszki.

- Ja też – parsknął kobiecy głos.

- Miałam koszmar – mruknęłam w celu wyjaśnienia tej całej sytuacji.

- Raczej to nie był koszmar – rzuciła Cassie. – Zawsze mówisz, że masz koszmar, gdy śni ci się, twoja czarna przeszłość. Mam rację? Hm?

Obróciłam się na bok, przyglądając Cassie, która stojąc na drabince, opierała łokcie o mój materac. Jej długie białe włosy, były jak zwykle związane w warkocz. Z kolei fiołkowe oczy z ekscytacją przyglądały się mojej twarzy, która na pewno nie wyglądała najlepiej. Szczególnie po wczorajszym piciu.

- Aha! Mam rację – ucieszyła się z zadowolonym uśmieszkiem na wargach. – Co konkretnie wspominałaś?

- Nie pytaj – jęknęłam zakrywając głowę kołdrą.

To Cassie uratowała mnie tamtego dnia, gdy... kompromitowałam się przed tłumem. Oczywiście po tym, jak pocałowałam Gaspara – syna pani Minister – przy jego narzeczonej. Gdyby tego było mało, nazwałam go „kochaniem". Ale Cassie, mimo to interweniowała, mówiąc, że to musiała być miłość od pierwszego wejrzenia i jako dziewczyna praktycznie ze wsi, nie znam się na zwyczajach panujących w wielkim mieście. Jednakże to mnie nie uratowało. Przyszła synowa pani Minister nie mogłaby tak zwyczajnie mi odpuścić.

- Hej.

- Jak tu się znalazłam? – spytałam, starając się zmienić temat.

Cassie nie uratowała mnie bezinteresownie. Tak się składa, że polubiła mnie, bo nie znosi... nienawidzi tamtej dziewczyny, tej przyszłej synowej pani Minister. Nie znałam szczegółów, ale wystarczyło mi wiedzieć, że mój uczynek w jakiś sposób jej i mi pomógł.

- Trzeba było tyle nie pić, skoro nawet tego nie wiesz – parsknęła z niezadowoleniem. – Znów przyniósł cię ten zakapturzony typ. Powinnaś mu podziękować, szczególnie że nie wydaje się, żeby zrobił ci krzywdę. Mimo to następnym razem możesz trafić na zboczeńca, czy innego popaprańca – wyrzuciła z siebie przyjaciółka. – Joy, mówię poważnie. W Podniebnym Ministerstwie pracują różnego typu ludzie, a jako kobieta powinnaś uważać. Zwłaszcza upijając się w trupa.

- No wiem – jęknęłam rozmasowując skronie. Głowa powoli zaczęła mnie boleć.

W takich wypadkach przydałby się Tęczowy Sok, który idealnie oczyszczał organizm, niwelując takie objawy. Pod tym względem był niemal magiczny. Może nie miał właściwości leczniczych, ale pamiętałam jak matka wiele razy dawała sok ojcu po jego wypadach ze znajomymi. Po godzinie Tęczowy Sok sprawiał, że wracał do życia i wysławiał matkę pod niebiosa.

- Więc co ci się śniło?

- Mój pierwszy dzie... - urwałam, ale było już za późno. Gdybym się nie zamyśliła, nigdy nie popełniłabym tego błędu.

- Ten wspaniały, cudowny dzień?! – Cassie zaczęła rechotać z uciechy, uderzając dłonią w materac. – Och, nigdy nie zapomnę miny Danii. Chyba w życiu nie wyglądała na tak zszokowaną, przerażoną i nienawidzącą jednej osoby, jak wtedy. Czy to też nie był ten dzień, kiedy zerwała zaręczyny z Wielkim i Wspaniałym do Bólu Gasparem?

- Tak.

- No tak, przez to pani Minister – niech spadnie do Wysypiska – zrzuciła go z posady – Cassie zacmokała, pochylając się ku mnie. – Ta jego mina była równie cudowna. To był ten jeden, jedyny raz, gdy ktoś odważył się go tknąć. Nie dość, że oblałaś go czymś, to jeszcze podarłaś jego ulubioną marynarkę i pocałowałaś. Ten to miał przeżycia! Jestem pewna, że...

- Tak, Cassie – warknęłam spoglądając na przyjaciółkę, która za późno się opamiętała. – Gaspar mnie nienawidzi. Przez jego byłą, trafiłam do tego cholernego Działu do Spraw Walentynek i Miłości. I on również. Codziennie musimy widzieć siebie nawzajem, co jest dla nas prawdziwym błogosławieństwem, nie uważasz?

Cassie skrzywiła się, przepraszająco na mnie zerkając. Przez te trzy lata razem, zdążyła się dowiedzieć czego pragnęłam i, że od tamtego dnia moje życie to pasmo porażek. Gaspar nigdy nie wybaczył mi tego, co się stało, zaś ja... Czułam, że on miał do tego pełne prawo. Przez jeden uczynek, zrujnowałam mu życie. Było mi naprawdę przykro, lecz wyrzuty sumienia szybko znikły, kiedy on...

Potarłam oczy, wzdychając ciężko.

- Mogę udać, że jestem chora? – spytałam obawiając się pójścia do pracy.

- Wzięłaś chorobowe w tamtym tygodniu – zaprzeczyła Cassie. – Na dwa dni, więc byłoby dziwne, gdybyś znów wzięła.

- Ugh!

Zeskoczyłam na ziemię, biegnąc szybko do toalety. Zawsze po takim piciu miałam odruchy wymiotne. Mój organizm, po latach picia Tęczowego Soku, nie chciał truć się czymś tak niezdrowym jak alkohol. Dlatego źle znosiłam następny dzień.

Zwymiotowałam do ubikacji. Czułam się niczym wrak człowieka i nawet łagodne głaskanie Cassie mi nie pomogło. Wręcz przeciwnie.

- Powinnaś wyrzucić wszystko – powiedziała Cassie dalej gładząc moje plecy. – Tylko wtedy poczujesz się lepiej. Potem wypij to, co już ci naszykowałam.

Siadłam na ziemi, dalej z głową przy sedesie. Skoro ten dzień zaczął się w ten sposób, to już widziałam, że czekają mnie istne tortury w pracy. Jeśli wpadnę na Gaspara to z pewnością każe mi zrobić coś, co tylko pogorszy mój stan. Z kolei Walenty będzie mnie wyśmiewać, twierdząc że taki koneser alkoholu i znawca, jak on, nie miał nigdy podobnego kaca, jak ja. Przez to zacznie śpiewać swoje paskudne piosenki, ukradkiem używając mojego łuku. Żeby potem całkowicie zrujnować mój dzień.

Zapłakałam, ponownie wymiotując pozostałe resztki.

- A mówiłam, żebyś nie piła – parsknęła Cassie, interpretując mój płacz inaczej niż należało. – Teraz masz nauczkę.

- Casieeeee – jęknęłam.

- Opłucz twarz – burknęła zniesmaczona. – Ja przygotuję ci coś, co uspokoi twój żołądek. Pamiętaj jednak o wzięciu leków.

Niska, zgrabna kobieta wyszła, cmokając z niezadowoleniem. W takich wypadkach zachowywała się niemal jak matka. W dodatku taka surowa, niemalże ciesząca się, że jej dziecko dostało nauczę. Mimo to chętnie mi pomagała, bo wiedziała, że tu mogłyśmy liczyć głównie na siebie. Zwłaszcza, gdy zaczynała się walka o najlepsze miejsce.

- Mamo – jęknęłam, wstając chwiejnie.

Czasami myślałam, że może lepiej byłoby zostać w Tęczowej Dolinie. Tam nie działoby się to, co tu. Było spokojnie, wesoło, radośnie. Wszyscy byli przyjaźni, jednocześnie próbując wychwalać własne dziecko.

Ha... Na co się skazałam?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top